anioł stróż.pdf

(47 KB) Pobierz
94020523 UNPDF
Autorka: Yulara lordhellebore
Tytuł oryginału: Saving Angel
Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2687175/1/
Przetłumaczyła: AtA
Sprawdziła: acromantula
Tytuł tłumaczenia: Anioł Stróż
Zgoda: niestety, mimo parokrotnego wysyłania mejli do autorki, nie odpowiedziała. w nocie
odautorskiej do któegoś ficka wspominała, że nie ma czasu, więc moze po prostu nie odebrała...
jeśli się sprzeciwi umieszczaniu ficka, poproszę o usunięcie (;.
Anioł Stróż
Nic już nie mówisz.
Na początku pytałeś, dlaczego. Żądałeś odpowiedzi, tak śmiały, tak gwałtowny, jak tylko ty mogłeś
być. Po jakimś czasie zacząłeś o nie błagać, złamany, płaczący. Teraz milczysz. Mnie też nikt nigdy
nie powiedział. Też przestałem pytać. Podświadomie wiedziałem, tak, jak ty.
Czasami niemalże zmuszałeś mnie do wierzenia, że nie miałeś pojęcia. Wyglądałeś tak spokojnie,
tak potulnie.
- Nie wiem, co ci zrobiłem, proszę, powiedz mi. Powiedz mi, dlaczego!
Niejeden raz odczuwałem pokusę, by spełnić twoje życzenie. Ale, oczywiście, nie zrobiłem tego. To
nie byłoby w porządku, to nie byłoby fair. W każdym razie chcę, żebyś zrozumiał. Nie mógłbyś,
gdybym ci po prostu powiedział. A teraz?
Dla mnie to też jest bolesne, wiesz o tym. Widzieć, jak tam leżysz... To jak patrzenie w zwierciadło,
ukazujące przeszłość – moją przeszłość. Tak dobrze pamiętam, jak to było... Zimno, głód, ból i
strach...
To niezbędne, nawet, jeśli mi nie wierzysz. Potrzebujesz tego, mój miły. Potrzebujesz tej kary.
Jakim byłbym kochankiem, gdyby ci jej nie dostarczył?
Kocham cię. Kolejny powód, dla którego to boli. Nie lubię patrzeć na to, jak cierpisz – cóż, to nie
jest całkowita prawda. Jesteś teraz tak piękny, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Szczuplejszy,
bledszy – spędzenie paru miesięcy w lochu, z dala od słońca, zrobiło swoje. Łapię się na
podziwianiu kontrastu między twoimi włosami a skórą.
Ja zawsze byłem blady, gdy mnie uwolnili wyglądałem jak trup – anemiczny, brzydki. Ty nigdy nie
będziesz brzydki. Cokolwiek ci zrobię, będziesz pięknieć. Kocham sposób, w jaki osocze spływa po
twoim gładkim ciele, jak pieści twoją zimną skórę, tak ciepłe, tak czerwone. Smaruję nim twoje
wargi i obserwuję, jak się oblizujesz. Przypominam sobie... przypominam sobie metaliczny smak
mojej własnej krwi.
Cała ta krew, te rany, świeże i lekko zabliźnione – są znakami pokuty. Z kolejnym nowym cięciem
twoja wina coraz bardziej się oddala. Nie cieszysz się z tego?
Ból oczyszcza.
Tak, jesteś piękny, mój miły. Mógłbym po prostu siedzieć tu godzinami i obserwować cię. Robię to.
Mamy dla siebie cały czas tego świata, ty i ja.
Czasem łapię się na myśleniu, jak mogłoby być. Patrzę na ciebie, zmaltretowanego, trzęsącego się
na lodowatej, kamiennej podłodze i zastanawiam się. Co by się stało, gdybyś po mnie przyszedł?
Gdybyś spełnił swój obowiązek? Bo to był twój obowiązek, prawda?
Byłem pewien, że przyjdziesz. Czekałem na ciebie każdego dnia, modliłem się, byś przybył. Śmiali
się ze mnie, gdy im o tym powiedziałem, ale nie obchodziło mnie to. Nie rozumieli, nie mogli
zrozumieć.
Może ojciec rozumiał miłość, kiedyś, zanim On uczynił z niego niewolnika. Bo On na pewno nigdy
jej nie pojmował.
Nic dziwnego, że się śmiali. Po jakimś czasie przestałem nawet ich nawet nienawidzić.
Wiedziałem, że przyjdziesz i mnie uratujesz, uratujesz tak, jak wszystkich innych, cały
czarodziejski świat. Byłeś naszym Wybawcą, wszyscy tak mówili, wszyscy cię za to kochali.
Ale nikt nie kochał cię tak, jak ja, jak nadal cię kocham. Widzisz, to była dla mnie kompletna
niespodzianka. Zawsze myślałem, że cię nienawidzę. Ale w międzyczasie zrozumiałem, że to coś
zupełnie innego. Nie nienawidziłem cię, tylko kochałem. Nie mam pojęcia, kiedy, dlaczego tak się
stało.
Zdałem sobie sprawę, że ty wiedziałeś, chociaż nigdy ci nie powiedziałem, nie byłem w stanie. Nie
mogłeś tego przeoczyć. Nie mogłeś. Byłeś świadomy, że cię kocham, dlatego przyjdziesz i mnie
uratujesz – wiedziałem to. Nie mógłbym przetrwać bez tej wiedzy. Byłeś naszym Wybawcą. Moim
Wybawcą. Odważny, szlachetny i czysty. Piękny jak anioł. Mój Anioł Stróż.
Nigdy się nie obawiałem, że przegrasz walkę przeciwko Niemu. Pokonałeś Go raz, zrobisz to znów.
Nie mógł cię zabić. Jesteś Aniołem, a anioły są nieśmiertelne.
Zanim zdążyłem ugryźć się w język, zacząłem się z nich śmiać, twierdzić, że On nigdy nie wygra.
Oczywiście nie zrozumieli. Nie mieli pojęcia, czym jesteś, nie uwierzyli mi. Mówili, że jestem
szalony. Ale nie jestem – zabiłeś go, prawda? Nie mógł wygrać. Przez cały ten czas miałem rację.
Pamiętam twarz ojca, gdy przyszedł tamtego dnia do mojej celi. Z furii i przerażenia wychodził z
siebie. Nie mogłem nic poradzić na to, że uśmiechnąłem się, gdy na mnie popatrzył, mimo że ledwo
już żyłem. Był zdruzgotany. Teraz, nareszcie, przyjdziesz i uratujesz mnie.
Wiedziałem, że pewnego dnia drzwi zostaną otworzone nie przez mojego ojca, tylko przez ciebie.
Podejdziesz i rozwiążesz moje więzy, uśmiechniesz się do mnie, może zapłaczesz – z powodu tego,
co mi zrobili. Weźmiesz moje poranione ciało w swoje ramiona, otoczysz mnie śnieżnobiałymi,
pierzastymi skrzydłami i powiesz, że wszystko już będzie dobrze – anioły takie jak ty mają
skrzydła, prawda?
Myliłem się.
Myśl o tym, że właśnie ty, ze wszystkich ludzi, zdradziłeś mnie, wciąż boli. Ty, jedyna osoba, na
której mogłem naprawdę polegać. Mój własny ojciec uwięził mnie i torturował, bo zrozumiał, że
nigdy nie podążę za jego Panem; moja maska opadła. Skoro nawet rodzina mnie nie kochała, komu,
poza tobą, mogłem zaufać?
I zaufałem ci, mój aniele, ale ty zapomniałeś o mnie, jak wszyscy inni. To był czysty przypadek, że
mnie znaleziono, długo po twoim zwycięstwie. Wolność nie dała mi przyjemności. Nie przyszedłeś
po mnie. Zawiodłeś. To było gorsze niż jakikolwiek ból zadany mi przez nich.
Dlatego muszę cię ukarać, mój ukochany, mój niewierny aniele. Dlatego leżysz tutaj, nagi i
związany, dlatego od wielu miesięcy nie widziałeś słońca, dlatego twoje ręce i nogi są połamane,
dlatego twoje ciało – wciąż tak piękne – jest naznaczone bliznami od bata, kija, noża. Czasem mogę
widzieć twoje skrzydła, już nie białe i dumne, ale zniszczone, spalone, zakrwawione. Jesteś teraz
upadłym aniołem, ale kocham cię tak samo mocno.
- Dlaczego, Draco? – zapytałeś mnie raz, płaczący, błagający. Użyłeś mojego imienia. Nigdy nie
brzmiało ono piękniej, niż teraz, wymykając się z twoich drżących warg. Twoje czyste łzy toczyły
się po policzkach, jak krople krwi na twej świeżo zranionej piersi. Byłeś tak piękny, tak bardzo cię
kochałem.
Chciałem ci wtedy powiedzieć. Ale nie mogłem, oczywiście. Musisz zrozumieć, miły. Musisz
wiedzieć, jak to było, gdy czekałem na ciebie na próżno, gdy czekałem na mojego anioła. I jak w
końcu zacząłem tracić nadzieję. Dzień po dniu, noc po nocy, sam w ciemności, zimnie, przerażony,
zraniony. Bez końca. To dalej się nie skończyło, nawet teraz.
Wciąż leżę, bez światła, każdej nocy, czuję zimno, zmarznięty, samotny. Nie ma cię przy mnie, nie.
Jeszcze nie. Ale nie bój się, mój miły, to się wkrótce skończy. Wkrótce znów odzyskasz wolność.
Wkrótce zapłacisz za wszystko. Nie chcę cię ranić bardziej, niż to konieczne, wierz mi.
Zapadł już wieczór, choć, oczywiście, nie możesz o tym wiedzieć, twoja cela nie ma okien. Jedyne
światło, jakie widziałeś od miesięcy, pochodzi od świec, które przynoszę, przychodząc do ciebie i
zabieram, odchodząc, zostawiając cię w ciemnościach na kolejną niekończącą się noc.
Zanim odchodzę, schylam się, by popatrzeć na twoją twarz. Policzki masz suche – wypłakałeś
wszystkie łzy dawno temu – a w twoich oczach nie ma nadziei. Były takie żywe, błyszczące, gdy
cieszyłeś się, złościłeś, bałeś, nienawidziłeś. Teraz są martwe i puste. Rozpoznaję ten wyraz twarzy.
Sam wiele razy widziałem go w lustrze.
Jesteś złamany, uświadamiam sobie, roztrzaskany na tysiące kawałeczków, kruchy jak szkło. Bez
nadziei na ratunek. W końcu zrozumiałeś. Patrzę na ciebie i uśmiecham się. Jutro wszystko się
zmieni.
- Dobranoc, mój aniele – szepczę i całuję twoje czoło. Patrzysz się na mnie z niemym pytaniem w
oczach. Nigdy nie okazałem uczuć, to zrujnowałoby wszystkie moje starania. Ale jutro wszystko ci
wytłumaczę. Jeszcze tylko jedna noc, jeszcze tylko kilka godzin i wszystko znów będzie dobrze.
Wstaję i odchodzę. Ostatnią rzeczą, jaką widzę przed zamknięciem drzwi, jest twoje kościste ciało,
wstrząsane dreszczami, słyszę twój nierówny, urywany oddech. Jeszcze tylko jedna noc, mój miły,
tylko jedna noc. Nie boję się o ciebie, przez te wszystkie miesiące nigdy się nie bałem. Nie było
powodu – jesteś aniołem. Ja mogłem zginąć z rąk mojego ojca albo Czarnego Pana, ale ty nie.
Anioły są nieśmiertelne.
Tej nocy nie mogę zasnąć, wciąż myślę o jutrze. Musiałem cię ukarać, mój miły, pokazać, jak się
czułem, pomóc ci odpokutować za twoje grzechy, za twoje zaniedbanie. Ale tym razem coś się
zmieni: ja nie zapomnę cię tak, jak ty mnie. Przyjdę po ciebie. Jutro to ja będę twoim Aniołem
Stróżem.
Noc przemija, godzina po godzinie, i w końcu zasypiam. Budzę się, gdy jest jeszcze wcześnie, ale
nie mogę już dłużej czekać. Muszę cię zobaczyć, mój miły, mój aniele. Moje ręce trzęsą się, kiedy
otwieram drzwi do twojej celi.
Gdy przychodzę, dalej śpisz, leżąc miękko na ziemi. Twoja pierś już nie unosi się w rytm drżących
oddechów, dreszcze ustąpiły, rany nie krwawią. Wyglądasz tak spokojnie, jakbyś wiedział, że dziś
to zakończę. Przecinam twoje więzy i dotykam twojego ramienia, chcąc cię obudzić. Nie reagujesz.
Mówię do ciebie, ale nie otwierasz oczu. Musisz być w głębszym śnie, niż myślałem, ale rozumiem
– potrzebujesz odpoczynku. Nawet anioły się męczą. Nawet anioły potrzebują uzdrowienia po
takich torturach.
Siadam na podłodze, biorę twoje ciało w swoje ramiona, kołyszę je. Jesteś tak zimny. Tak zimny,
jak ja czuję się w środku. Ale to już koniec, to koniec. Teraz możemy być razem, tak jak
powinniśmy. Przytulę cię, pocieszę, będę się tobą opiekować, aż wyzdrowiejesz. Zobaczysz.
Kiedy się obudzisz, pokażę ci, jak bardzo cię kocham. Wiem, że będziesz wdzięczny – tak, jak
byłbym ja, gdybyś po mnie przyszedł. Ale zostawmy to. Teraz liczy się tylko przyszłość. Nasza
przyszłość.
Głaszczę twoje włosy i blade policzki, czekam, aż się obudzisz. Patrzę na twoją twarz, tak
spokojną, tak piękną. Jak ja cię kocham!
Zaczekam. Mój aniele. Mój Harry.
Zaznamy tak wiele szczęścia.
KONIEC
Zgłoś jeśli naruszono regulamin