ZS FYM-4.pdf

(3598 KB) Pobierz
Zagadnienia „smoleńskie” (4)
Free Your Mind
Wykład 4.
Problem polskich badań tego, co się wydarzyło 10 Kwietnia (cz. III, ostatnia)
Kolejne UNS-y montowali nam już Rosjanie podczas remontów samolotów w Moskwie. (...) Później zamontowaliśmy w naszych
tupolewach GPS-y, a potem jeszcze drugi komputer pokładowy UNS. I tak powstał system komputerowy sterujący lotem – FMS, czyli
Flight Management System.
Płk R. Latkowski ( OL-1 , s. 41-42) 1
W odległości 1,5 kilometra kontrolerzy zauważyli, że załoga zwiększyła prędkość zniżania i zeszła poniżej ścieżki. Kontroler lotów
wydał załodze polecenie przejścia do lotu poziomego, a gdy załoga nie wykonała go, kilka razy wydał polecenie odejścia na lotnisko
zapasowe. Załoga nadal schodziła coraz niżej. Niestety, to doprowadziło do tragedii.
Gen. A. Aloszyn (cyt. za Amielin, OL , s. 169)
Odłóżmy teraz analizę tego, co się miało zapisać w kokpicie „prezydenckiego tupolewa” 2 , skoro tak
wiele znaków zapytania się w trakcie ich lektury pojawia i zatrzymajmy się przy tym, co udało się
wyczytać z zawartości jednego z (dwóch) bloków pokładowego komputera, bloku szczęśliwie dla
badaczy ocalałego mimo totalnej destrukcji kokpitu 3 . Jak już zwracałem na to uwagę w poprzednim
a, jeśli chodzi o przebieg lotu, stoi (wedle ustaleń badaczy) w sprzeczności 1) ze zgłoszonym przez
załogę planem 4 oraz 2) z poleceniami organów ruchu lotniczego (zarówno, jeśli chodzi o kontrolę
1 Por. też Zagadnienia „smoleńskie” (2) ( http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/09/ZS-FYM-2.pdf ) ,
s. 18 przyp. 36. W owym przypisie błędnie podałem strony 40-41 (dot. cytatu z tekstu Latkowskiego z książki OL-
1 ), winno być 41-42. Nawiązując więc do słów Latkowskiego, nie ma najmniejszych wątpliwości, że Ruscy znali na
wylot aparaturę pokładową tupolewa, tym samym mogli na potrzeby operacji z 10 Kwietnia zdublować
poszczególne urządzenia (nie mówiąc o częściach „po katastrofie”).
2 Możliwe, że kiedyś pojawią się jeszcze kolejne wersje stenogramów, zatem sprawa nie jest wcale zamknięta.
3 Ocalenie tego bloku jest wyjątkowo szczęśliwym dla badaczy zbiegiem okoliczności, zważywszy też na fakt, jak
bardzo zniszczone były obudowy katastroficznych rejestratorów ( http://freeyourmind.salon24.pl/369017,o-diablach-
co-rejestratory-sponiewierali ).
4 A ściślej z tymi planami lotu, które były prezentowane w mediach audwizualnych lub publikacjach dotyczących 10-
04. Co ciekawsze, nawet tacy autorzy jak G. Sobczak i T. Hypki na łamach Skrzydlatej Polski (8/2011, Katastrofa
smoleńska – wersja polska , s. 26) wyrażali spore zdziwienie zawartością zapisu FMS-a: Należy (...) zaznaczyć, że
załoga wielokrotnie lądowała na tym samym lotnisku w Smoleńsku (ostatni raz trzy dni przed katastrofą), więc
mogła zweryfikować poprawność podanych współrzędnych [punktów nawigacyjnych w starej karcie podejścia –
przyp. F.Y.M.]. Jedna z procedur użytkowania systemu UNS-1D mówi wręcz o konieczności skorygowania
współrzędnych po zakończeniu lotu , jeżeli wystąpiły rozbieżności. Polska komisja potwierdziła korzystanie z UNS-
1D przez załogę podczas podejścia (podkr. F.Y.M.) .
Z kolei „komisja płk. Latkowskiego” miała dotrzeć do załogi lecącej (z Protasiukiem i Stroińskim) 7 kwietnia 2010
(nie była to, wbrew temu, co czytaliśmy wyżej, ta sama załoga, co 10-04): - Kontroler, o ile pamiętam, powiedział
nam tylko, że wchodzimy w drugi zakręt kręgu nadlotniskowego, czyli że wchodzimy w krąg nadlotniskowy. To była
chyba jedyna informacja od niego – opowiada jeden z członków załogi lecącej 7 kwietnia. Kiedy samolot,
poruszając się już po kręgu nadlotniskowym, zmniejszył prędkość do 420 kilometrów na godzinę, a załoga zaczęła
przygotowywać się do lądowania, pilot włączył automat ciągu, urządzenie odpowiedzialne za utrzymanie prędkości
988638714.015.png 988638714.016.png 988638714.017.png 988638714.018.png 988638714.001.png 988638714.002.png
 
obszaru, jak i wieże kontroli lotów).
Kurs samolotu wygląda od pewnego momentu tak, jakby załoga po przekroczeniu punktu ASKIL
nie tylko nie trzymała się tego, co zgłosiła przed wylotem, ale i tego, co nakazują komendy
poszczególnych instytucji zajmujących się koordynacją lotu. W tym ostatnim przypadku załoga, jak
podkreślają różni autorzy, albo wyprzedza polecenia, które dopiero ma otrzymać, albo wykonuje
jakieś czynności bez zgody na ich wykonanie, tj. bez poleceń, albo też nie stosuje się do
przekazywanych poleceń organów ruchu lotniczego, czyli nie wykonuje określonych czynności,
gdy są one nakazywane. Oprócz tego piloci mają problem z komunikowaniem się między sobą
(dziwnie realizowana procedura z checklistą), ignorują fatalne warunki atmosferyczne 5 , nie próbują
nawet omówić sytuacji oraz kwestii dalszego działania, wykonując np. holding na wysokości kręgu
nadlotniskowego – i w końcu lecą na przepadłe we mgle, nie zachowując żadnej ostrożności ani
nawet nie porozumiewając się we właściwy sposób z dwiema „wieżami” XUBS (wschodnią i
zachodnią) 6 .
lotu. Włączył je, bo tak było mu wygodniej. Od tego momentu ani pilot, ani mechanik nie musieli już ustawiać
prędkości, zmieniając położenie manetek gazów; zadanie to przejął automat. Dowódca zgłosił wieży, że widzi pas
startowy, zanim jeszcze ustawił samolot na prostej do lądowania, czyli w osi pasa.
- Posadku razrieszaju – odpowiedział kontroler Paweł Plusnin. Samolot wszedł w ścieżkę zniżania. Automat ciągu
pracował nadal, mimo że instrukcja użytkowania tupolewa w locie nie przewiduje korzystania z niego przy
podchodzeniu do lądowania w trybie innym niż automatyczny lub półautomatyczny (automat ciągu może być
włączony tylko w trakcie podejścia wykorzystującego sygnał ILS) ( OL-2 , s. 26).
Tymczasem w raporcie MAK możemy przeczytać: Według meldunku kierownika lotów, 07. 04. 2010 samolot Tu-
154M podczas podejścia do lądowania samowolnie zniżył się z nakazanej wysokości 500 m do 300 m. Na polecenie
kierownika lotów samolot ponownie zajął wysokość 500 m. W tym samym dniu samolot „CASA” po uzyskaniu
zezwolenia na start i warunków odejścia, po oderwaniu się, na wysokości 15-20 m, z dużym przechyleniem
rozpoczął zwrot z naborem wysokości, czym naruszył schemat odejścia po starcie (s. 128). Por. też
tylko piloci prezydenckiego samolotu widzieli jak fatalne warunki panują nad lotniskiem Siewiernyj w Smoleńsku.
Okazuje się, że Lech Kaczyński zdawał sobie sprawę, że lada moment dojdzie do katastrofy. Prezydent na ekranie w
saloniku VIP-ów śledził to co się załoga tupolewa widziała za oknem. W dziobie maszyny była kamera, która na
żywo przekazywała obraz głowie państwa (materiał z 28-05-2010).
6 Por. uwagi kpt. J. Więckowskiego (latającego na tupolewach ponad 20 lat): Uważam, że jest niemożliwe, aby młody
988638714.003.png 988638714.004.png 988638714.005.png
 
To, co napisałem w skrócie wyżej, znajduje rozwinięcie w oficjalnej dokumentacji badawczej.
Cytowałem już ten fragment raportu „komisji Millera” (s. 220) w jednym z przypisów w
poprzednim wykładzie, lecz powrócę poniżej do niego, by unaocznić raz jeszcze, o co chodzi
(podkr. moje):
Podczas zniżania lot był wykonywany zgodnie z planem do punktu nawigacyjnego ASKIL . Odnosząc
się do złożonego planu lotu po punkcie ASKIL, lot powinien być kontynuowany do punktu RALOT.
Kurs zawarty między punktami ASKIL i RALOT wynosi 076 stopni. Po przejściu punktu ASKIL
samolot o godz. 6:23:10 [UTC – przyp. F.Y.M.] zmienił kurs na 050, a dowódca statku powietrznego
zgłosił się zgodnie z poleceniem MOSKWA KONTROLA na łączność z KORSAŻEM, przekazując, że
wykonuje lot z kursem na dalszą radiolatarnię i zniża się do 3600 metrow. Analiza zachowanych
danych FMS wskazuje, że załoga już wcześniej [kiedy? - przyp. F.Y.M.] zaprogramowała taką trasę
(od punktu ASKIL do DRL1 (przyp. 128: Nazwa punktu zdefiniowanego przez załogę w FMS
odpowiadała położeniu dalszej radiolatarni na kierunku 079 na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY)),
co było sprzeczne ze złożonym wcześniej planem lotu oraz otrzymywanymi poleceniami z organów
ruchu lotniczego . Radiolatarnia ta nie pracowała, ponieważ została wyłączona z eksploatacji (przyp.
129: Informacja o tym, że radiolatarnia była wyłączona z eksploatacji, pochodzi z NOTAM-u nr
M2113/09 [por. raport MAK, s. 60 – przyp. F.Y.M.] . Dokument ten nie był znany załodze, ponieważ
nie był rozpowszechniany poza FR. Na kartach podejścia będących w dyspozycji załogi radiolatarnia
ta jest elementem podejścia na pas 08. Fakt wyłączenia środków radionawigacyjnych na kierunku 08
nie był znany również załodze samolotu Ił-76, ktora wykonywała podejście przed samolotem Tu-
154M.).
ATC [służba kontroli ruchu lotn. - przyp. F.Y.M.] nie wydało zgody na zmianę trasy, więc działanie
załogi było naruszeniem przepisów lotniczych . Dodać tu należy, że samolot nie osiągnął wysokości
lotu 3600 m (zgodnie z zezwoleniem). Zniżanie zostało zatrzymane na wysokości 3706 m i stan taki
i dobry pilot, o zdrowych zmysłąch, wygenerował takie podejście, jakie pokazują te stenogramy i inne dostępne
materiały. Czegoś mi tu brakuje. Myślałem, że gdy minister Miller przywiezie z Moskwy te brakujące sekundy, to
będą tam głosy w rodzaju: „Uważaj! Nie mamy ciśnienia w instalacji!” albo „Stery nie działają!” Rozmawiałem o
tym z Markiem Szufą, wielokrotnym mistrzem akrobacji lotniczych Polski i Europy. Podobnie uważa on za
niemożliwe, aby piloci nie reagowali na taką sytuację, że krzyczeliby, gdyby samolot tak się zachowywał. [Nie
wierzy Pan, że możemy jeszcze dotrzeć do oryginalnych materiałów?] Nie zakładam w mojej hipotezie zamachu, a
po prostu usterkę techniczną. To były wprawdzie dobre samoloty i lubiłem nimi latać, właściwie najlepsze samoloty
z radzieckich. Ale zdarzały się im usterki, które mogły, na przykład, spowodować, że kapitan w pewnym momencie
nie mógł dołożyć mocy startowej, bo silnik mu się przytkał czy z powodu oblodzenia, czy spadku parametrów, które
trudno w tej chwili, nie mając kompletu danych, określić. Niestety, nie mamy parametrów pracy silnika, nie mamy
położenia manetek, które są zapisywane w czarnych skrzynkach. Wygenerowanie ścieżki schodzenia z 5-6 m/s do 16
m/s i to w warunkach, kiedy nie widzę ziemi, mnie, jako pilotowi, wydaje się wykluczone. To jest prawie niemożliwe.
Jeśli nie widać ziemi, to ścieżkę schodzenia trzyma się do końca w sposób zasadniczo stały. Do tego dowiadujemy
się, że autopilot pracował jeszcze do szóstej sekundy przed katastrofą. To też jest dla mnie nienormalne. Wszystkie
podejścia w trudnych warunkach tym samolotem wykonuje się ręcznie. On bardzo ładnie schodzi na ręcznym
sterowaniu, nawet w warunkach podejścia nieprecyzyjnego, jak w Smoleńsku, gdzie, jak wiemy, nie było systemu
ILS (Mariusz Pilis, Artur Dmochowski, List z Polski , Poznań 2011, s. 96-97).
988638714.006.png 988638714.007.png
trwał od godz. 6:23:49 do 6:25:48 (2 min), mimo że o godz. 6:23:42 dowódca przekazał do KORSAŻA
informację, że z kursem na dalszą radiolatarnię zniża się do wysokości 3600 m. Brak osiągnięcia
nakazanej wysokości był kolejnym odstępstwem od zasad ruchu lotniczego i może świadczyć o braku
współpracy załogi .
W „prezydenckim tupolewie” (jak wynika, wedle oficjalnych ustaleń, z „analizy zapisów FMS-a”
oraz „zapisów CVR”, przypominam) załoga nikomu nie sygnalizuje tego, jakie wprowadziła
zmiany w trasie (międzynarodowego przecież) lotu i działa samowolnie w odniesieniu do
komend kontroli obszaru, tudzież „wieży” docelowego lotniska . Tak się dzieje również podczas
dalszego przebiegu lotu. I tu znowu się posłużę cytatami, by nie być gołosłownym. Jak pamiętamy
z publikowanych oficjalnie rekonstrukcji „końcóweczki”, Protasiuk ma wziąć na siebie czynności
zarówno drugiego pilota, jak i nawigatora, a gdyby tego było mało, ma ulegać naciskom ze strony
przełożonych (tu panują od paru lat rozbieżności, co do tego, czy bardziej naciskałby Prezydent
Kaczyński czy gen. Błasik)
lub też podlegać niezdecydowaniu „Dysponenta lotu” 7 . W związku z tym (jak się to tłumaczy w
rozmaitych „raportach”), tj. przeciążony obowiązkami, Protasiuk ignoruje pewne rzeczy lub też
„nie dosłyszy”.
7 Tak winę Prezydenta rozumie właśnie raport „komisji Millera” (sam min. Miller powtórzył to latem 2011 na
konferencji zamykającej prace podlegającego mu badawczego zespołu) – tzn. „Dysponent” miał nie podjąć
właściwej decyzji (tu: wybrania zapasowego lotniska), w związku z tym piloci dokonali próbnego podejścia w
warunkach zagrażających bezpieczeństwu i lotu, i pasażerów.
988638714.008.png
Czego dowódca PLF 101 „nie dosłyszy”? Przykładowo nie dosłyszy komunikatów podawanych w
ostatnich fazach lotu przez kontrolerów z XUBS. Mimo że właśnie z nimi, z tymi kontrolerami ma
kapitan „prezydenckiego tupolewa” osobiście prowadzić korespondencję (wyręczając w tym
nawigatora i drugiego pilota, ci bowiem mają nie znać ruskiego), to niektórych ich poleceń „nie
słyszy” - a w konsekwencji ani on jako kapitan specjalnego statku powietrznego, ani tym bardziej
(„nieznająca języka”) reszta załogi, nie postępują zgodnie z zaleceniami „wieży”. Piszę to
absolutnie serio – tak bowiem przedstawiana jest „sytuacja w kokpicie” w ramach badawczych
rekonstrukcji (zwłaszcza „komisji Millera” i „komisji płk. Latkowskiego”).
Na tym nie koniec, gdyż także działanie „wieży/wież” XUBS w dn. 10-04-2010 jest dalekie od
standardów panujących w lotnictwie (na co znowu zwracają uwagę badacze, oczywiście). Warunki
atmosferyczne nie pozwalają na przyjęcie zagranicznego samolotu (i to z prezydencką delegacją) –
mimo to się go przyjmuje, a nie zamyka lotniska. Nie zezwolono wcześniej na wylądowanie
dwukrotnie podchodzącemu transportowemu iłowi-76 – zaś „prezydenckiemu tupolewowi” z blisko
setką pasażerów w podejściu do lądowania ma się nie przeszkadzać, mimo iż pogoda jest jeszcze
gorsza nawet niż podczas nieudanych podejść iła-76 8 . Jak zaś pisałem w Aneksie-4 do Czerwonej
CzsK.pdf , s. 33), jeden z ruskich „meteorologów” miał przekazać polskim ekspertom informację,
jakoby niedługo po przybyciu i odlocie „Frołowa”, „kontrolerzy” z XUBS odesłali jakiś samolot,
którego załoga prosiła o zgodę na lądowanie (ta ostatnia historia jednak, mimo że przekazana na
piśmie przez E. Klicha D. Tuskowi 15-04-2010, nie utrwaliła się w żadnej z oficjalnych narracji
(czy to rządowych, czy antyrządowych)).
10 Kwietnia „Kontrolerzy” ze smoleńskiego wojskowego lotniska nie nawiązują żadnej dyskusji z
załogą PLF 101 o zaistniałej sytuacji, tak jakby pośpiech był tu najlepszym rozwiązaniem problemu
i jakby otoczenie lotniska nie stanowiło potencjalnego zagrożenia przy zniżaniu się w takich
pogodowych warunkach 9 . Plusnin ma idiotycznie pytać polskich wojskowych pilotów: „Na
8 Por. też http://freeyourmind.salon24.pl/355168,il-10-go-kwietnia oraz foto-zestawienie dokonane przez jednego z
9 „Komisja płk. Latkowskiego”, drążąc zagadnienie tego, jak to było możliwe, iż w ogóle udano się z EPWA na
XUBS mimo złych warunków atmosferycznych na docelowym lotnisku, przypomina, jak wcześniej w 36 splt
podchodzono do lotów specjalnych z VIP-ami na pokładzie ( OL-2 , s. 32-33): - Przed każdym lotem prezydenta lub
premiera dowództwo miało noc z głowy. Jeśli za sterami miał rano usiąść dowódca, jego zastępca już o drugiej nad
ranem przyjeżdżał do pułku i koordynował związane z lotem prace. I odwrotnie, jeśli leciał zastępca, dowódca pułku
wprawdzie znajdował się w tzw. rezerwowej załodze , ale zawsze był obecny na lotnisku – wspomina Jan Czyżewski
[płk rezerwy, były pilot 36 splt – przyp. F.Y.M.] . Rezerwowy o drugiej nad ranem szedł do punktu meteo i sprawdzał
prognozę pogody. Przygotowywał ją pułkowy synoptyk, m.in. na podstawie danych z Centralnego Stanowska
Dowodzenia (przemianowanego w styczniu 2002 roku na COP, czyli Centrum Operacji Powietrznych). Poranne
988638714.009.png 988638714.010.png 988638714.011.png 988638714.012.png 988638714.013.png 988638714.014.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin