Tadeusz Boy - Zelenski - Szkice literackie.pdf

(934 KB) Pobierz
9848410 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
9848410.001.png 9848410.002.png
TADEUSZ ŻELEŃSKI (BOY)
SZKICE LITERACKIE
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
WIATROLOGIA
(UWAGI DYLETANTA NA MARGINESIE WIEDZY ŚCISŁEJ)
Jedną z ubocznych korzyści zabawy tłumacza jest to, iż chcąc czy nie chcąc poznaje się
dobrze przekładanego autora. Proszę tylko zważyć: wybiera się do przekładu zazwyczaj rze-
czy, które się lubi; przy samej robocie trzeba zważyć, rozebrać każde słowo, wgryźć się w
każdą intencję, każdy odcień myśli; powrócić jeszcze raz przy wygładzaniu, przeczytać
uważnie dwa razy w korekcie; i znowuż powtórzyć cały ten proceder przy rewizji do ponow-
nego wydania. Doprawdy, zna się potem pisarza jak najpoufalszego przyjaciela; wyspowiadał
się ze wszystkiego. Toteż nie ma w tym chyba ani śladu pretensjonalności, jeżeli powiem, że
ilekroć zdarza mi się czytać w naszej literaturze krytycznej coś, co styka się ze sferą opraco-
wywanych przeze mnie pisarzy francuskich, nieraz odnoszę wrażenie słów rzucanych po tro-
sze na wiatr, mówionych obok samej rzeczy, tam gdzie inny czytelnik podziwia może
ścisłość rozumowania i erudycję autora. Nazwałbym to „wiatrologią”, przez wspomnienie
owej wpływologii, o której niedawno toczyła się w Warszawie tak ożywiona dysputa.
Na przykład. Świeżo miałem w ręku książkę Fredro a komedia obca, pióra p. Kucharskie-
go, którego badania nad Fredrą przynoszą tyle nowego i cennego światła. Książka ta porusza
zależność Fredry od komedii włoskiej; nawiasowo jedynie potrąca o literaturę francuską. I oto
zaraz na str. 2 czytam:
Między postacią Moliera a Fredry (chodzi o Geldhaba) istnieje znaczna różnica w trakto-
waniu pomysłu, jak i koncepcji typu. Molier bawi się swym wzbogaconym mieszczaninem,
Fredro swojego dorobkiewicza wyszydza, oskarża i potępia. Pan Jourdain jest człowiekiem
najpoczciwszym pod słońcem” etc.
„Człowiek najpoczciwszy pod słońcem.” Hm... Przypadkowo właśnie tego samego dnia
ukończyłem druk przekładu Mieszczanina szlachcicem, skomentowanego przeze mnie dla
Biblioteki Narodowej; otóż daję konia z rzędem... albo nie, coś realniejszego: daję milio-
nówkę każdemu, kto mi potrafi wykazać jeden, dosłownie jeden jedyny rys rzekomej
„poczciwości” p. Jourdain, skończonego chama i bydlaka, mimo iż wziętego przez Moliera na
wesoło. Ale to drobiazg; to małe przemówienie się w niczym nie uszczupla wartości dzieła p.
Kucharskiego, który, jestem pewien, nie pogniewa się i po namyśle przyzna mi słuszność.
Gorzej pod względem wiatrologicznym przedstawia się niedawna książka p. Chrza-
nowskiego o komediach Fredry. Czytając ją, mimo woli sięgnąłem ręką po ołówek, aby raz
po raz opatrzyć coś znakiem zapytania lub wykrzyknikiem. Wiem, że popełniam tu zbrodnię
„obrazy majestatu”; szczęściem, przy obrazie majestatu profesorskiego dozwolony jest „do-
wód prawdy” i zaraz go podejmę. Zatem parę przykładów:
Argumentując z wielką swadą przeciw temu, jakoby Fredro był romantykiem, dlatego że
Gustaw i Aniela są romantykami (?), prof. Chrzanowski pisze (str. 27):
„Z tego, że się wśród różnych postaci Balzaka znajduje Louis Lambert, mistyk i spirytuali-
sta, nikt chyba nie zechce wyprowadzać wniosku, żeby i Balzak był mistykiem i spirytualistą”
etc.
To się nazywa po polsku – trafić kulą w płot. Trudno mniej szczęśliwie i bardziej po
omacku dobrać przykład. Każdy, panie profesorze, kto się trochę zajmował Balzakiem,
wie, iż wśród wszystkich jego powieści, na ogół raczej „obiektywnych”, właśnie Ludwik
4
Lambert, zawiera najwięcej subiektywnego, autobiograficznego wręcz materiału. Każda bio-
grafia Balzaka mówiąc o wczesnej młodości pisarza cytuje całe ustępy z Ludwika Lambert. O
„spirytualizmie” Balzaka wróble na dachach świegocą. Owa wpółmistyczna „teoria woli”
Ludwika Lambert jest ulubioną teorią Balzaka, którą spotyka się raz po raz w jego pismach, a
wadą tej powieści jest właśnie to, że jest ona po prostu wykładem ówczesnych poglądów filo-
zoficznych Balzaka. Czyżby prof. Chrzanowski nie słyszał o Swedenborgu, o Seraficie Bal-
zaka, wreszcie choćby o La Peau de chagrin? (Tytuł ten, nawiasem mówiąc, jeden z naszych
krytyków spolszczył na Czara smutku, kombinując zapewne, że pot znaczy garnek, więc mo-
że być i czara, a chagrin znaczy zmartwienie...)
Słowem, wiatrologia, i do tego zbyteczna: dla objaśnienia przedmiotu, który zapewne
zna dobrze, p. profesor sięga po przykłady z przedmiotu, który zna – mniej dobrze.
Inny przykład. Mówiąc znowuż o podmiotowości Fredry, prof. Chrzanowski pisze
(str.228):
„...czyżby się wiedziało, że w postaciach Cherubina Almawiwy i Figara Beaumarchais w
znacznej mierze portretował samego siebie, gdyby się nie znało jego Pamiętników?”
Co też to mogą być za Pamiętniki Beaumarchais’go, które profesorowi Chrzanowskiemu
rzekomo tyle światła rzuciły na psychologię Cherubina i Almawiwy?... Ach! to zapewne jego
słynne Memoires (Memoriały) w procesie o łapówkę z sędzią Goëzmanem i jego żoną! I ja
również uważałem je, sądząc z tytułu, za Pamiętniki, dopóki, wiedziony ciekawością, nie zaj-
rzałem raz do środka. Ale skąd tu Cherubin, Figaro?... Czyżby prof. Chrzanowski nigdy... Au!
au!
Mam dalej prowadzić „dowód prawdy”? Prowadźmy. Ale ostrzegam, że będzie coraz go-
rzej. Ta sama książka (str. 114):
„...w miarę oddalania się od tradycji Moliera to rozdzielenie jednej i tej samej śmieszności
między dwie albo więcej osób stało się powszechnym zwyczajem i ogarnęło nie tylko kome-
dię charakterów indywidualnych, ale i komedię typów; na tym to rozdzielaniu polega orygi-
nalność Dancourta, o czym świadczą już same tytuły wielu jego komedii, mające formę liczby
mnogiej: Mieszczki modne, Starzy kawalerowie, Biedne lwice, Bezczelni, Sceptycy itp.”
Czytam i przecieram oczy: czy ja śnię? Dancourt to pisarz z XVII wieku (1661–1726), zaś
Starzy kawalerowie to ponoś sztuka Sardou, grywana za naszych czasów, a Ubogie (nie
biedne) lwice, Bezczelni – to wszak najgłośniejsze komedie Augiera, też wystawiane za
mojej pamięci! Czy podobna, aby prof. Chrzanowski nie wiedział o istnieniu Augiera, już nie
jako erudyta, ale tak, prywatnie? Ale spostrzegam przypisek, zaglądam tedy do przypisku:
(1) Les Bourgeoises à la mode, Les vieux Garçons, Les Lionnes pauvres, Les Effrontés, Les Sceptiques, ob.
Brunetière, Les époques du théâtre français, konferencja VIII.
Coraz więcej zdumiony, sięgam do Brunetière’a i szukam. Jest słowo zagadki! Istotnie,
mówiąc o komediach Dancourta (str. 189), jako o zapowiedzi późniejszej komedii obyczajo-
wej, cytuje Brunetière o kilka wierszy dalej tytuły nowoczesnych komedii: Starzy
kawalerowie, Ubogie lwice, Bezczelnych etc. Prof. Chrzanowski zgubił się w swoim Brune-
tierze i pomieszał to wszystko razem, w czym ostatecznie nie byłoby nic tak dziwnego: roz-
targnienie uczonych jest wszak przysłowiowe; dziwniejsze jest, iż monografista Fredry tak
mało interesował się w życiu teatrem, iż klasyczne wprost komedie współczesnego repertuaru
są mu obce nawet z tytułów! Anioł Stróż ustrzegł prof. Chrzanowskiego od zacytowania Sa-
fandułów jako komedii Dancourta, gdyż Brunetière wymienia w tym samym wierszu i tę dość
znaną komedię Wiktoryna Sardou.
Prof. Chrzanowski uwziął się, aby Bogu ducha winnego Dancourta pasować na odnowi-
ciela francuskiego teatru, wciąż na podstawie tej „liczby mnogiej” tytułów. Zawadza mu tro-
chę Molier (choćby tylko Uczone białogłowy); ale co to dla „wiedzy ścisłej”: nie takie nawy-
kła brać przeszkody! Stwierdza tedy spokojnie prof. Chrzanowski, że Filaminta, Armanda i
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin