rozdział 11.pdf

(238 KB) Pobierz
275331184 UNPDF
Wejście do jaskini było tak ciasne, że Shea musiała mocno wstrzymać oddech, by się przez 
nie przecisnąć. Wydawało się ciągnąć daleko, chropowate ściany drażniły jej skórę, poczucie wielu 
ton masy skalnej nad głową sprawiało, że czuła jak przestrzeń zmiejsza się, zaciska dookoła niej. 
Nie mogła spojrzeć na Jacquesa, który w jakiś dziwny sposób przeciskał swe potężne ciało przez 
szczelinę. Karpatianie mogli robić rzeczy o istnieniu których nawet nie chciała myśleć. Jak mogła 
wpakować się w taki bałagan?
Seks. Przystojny mężczyzna o intensywnie czarnych, pełnych głodu oczach a ona czuła się 
jak cielę, zapatrzona, chora z miłości. Pożądanie. Zniszczyło już rozsądek wielu innych kobiet. 
­ Mogę czytać w twoich myślach. ­  Zabawa była delikatna i pieszczotliwa, zamykała ją w 
bezpiecznych objęciach. 
­  Byłam całkowicie rozsądna i zdrowa na umyśle dopóki nie spotkałam ciebie. Spójrz na  
mnie. Pełzam wewnątrz jakiejś góry.  ­ Nagle zatrzymała się i ucichła całkowicie. ­  Coś słyszę.  
Powiedz, że nie zabierasz mnie do jaskini pełnej nietoperzy. Powiedz to, Jacques, albo natychmiast  
się stąd wynoszę. 
­ Nie zabieram cię do jaskini pełnej nietoperzy. 
Zrelaksowała się wyraźnie. Nie była nadwrażliwa na punkcie zbyt wielu rzeczy, ale akurat 
nietoperze najlepiej jakby pozostawały jak najdalej od niej. Mile dalej. Nietoperze były 
stworzeniami które podziwiała, gdy były wysoko na niebie. Patrzyła na nie zadzierając wysoko 
głowę, o ile wisiały w odpowiedniej odległości nad nią. Zmarszczyła nos. Dźwięki, które starała się 
ignorować, przybierały na sile. Serce uderzyło alarmująco. Ściany przejścia były blisko siebie, więc 
nie mogła poruszać się szybciej. Poczuła się osaczona, zaczęła się dusić.
­ Wracam, Jacques. Nie jestem jaskiniowym człowiekiem. ­  Robiła co mogła, by słuchać 
jedynie rozsądku choć sekundy dzieliły jej głowę od wybuchu. Odwróciła ostrożnie głowę, tak by 
nie podrapać twarzy o chropowate ściany. 
Jego palce zacisnęły się na jej nadagrstku w silnym uścisku. 
­  Nie może być żadnych zakłóceń. Jeśli jakieś stworzenie wyjdzie z jaskini, lub co gorsze  
ostrzeże inne, odnajdzie nas. 
­ Tu nie przeciśnie się kartka papieru, a co dopiero człowiek lub zwierzę. Nikt nas tu nie  
odnajdzie.
­ Wampir może wyczuć moment, w którym nietoperze wylecą z jaskini.
­ Nie mogą wylecieć z jaskini, ponieważ ich tu nie ma, pamiętasz co mówiłeś?­  Była słodko 
złośliwa.
­  Zaufaj mi, Wiewióreczko, to tylko niewielka odległość.
­ Nie zamierzasz mnie zmusić do spania w ziemi, prawda? Nie zrobię tego, nawet jeśli  
dziesięć wampirów będzie nas śledzić.
­ Wampiry nie mogą się podnieść, gdy wstaje świt. Zabicie ofiary daje im satysfakcję.  
Słońce spala je natychmiast. Może nas zdradzić ludziom z którymi się sprzymierzył. Mógł również 
oznaczyć wejście do jaskini. Ewentualnie oni mogą przyglądać się nietoperzom tylko po to, by  
zobaczyć jak latają o świcie.
­ Chcesz mi powiedzieć, że w tej jaskini są nietoperze?
Pociągnął ją za rękę.
­  Nie zachowuj się jak dziecko. Potrafię kontrolować nietoperze, a one ostrzegą nas przed  
każdym niebezpieczeństwem.
Shea skrzywiła się ale podążyła za nim. Z każdą chwilą zdolności, siła i potęga Jacquesa 
rosły. Był pewny siebie, co graniczyło z arogancją. Czasem drażniło ja to tak bardzo, że miała 
ochotę czymś w niego rzucić, ale tak naprawdę była dumna z jego potęgi. 
Przejście powoli się rozszerzało i schodziło w dół, jakby prowadziło do samego centrum 
ziemi. Shea czuła, jak pot pokrywa jej całe ciało a serce i płuca pracują ciężko. Skupiła się na 
oddychaniu, jedynej czynności, która utrzymywała ją przy zdrowych zmysłach. 
Jacques zdał sobie sprawę, że dygotała, nerwowo zaciskając palce na jego dłoni. Odsunął 
umysłem jej naturalne bariery i odnalazł niepokój, śmieszny strach przed nietoperzami i 
zamkniętymi miejscami. Nie była pewna, co do możliwości zmiany kształtu przez Karpatian. 
Nawet jego zeszczuplałe ciało, gdy prowadził ją przez jaskinię, nie dało jej pewności. 
Przyzwyczajona była do kontrolowania każdej sytuacji, więc trudno jej było pozwolić prowadzić 
się na ślepo. 
­  Przepraszam, maleńka. Wykonuję coś, co dla mnie jest proste i naturalne, ale dla ciebie  
ciągle mylące i przerażające.  ­ Jego głos był miękką pieszczotą, wysyłał przez jej ciało strumienie 
ciepła.
Sam głos dawał jej siłę. Wyprostowała ramiona i podążyła za nim. 
­ Gdzieś tutaj jest łóżko, prawda? ­  Próbowała żartować.
Korytarz rozszerzył się na tyle, że Jacques mógł wrócić do swojej prawdziwej postaci. 
Zrobił to natychmiast, chcąc choć trochę złagodzić jej cierpienia. Próbował też skierowac rozmowę 
na inny temat.
­ Co myślisz o Raven? 
­ Myślę, że powinniśmy być cicho. ­ Shea rozglądała się dookoła szukając nietoperzy.
­ One wiedzą, że tu jesteśmy ale nie odczuwają strachu. Będę je trzymał z daleka od ciebie. ­ 
Mówił spokojnie, jakby kontrolowanie zwierząt był normalne i codzienne. Owinął palce dookoła jej 
karku, zapobiegając ucieczce. Kciukiem pieścił jej satynową skórę, odnalazł uderzający mocno 
puls, gładził kojącym i uspokajającym ruchem. 
­ Raven wydaje się bardzo miła, nawet jeśli ma za męża dzikusa podobnego do ciebie.  Ma  
chyba kiepski gust, dokładnie taki jak mój.  ­ Celowo dołączyła tą myśl.
­ Co to znaczy? ­ Starał się udawać oburzonego, by mówiła dalej, by pomóc jej utrzymać 
poczucie humoru. Docieniał jej odwagę i niezłomną determinację, które pozwalały jej skończyć to, 
czego się podjęła, bez względu jak trudne dla niej to było. 
­ To znaczy, że nie jest zbyt rozsądna. Ten mężczyzna jest niebezpieczny, Jacques, nawet 
jeśli jest twoim bratem. A uzdrowiciel jest zdecydowanie przerażający.
­ Tak myślisz? 
­ A ty nie? Uśmiecha się miło i rozmawia łagodnie ale czy ty spojrzałeś choć raz w jego 
oczy? Widać, że nie czuje żadnych emocji.
­ Jest jednym z najstarszych. Gregori jest najpotężniejszy z Karpatian.
­ Dlaczego? ­ Gregori był tak silny, że jego głos zmuszał do posłuszeństwa najsilniejszych 
Karpatiańskich mężczyzn.
­ Posiada największą wiedzę o wszystkich dziedzinach sztuki, tych najdawniejszych jak i 
współczesnych. Niesie za sobą śmierć, jest nieugięty w wykonywaniu wyroków. Jest łowcą 
wszystkich wampirów.
­ Jest wystarczająco stary i samotny by przemienić się w każdym momencie, tak? I to ma 
sprawić że poczuję się bezpiecznie? A ty zmusiłeś mnie do wypicia jego krwi. Dużo czasu upłynie, 
zanim ci to wybaczę. ­ Potknęła się, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo jest zmęczona.
Krzyk rozbrzmiał poprzez warstwy gleby, poprzez skorupę ziemską. Bardziej odczuwalny 
niż słyszalny, uderzył bólem, zimnem, bezradnie chwytał zakończenia nerwów. Dźwięk wibrował 
w ich ciałach i umysłach, by powrócić w głąb ziemi. Skały wyłapywały krzyk i niosły echem po 
jaskini. 
Jacques stał niewzruszony, jedynie czarnymi, lodowatymi oczami śledził otoczenie. Shea 
chwyciła się jego w przerażeniu. Dźwięk wydawało stworzenie w straszliwej potrzebie, w 
ogarniającym bólu i cierpieniu. Zupełnie nieświadomie zaczęła szukać, źródła, próbowała 
zlokalizować krzyk. 
­ Zdrajca. ­ W zimnym, jadowitym głosie Jacquesa była nienawiść i obietnica zemsty. ­ Ma 
kolejną ofiarę w swoich rękach. 
­ Jak? Jesteś tak potężny, jak udało im się złapać kogoś z twojego rodzaju? ­ Szarpnęła go za 
ramię, by zwrócić na siebie uwagę. Wydawał się taki obcy w tej chwili, drapieżnik, tak samo 
śmiercionośny jak wilk, jak wampir. 
Jacques zamrugał gwałtownie poszukując w myślach odpowiedzi. Był schwytany przez 
zdrajcę? Jak to się stało było zamknięte głęboko w jego uszkodzonym umyśle. Dopóki nie znajdzie 
fragmentów i nie poskłada ich w całość, jego rasa będzie zagrożona. 
Shea potarła dłonią jego ramię.
­ To nie twoja wina. Nie masz wpływu na to, co się stało, Jacques.
­ Rozpoznałaś ten głos? ­ Ton był zupełnie wyprany z emocji.
­ Dla mnie brzmiał jak jakieś zwierzę.
­ To był Byron. 
Poczuła jakby całe powietrze uciekło z jej ciała.
­ Nie masz pewności.
­ To był Byron. ­ powiedział z całkowitym przekonaniem. ­ Przyszedł do mnie i poprosił o 
przyjaźń a ja mu odmówiłem. A teraz zdrajca oddał go w ręce ludzkich oprawców. 
­ Dlaczego wampir nie zatrzymał go dla siebie?­ Starała się zrozumieć, a jej umysł już 
opracowywał plan działania. Nie mogła zostawić ani Byrona, ani nikogo innego w rękach tych 
rzeźników, morderców. Przez tych szaleńców straciła brata, nigdy nie będzie mogła go poznać. 
Była bliska utraty Jacquesa. ­ Jeśli was nienawidzi tak mocno, by was torturować i zabijać, 
dlaczego nie robi tego własnymi rękami. 
­ Wampiry muszą znaleźć się pod ziemią zanim wzejdzie słońce. W przeciwieństwie do nas, 
nie mogą znieść nawet wczesnych promieni. Świt przynosi mu zniszczenie. Ogranicza jego 
działania. 
­ Więc chował się w lesie śledząc nas, jak się obawiałam, musiał śledzić Byrona i jakoś 
zwabić go w pułapkę. Musi oddać Byrona ludziom zanim wzejdzie słońce. Zatem muszą być 
bardzo blisko. 
­ Gregori powiedział, że ziemia jęczała pod ich butami.
­ Czyli ten zdrajca nie może pomóc ludziom zanim słońce nie zajdzie całkowicie. 
­ Dokładnie tak. ­ Jego głos przepełniała pewność. 
­ Świt nie ma na nas takiego wpływu, Jacques. Możemy go znieść. Jeśli wyruszymy teraz, 
możemy ich znaleźć. Wszystko co musimy zrobić, to wydostać Byrona i ukryć go na jakieś pięć 
góra sześć godzin, zanim całkowicie odzyskamy siły. Tylko jest tak dużo miejsc, gdzie on może 
być. Możemy wstać wraz ze świtem, gdy nikt nie będzie nas oczekiwał. Ludzie, którzy go pojmali 
nie dadzą rady wejść do tej jaskini, pod ziemię. Muszą mieć gdzieś schronienie. Znasz ten teren, a 
jeśli nie ty, to pozostali. Pomóżmy Byronowi wrócić. Wampir może być zbyt wściekły, by 
zabezpieczyć kryjówkę, popełni błąd a pozostali go złapią. ­ Szarpnęła go za ramię ciągnąc go w 
kierunku wyjścia z jaskini. 
­ Nie pozwolę ci się narażać.
­ Daj spokój, Jacques. Zdecydowałam. Siedzimy w tym razem. Nie lubię się chwalić i 
stawiać cię przed faktami, ale mogę wytrzymać na słońcu znacznie dłużej niż ty. 
Jego dłoń pieściła jej kark. 
­ To nie ma znaczenia, bo i tak nie pozwolę ci narażać się na niebezpieczeństwo. 
Shea wybuchnęła śmiechem. 
­ Samo przebywanie z tobą jest niebezpieczne, idioto. Ty jesteś niebezpieczny. ­ Odrzuciła 
włosy na plecy i podniosła wyzywająco brodę. ­ Dodatkowo, ja potrafię wyczuć wampira, a ty nie. 
Nawet Byron nie mógł. Wygląda na to, że pozostali też nie będą potrafili. Potrzebujesz mnie. 
Jacques niechętnie pozwolił pociągnąć się w kierunku wyjścia. 
­ Dlaczego nigdy nie wygrywam z twoimi argumentami? Nie mogę pozwolić, byś znalazła 
się w niebezpieczeństwie, a idziemy tropić brutalnego mordercę kiedy słońce wstaje i mamy 
najmniej siły. Sheo, po południu będziemy całkowicie narażeni na ich działanie, wydani na pastwę 
słońca. Oboje będziemy. 
­ Potem musimy znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Skontaktuj się z pozostałymi, Jacques. 
Powiedz im, co się dzieje. 
­ Ja myślę, że ty po prostu chcesz wyjść z tej jaskini. Wolisz stanąć twarzą w twarz z 
wampirem i mordercami niż z kilkoma nietoperzami. ­ Zacisnął pięści na jej grubych włosach.
Posłała mu złosliwy uśmiech znad ramienia. 
­ Masz rację. I nie waż się kiedykolwiek zmienić w nietoperza. ­ Wzdrygnęła się. ­ Albo 
szczura. 
­ Możemy się zmienić i zobaczyć jak kochają się szczury i nietoperze. ­ w jego szepcie była 
ukryta propozycja, ciepły oddech pieścił jej szyję.
­ Jesteś chory, Jacques. Bardzo, bardzo chory. ­ Przejście zwężało się, odbierając jej oddech. 
Jacques wydawał się bardzo zgodny,  nawet jeśli był bliski pogryzienia kogoś. 
Jacques oddzielił swe myśli od ciała, pomyślał o Gregorim, o ścieżce którą się poruszał, 
sposobie w jaki poruszał się w przez jego ciało, lecząc zabójcze rany wewnątrz i na zewnątrz. 
Zbudował uczucie i wysłał mentalne wezwanie.
­  Uzdrowicielu, słyszysz? Chciałbym, żebyś mnie słyszał.
­ Twoje kłopoty muszą być ogromne, jeśli zwracasz się do kogoś, komu nie ufasz. 
Głos w jego umyśle stawał się coraz jaśniejszy. Odpowiedź przyszła tak szybko, że Jacques 
poczuł triumf. Był dużo silniejszy, jego zdolności rosły. Gregori dał mu krew, płynęła w jego 
żyłach. Serce pompowało lecząc zniszczenia tkanek mięśni i ścięgien. Zapomniał, jak łatwo może 
się komunikować. 
­  Słyszałem krzyk Byrona. Zdrajca go dopadł. Musi przekazać go ludziom zanim wzejdzie  
świt.
  ­ Słońce zaraz wzejdzie, Jacques. ­  Głos Gregoria był spokojny, nawet taka wiadomość nie 
zakłóciła jego brzmienia. 
­ Więc musimy go znaleźć. Czy ktoś z was ma możliwości śledzenia Byrona? Wymieniał  
krew z kimś z was?
­ Jedynie ty zawarłeś z nim pakt. Jeśli się przemienił, i nie jest zdolny schować się przed  
wzejściem słońca, będzie chciał byś na niego polował, i odwrotnie. Nie chcesz chyba obarczać mnie  
lub twojego brata swoją śmiercią. 
­ Nie mogę znaleźć ścieżki do niego. ­  Jacques nie mógł utrzymać frustracji i obrzydzenia do 
samego siebie z dala od głosu.
­  Jesteś pewien, że to był krzyk Byrona? 
­ Bez wątpienia. Rozmawialiśmy zaledwie kilka minut wcześniej. Shea była zniepokojona,  
wyczuwała, że ktoś nas obserwuje. Ja nie mogłem nikogo wyczuć, i Byron nie wykazywał żadnego  
zdenerwowania. 
Jacques i Shea poruszali się zwężającym się, skalnym przejściem w kierunku wyjścia. Czuł 
normalny dla jego rodzaju niepokój przez wyjściem na słońce. 
­ Zrobimy wszystko co w naszej mocy by go odszukać, tak długo jak będziemy w stanie. 
­ Kobieta Michaiła czasem wyczuwa coś, czego my nie potrafimy. Posiada ogromny dar.  
Spotkamy się w chatce. Czy obydwoje macie okulary przeciwsłoneczne?
­ Shea ma, a ja mogę swoje stworzyć bardzo łatwo. Ona ciągle jest zbyt słaba do zmiany  
kształtu, i nie chce schodzić pod ziemię. Ja też nie chcę.  ­ Jacques słyszał echo szyderstwa 
Gregoria.­  Kobiety powinny być chronione przed własną głupotą do znajdowania się w środku 
konfliktu.  ­ Kiedy znajdziesz swoją partnerkę, uzdrowicielu, twoje jasne myślenie może zasnuć się 
chmurami. ­  bronił się Jacques. 
Świt zostawiał smugi na niebie, a słońce znikało powoli za chmurami. Deszcz ciągle siekł 
arkuszami wody, a wiatr zaciekle gwizdał swoją melodię pomiędzy drzewami. Chwilowo osłaniało 
ich wyjście z jaskini, ale po jego opuszczeniu, gdy tylko znajdą się na urwisku, wszystko uderzy w 
nich z całą siłą. 
Jacques pochylił się do ucha Shei. 
­ Burza obniży efekt działania słońca na nas. Czuję dotyk uzdrowiciela w tym szkwale. 
­ Nie ma słońca. Czy wampir będzie mógł przebywać na zewnątrz? 
Jacques potrząsnął głową. 
­ Nie może znieść świtu, nawet przez chmury. Zawsze używamy pogody, gdy musimy się 
przemieścić w ciągu dnia. Pozwala nam to lepiej wtapiać się w ludzi, a skóra i oczy odnoszą 
mniejsze obrażenia. 
Czuł jej dreszcze i natychmiast objął ramieniem jej barki. Jemu pogoda nie przeszkadzała. 
Każdy Karpatianin potrafił dostosować temperaturę ciała do otoczenia. Shea musiała się tak wiele 
jeszcze nauczyć, i będzie musiała pokonać swój wstręt do pożywiania się by uzyskać pełną moc.
­ Uzdrowiciel ma rację. To zbyt niebezpieczne, bym mógł ci na to pozwolić. Nie wiem, co 
sobie myślałem. 
­ Niech się zajmie swoimi sprawami. ­ Posłała Jacquesowi złośliwy uśmieszek. ­ 
Uzdrowiciel może i jest cudotwórcą, ale nie wie najważniejszej rzeczy o kobietach. Nie popełniaj 
błędu słuchajac go w tej kwestii. Nawet ze swoim potrzaskanym umysłem, wiesz o wiele więcej niż 
ten głupiec.
Jacques zaśmiał się nieświadomie. Ustami prześlizgnął się po jej karku wywołując 
gwałtowny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. 
­ Jak łatwo mną rządzisz. ­ Nie mógł powstrzymać napływu zaborczego triumfu 
przetaczającego się przez niego. Shea mogła podziwiać możliwości uzdrowiciela, może nawet 
chciała się od niego uczyć, ale jego poglądy na pewno będą ścierały się ostro z jej niezależnością. 
Jacques zrozumiał, że jest zadowolony z jej charakteru. 
­ Jesteś tylko mężczyzną, więc czego oczekiwałeś? ­ zapytała z kamienną twarzą. ­ Ja jestem 
wybitnym chirurgiem i kobietą z wieloma talentami.
­ Nietoperze stają się jakieś nerwowe. Nie jestem pewien, czy zdołam utrzymać je z daleka 
od nas. ­ dokuczał złośliwie.
 Mimowolny dreszcz przebiegł po jej ciele ale po prostu szarpnęła go za rękę przyciągając 
blizej siebie, i spokojnie wróciła do poprzedniego tematu.
­ Lepiej pomyśl, gdzie zabierzemy Byrona gdy już go znajdziemy. 
­ W chatce nie jest zbyt bezpiecznie. To musi być jakaś jaskinia lub coś pod ziemią. 
Zwrócimy się do uzdrowiciela by znalazł bezpieczne miejsce do odpoczynku, a może wrócimy 
tutaj. 
­ Jestem wstrząśnięta, naprawdę.
­ Gdzie nauczyłaś się takiego sarkazmu?
Jacques domyślał się, że było to złośliwe pytanie, ale gorzki uśmiech wykrzywiał jej usta a 
oczy były pełne bólu. 
­ Szybko uczysz się chronić siebie gdy jestes odmieńcem, gdy nie odważasz się zapraszać 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin