P. C. Cast, Kristin Cast - Dom Nocy 02 - Zdradzona(1).pdf

(1207 KB) Pobierz
Microsoft Word - P. C. Cast, Kristin Cast - Dom Nocy 02 - Zdradzona.doc
P.C. Cast + Kristin Cast
Zdradzona
Tom II cyklu
Dom
Nocy
Podziękowania
Tę książkę pragniemy zadedykować (Cioci) Sherry Rowland,
Naszej przyjaciółce i wydawcy. Dzięki Ci, Sher, za to, że się o nas troszczysz,
nawet kiedy Cię zanudzamy i męczymy (zwłaszcza gdy na czymś „częstujesz”).
Pozostaniesz na zawsze w naszych sercach.
1.
- Wiecie co, mamy nową – oświadczyła Shaunee, wślizgując się na siedzisko w
ławkach ustawionych przy stole, który zwyczajowo uznałyśmy za nasz w stołówce, czy raczej
w pierwszorzędnej szkolnej kafeterii.
- Porażka, Bliźniaczko, totalna porażka – zawtórowała jej Erin dokładnie takim
samym tonem. Łączył ją z Shaunee pewien rodzaj duchowego powinowactwa, które
sprawiało, że w jakiś sposób były do siebie podobne, przez co nazywałyśmy je
Bliźniaczkami, mimo że Shaunee, Amerykanka jamajskiego pochodzenia, o cerze koloru
kawy z mlekiem, mieszkająca w Connecticut, zewnętrznie w niczym nie przypominała
jasnowłosej, niebieskookiej białej mieszkanki Oklahomy.
- Na szczęście dzieli pokój z Sarą Freebird. – Damien ruchem głowy wskazał drobną
dziewczynę ze zdecydowanie czarnymi włosami, która oprowadzała po jadalni inną
nastolatkę sprawiającą wrażenie zagubionej. Obrzucił obydwie jednym spojrzeniem, które
wystarczyło, by ocenił ich wygląd od stóp do głów, od bucików po kolczyki w uszach. –
ponad wszelką wątpliwość nowa ma lepsze wyczucie mody niż Sara, czego nie zatraciła
mimo stresu, jaki musi przechodzić w związku ze zmianą szkoły i Naznaczeniem. Może uda
jej się wpłynąć na Sarę, by porzuciła swoje niefortunne preferencje dla brzydkiego obuwia.
- Damien – odezwała się Shaunee – cholernie działasz mi…
- …na Narwy tym swoim nadętym słownictwem – dokończyła Erin za przyjaciółkę.
Damien pociągnął nosem, przybierając obrażoną i nieco wyniosłą minę, z czym
wyglądał jeszcze bardziej gejowsko niż zwykle (a przecież był gejem).
- gdyby twoje słownictwo nie było takie trywialne, potrzebowałabyś leksykonów, by się ze
mną porozumieć.
Bliźniaczki przymrużyły oczy, gotowe zaatakować go serią obelg, ale moja
współmieszkanka do tego nie dopuściła.
- Niefortunne preferencje – zły gust. Trywialne – prostackie – wyjaśniała zwięźle, jakby
tłumaczyła, co autor miała na myśli. – A teraz przestaniecie się spierać i posłuchajcie przez
chwilę. Wiecie, że zaraz nastąpi pora odwiedzin, więc nie powinniśmy się zachowywać jak
półgłówki w obecności naszych staruszków.
- O psiakostka - wyrwało mi się. – Zupełnie wyleciało mi z głowy, że to dzień rodzicielskich
odwiedzin.
Damien jęknął i zaczął tłuc głową o blat stołu, i to w cale nie tak znowu delikatnie.
- Ja też na śmierć zapomniałem.
Cała nasza czwórka posłała mu współczujące spojrzenia. Rodzice Damiena
niespecjalnie się przejmowali jego Znakiem, przeprowadzką do Domu Nocy i rozpoczęciem
procesu Przemiany, która albo przeobrazi go w wampira, albo zabije, jeśli organizm ją
odrzuci. Jedyne z czym się nie mogli pogodzić, to z jego gejostwem.
W końcu stanowiło to jakąś pociechę, że chociaż pod tym względem nie było im
wszystko jedno. Bo moja mama i jej obecny mąż, czyli mój ojciach nienawidzili dokładnie
wszystkiego, co się ze mną wiązało.
- A moi o ogóle nie przyjdą. Pojawili się w zeszłym miesiącu, więc w tym nie znaleźli czasu
na odwiedziny.
- Bliźniaczko, to jeszcze jeden powód na naszą identyczność – dodała Erin. – Bo moi starzy
właśnie przysłali mi maila. Z okazji zbliżającego się Święta Dziękczynienia postanowili
wybrać się na rejs na Alaskę wraz z moją ciocią Alane i wujem lujem Loydem. Zresztą, co
tam. – Wzruszyła Ramonami najwyraźniej niezbyt przejęta nieobecnością swoich rodziców.
- Nie martw się. – Damien ciężko westchnął. – W tym miesiącu przypadają moje urodziny.
Przyjdą z prezentami.
- To nie najgorsza nowina – zauważyłam. – Mówiłeś, że przydałby ci się nowy blok
rysunkowy.
- Nie dadzą mi bloku – odrzekł. – W zeszłym roku poprosiłem o sztalugi, a dostałem sprzęt na
wyprawy kempingowe i prenumeratę Sports Illustrated.
- Coś takiego! – zgorszyły się jednocześnie Erin i Shaunee, a ja i Stevie Rae zgodnie
wydałyśmy okrzyki współczucia.
Daniem, najwyraźniej chcąc zmienić temat, zwrócił się do mnie:
- Dla twoich rodziców to pierwsza wizyta. Jak twoim zdaniem będzie wyglądała?
- Koszmarnie – prorokowałam. – Beznadziejnie.
- Zony? Pomyślałam sobie, że powinnam przedstawić ci swoją nową współmieszkankę.
Diano, poznaj Zoey Redbird, nową przewodniczącą Cór Ciemności.
Zadowolona, że nie muszę dalej rozprawiać o swoich beznadziejnych rodzicach,
uśmiechnęłam się, słysząc stremowany głos Sary.
- Ojej, to prawda? – zawołała nowa, zanim zdążyłam powiedzieć jej „cześć”. I, do czego
zdążyłam się już przyzwyczaić, czerwona jak burak zaczęła się gapić na mój Znak. – No,
przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma ani nic w tym rodzaju… - tłumaczyła się z
nieszczęśliwą miną.
- Nie ma sprawy. Tak, to prawda. A mój Znak jest wypełniony kolorem i ma więcej
elementów. – Nadal się uśmiechałam, chcąc poprawić jej samopoczucie, chociaż nie znoszę,
kiedy jestem główną atrakcją na pokazie dziwolągów.
Na szczęście Stevie Rae włączyła się do rozmowy, nie pozwalając Dianie, żeby gapiła
się na mnie zbyt długo i nieznośnie przedłużała krępujące milczenie.
- Ten spiralny tatuaż pojawił się u Z, kiedy uratowała swojego byłego chłopaka przed
krwiożerczymi duchami wampirów – powiedziała lekko.
- Tak mi mówiła Sara – przyznała Diana ostrożnie – ale zabrzmiało to tak
nieprawdopodobnie, że… wiecie…
- Że nie wierzyłaś w to – podpowiedział usłużnie Damien.
- Tak, przepraszam – powtórzyła Diana, wyłamując sobie palce.
- Nie szkodzi – uśmiechnęłam się w miarę szczerze. – Czasem mnie samej trudno uwierzyć,
że tam byłam.
- I że dałaś im kopa w dupę – dodała Steive Rae.
Zgromiłam ją spojrzeniem, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Cóż, może i jestem
predestynowana na starszą kapłankę, jednakże przyjaciele jeszcze nie bardzo mnie słuchają.
- W każdym razie to miejsce na początku wydaje się dosyć dziwne, ale potem to mija –
pocieszyłam nową.
- To dobrze – odpowiedziała z ulgą.
- Chyba już pójdziemy – uznała Sara – bo muszę jeszcze pokazać Dianie, gdzie się odbywa
jej piąta lekcja. – Po czym złożyła formalny ukłon, przykładając do serca zwiniętą dłoń i
skłaniając głowę w pełnym szacunku geście, czym mnie kompletnie zaskoczyła, a nawet
wprawiła w zakłopotanie.
- Naprawdę nie znoszę, jak to robią – mruknęłam, wbijając widelec w sałatkę.
- Moim zdaniem to miłe – zaoponowała Stevie Rae.
- Zasługujesz na to, by ci okazywać szacunek – dodał Damien, mentorskim tonem. –
Przechodzisz dopiero trzecie formatowanie, a już zostałaś przewodniczącą Cór Ciemności, w
dodatku jesteś jedyną adeptką w historii, która kontaktuje ze wszystkimi pięcioma żywiołami.
- Musisz przyznać… - rezonowała Shaunee, zmagając się ze swoją porcją sałatki i mierząc we
mnie widelcem.
- …że jesteś wyjątkowa – zakończyła za nią Erin (jak zwykle).
Trzecie formatowanie w Domu Nocy to tyle co pierwszy rok w college’u czy na
studiach, czwarte odpowiada drugiemu rokowi i tak dalej. Zgadza się, jestem jedyną
słuchaczką trzeciego formatowania, która przewodzi Córom Ciemności. Mam szczęście.
- Skoro mówimy o Córach Ciemności – włączyła się znów Shaunee – czy zdecydowałaś już,
jakie wymagania należy spełnić, by zakwalifikować do ich grona?
Ledwie się pohamowałam, żeby nie wrzasnąć: Nie, jeszcze nie wiem, bo ciągle nie
mogę uwierzyć, że pełnię tę funkcję! Potrząsnęłam głową i wpadłam na genialny pomysł:
przerzucę na nich część inicjatywy.
- Nie wiem, jakie wymagania trzeba postawić. Właściwie miałam nadzieję, że mi w tym
pomożecie. Macie może już jakieś pomysł?
Tak myślałam, cała czwórka zamilkła. Zanim zdążyłam podziękować im za to
milczenie, w interkomie rozległ się głos starszej kapłanki. Przez krótką chwilę byłam
zadowolona, że niewygodny temat został zarzucony, ale zaraz dotarła do mnie treść
komunikatu i ścisnęło mnie w żołądku.
- Uczniowie i nauczyciele proszeni są o przejście do holu przyjęć. Rozpoczął się czas
comiesięcznych odwiedzin waszych rodziców,
Holender, nie ma rady.
- Stevie Rae! Stevie Rae! Ojejku, jak ja się za tobą stęskniłam!
-Mama! – zawołała Stevie Rae i rzuciła się w ramiona kobiety, która wyglądała tak samo jak
jej córka, tylko starsza o jakieś dwadzieścia kilka lat i grubsza o dwadzieścia kilo.
Damien i ja stanęliśmy niezdecydowanie w holu, który zaczynał się zapełniać gośćmi
wyglądającymi na ludzkich rodziców, czasem na ludzkie rodzeństwo, mieszającymi się z
adeptami i grupkami naszych nauczycieli.
- No cóż, widzę tam swoich rodziców – powiedział Damien z ciężkim westchnieniem. –
Niech już mam to za sobą. Cześć.
- Cześć – mruknęłam, patrząc, jak podchodzi do dwojga całkiem zwyczajnie wyglądających
ludzi z paczuszkami prezentów w rękach. Mama uściskała go raczej powściągliwie, a ojciec
potrząsnął jego ręką przesadnie męskim gestem. Damien poddawała się temu w pobladła
twarzą, wyraźnie zestresowany.
Podeszłam do stołu zajmującego całą długość ściany, nakrytego obrusem. Pełno na
nim było wyszukanych serów, mięs, deserów, a ponadto kawa, herbata, wino. Mieszkałam
Domu Nocy już przeszło miesiąc, a jeszcze szokowało mnie, że tak często serwuje się tu
wino. Dało się to częściowo wytłumaczyć tym, że nasz Dom prowadzony był na wzór
europejskich Domów Nocy. Widocznie tam wino podaje się równie często jak u nas coca-colę
czy herbatę do posiłków. Następny argument za podawaniem wina to ten, że wampir
praktycznie nie może się upić, adept najwyżej dostaje lekkiego kopa, przynajmniej jeśli
chodzi o alkohol, bo co do krwi to całkiem inna sprawa. Tak więc wino nie przedstawia tu
żadnego problemu, ale byłam ciekawa, jak rodzice z Oklahomy zareagują na widok wina
podawanego w szkole.
- Mamo, poznaj mają współmieszkankę. Pamiętasz, jak ci o niej opowiadałam? To Zoey
Redbird. Zoey, to moja mama.
- Dzień dobry, pani Johnson. Miło mi panią poznać – przywitałam się grzecznie.
- To mnie jest miło poznać ciebie, Zoey. Ojejku, Stevie Rae wcale nie przesadziła, mówić że
masz taki ładny Znak. – Zaskoczyła mnie tym swoim maminym uściskiem, jak też
wyszeptanym wyznaniem: - Tak się cieszę, że troszczysz się o moją Stevie Rae. Ja się o nią
martwię.
Też ją uścisnęłam i odpowiedziałam szeptem:
- Nie ma sprawy, pani Johnson. Stevie Rae jest moją najlepszą przyjaciółką. – Nagle
zapragnęłam, co było zupełnie nierealne, żeby moja mama martwiła się o mnie tak, jak pani
Johnson martwi się o swoją córkę.
- Mamo, przyniosłaś mi czekoladowe chrupki? – zapytała Stevie Rae.
- Tak, dziecino, przyniosłam, ale zostawiłam w samochodzie. – Mama Stevie Rae mówiła z
tak samo silnym olahomskim akcentem jak jej córka. – Chodź ze mną do samochodu, to
razem je przyniesiemy. Wzięłam trochę więcej, żebyś poczęstowała przyjaciółki. –
Uśmiechnęła się do mnie miło. – Chodź z nami, Zoey, będzie nam przyjemniej.
- Zoey!
Usłyszałam własny głos niczym zamrożone echo ciepłej tonacji pani Johnson, gdy za
jej plecami zobaczyłam, jak moja mama wchodzi do holu wraz z Johnem. Serce uciekło mi do
pięt. Musiała go przyprowadzić. Nie mogła raz dla odmiany zostawić go w domu i przyjść
Zgłoś jeśli naruszono regulamin