Kingsbury_Karen_i_Smalley_Gary_Historia_rodziny_Baxterow_02_Ocalenie_02_Pamiec.pdf

(1608 KB) Pobierz
Historia Rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 02 - Pamięć
KAREN KINGSBURY
I
GARY SMALLEY
Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 02
PAMI ĘĆ
209408392.113.png 209408392.124.png 209408392.135.png 209408392.146.png 209408392.001.png 209408392.012.png 209408392.023.png 209408392.034.png 209408392.045.png 209408392.056.png 209408392.067.png 209408392.070.png 209408392.071.png 209408392.072.png 209408392.073.png 209408392.074.png 209408392.075.png 209408392.076.png 209408392.077.png 209408392.078.png 209408392.079.png 209408392.080.png 209408392.081.png 209408392.082.png 209408392.083.png 209408392.084.png 209408392.085.png 209408392.086.png 209408392.087.png 209408392.088.png 209408392.089.png 209408392.090.png 209408392.091.png 209408392.092.png 209408392.093.png 209408392.094.png 209408392.095.png 209408392.096.png 209408392.097.png 209408392.098.png 209408392.099.png 209408392.100.png 209408392.101.png 209408392.102.png 209408392.103.png 209408392.104.png 209408392.105.png 209408392.106.png 209408392.107.png 209408392.108.png 209408392.109.png 209408392.110.png 209408392.111.png 209408392.112.png 209408392.114.png 209408392.115.png 209408392.116.png 209408392.117.png 209408392.118.png 209408392.119.png 209408392.120.png 209408392.121.png 209408392.122.png 209408392.123.png 209408392.125.png 209408392.126.png 209408392.127.png 209408392.128.png 209408392.129.png 209408392.130.png 209408392.131.png 209408392.132.png 209408392.133.png 209408392.134.png 209408392.136.png 209408392.137.png 209408392.138.png 209408392.139.png 209408392.140.png 209408392.141.png 209408392.142.png 209408392.143.png 209408392.144.png 209408392.145.png 209408392.147.png 209408392.148.png 209408392.149.png 209408392.150.png 209408392.151.png 209408392.152.png 209408392.153.png 209408392.154.png 209408392.155.png 209408392.156.png 209408392.002.png 209408392.003.png 209408392.004.png 209408392.005.png 209408392.006.png 209408392.007.png 209408392.008.png 209408392.009.png 209408392.010.png 209408392.011.png 209408392.013.png 209408392.014.png 209408392.015.png 209408392.016.png 209408392.017.png 209408392.018.png 209408392.019.png 209408392.020.png 209408392.021.png 209408392.022.png 209408392.024.png 209408392.025.png 209408392.026.png 209408392.027.png 209408392.028.png 209408392.029.png 209408392.030.png 209408392.031.png 209408392.032.png 209408392.033.png 209408392.035.png 209408392.036.png 209408392.037.png 209408392.038.png 209408392.039.png 209408392.040.png 209408392.041.png 209408392.042.png 209408392.043.png 209408392.044.png 209408392.046.png 209408392.047.png 209408392.048.png 209408392.049.png 209408392.050.png 209408392.051.png 209408392.052.png 209408392.053.png 209408392.054.png 209408392.055.png 209408392.057.png 209408392.058.png 209408392.059.png 209408392.060.png 209408392.061.png 209408392.062.png 209408392.063.png 209408392.064.png 209408392.065.png 209408392.066.png 209408392.068.png 209408392.069.png
1
Naszym Drogim Rodzinom, które dostarczają nam niezwykłych
wspomnień i niezliczonych chwil do zapamiętania, oraz Autorowi Życia,
który, właśnie teraz, obdarza nas tym wszystkim.
Od Autorów
Wydarzenia powieści rozgrywają się głównie w Bloomington, wstanie
Indiania. Niektóre z miejsc - na przykład Uniwersytet Stanu Indiana - istnieją
naprawdę. Inne budynki, parki czy osiedla nie są niczym innym, jak tylko
wytworem naszej wyobraźni. Mamy nadzieję, że Ci, którzy znają
Bloomington oraz jego okolice, rozróżnią te dwie rzeczywistości.
Akcja, która toczy się w Nowym Jorku, łączy w sobie prawdziwe
wydarzenia oraz te stworzone przez wyobraźnię.
Podziękowania
Jesteśmy wdzięczni naszym rodzinom oraz całemu zespołowi, cudownie
nas wspierającemu. Pragniemy podziękować także ludziom z wydawnictwa
Tyndale za to, że podzielali nasze wizje oraz marzenia i pomogli nam
powołać do życia serię Ocalenie. Specjalne podziękowania dla Rona Beersa,
Kena Petersena i Lynn Vanderzalm za ich determinację, aby ta seria w pełni
stała się tym, czym miała być, oraz dla Anne Christian Buchanan za jej
niezależny wkład redakcyjny.
Dziękujemy także naszemu agentowi Gregowi Johnsonowi z Alive
Communications. Greg, jesteś budowniczym naszych marzeń oraz
utalentowanym człowiekiem, który jest do dyspozycji Boga w każdym
momencie. Bez Ciebie to wszystko by się nie zaczęło. Tysiąckrotne dzięki.
Szczególne podziękowania kierujemy dla dzielnych mężczyzn i kobiet z
FDNY oraz NYPD, oraz niezliczonych woluntariuszy, którzy odpowiadali na
pytania dotyczące Strefy Zero i pomogli nam nadać wiarygodności naszej hi-
storii. Cierpimy razem z wami. Modlimy się razem z wami. Zawsze
będziemy.
Wreszcie dziękujemy Sherri Reed za umożliwienie nam spędzenia
mnóstwa czasu z pacjentami cierpiącymi na chorobę Alzheimera oraz
otwarcie przed nami świata badań oraz teorii, o którym kiedyś nie mieliśmy
pojęcia. Czas, jaki spędziliśmy z tymi ludźmi, odmienił nas na zawsze. Dzię-
kujemy za Twoje życzliwe serce i Twój niesamowity dar dla zapomnianych,
którzy żyją wśród nas. Modlimy się, aby ta książka rzuciła światło na trudy i
sprawy, z którymi zmagają się ludzie starsi - a szczególnie ci, którzy cierpią
na chorobę Alzheimera.
2
ROZDZIAŁ 1
Doktor John Baxtrr otrzymał wiadomość o pożarze po południu, gdy
pojawił się w szpitalu Św. Anny. Właśnie wracał z obchodu, gdy zatrzymała
go pielęgniarka z oddziału ratunkowego. Na jej twarzy malowało się
przerażenie.
- Proszę być w pobliżu; możemy pana potrzebować. Płonie kompleks
mieszkaniowy. Kilka rodzin jest uwięzionych wewnątrz. Są przynajmniej
dwie śmiertelne ofiary. A nam brakuje już personelu.
John poczuł przypływ adrenaliny, który nadchodził, gdy udzielał pomocy
ofiarom katastrof. Na oddział ratunkowy wpadał tylko okazyjnie - w lecie,
gdy nie miał wykładów, lub w przypadku katastrof, które wymagały
obecności dodatkowego personelu.
Rozgorączkowanie, które towarzyszyło mu w kontakcie z medycyną
ratunkową, zawsze było takie samo. Szybkie i nieokiełznanie.
John zerknął na przygotowania innych, potem zwrócił się do pielęgniarki.
- Co się stało? - Syreny wyły już w całym Bloomington. Pielęgniarka
pokręciła głową.
- Nikt dokładnie nie wie. Wciąż próbują opanować ogień. Stracili kontakt z
dwoma strażakami - zamilkła na chwilę. - Wszyscy obawiają się najgorszego.
Strażacy? Poczuł serce w gardle.
Podążył za pielęgniarką tam, gdzie ożywiony personel przygotowywał się
na przyjęcie pierwszej ofiary.
- Czy są znane ich nazwiska? Tych zaginionych mężczyzn?
Pielęgniarka przystanęła i odwróciła się.
- Z wozu 211. Jak dotąd, to wszystko co wiemy.
John poczuł, że krew odpływa mu z twarzy. Gdy zapadła cisza, zaczął
modlić się żarliwie. Modlił się za ludzi walczących z ogniem i za uwięzione
rodziny oraz za zaginionych mężczyzn z wozu 211.
Widział ich zagubionych w piekle żywiołu, ryzykujących własnym życie,
aby ocalić matki, ojców i dzieci. Wyobrażał ich sobie zasypanych pod
płonącymi zgliszczami, zupełnie pozbawionych łączności z komendantem.
Po czym zaczął w sposób szczególny modlić się za jednego z mężczyzn z
wozu 211. Przystojnego młodego człowieka, który kochał jego średnią córkę,
Ashley, od chwili gdy byli jeszcze nastolatkami.
Pieniądze się już skończyły.
3
To było główny powód, dla którego Ashley w ten piękny letni poranek
wyszła z domu i rozglądała się za pracą. Błękit nieba i kwitnące kwiaty
sprawiały, iż dzień był idealny na malowanie.
Zobowiązania finansowe, związane z jej wypadkiem samochodowym
sprzed czterech lat, były już prawie uregulowane, a ponieważ zapłaciła za
dom gotówką, ona i mały Cole potrzebowali pieniędzy, przynajmniej do
chwili, gdy jej obrazy nie zaczną się sprzedawać.
Ashley westchnęła, przeczesała ręką krótko obcięte czarne włosy. Po raz
kolejny przeczytała ogłoszenie w gazecie:
„Pracownik socjalny dla grupy dorosłych z domu opieki. Preferowane
przygotowanie medyczne. Pensja oraz dodatki".
Wygląda i brzmi tak samo przyziemnie, ale to może być praca, której
właśnie szuka. Sprawdzali już z ojcem i dowiedzieli się, że płaca dla
opiekunki społecznej graniczy z minimalną pensją. Będzie pracowała głównie
z pacjentami z Alzheimerem - ludźmi z demencją lub innymi chorobami
powiązanymi w wiekiem, z osobami, które nie są w stanie przetrwać samo-
dzielnie. Będzie się zajmować pomarszczonymi ciałami, ocierać owłosione
brody i najprawdopodobniej zmieniać pieluchy. Niezbyt prestiżowe zajęcie.
Ale Ashley to nie przeszkadzało. Potrzebowała tej pracy. Od powrotu z
Paryża, wszystko w jej życiu uległo zmianie. Miała dopiero dwadzieścia pięć
lat, ale czuła się dużo starsza, znużona i cyniczna. Rzadko się uśmiechała i nie
potrafiła być dla Cole'a taką matką, jakiej on potrzebował. Pomimo spojrzeń,
które przyciągała, czuła się stara i zużyta - a nawet brzydka.
Pobyt w Paryżu częściowo wpłynął na to, kim się stała. Jednak w
większości przyczyniły się do tego wszystkie wybory, których dokonała.
Ucieczka spod wpływu rodziców, ich męczącej religii oraz prób zrobienia z
niej kobiety, jaką nigdy nie będzie. A także ucieczka od Landona Blake'a -
jego subtelnych, ale wytrwałych zalotów oraz życia do przewidzenia, które
mogłoby stać się jej udziałem, gdyby się w nim zakochała.
Jakikolwiek był to powód, była świadoma, że w przeciągu czterech
ostatnich lat, odkąd wróciła do domu z Europy, w jej sercu zaszło coś
tragicznego. Stało się lodowate - nawet bardziej lodowate niż wiatr wiejący w
połowie stycznia w Bloomington, w Indianie. A to z kolei wpłynęło na jej
jedyną prawdziwą pasję - na jej talent do malowania. Wciąż nad nim
pracowała, zapełniała płótna, ale minęły już lata, odkąd udało się jej
namalować coś naprawdę niezwykłego.
Ashley skręciła z South Walnut i zaczęła szukać adresu domu opieki. Praca
ze starymi ludźmi, oprócz dopływu gotówki, zdoła być może powstrzymać
4
chłód w jej wnętrzu, a może nawet roztopi lód, który nagromadził się przez
lata i uwięził jej duszę. W stosunku do starszych ludzi odczuwała pewien
rodzaj empatii i zrozumienia. Na swój sposób poruszali jej serce, dotykając
miejsca, do którego nikt nie mógł dotrzeć.
Przypomniała sobie jak tydzień temu jechała przez miasto i zauważyła
dwie wiekowe kobiety - przygarbione, powykręcane staruszki,
najprawdopodobniej po dziewięćdziesiątce - idące chodnikiem i trzymające
się pod rękę. Szły bardzo powoli i ostrożnie, a gdy jedna zaczęła upadać,
druga ją przytrzymała.
Tego popołudnia Ashley zatrzymała się i obserwowała je z pewnej
odległości, myśląc sobie, że stanowią doskonały temat dla jej następnego
obrazu. Kim były i co już widziały w swoim długim życiu? Czy pamiętały
tragedię „Titanica"? Czy straciły synów w II wojnie światowej, a może w
jakiś sposób same brały w niej udział? Czy ludzie, których kochały, jeszcze
żyli lub mieszkali na tyle blisko, żeby móc je odwiedzać?
Czy były piękne i chodziły z jednego towarzyskiego spotkania na drugie,
zostawiając za sobą przystojnych chłopców, którzy do nich wydzwaniali? Czy
rozpaczają, że stały się niewidzialne - teraz, kiedy ludzie przestali je
zauważać?
Ashley obserwowała kobiety powoli zbliżające się do skrzyżowania, a gdy
zmiana światła zastała je w połowie drogi, zamarła z przerażenia. Jakiś
niecierpliwy kierowca położył rękę na klaksonie, trąbiąc ostro w rytmie
staccato. Twarze kobiet przybrały nerwowy wyraz, potem wręcz rozpaczliwy.
Przyspieszyły tempo, powłócząc nogami, tak że omal nie upadły. Gdy dotarły
na drugą stronę, przystanęły, żeby złapać oddech, i znowu Ashley zaczęła się
zastanawiać.
Czy to wszystko co pozostało tym kobietom - wściekli kierowcy,
zniecierpliwieni ich powolnymi krokami i fizyczną walką? Czy to było jedyne
zainteresowanie, jakie wzbudziły owego dnia?
Gdy pojawiły się te pytania, policzki Ashley zrobiły się wilgotne.
Odchyliła zasłonę przeciwsłoneczną i wpatrywała się w swoje odbicie. Coś
się z nią stało, coś, czego nie doświadczyła już od miesięcy. A nawet lat.
Płakała.
I wtedy zdała sobie sprawę z głębi swojego problemu. Zrozumiała, że jej
przeżycia uczyniły ją cyniczną. I jeśli kiedykolwiek jeszcze ma stworzyć
niezapomniane dzieło, potrzebuje czegoś więcej niż płótna i pędzla.
Potrzebuje serca, czułego i złamanego, zdolnego odczuwać to, o czym
zapomniała już dawno temu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin