Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.txt

(76 KB) Pobierz
NR ID   : b00019
Tytu�   : Konrad Wallenrod
Autor   : Adam Mickiewicz




WST�P
Sto lat mija�o, jak Zakon krzy�owy
We krwi poga�stwa p�nocnego brodzi�;
ju� Prusak szyj� uchyli� w okowy
Lub ziemi� odda�, a z dusz� uchodzi�;
Niemiec za zbiegiem rozpu�ci� gonitwy,
Wi�zi�, mordowa�, a� do granic Litwy.

Niemen rozdziela Litwin�w od wrog�w:
Po jednej stronie b�yszcz� �wi�ty� szczyty
I szumi� lasy, pomieszkania bog�w;
po drugiej stronie, na pag�rku wbity
Krzy�, god�o Niemc�w, czo�o kryje w niebie,
Gro�ne ku Litwie wyci�ga ramiona,
Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona
Chcia� z g�ry obj�� i garn�� pod siebie.

Z tej strony t�umy litewskiej m�odzie�y,
W ko�pakach rysich, w nied�wiedziej odzie�y,
Z �ukiem na plecach, z d�oni� pe�n� grot�w,
Snuj� si�, �ledz�c niemieckich obrot�w.
po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi,
Niemiec na koniu nieruchomy stoi;
Oczy utkwiwszy w nieprzyjaci� szaniec,
Nabija strzelb� i liczy r�aniec.

I ci, i owi pilnuj� przeprawy.
Tak Niemen, dawniej s�awny z go�cinno�ci,
��cz�cy bratnich narod�w dzier�awy,

Ju� teraz dla nich by� progiem wieczno�ci;
I nikt, bez straty �ycia lub swobody,
Nie m�g� przest�pi� zakazanej wody.
Tylko ga��zka litewskiego chmielu,
Wdzi�kami pruskiej topoli n�cona,
Pn�c si� po wierzbach i po wodnym zielu,
�mia�e, jak dawniej, wyci�ga ramiona
I rzek� kra�nym przeskakuj�c wiankiem,
Na obcym brzegu ��czy si� z kochankiem.
Tylko s�owiki kowie�skiej d�browy .
Z braci� swoimi zapuszcza�skiej g�ry
Wiod�, jak dawniej, litewskie rozmowy
Lub, swobodnymi wymkn�wszy si� pi�ry,
Lataj� w go�ci na sp�lne ostrowy.

A ludzie? - ludzi rozdzieli�y boje !
Dawna Prusak�w i Litwy za�y�o��
Posz�a w niepami��; tylko czasem mi�o��
I ludzi zbli�a. - Zna�em ludzi dwoje.

O Niemnie i wkr�tce run� do twych brod�w
�mier� i po�og� nios�ce szeregi,
I twoje dot�d szanowane brzegi
Top�r z zielonych ogo�oci wiank�w,
Huk dzia� wystraszy s�owiki z ogrod�w.
Co przyrodzenia zwi�za� �a�cuch z�oty,
Wszystko rozerwie nienawi�� narod�w;
Wszystko rozerwie; - lecz serca kochank�w
Z��cz� si� znowu w pie�niach wajdeloty.



[I]  OBI�R
Z Maryjenburskiej wie�y zadzwoniono,
Dzia�a zagrzmia�y, w b�bny uderzono;
Dzie� uroczysty w krzy�owym Zakonie;
Zewsz�d komtury do stolicy �piesz�,
K�dy, zebrani w kapitu�y gronie,
Wezwawszy Ducha �wi�tego uradz�,
Na czyich piersiach wielki krzy� zawiesz�
I w czyje r�ce wielki miecz oddadz�.
Na radach sp�yn�� dzie� jeden i drugi,
Bo wielu m��w staje do zawodu,
A wszyscy r�wnie wysokiego rodu
I wszystkich r�wne w Zakonie zas�ugi;
Dot�d powszechna mi�dzy braci� zgoda
Nad wszystkich wy�ej stawi Wallenroda.

On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,
S�aw� nape�ni� zagraniczne domy;
Czy Maur�w �ciga� na kastylskich g�rach,
Czy Otomana przez morskie odm�ty,
W bitwach na czele, pierwszy by� na murach,
Pierwszy zahacza� poha�c�w okr�ty;
I na turniejach, skoro wst�pi� w szranki,
Je�eli raczy� przy�bic� ods�oni�,
Nikt si� nie wa�y� na ostre z nim goni�,
Pierwsze mu zgodnie ust�puj�c wianki.
Nie tylko mi�dzy krzy�owymi roty
Ws�awi� or�em m�odociane lata,
Zdobi� go wielkie chrze�cija�skie cnoty:
Ub�stwo, skromno�� i pogarda �wiata.

Konrad nie s�yn�� w przydwornym nacisku
G�adko�ci� mowy, sk�adno�ci� uk�on�w;
Ani swej broni dla pod�ego zysku
Nie przeda� w s�u�b� niezgodnych baron�w.
Klasztornym murom wiek po�wi�ci� m�ody,
Wzgardzi� oklaski i g�rne urz�dy;
Nawet zacniejsze i s�odsze nagrody:
Minstrel�w hymny i pi�kno�ci wzgl�dy,
Nie przemawia�y do zimnego ducha.
Wallenrod pochwa� oboj�tnie s�ucha,
Na kra�ne lica pogl�da z daleka,
Od czaruj�cej rozmowy ucieka.

Czy by� nieczu�ym, dumnym z przyrodzenia,
Czy sta� si� z wiekiem - bo cho� jeszcze m�ody,
Ju� w�os mia� siwy i zwi�d�e jagody,
Napi�tnowane staro�ci� cierpienia -
Trudno odgadn��: zdarza�y si� chwile,
W kt�rych zabawy m�odzie�y podziela�,
Nawet niewie�cich gwar�w s�ucha� mile,
Na �arty dworzan �artami odstrzela�
I sypa� damom grzecznych s��wek krocie,
Z zimnym u�miechem, jak dzieciom �akocie.
By�y to rzadkie chwile zapomnienia;
I wkr�tce, lada s��wko oboj�tne,
Kt�re dla drugich nie mia�o znaczenia,
W nim obudza�o wzruszenia nami�tne;
S�owa: ojczyzna, powinno��, kochanka,
O krucyjatach i o Litwie wzmianka,
Nagle weso�o�� Wallenroda tru�y;
S�ysz�c je, znowu odwraca� oblicze,
Znowu na wszystko stawa� si� nieczu�y
I pogr��a� si� w dumy tajemnicze.
Mo�e, wspomniawszy �wi�to�� powo�ania,
Sam sobie ziemskich s�odyczy zabrania.
Jedne zna� tylko przyja�ni s�odycze,
Jednego tylko wybra� przyjaciela,
�wi�tego cnot� i pobo�nym stanem:
By� to mnich siwy, zwano go Halbanem.
On Wallenroda samotno�� podziela;
On by� i duszy jego spowiednikiem,
On by� i serca jego powiernikiem.
Szcz�liwa przyja�� �wi�tym jest na ziemi,
Kto umia� przyja�� zabra� ze �wi�temi.

Tak naczelnicy zakonnej obrady
Rozpami�tuj� Konrada przymioty;
Ale mia� wad� - bo kt� jest bez wady?
Konrad �wiatowej nie lubi� pustoty,
Konrad pijanej nie dzieli� biesiady.
Wszak�e zamkni�ty w samotnym pokoju,
Gdy go dr�czy�y nudy lub zgryzoty,
Szuka� pociechy w gor�cym napoju;
I wtenczas zda� si� wdziewa� posta� now�,
Wtenczas twarz jego, blad� i surow�,
Jaki� rumieniec chorowity krasi�;
I wielkie, niegdy� b��kitne �renice,
Kt�re czas nieco skazi� i przygasi�,
Ciska�y dawnych ogni�w b�yskawice;
Z piersi �a�o�nie westchnienie ucieka
I �z� per�ow� nabrzmiewa powieka,
D�o� lutni szuka, usta pie�ni lej�,
Pie�ni nucone cudzoziemsk� mow�,
Lecz je s�uchacz�w serca rozumiej�.
Dosy� us�ysze� muzyk� grobow�,
Dosy� uwa�a� na �piewaka posta�:
W licach pami�ci wida� nat�enie,
Brwi podniesione, pochy�e wejrzenie,
Chc�ce z g��biny ziemnej c� wydosta�;
Jaki� by� mo�e pie�ni jego w�tek?-
Zapewne my�l�, w ob��dnych pogoniach,
�ciga sw� m�odo�� na przesz�o�ci toniach.-
Gdzie� dusza jego? - W krainie pami�tek.

Lecz nigdy r�ka, w muzycznym zap�dzie,
Z lutni weselszych ton�w nie dob�dzie;
I lica jego niewinnych u�miech�w
Zdaj� si� l�ka�, jak �miertelnych grzech�w.
Wszystkie uderza struny po kolei,
Pr�cz jednej struny - pr�cz struny wesela.
Wszystkie uczucia s�uchacz z nim podziela,
Opr�cz jednego uczucia - nadziei.

Nieraz go bracia zeszli niespodzianie
I nadzwyczajnej dziwili si� zmianie.
Konrad zbudzony z�yma� si� i gniewa�,
Porzuca� lutni� i pie�ni nie �piewa�;
Wymawia� g�o�no bezbo�ne wyrazy,
C� Halbanowi szepta� po kryjomu,
Krzycza� na wojska, wydawa� rozkazy,
Straszliwie grozi�, nie wiadomo komu.
Trwo�� si� bracia - stary Halban siada
I wzrok zatapia w oblicze Konrada,
Wzrok przenikliwy, ch�odny i surowy,
Pe�en jakowej� tajemnej wymowy.
Czy c� wspomina, czyli c� doradza,
Czy trwog� w sercu Wallenroda budzi,

Zaraz mu chmurne czo�o wypogadza,
Oczy przygasza i oblicze studzi.
Tak na igrzysku, kiedy lw�w dozorca,
Sprosiwszy panny, damy i rycerze,
Roz�amie krat� �elaznego dworca,
Da has�o tr�b�; wtem kr�lewskie zwierz�
Grzmi z g��bi piersi, strach na widz�w pada;
Jeden dozorca kroku nie poruszy,
Spokojnie r�ce na piersiach zak�ada
I lwa pot�nie uderzy - oczyma,
Tym nie�miertelnej talizmanem duszy
Moc bezrozumn� na uwi�zi trzyma.



II
Z Maryjenburskiej wie�y zadzwoniono,
Z obradnej sali id� do kaplicy,
Najpierwszy komtur, wielcy urz�dnicy,
Kap�ani, bracia i rycerzy grono.
Nieszpornych mod��w kapitu�a s�ucha
I �piewa hymny do �wi�tego Ducha.

                                      HYMN

Duchu, �wiat�o bo�e!
Go��bko Syjonu!
Dzi� chrze�cija�ski �wiat, ziemne podno�e
Twojego tronu,
Widom� o�wie� postaci�
I roztocz skrzyd�a nad syjo�sk� braci�!
Spod Twych skrzyde� niech wystrzeli
S�onecznymi promie� blaski,
I kto naj�wi�tszej godniejszy �aski
Temu niech z�otym wie�cem skronie rozweseli;
A padniem na twarz, syny cz�owieka,
Temu, nad kim spoczywa Twych skrzyde� opieka.
Synu Zbawicielu!
Skinieniem wszechmocnej r�ki
Naznacz, kto z wielu
Najgodniejszy s�yn��
�wi�tym znakiem Twojej m�ki,
Piotra mieczem hetmani� �o�nierstwu Twej wiary
I przed oczyma poga�stwa rozwin��
Kr�lestwa Twego sztandary;
A syn ziemi niech czo�o i serce uni�a
Przed tym, na czyich piersiach b�y�nie gwiazda krzy�a.

                                      * * *

Po mod�ach wyszli. Arcykomtur zleci�,
Spocz�wszy nieco powraca� do choru
I znowu b�aga�, aby B�g o�wieci�
Kap�an�w, braci i m��w obioru.

Wyszli nocnymi orze�wi� si� ch�ody:
Jedni zasiedli zamkowy kru�ganek,
Drudzy przechodz� gaje i ogrody.
Noc by�a cicha, majowej pogody;
Z dala niepewny wygl�da� poranek;
Ksi�yc obieg�szy b�onie safirowe
Z odmiennym licem, z r�nym blaskiem w oku,
Drzemi�c to w ciemnym, to w srebrnym ob�oku,
Zni�a� sw� cich� i samotn� g�ow�;
Jak dumaj�cy w pustyni kochanek,
Obieg�szy my�l� ca�e �ycia ko�o,
Wszystkie nadzieje, s�odycze, cierpienia,
To �zy wylewa, to sp�jrzy weso�o,
Wre�cie ku piersiom zmordowane czo�o
Sk�ania - i wpada w letarg zamy�lenia.

Przechadzk� inni bawi� si� rycerze.
Lecz Arcykomtur chwil darmo nie traci,
Zaraz Halbana i celniejszych braci
Wzywa do siebie i na stron� bierze,
Aby z daleka od ciekawej rzeszy
Zasi�gn�� rady, udzieli� przestrogi.
Wychodzi z zamku, na r�wnin� �pieszy;
Tak rozmawiaj�c, nie pilnuj�c drogi,
B��dzili kilka godzin w okolicy,
Blisko spokojnych jeziora wybrze�y.
Ju� ranek, pora wraca� do stolicy.
Staj� - g�os jaki� - sk�d? - z naro�nej wie�y:
S�uchaj� pilnie - to g�os pustelnicy.
W tej wie�y dawno, przed laty dziesi�ciu,
Jaka� nieznana, pobo�na niewiasta,
Z dala przybywszy do Maryi-miasta-
Czy j� natchn�o niebo w przedsi�wzi�ciu,
Czy ska�onego sumienia wyrzuty
Pragn�c ukoi� balsamem pokuty,
Pustelniczego szuka�a ukrycia
I tu znalaz�a grobowiec za �ycia.

D�ugo nie chcieli zezwala� kap�ani,
Wreszcie sta�o�ci� pro�by prze�amani
Dali jej w wie�y samotne schronienie.
I.edwie stan�a za �wi�conym progiem,
Na pr�g zwalono ceg�y i kamienie,
Zosta�a sama z my�lami i Bogiem;
I bram�, co j� od �yj�cych dzieli,
Chyba w dzie� s�dny odemkn� anieli.

U g�ry ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin