Miłość gangstera 0-11.pdf

(1280 KB) Pobierz
wstep
275451574.001.png 275451574.002.png
Tvspsk
Kiedyś myślałam, Ŝe moje Ŝycie to paski na tkaninie, które
pokazują kolejno: szczęście, rozpacz, szczęście, tragedia, szczęście...
ból. Teraz wiem, Ŝe to coś więcej. Moja prawdziwa miłość dopiero się
mnie odnalazła. Ja jej wcale nie szukałam. Bo po co? PrzecieŜ
sądziłam, Ŝe to on był moim jedynym... Jak bardzo się na nim
zawiodłam! Teraz znalazłam kogoś, kogo naprawdę kocham... ale
czemu on musi wszystko psuć?! Tak, teraz rozumiem. Z tej wojny
moŜe wrócić tylko jedna osoba – nie ma miejsca dla nas dwóch. BoŜe,
mówię jak w jakimś tandetnym filmie! Szkoda tylko, Ŝe to straszliwa
prawda... Albo ja i on, albo on...
Vs~h~me ł 5
5 5
Gmioe{} tsverio
Punkt widzenia Belli
Musnęły mnie lekkie promienie słońca. Tak, juŜ rano. Kocham poranki,
tym bardziej, Ŝe budzę się koło mojego ukochanego. Poczułam jego palce na
plecach. Och...
– Dzień dobry, Bello – przywitał się grzecznie.
– Cześć, Jacob.
– Głodna? Zrobiłem śniadanie. W końcu niedługo idziesz do pracy.
Odwróciłam się gwałtownie. Był juŜ ubrany. Zawsze ja go budziłam i
podawałam śniadanie.
– Coś ty taka zdziwiona? Nie mogę chociaŜ raz zrobić ci śniadania? –
spytał niby niewinnie. – Ale za to ty zrobisz kolację dla gości. Jeszcze bym ich
otruł przez przypadek. – Zaśmiał się.
– Ile osób będzie?
– A kogo ty zaprosiłaś? Bo ja chciałem tylko najbliŜszych przyjaciół.
– Alice i jej brata. – Nie miałam Ŝadnej innej rodziny czy przyjaciół. – A
ty?
– Tylko Emmetta.
Vs~h~me
5
275451574.003.png
– Dobrze, więc z nami pięć osób.
Pocałowałam go i pobiegłam do łazienki. Pośpiesznie się umyłam,
ubrałam i podeszłam do Jake’a.
– JuŜ jestem! – zawołałam, siadając.
Zachichotał.
– Bella, wyluzuj. Słyszałem. – Wyszczerzył się i usiadł koło mnie. Moja
ulubiona cecha w Jacobie? Ten śliczny, łobuzerski uśmiech. – Musisz się
pośpieszyć. Za dwadzieścia minut powinnaś być w pracy.
– Dwadzieścia! – krzyknęłam, po czym od razu zerwałam się z miejsca.
JeŜdŜenie autobusami jest strasznie długie, bo o tej porze jest najbardziej
zakorkowana droga. Austin mnie zabije! Tylko w tym miesiącu spóźniłam się
juŜ piętnaście razy, a był przecieŜ dwudziesty trzeci kwietnia!
– Bello, usiądź. – Złapał mnie za rękę. – Gdybym wiedział, Ŝe się
spóźnisz, obudziłbym cię wcześniej. Pamiętasz, o czym kiedyś rozmawialiśmy?
Zaśmiałam się. Nasz związek opierał się tylko na rozmowie. Zawsze, gdy
mieliśmy trochę wolnego czasu, siadaliśmy i zwierzaliśmy się sobie ze
wszystkiego. On nie był tylko moim chłopakiem. Był moim umysłem, moją
duszą, moim aniołem stróŜem.
Jacob był wysoki i muskularny. Miał ciemne włosy i głęboko osadzone
czarne oczy. Jego ręka była jak trzy moje – ludzie wręcz się go bali. Był
mechanikiem samochodowym, a jego ulubionym zestawem ubioru był czarny,
obcisły t-shirt i krótkie spodenki. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, omal nie
zemdlałam ze strachu. Tak często mi o tym przypomina, Ŝe co chwilę wracam
do tego pamięcią...
Omal nie spóźniłam się do pracy. Mieszkałam wtedy za miastem i
jeździłam starą furgonetką. Było wcześnie rano, gdy wjechałam do miasta. Nie
pamiętam dokładnie, czy była trzecia, czy czwarta nad ranem. Było ciemno.
Nagle furgonetka zgasła i stanęła, akurat przed barem. Wielu męŜczyzn mi się
przyglądało, gwizdało, wolało na piwo. Bałam się strasznie! Trójka z nich
zaczęła do mnie podchodzić. Zamarłam. Byli pijani, szli po całej ulicy. Jeden z
nich wyciągnął nóŜ. „Muszę uciekać”, pomyślałam, ale potem zdałam sobie
sprawę, Ŝe nie mam gdzie. Po drugiej stronie okna zauwaŜyłam ogromną postać.
Osoba ta weszła do furgonetki i zaczęła manewrować tak, abym ja znalazła się
na miejscu pasaŜera, wtedy on – bo to był męŜczyzna – otworzył drzwiczki od
strony kierowcy i stanął przed moimi napastnikami.
– Wynocha stąd! – warknął swoim ostrym i bardzo ochrypłym głosem.
Wystraszyłam się jeszcze bardziej, gdy usłyszałam jednego z męŜczyzn.
– CzyŜbyś nie miał Ŝadnych aut do naprawy?
– Idź do swoich samochodzików, Black – dodał drugi.
– Po moim trupie – znów ten ostry głos. Czy mógł być ostrzejszy? – Jazda
stąd!
Trzeci z męŜczyzn westchnął, po czym powiedział:
– I tak ją dorwiemy, Black. Teraz czy później – co za róŜnica?
Potem juŜ niczego nie usłyszałam, widziałam tylko ciemność. Wszędzie
ciemność. Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie czymś cięŜkim w głowę. Jedno
pytanie chodziło mi po głowie. Kim był ten męŜczyzna? Dlaczego to robił?
Czego ode mnie chciał? Obudziłam się kilka godzin później w jego mieszkaniu.
Starał się mnie nie wystraszyć. Tak czy siak, wpadłam w panikę.
– Kim jesteś?! Co ja tu robię?! Powinnam być w pracy...
– Hej, hej, spokojnie... Zemdlałaś. Budziłem cię, ale to na nic się nie
zdało, więc zabrałem cię tutaj. Sądziłem, Ŝe się prześpisz, wstaniesz i wszystko
wyjaśnimy. Spokojnie... – powtórzył.
Uspokoiłam się trochę, więc męŜczyzna kontynuował.
– Nazywam się Jacob Black. Jestem mechanikiem w „Sovernight”. To
moja firma i mojego brata Emmetta. Szedłem wczoraj do sklepu po kilka piw i
wtedy zauwaŜyłem ciebie...
Tak, od tamtego czasu duŜo rozmawiamy. Jacob zdąŜył przez te półtora
roku zauwaŜyć, Ŝe rozmowa mnie umacnia, buduje. Chłopak odchrząknął
głośno, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Pamiętasz? – powtórzył pytanie.
– Jake... rozmawiamy o tylu rzeczach, Ŝe nie wiem, o co dokładnie ci
chodzi.
– Rzeczywiście. – Uśmiechnął się. – Więc chodzi mi o to, Ŝe chciałbym
mieć motocykl.
– Jacob, oczywiście, jesteś mechanikiem, więc chcesz, ale zauwaŜ, Ŝe nie
stać nas na motocykl, a takiego zwykłego, przeciętnego byś nie chciał. –
odrzekłam łagodnie.
– Bello, a co, jeśli powiem, Ŝe kupiłem go? – spytał powoli, zamykając
oczy. Zawsze chciałam mieć motocykl i chciałam, by Jake go miał, ale ta
maszyna jest niebezpieczna.
– Jak to kupiłeś? Za co?
– Firma ostatnio przynosi spore dochody, więc postanowiłem część z nich
wydać.
Zrobiłam się blada. Jacob i motocykl. Jacob i szybka jazda. Jacob i
wypadek.
– Bello, nic ci nie jest?! – Gwałtownie wstał i podszedł do mnie.
– Nie, nic...
– Wiem, o co ci chodzi – powiedział dumnie. – Mam kask. A nawet dwa.
Dla ciebie i dla mnie. – Uśmiechnął się triumfalnie. Cholera, brak argumentów.
Trudno, niech się cieszy.
Wyszczerzyłam się do niego i odpowiedziałam:
– Miło. To kiedy jedziemy do pracy?
– Naprawdę?! Cieszysz się? Nie kaŜesz mi go oddać?!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin