10.htm

(45 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey        Śpiew Smoków

    . 10 .    

A potem już stopy poniosły mnie same
Więc ciało nie mogło opierać się dłużej
Me ręce i usta słodkich ziół pełne
Lecz gardo zbyt suche by je przełknąć chciało.


 

    Kiedy Menolly się ocknęła, znajdowała się w ciemnym i cichym pomieszczeniu. Słyszała tylko bardzo delikatny szczebiot, tuż za jej uchem. Wiedziała, że to Piękna, ale się zastanawiała, jak to możliwe, żeby była tak ciepła. Poruszyła się lekko i poczuła nagle, że ma wielkie, spuchnięte i obolałe stopy.

    Musiała jęknąć, bo usłyszała jakiś szelest i ktoś odsłonił nieco światło w rogu pokoju.

    - Czy jest ci wygodnie? Bardzo bolą cię stopy?

    Ciepłe ciało za uchem Menolly zniknęło. Mądra Piękna, pomyślała Menolly z podziwem i ulgą; przez krótką chwilę bała się, że ktoś dostrzeże małą królową.

    Ów ktoś pochylał się właśnie nad nią, poprawiając futra, którymi była okryta; ów ktoś miał delikatne dłonie i pachniał przyjemnie ziołami.

    - Bolą mnie, ale tylko trochę - skłamała Menolly; krew tętniła w jej stopach z taką siłą, iż bała się, że dosłyszy to nawet ta kobieta. Jej łagodny głos i delikatne ręce szybko jednak wzbudziły zaufanie Menolly.

    - Na pewno jesteś głodna. Spałaś cały dzień.

    - Naprawdę?

    - Daliśmy ci sok z fellis. Zdarłaś stopy prawie do samych kości? - W jej głosie dało się wyczuć lekkie wahanie. - Dojdziesz do siebie za jakiś siedmiodzień. Na szczęście nie stało im się nic, czego nie można by wyleczyć. - Tym razem kobieta mówiła z lekkim rozbawieniem. - T'gran jest przekonany, że jesteś najszybszą... biegaczką na Persie.

    - Nie jestem biegaczką. Jestem tylko zwykłą dziewczyną.

    - Nie "tylko zwykłą" dziewczyną. Przyniosę ci coś do jedzenia. A potem najlepiej będzie, jeśli znowu położysz się spać. Zostawiona samej sobie, Menolly starała się nie myśleć o obolałych stopach i ciele, które ciążyło jej niczym kamień, nieruchome i nieczułe. Martwiła się, że Piękna albo któraś z innych jaszczurek pojawi się Przy niej i zostanie odkryta przez tę kobietę, i co stanie się z Leniuchem, kiedy nie ma nikogo, kto by za niego polował i ...

    - Jestem Manora - powiedziała kobieta, kiedy powróciła z miską pełną gorącego gulaszu i kubkiem soku z fellis. - Wiesz, że jesteś w Weyrze Benden, prawda? Dobrze. Możesz tu zostać tak długo, jak tylko zechcesz.

    - Naprawdę mogę? - Fala ulgi tak intensywnej, jak ból w jej stopach, przepłynęła przez ciało Menolly.

    - Tak, możesz. - Stanowczość tych słów brzmiała w jej uszach niczym najsłodsza muzyka.

    - Nazywam się Menolly - zawahała się, bo Manora kiwała głową potakująco. - Skąd wiesz?

    Manora gestem zachęcała ją do jedzenia.

    - Widziałam cię w Półkolu, i Harfiarz prosił dowódcę skrzydła, żeby cię szukali... po tym, jak zniknęła. Nie będziemy teraz o tym rozmawiać, Menolly, ale zapewniam cię, że możesz zostać w Henden.

    - Proszę, nie mów im.

    - Jak sobie życzysz. Skończ gulasz i wypij wszystko, do dna. Musisz spać, jeśli chcesz się wyleczyć.

    Wyszła równie cicho, jak się pojawiła, ale teraz Menolly była całkiem spokojna. Manora przewodziła wszystkim kobietom w Weyrze Benden i na pewno można było wierzyć jej słowom.

    Gulasz był wyśmienity, gęsty, pełen kawałków smakowitego mięsa i doskonale doprawiony. Kończyła już jeść, kiedy usłyszała cichy szelest; wróciła do niej Piękna, żałosnym piszczeniem oznajmiając, że jest głodna. Menolly westchnęła i podsunęła jej miskę z gulaszem. Jaszczurka wylizała ją do czysta, potem zamruczała cicho i otarła swą małą główkę o policzek Menolly.

    - A gdzie reszta? - spytała dziewczynka, nieco zmartwiona ich nieobecnością.

    Mała królowa znowu coś zamruczała i zaczęła układać się na łóżku, przy głowie Menolly. Nie byłaby tak spokojna, gdyby I innym coś groziło, pomyślała dziewczynka i wypiła sok.

    - Piękna - szepnęła, trącając delikatnie królową - jeśli ktoś przyjdzie od razu znikaj. Nikt nie może cię tutaj zobaczyć. Zrozumiałaś mniej

    Królowa zaszeleściła skrzydłami, co miało wyrażać irytację.

    - Nikt nie może cię tu zobaczyć. - Menolly mówiła najbardziej stanowczym tonem na jaki ją było stać. Królowa otworzyła jedno oko, przekręcając nim powoli. - Och, kochanie, nie rozumiesz tego?

    Królowa odpowiedziała jej łagodnym uspokajającym szczebiotem i zamknęła oko.

    Sok z fellis zaczynał już działać i Menolly straciła zupełnie czucie w nogach. Zapomniawszy niemal zupełnie o obolałych stopach, dziewczynka zapadła w otchłań głębokiego snu, a ostatnią myślą, jaka przyszła jej do głowy było pytanie; skąd Piękna wiedziała, gdzie ją znaleźć?

    Obudził ją dziecięcy śmiech dobiegający gdzieś z oddali. Śmiech tak zaraźliwy, że Menolly sama się uśmiechnęła, zastanawiając się jednocześnie, co mogło tak rozbawić owe dzieci. Pięknej nie było obok niej, ale małe wgłębienie przy jej głowie wciąż było ciepłe. Jakaś dziewczęca postać odsunęła zasłonę sprzed łóżka Menolly.

    - Co ci się znowu stało, Reppa? - powiedziała dziewczyna do kogoś. Odwróciła się i napotkała wzrok Menolly. - Jak się I dzisiaj czujesz?

    Kiedy podkręcała światło, Menolly ujrzała dziewczynę, mniej więcej w jej wieku, z ciemnymi włosami ściągniętymi mocno do tyłu, o smutnej, zmęczonej i jakby przedwcześnie dojrzałej twarzy. Nieznajoma uśmiechnęła się do niej i wrażenie dorosłości zniknęło.

    - Naprawdę przebiegłaś przez Nerat?

    - Nie, skądże, ale stopy bolą mnie tak, jakbym rzeczywiście to zrobiła.

    - Wyobrażam sobie! I ty wychowana w Warowni odważyłaś się wyjść na zewnątrz w czasie Opadu. - W jej głosie pobrzmiewał niekłamany szacunek.

    - Biegłam, żeby się ukryć. - Menolly czuła się zmuszona i wyjaśnić tę sytuację.

    - Skoro mowa o bieganiu; Manora nie mogła przyjść tutaj sama, jesteś więc pod moją opieką. Powiedziała mi dokładnie, co mam robić - dziewczyna zrobiła taką minę, Menolly bez trudu wyobraziła sobie nudną procedurę przekazywania precyzyjnych poleceń - a mam też sporo doświadczenia... - Grymas bólu i napięcia pojawił się na jej twarzy.

    - Jesteś wychowanką Manory? - spytała Menolly uprzejmie. Dziewczyna skrzywiła się jeszcze bardziej, potem jednak grymas zniknął i prostując dumnie ramiona, odpowiedziała:

    - Nie, jestem wychowanką Brekke. Nazywam się Mirrim. Wcześniej mieszkałam w Weyrze Południowym.

    Powiedziała to tak, jakby nazwa Weyru miała Menolly wszystko wyjaśnić.

    - To znaczy, na Kontynencie Południowym?

    - Tak. - Mirrim wyglądała na lekko zirytowaną.

    - Nie wiedziałam, że tam ktoś mieszka. - W chwili gdy wypowiadała te słowa, Menolly przypomniała sobie fragment rozmowy między jej ojcem i Petironem, którą usłyszała kiedyś przypadkiem.

    - A gdzie ty byłaś przez całe życie? - zażądała wyjaśnień Mirrim, wyraźnie już zdenerwowana.

    - W Warowni Morskiego Półkola - odpowiedziała Menolly pokornie, bo nie chciała niczym obrazić nieznajomej dziewczynki. Mirrim gapiła się na nią, nic nie rozumiejąc.

    - Nigdy o niej nie słyszałaś? - Tym razem Menolly mogła wykazać swoją wyższość. - Mamy największą Jaskinię Portową na całym Pernie.

    Ich spojrzenia spotkały się nagle i obie dziewczynki wybuchnęły śmiechem, rozpoczynając w ten sposób swą przyjaźń.

    - Słuchaj, pomogę ci wyjść za potrzebą, na pewno nie możesz już wytrzymać. - Mirrim odrzuciła na bok futra okrywające Menolly. - Oprzyj się o mnie.

    Menolly musiała to zrobić, gdyż stopy bolały ją naprawdę paskudnie, mimo że oparła się o Mirrim całym ciężarem. Na szczęście nie musiały iść daleko. Zanim jednak wróciła do łóżka, cała się trzęsła.

    - Połóż się na brzuchu; będzie mi łatwiej zmienić bandaże poleciła Mirrim. - Nie zajmowałam się jeszcze okaleczonymi stopami, to prawda, ale jeśli nie będziesz widzieć, co ja tu robię, obu nam na pewno pójdzie łatwiej. Wszyscy w Południowym mówili, mam delikatne dłonie, a obłożę ci jeszcze stopy wołami znieczulającymi. A może wolisz sok z fellis? Manora powiedziała, że możesz go pić.

    Menolly pokręciła głowi.

    - Brekke... - Głos Mirrim załamał się na moment. - Brekke nauczyła mnie zmieniać posklejane bandaże, bo... Och, biedna, twoje stopy przypominają kawałki surowego mięsa. Oj, może nie powinnam tego mówić, ale naprawdę tak wyglądają. Ale na pewno wydobrzej, tak powiedziała Manora. - W jej głosie było tyle pewności, że Menolly także postanowiła uwierzyć Manorze. - Teraz poparzenie... uuu, paskudnie to wygląda. Zdarłaś cała skórę ze stóp, dokładnie, muszy ci się dawać we znaki... Przepraszam... Mocno się tu przykleiło... Tak czy siak, nie będziesz miała nawet blizn, kiedy skóra całkiem zarośnie, a regeneruje się zadziwiająco szybko. Przynajmniej tak mi się wydaje. No to teraz tylko poparzenie po Nici, one zawsze kiepsko się leczą. I nigdy całkiem nie znikaj. Miałaś szczęście, że Branth T'grana cię zauważył. Smoki mają świetny wzrok, wiesz. Taak... dobrze... to powinno pomóc...

    Menolly jęknęła cicho, kiedy Mirrim położyła zimne zioła na jej prawą stopę. Zagryzała wargi z bólu, kiedy swymi naprawdę delikatnymi dłońmi usuwała poplamione krwią bandaże, ale ulga jaką przyniosły zioła była jeszcze większym szokiem niż sam ból. Jeżeli zdarła tylko skórę ze stóp, dlaczego dokuczały jej o wiele bardziej niż poważnie skaleczona dłoń?

    - Dobrze, została nam już tylko lewa stopa. Zioła pomagają, prawda? Gotowałaś je kiedykolwiek? - spytała Mirrim i jak zwykle nie czekała nawet na odpowiedź. - Przez trzy dni zaciskam zęby, zatykam nos i powtarzam sobie ciągle, że byłoby o wiele gorzej, gdybyśmy nie mieli ziół znieczulających. Podejrzewam, że to jest właśnie to zło, które zawsze musi towarzyszy dobru, jak mówi Manora. Ale ucieszysz się pewnie, jak ci powiem, że nie ma żadnych śladów zakażenia.

    - Zakażenia? - Menolly niemal podskoczyła z przerażenia.

    - Czy mogłabyś leżeć spokojnie? - Mirrim spojrzała na nią groźnie i Menolly musiała się uspokoić. Zresztą i tak nie mogła dojrzeć nic ponad wysmarowane maścią pięty. - I masz naprawdę dużo, dużo szczęścia, że nie wdało się zakażenie. Biegłaś przecież bosymi stopami po piasku, błocie i nie wiadomo czym jeszcze. Nawet nie wiesz, ile się namęczyłyśmy, żeby to wszystko zmyć. - Mirrim westchnęła ze współczuciem. - Dobrze, że porządnie cię uśpiłyśmy.

    - Jesteś pewna, że tym razem nie ma żadnego zakażenia?

    - Tym razem? Chyba nie robiłaś tego wcześniej, co? - Mirrim była zszokowana.

    - Nie, to nie chodzi o stopy. Chodzi o moją rękę. - Menolly przekręcała się na bok, wyciągając do Mirrim okaleczony dłoń. Wyraz zatroskania i współczucia na jej twarzy sprawił Menolly pewni satysfakcję.

    - Jak ty to zrobiłaś?

    - Rozcinałam grubogona, nóż się ześliznął, no i...

    - Miałaś szczęcie, że nie trafiłaś na ścięgna.

    - Nie trafiłam?

    - Przecież używasz tych palców, choć blizna trochę je ściąga. Mirrim cmoknęła z niezadowoleniem, przyglądając się skaleczeniu okiem fachowca. - Nie mam specjalnie dobrego zdania o pielęgniarkach z Warowni, jeśli to ma być wiarygodna próbka ich umiejętności.

    - Śluz grubogona bardzo trudno się leczy, prawie tak samo, jak poparzenie Nicią - mruknęła Menolly, dla zasady broniąc Warowni.

    - Może i tak. - Mirrim zakręciła ostatni kawałek bandaża. My postaramy się, żebyś nie miała żadnych kłopotów ze stopami. Teraz przyniosę ca coś do jedzenia. Umierasz pewnie z głoduj

    Teraz, kiedy Mirrim skończyła już zmieniać opatrunki, a zioła uśmierzyły dokuczliwy ból w stopach, Menolly rzeczywiście poczuła jak bardzo zgłodniała.

    - Zaraz wracam, a jeśli potem będziesz jeszcze czegoś potrzebowała, zawołaj Sanrę. Jest tu w pobliżu, pilnuje maluchów, ale wie, że ma też zajmować się tobą. Kiedy Menolly rozprawiała się z potężnym posiłkiem, przyniesionym przez Mirrim, myślała też o pewnych gorzkich prawdach, które dzisiaj odkryła. Mavi dała jej wyraźnie do zrozumienia, że nigdy nie będzie mogła już posługiwać się skaleczony dłonią. A jednak była zbyt doświadczoną pielęgniarką, by nie wiedzieć, że nóż nie przeciął ścięgien. Świadomie dopuściła do tego, by blizna ściągnęła dłoń i unieruchomiła palce. Menolly zrozumiała jasno, choć była to dla niej bolesna świadomość, że Mavi tak jak i Yanus, chciała raz na zawsze uniemożliwić jej granie.

    Z ciężkim sercem i głową pełną ponurych myśli, przyrzekła sobie solennie, że nigdy, przenigdy nie wróci już do Półkola. Jednocześnie zaczęła wątpić w zapewnienia Manory, że może pozostać w Weyrze Benden. To nic, może przeleż znowu uciec. Może uciec i żyć poza Warownią. I tak właśnie zrobi. Może biec nawet przez cały Pern... Dlaczego niej Bardzo spodobał jej się ten pomysł. Nic nie mogło zamknąć jej drogi do siedziby Mistrza Harfiarzy w Warowni Fort. Może Petiron naprawdę wysłał jej piosenki do Mistrza Robintona. Może nie były to tylko takie sobie, głupiutkie melodyjki. Może? Ale nie ma żadnych "może", jeśli chodzi o powrót do Półkola! Tego na pewno nie zrobi.

    Nikt nie wspominał o tej sprawie przez następnych kilka dni, kiedy stopy zaczęły ją niesamowicie swędzieć - Mirrim powiedziała, że to dobry znak - i kiedy zaczęła jej dokuczać przymusowa bezczynność.

    Martwiła się także o swoje jaszczurki, zwłaszcza że nie mogła ich teraz karmić. Ale pierwszego. wieczoru, kiedy Piękna znowu się pojawiła, w jej małych oczkach, uważnie kontrolujących pokój zajmowany przez Menolly, nie było ani śladu głodu. Chętnie przyjęła jednak kawałki mięsa, które Menolly odłożyła ze swojej kolacji. Skałka i Nurek pojawili się w chwili, kiedy już prawie zasypiała. Szybko jednak zwinęły się w kłębek i przytulone do jej pleców zasnęły niemal od razu, czego na pewno by nie j zrobiły, gdyby były głodne.

    Nazajutrz już ich nie było, ale Piękna najwyraźniej nie chciała odejść, ocierając swą małą główkę o policzek Menolly, dopóki nie usłyszała kroków w korytarzu. Menolly przegoniła ją natychmiast, przykazując jeszcze, by Pozostała z innymi.

    - Wiem, że to strasznie nudne leżeć tyle czasu w łóżku zgodziła się Mirrim trzy dni później, wzdychając ciężko. Menolly domyśliła się, że Mirrim chętnie zamieniłaby się z nią miejscami ale dzięki temu, nie wchodzisz w drogę Lessie. Bo... wiesz... i Mirrim ocenzurowała szybko, to co zamierzała właśnie powiedzieć. - Kiedy Ramoth siedzi przy jajach, aż do Wylęgu wszyscy zachowują się tak, jakby chodzili po rozpalonym żelazie. Lepiej i więc, żebyś została tutaj.

    - Musi być coś takiego, co mogłabym robić. Czuję się już znacznie lepiej. Mam przecież zdrowe ręce... - Menolly przerwała, czerwieniąc się lekko.

    - Mogłabyś pomóc Sanrze z dzieciakami, jeśli naprawdę tego chcesz. Umiesz opowiadać jakieś historyjki?

    - Tak, ja... - Menolly niemal zdradziła, czym zajmowała się w Morskiej Warowni - na pewno będę umiała je rozbawił.

    Wkrótce Menolly odkryła, że dzieci wychowane w Weyrze nie były wcale takie same jak tez Warowni; były bardziej ruchliwe i niesamowicie ciekawskie; wypytywały ją o każdy szczegół dotyczący łowienia i żeglugi, o którym im tylko napomknęła. Pierwszego ranka udało jej się nieco odpocząć dopiero gdy nauczyła je sporządzać maleńkie łódki z patyków i szerokich liści dzikich buraków i wysłała je z nimi nad brzeg jeziora.

    Po południu zabawiała je opowieścią o tym, jak została uratowana przez T'grana. Nić nie przerażała dzieci z Weyru tak bardzo, jak ich rówieśników z Warowni, i o wiele bardziej interesował je sam bieg i przybycie T'grana, niż to przed czym uciekała. Zupełnie nieświadomie zaczęła układać swe słowa do rymu i niemal w ostatniej chwili powstrzymała się przed ułożeniem melodii. Na szczęście dzieciaki niczego nie zauważyły, a zaraz potem Menolly musiała się zająć obieraniem warzyw do wieczornego posiłku.

    Bardzo trudno było jej wyciszyć w sobie tę melodię i nie zaśpiewać jej głośno przy dzieciach. Jej rytm zgadzał się dokładnie z rytmem biegu i kroków.

    - Och!

    - Skaleczyłaś się? - spytała Sanra z drugiego końca stołu.

    - Nie - odparła Menolly, uśmiechając się do niej radośnie. Zdała sobie właśnie sprawę z pewnej bardzo ważnej rzeczy. Nie była już w Morskiej Warowni. Nikt tutaj nie wiedział o jej grze i nauczaniu. Nikt więc nie może wiedzieć, czy melodie, które nuciła sobie pod nosem zostały ułożone przez nią, czy przez kogoś innego. Zaczęła więc nucić głośniej swoją nową piosenkę i była z siebie jeszcze bardziej zadowolona, bo melodia pasowała także do tempa w jakim obierała jarzyny.

    - To naprawdę wielka przyjemność słyszeć, że ktoś jest szczęśliwy - zauważyła Sanra, uśmiechając się do niej zachęcająco.

    Menolly zdała sobie nagle sprawę, że przez cały deseń atmosfera w jaskini mieszkalnej przypominała jej chwile, gdy flota rybacka uwięziona była w porcie przez sztorm i wszyscy czekali na zmianę pogody. Mirrim bardzo martwiła się o Brekke, ale nie chciała powiedzieć dlaczego, a Menolly wolała nie poruszać tego tematu wbrew jej woli.

    - Jestem szczęśliwa, bo moje stopy są w coraz lepszym stanie - powiedziała do Sanry i szybko dodała: - ale bardzo chciałabym się dowiedzieć, co dzieje się z Brekke. Wiem, że Mirrim strasznie się o nią martwi.

  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin