Coulter Catherine - Panna młoda 09 - Wyścigi.pdf

(1041 KB) Pobierz
Coulter Catherine - Panna mloda
CATHERINE COULTER
WYŚCIGI
ROZDZIAŁ 1
Baltimore, Maryland
Kwiecień 1855
Jason Sherbrooke pojął, iż pora wracać, kiedy, odsunąwszy się od Lucindy
Frothingale, zapatrzył się w paskudną tłustą mordę jej mopsa, Horacego. Pies warknął
nań, a Jason niespodziewanie ujrzał błyszczące od łez oczy brata, gdy ten machał mu
na pożegnanie z nabrzeża portu w Eastbourne. Machał, dopóki stojący na pokładzie
statku Jason mógł go widzieć. Żal ścisnął Jasona za gardło, zaś serce pękało mu z
bólu.
Niechętnym spojrzeniem zmierzył psa zwiniętego u boku swej pani.
Przekręciwszy się na brzuch, wsłuchał się w oddechy Lucindy i Horacego. Ledwie
przed paroma minutami czuł się zaspokojony po cebulki włosów, by znienacka
zanurzyć się w tym szczególnym, bolesnym wspomnieniu. Teraz, chwilę później,
palił się do działania, niecierpliwy, tak że z trudem zachowywał spokój.
Najzwyczajniej w świecie pragnął wyskoczyć z ciepłego łoża Lucindy i rzucić się
wpław przez Atlantyk.
Po blisko pięciu latach Jason Sherbrooke chciał wrócić do domu.
O ósmej tegoż ranka Jason spożywał śniadanie przy wielkim stole w jadalni
 
Wyndhamów. Spojrzał na dwoje ludzi, którzy przed tylu laty przyjęli go serdecznie w
progi swego domu, oraz na ich dzieci, dwóch chłopców i dwie dziewczynki, tak mu
wszystkie bliskie. Zakaszlał, aby zwrócić uwagę obecnych. Modlił się o wartki potok
pięknych, okrągłych zdań, niezmącenie wypływający z jego ust, ale, naturalnie, nic
podobnego nie nastąpiło. W krtani urosła mu gula rozmiarów toru wyścigowego
hrabstwa Crack.
- Już czas - wydusił tylko.
Nie zdawał sobie sprawy, że wygląda niczym ślepiec, który nagle odzyskał
wzrok. Zastanawiał się, dlaczego nie znalazł więcej słów, dlaczego jedynie te dwa
umknęły z jego ust, aby zawisnąć nad jadalnią Wyndhamów.
- Czas na co? - James Wyndham uniósł ciemnoblond brew. Zauważył wyraz
twarzy Jasona, jednak go nie zrozumiał. - Chcesz znowu ścigać się z Jessie? Nie
dosyć ci złoiła skórę? Nawet na Spryciarzu nie masz wielkich szans.
Jason chwycił tę niezawodną przynętę.
- Jak zawsze powtarzasz, James, jest szczupła, nie waży więcej niż obecna tu
Constance. Dlatego nas pokonuje. Umiejętności nie mają z tym nic wspólnego.
- Ple, ple - odezwała się Jessie Wyndham. - Jesteście żałosni, dosiadając ciągle
tych samych, wyeksploatowanych wymówek. Obaj widzieliście mnie na Spryciarzu -
twój własny koń, Jasonie - gnaliśmy jak wicher, aż włosy smagały wam twarze.
Kiedy Jason dosiada Spryciarza, wywołuje co najwyżej zefirek.
Ależ utarła mi nosa, pomyślał Jason, szczerząc do Jessie zęby.
- Papa ma rację - powiedziała siedmioletnia Constance. - Chociaż - dodała, z
namysłem spoglądając na matkę - mama waży chyba nieco więcej ode mnie. Za to ty,
wuju, podobnie jak papa, jesteś za wielki, że by się ścigać. Koń się pod tobą ugina.
Dżokeje muszą być drobni. Wprawdzie babka uważa za hańbę, że mama małpuje
mężczyzn, zamiast cerować w bawialni, niemniej i ona twierdzi, że mimo urodzenia
czworga dzieci mama jest szczupła, i że to nie w porządku.
Najstarszy z potomstwa Wyndhamów, prawie jedenastoletni Jonathan,
pokiwał głową.
- Niezbyt grzecznie z twojej strony tak dosadnie rzecz ujmować, Connie,
babka zaś nie powinna rów nie brzydko mówić o mamie, jednak pozostaje faktem, iż
mama jest kobietą, a rola kobiet nie polega na ściganiu się z mężczyznami.
Jessie rzuciła w najstarszego syna tostem, na co chłopak ze śmiechem zrobił
unik.
 
- Mamo, wiesz przecież, że dżentelmeni nie mogą znieść przegranej z tobą.
Raz widziałem, jak papa niemal łkał, kiedy go wyprzedziłaś tuż przed metą.
- Z drugiej strony - zauważył Jason - wszystkie znane mi osoby skłaniają się
ku opinii, iż przyszłaś na świat w siodle, taka jesteś świetna. Kogo zatem obchodzi, że
najlepszy dżokej w Baltimore ma pie... ehm, mniejsza z tym.
- Dokładnie o to mi chodziło, mamo.
- Dobry Boże, mam nadzieję, że nie - mruknął Jason.
- Też żywię taką nadzieję - oznajmiła Jessie. - Nie, żadnych pytań, wystarczy.
Jonathan oddał się zdejmowaniu okruszków tostu z rękawa marynarki. Jedynie
maleńka Alice dostrzegła złośliwy błysk w opuszczonych oczach brata.
- Jak mówiłem, mamo, na torze niebezpieczna z ciebie przeciwniczka,
podstępna jak wąż, kiedy zachodzi potrzeba. Czyż jednak zgrabnie zacerowane
prześcieradło nie dostarczyłoby ci więcej satysfakcji niż..
- Nie mam już czym w ciebie rzucić, Jon. A nie, spójrz, ten śliczny ciężki
widelec sam wskoczył mi do ręki. - Jessie wymierzyła widelec w syna. - Sugeruję
kapitulację albo czekają pana bardzo przykre konsekwencje.
- Dostałem. - Jonathan, szeroko uśmiechnięty, uniósł ręce w geście poddania. -
Kapituluję.
- Czas na co, wujku? - zapytała czteroletnia Alice, sepleniąc czarująco.
Pochylała się ku Jasonowi. Wiedział, że gdyby nie siedzieli przy stole, dawno
już wspięłaby mu się na kolana i wtuliła się w niego, jak to zwykła robić, odkąd
ukończyła szósty tydzień życia. W głowie miał pustkę, więc nie odpowiedział od
razu, wówczas zaś w jej pięknych oczach zalśniły ogromne łzy.
- Stało się coś złego, plafda? Jus nas nie lubis. Chces zastselić mamę, bo cię
pseścignęła?
Jason spojrzał na tę jakże mu drogą twarzyczkę i poszukał właściwych słów,
lecz ostatecznie wydobył z siebie tylko:
- Szczerze was wszystkich kocham. Nie o to chodzi. Chodzi. - I wreszcie
prawda utorowała sobie drogę. - Chcę wrócić do domu. Już czas. Odpływam w
piątek, na Eskapadzie, jednym ze statków Gennie i Aleka Carricków.
Nad stołem zawisła cisza absolutna. Wpatrywali się weń wszyscy, włącznie z
Joshuą, kucharzem Wyndhamow, który właśnie podawał Jessie świeży tost. Lucy,
usługującą do śniadania pokojówkę, słowa niewiarygodnie przystojnego pana Jasona
poruszyły do tego stopnia, iż niemal wylała kawę na kolana pana Wyndhama; James
 
powstrzymał jej rękę w ostatniej sekundzie.
- Do domu? - powtórzyła Alice. - Ale tfój dom jest tutaj, wujku.
Uśmiechnął się do maleńkiej wróżki, wykapanej matki, urodzonej już po jego
przybyciu do Baltimore.
- Nie, słonko, to nie mój dom, choć przebywam w nim dłużej od ciebie. Moim
domem jest Anglia, tam się urodziłem, w pięknym zamku Northcliffe. Tam mieszka
moja rodzina i tam też spędziłem dwadzieścia pięć lat życia.
- Ale należysz do nas, wuju - zaprotestował dziewięcioletni Benjamin,
podsuwając jednocześnie plasterek chrupiącego bekonu Bystrzakowi, rodzinnemu
ogarowi, który przyszedł na świat tydzień po chłopcu. - Nie do tamtych za granicą już
nie. Kogo obchodzi Northcliffe? Jeśli chcesz, również jakoś dostojnie nazwiemy nasz
dom.
- Już się nazywamy, bekonowy móżdżku - zgasił go Jon. - Farma
Wyndhamów.
- Macie w Anglii gromadkę kuzynów - powiedział James do syna, spojrzenie
utkwiwszy jednak w twarzy Jasona. Potem się uśmiechnął. - Wiesz, nam także
wypadałoby złożyć w Anglii wizytę. Miesiące i lata przemykają niepostrzeżenie,
nieprawdaż? Czas po prostu pędzi naprzód. Prawie pięć lat. Niesamowite, Jase.
Wydaje się, że ledwie wczoraj witaliśmy cię w porcie. Jessie nie potrafiła oderwać od
ciebie oczu, uznała cię za przystojniejszego nawet od Aleka Carricka. Nazwała cię
najpiękniejszym mężczyzną, jakiego Bóg kiedykolwiek stworzył. Powiedziała, że
masz identycznego bliźniaka, zatem po świecie chodzi drugi taki okaz. Mówię ci,
cud, że nie zemdlała.
- Pamiętasz, że wszystko to mówiłam? - zdziwiła się Jessie, a jej ciemnoruda
brew powędrowała w górę.
- Oczywiście, najdroższa. Pamiętam każde wypowiedziane przez ciebie słowo.
Jessie wydała zduszony odgłos, czym wywołała chichoty dzieci.
Jamesa ogarnęły zarazem ogromny smutek i radość: najwyraźniej Jason
wreszcie stawił czoło przeszłości.
- Wuj Jason jest ładniejszy od ciotki Glendy - oznajmiła Constance z szerokim
uśmiechem, ujawniając brak przedniego zęba. - Ilekroć ciotka się weń nie wpatruje,
przegląda się w lustrze i próbuje do ciec, jak się doń upodobnić. Poradziłam jej
kiedyś, żeby dała sobie spokój. Rzuciła we mnie szczotką do włosów.
James zakasłał.
 
- Przyprawisz wuja o rumieniec, Connie. Lepiej zmieńmy temat. Marcus z
Duchessą odwiedzili nas w ubiegłym roku, North i Caroline Nightingale'owie przed
dwoma laty. Tak, nasza kolej na składanie wizyt wszystkim w Anglii, z twoją rodziną
włącznie, Jassie. Chętnie przekonam się, czy żona mi zemdleje, poznawszy twego
bliźniaka. Dzieciom zaś opowiedziałeś tyle historii o Hollisie, że spodziewają się, iż
zstąpi do nich z góry z kamiennymi tablicami. No i, oczywiście, poznamy twoich
rodziców.
- Ale oni tam śmiesznie mówią - oznajmił Benjamin. - Jak wuj Jason. Nie chcę
jechać w takie miejsce.
- Potraktuj wyjazd jak przygodę - poradziła mu matka.
- Bo nią właśnie będzie, Ben - powiedział Jason. Dla mnie także, pomyślał,
odchylając się na oparcie krzesła i splatając dłonie na płaskim brzuchu. - Moi bliscy
powitają was równie serdecznie, jak wy przyjęliście mnie. - Umilkł, po czym,
spojrzawszy na Jamesa i Jessie, wzruszył ramionami. - Chcę wrócić do domu. W
styczniu skończę trzydzieści lat.
- Wobec tego nadal masz tylko skromne dwadzieścia dziewięć, wuju -
zauważył Benjamin. - Wrócisz tam, kiedy będziesz taki stary jak papa.
- Twój ojciec liczy sobie jedynie trzydzieści dziewięć lat, co nie stanowi
jeszcze podeszłego wieku - odezwała się Jessie. Zamilkła i zamrugała. - Sama
dobiegam trzydziestu jeden, wyprzedzam cię zatem o ponad rok, Jasonie. Dobry
Boże, jakże ten czas galopuje.
- Zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie widziałem moich prawie już trzyletnich
bratanków - bliźniaków? - spytał Jason.
- Owszem - odparła. - Z wyglądu wdali się w ojca, co znaczy, że i w ciebie.
Jason potaknął.
- Brat pisał, że tym samym kolejne pokolenie po siada rysy ciotki Melisandy.
James tak zabawnie opisał wściekłość, w jaką ów fakt wprawił ich ojca, iż
oczyma duszy Jason z łatwością ujrzał zarówno uśmiech bliźniaka, jak i twarz
rodziciela. Tyle listów przez ten czas, on zaś zaczął na nie naprawdę odpowiadać
dopiero przed trzema laty. Przez pierwsze dwadzieścia cztery miesiące pobytu w
Ameryce słał rodzinie ledwie marne, banalne notki, zupełnie bez znaczenia - jeśli w
ogóle cokolwiek miało wówczas dla Jasona znaczenie. Potem, stopniowo, przyszła
odmiana. W przybywających co tydzień listach zaczął dostrzegać coś więcej niźli
tylko słowa, na nowo poczuł, ile znaczą dlań bliscy. Jego odpowiedzi stały się dłuższe
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin