30 Tajemnica futrzanego misia.pdf

(453 KB) Pobierz
Słowo od Alfreda Hitchcocka
ALFRED HITCHCOCK
TAJEMNICA
FUTRZANEGO MISIA
PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(Przełożył: JAN JACKOWICZ)
Słowo od Alfreda Hitchcocka
Uwaga, miłośnicy tajemnic i zagadek!
Trzej Detektywi zwrócili się do mnie, abym opatrzył wstępem ich najnowsze przygody. Jest
to coś naprawdę wystrzałowego. Występuje w nich obsada, jaką można by spotkać tylko w
Hollywood. A dokładniej, w kręconych w Hollywood horrorach. Spotkacie tu więc wilkołaka,
wampira, a nawet dziewczynę z zadatkami na narzeczoną Drakuli. Trzej Detektywi stają twarzą
w twarz z nimi wszystkimi, choć tak naprawdę woleliby tego uniknąć!
Ale ci z Was, którzy nie zetknęli się dotychczas z Trzema Detektywami, pragnęliby może
przed rozpoczęciem lektury przeczytać krótkie wprowadzenie. Występujący tu chłopcy są
śmiałymi i inteligentnymi prywatnymi agentami, którzy działają w małym kalifornijskim
miasteczku Rocky Beach. W dotychczasowej karierze rozwiązali już kilka naprawdę trudnych
zagadek. Udało im się to po części dlatego, że nigdy nie odrzucają żadnej teorii, choćby nawet
najbardziej dziwacznej i nieprawdopodobnej. Nie odmawiają też zajęcia się żadnymi sprawami.
Mottem całej paczki są słowa: „Badamy wszystko”. A pragnę Was zapewnić, że nie są to czcze
przechwałki.
Szefem grupy jest Pierwszy Detektyw Jupiter Jones. Jest on może odrobinę zbyt pulchny
(niektórzy nazywają go grubasem, co jest oczywistą przesadą), ale jego okrągła jak księżyc w
pełni buzia nie przeszkadza temu, że posiada on nadzwyczaj bystry umysł. Ma naprawdę
podziwu godną umiejętność kojarzenia różnych faktów i takiego analizowania informacji, że
rozwiązanie stojących przed nim zagadek jest po prostu nieuniknione.
Drugim Detektywem jest Pete Crenshaw. Wysoki, wysportowany chłopak odznacza się
śmiałością, lojalnością i jak najlepszymi chęciami. W trakcie wyjaśniania przez chłopców
różnych tajemniczych spraw przypadają mu często zadania wymagające sprawności fizycznej i
odwagi.
Za dokumentację i analizy odpowiada trzeci z członków zgranej paczki — Bob Andrews.
Brakuje mu fizycznej dzielności Pete’a, nie jest też może tak bystry jak Jupe, odznacza się za to
cierpliwością i dokładnością. Bez niego Trzej Detektywi po prostu nie mogliby działać.
To już wszystko, co chciałbym Wam powiedzieć w tej chwili. Kiedy rozpoczniecie lekturę
„Tajemnicy futrzanego misia”, sami chłopcy zaczną rychło mówić za siebie!
Alfred Hitchcock
ROZDZIAŁ 1
Zagadkowe znalezisko
Tym, który jako pierwszy spostrzegł plastykową torbę, był Bob. Leżała tuż nad linią
przypływu na plaży w Rocky Beach, przysypana do połowy piaskiem. Podniósłszy ją z ziemi,
Bob przyjrzał się jej i odruchowo się uśmiechnął. Była to jedna z tych kolorowych torebek, za
którymi przepadają wszystkie małe dziewczynki. Na przezroczystym plastyku wymalowane były
różowe kociątka, przystrojone w ogromne niebieskie kokardy. Wewnątrz, pośród mieszaniny
przeróżnych drobiazgów, znajdował się mały miś, który wpatrywał się w Boba błyszczącymi
paciorkami czarnych oczu.
— A to pech, chłopaki — powiedział Bob. — Jakaś mała dziewczynka zgubiła swój dobytek.
Jego przyjaciel, Pete Crenshaw, rozejrzał się po plaży. Nie dostrzegł jednak żadnej małej
dziewczynki. Dzień miał się już ku końcowi i plaża była niemal zupełnie pusta. Jakiś samotny
miłośnik surfingu dźwigał deskę w kierunku drogi. Na zasłużony odpoczynek udawał się także
ratownik, który zszedł właśnie ze swego stanowiska na wieży obserwacyjnej.
— Jeżeli zostawimy tę torbę tam, gdzie ją znaleźliśmy, dzieciak przypomni sobie może o
zgubie i wróci po nią — powiedział Pete.
— Jeżeli jej właścicielka jest bardzo młoda, prawdopodobnie nie zrobi tego — odezwał się
trzeci z członków paczki, Jupiter Jones. — A poza tym, ktoś mógłby to zwędzić.
Jupe, jak nazywali go koledzy, był krępym chłopcem o zaokrąglonej, poważnej twarzy.
Wyróżniał się konstruktywnym odnoszeniem się do problemów, jakie stawały mu na drodze.
— Może jest tam coś, co pozwoli zidentyfikować właścicielkę — powiedział sadowiąc się na
piasku, a potem sięgnął po torbę. — Niewykluczone, że uda się nam znaleźć tę małą.
Bob podał mu torbę i Jupe wysypał jej zawartość ma rozpostartą na piasku bluzę.
— Hmm! — mruknął po chwili, a potem zmarszczył brwi.
W torbie nie było żadnego portfelika ani portmonetki, ani też dowodu tożsamości czy
legitymacji. Znajdował się w niej tylko mały, okryty futerkiem miś, książka zatytułowana „Do
sukcesu przez wyobraźnię”, egzemplarz czasopisma „People” i różnego rodzaju tubki i
pudełeczka z kosmetykami. Jupe doliczył się czterech różnych szminek, dwóch plastykowych
pojemników z cieniami do powiek, jednego z różem do policzków oraz kredki do oczu.
Dostrzegł także parę karminowych, plastykowych klipsów.
— W każdym razie nie chodzi o jakąś małą dziewczynkę — stwierdził w zamyśleniu. —
Musi to być prawie dorosła dziewczyna, która ma bzika na punkcie pacykowania buzi.
— A w dodatku lubi małe misie — dodał Pete.
Jupe przekartkował znalezioną w torbie książkę. Pochodziła z biblioteki. Na płóciennej
kieszeni przy tylnej okładce widać było pieczęć Biblioteki Publicznej w Fresno.
— Mamy przynajmniej jakiś trop! — wykrzyknął wesoło. Uwielbiał rozwiązywanie
tajemniczych zagadek. Zamknął książkę i wyszczerzył zęby do przyjaciół. — Biblioteka ma z
pewnością dane dotyczące osoby, która wypożyczyła tę książkę. Zadzwonimy tam i dowiemy
się, kto to jest. A potem oddamy torbę z całą zawartością jej właścicielce.
— Chcesz dzwonić do Fresno? — zapytał Bob, a potem wzruszył ramionami. — A zresztą
dobra, mam nadzieję, że starczy nam forsy na taką długodystansową rozmowę.
Pete zaśmiał się stłumionym chichotem.
— Założę się, że dziewczyna będzie tak zachwycona odzyskaniem szminek, że zwróci nam
wydatki na telefon.
— Albo zaprosi nas może do Fresno na winobranie — powiedział Jupiter. — Ale mówiąc
poważnie, jeżeli mamy zamiar dodzwonić się do tej biblioteki przed jej zamknięciem,
powinniśmy się raczej pospieszyć. Już po ósmej.
Cała trójka ruszyła w kierunku drogi biegnącej wzdłuż brzegu. Wsiadłszy na rowery chłopcy
odczekali, aż w sznurze pędzących aut pojawi się jakaś większa przerwa, a potem pospieszyli na
drugą stronę. Bez jednego słowa popędzili ostro do składu złomu Jonesów.
Skład ten należał do najbardziej charakterystycznych miejsc w Rocky Beach. Jego
właścicielami byli Tytus i Matylda Jonesowie, czyli wuj i ciocia Jupitera, który zamieszkał z
nimi po stracie rodziców. Na terenie składu znajdowała się wspaniała kolekcja używanych
rzeczy — od starych rur i pralek aż po antyczne gałki, zastępujące niegdyś klamki u drzwi, a
także inne podobne rupiecie. Nie brakowało nawet koników z jakiejś starej karuzeli.
Kiedy chłopcy dotarli do składu, zaczęło się już ściemniać. Wielka żelazna brama była
zamknięta na kłódkę. Za to okna stojącego po drugiej stronie ulicy domu Jonesów jaśniały
palącymi się wewnątrz światłami.
Chłopcy nie rzucili nawet okiem na dom. Minęli bramę i skierowali się ku dalszemu
krańcowi składu.
Otaczający go drewniany płot pokryty był fantazyjnymi dekoracjami. Ponieważ wuj Tytus
uważał, że należy wspierać talenty, mieszkający w Rocky Beach artyści często otrzymywali od
niego różne rzeczy po zniżonych cenach. Aby odwdzięczyć mu się za to, zebrali się kiedyś i
spędzili szampański weekend na malowaniu różnych obrazków na jego płocie. Na frontowej
ścianie widniało zielone jezioro, po którym pływały łabędzie, a także zielone fale oceanu, pośród
których jakiś żaglowiec walczył ze straszliwym sztormem. Tonącemu statkowi przyglądała się
namalowana zgrabnie rybka.
I właśnie jej oko było najczulszym miejscem w całym płocie. Jupiter położył na nim dłoń i
nacisnął mocno. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odsunęła się na bok szeroka
drewniana sztacheta. Tak otworzyła się Zielona Furtka, jedno z kilku tajemnych wejść na teren
składu. Wszystkie one zostały skonstruowane przez Jupe’a i jego przyjaciół po to, aby mogli
wchodzić do środka i wychodzić, nie zauważeni przez ciocię Matyldę czy wuja Tytusa.
Chłopcy przecisnęli się przez przejście i znaleźli się w urządzonym pod gołym niebem
warsztacie Jupitera, oddzielonym od pozostałej części składu stertami złomu. Jupiter odsunął
żelazną kratę, opartą niewinnie o dolną część roboczego stołu, a potem zgiął się wpół i wpełzł do
wnętrza grubej, cynkowanej rury, zupełnie przedtem niewidocznej za zardzewiałą kratą.
Był to Tunel Drugi, jedno z sekretnych przejść zainstalowanych przez chłopców. Tuż za
Jupe’em wśliznęli się do rury Pete i Bob. Prowadziła ona pod stertami złomu aż do zapadowych
drzwi, po uniesieniu których można było dostać się do starej przyczepy kempingowej, w której
zgrana trójka urządziła sobie specjalną kryjówkę.
Przyczepa została porządnie trzaśnięta w jakimś wypadku drogowym i wuj Tytus kupił ją po
cenie złomu. Kiedy jednak po paru miesiącach okazało się, że nie ma na nią nabywców,
podarował ją w końcu Jupiterowi i jego przyjaciołom, aby urządzili sobie w niej coś w rodzaju
klubu towarzyskiego.
Przyczepie pisany był jednak całkiem inny los. Chłopcy wstawili do niej biurko i katalogową
szafkę z szufladkami, a także urządzili sobie w niej małe laboratorium kryminalistyczne i
fotograficzną ciemnię. Zainstalowali też telefon, za który płacili pieniędzmi zarobionymi przy
dorywczych pracach na złomowisku. W trakcie ich wykonywania systematycznie gromadzili
wokół przyczepy kawałki złomu, aż w końcu stała się ona zupełnie niewidoczna z zewnątrz.
Urządziwszy sobie siedzibę, chłopcy zabrali się do roboty. Założyli firmę o nazwie „Trzej
Detektywi”, ochrzcili przyczepę mianem Kwatery Głównej i zaczęli rozwiązywać różne, wielkie
i małe tajemnice. Także i teraz znaleziona na plaży torba przyprawiała Jupe’a o dreszcz
podniecenia. Zawsze zresztą odczuwał zapał, przystępując do pracy nad nową zagadką.
Znalazłszy się w Kwaterze Głównej, Jupe zadzwonił do informacji w Fresno. Zanotował
numer telefonu tamtejszej Biblioteki Publicznej i wykręcił go.
— Za dwadzieścia dziewiąta — odezwał się Pete, spojrzawszy na zegar stojący na szafce z
katalogiem. — Zdaje się, że nie zostało ci zbyt wiele czasu na zdobycie tych informacji.
Wszystko poszło jednak całkiem gładko. Jupe natychmiast został połączony z działem
zajmującym się rejestrowaniem wypożyczanych i zwracanych książek.
— Mówi Jupiter Jones — powiedział. Przedstawiając kobiecie, która podniosła słuchawkę,
powód swego telefonu, starał się nadać głosowi jak najpoważniejsze brzmienie.
— Dane o naszych czytelnikach przechowujemy w komputerze — odpowiedziała
bibliotekarka. — Spróbuję się do nich dostać — dorzuciła i odłożyła na moment słuchawkę.
Kiedy podniosła ją znowu, jej głos zdradzał wewnętrzne napięcie.
— Czy mogę oddzwonić do ciebie? — zapytała. — Czy dzwonisz z telefonu, pod którym
będę mogła cię zastać?
— Tak, ale przeważnie...
— Błagam! — przerwała mu bibliotekarka.
Jupe podał jej swój numer.
— Doskonale — powiedziała spokojniejszym tonem. — A teraz zostań tam, gdzie jesteś. Nie
odchodź od telefonu.
Kobieta wyłączyła się. Jupe także odłożył słuchawkę.
— Ciekawe, co to wszystko może znaczyć? — zamyślił się głośno.
— Ta kobieta była bardzo zdenerwowana. Powiedziała, że zadzwoni tutaj.
— Śmierdząca sprawa — stwierdził Pete. — W co wdepnęliśmy tym razem?
Telefon zadzwonił po paru minutach. Głos po drugiej stronie linii pobrzmiewał histerycznym
podnieceniem.
— Czy ją może widziałeś? — zapytała dzwoniąca kobieta. Nie była to jednak bibliotekarka, z
którą Jupe rozmawiał przed chwilą. — Zaraz przyjeżdżam. Kimkolwiek jesteś, już jadę do
ciebie. Muszę odnaleźć moją małą dziewczynkę!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin