Rozdział Szósty.odt

(44 KB) Pobierz

Rozdział Szósty

Pierwsza randka

Minęły trzy dni. Laura jeszcze nie wróciła. Zaczynałem się martwić. Co prawda, jest moją dziewczyną, ale nie byliśmy jeszcze na żadnej randce.

-Kendall! - usłyszałem krzyk Camille.

No tak, dość długo się nie odzywałem. Ani nie przytaknąłem. Na dodatek, nie była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. Zazwyczaj słuchałem jej trajkotania.

-Tak? - Zapytałem wyrwany z zamyślenia.

-Co się z tobą dzieje? Ja ci oznajmiam, że połknęłam żywego pytona, a ty nawet nie reagujesz.- oznajmiła z lekkim wyrzutem, a ja w każdej chwili mogłem się spodziewać, że sprzeda mi plaskacza.

-I tak wiem, że żartowałaś. - powiedziałem cicho, żeby ją udobruchać. - Przepraszam. Ostatnio jestem...

-Nieobecny? - Dokończyła, spoglądając na mnie bardziej łaskawym okiem. - A ostatnio, to znaczy, odkąd Laura przyjechała. Już nie wspomnę, co się z tobą dzieje, odkąd wyjechała w interesach.

Spuściłem głowę, ale Camille raczej tego nie zrozumiała. Chociaż mogłem się mylić. Camille nagle wstała ze swojego leżaka i podeszła do mnie na tyle blisko, żeby móc położyć mi dłoń na ramieniu.

-Pamiętaj, że jesteśmy przyjaciółmi i możesz mnie prosić o co tylko chcesz. - zapewniła mnie, uśmiechając się do mnie pocieszycielsko.

-Dzisiaj Laura powinna wrócić, a jak widać, jeszcze nie wróciła.

-Oj, żebyś się nie zdziwił. - oznajmiał z chytrym uśmieszkiem.

Zaraz... Chytry uśmieszek u dziewczyny? Coś tu jest nie tak. Albo po prostu świat staje na głowie.

Spóźniłem się o ułamek sekundy, żeby zrozumieć, co miała na myśli. Właśnie wtedy usłyszałem cichy szept w moim uchu.

-Najwyraźniej ktoś się nudzi nad słynnym basenem Palm Woods.

Wszędzie rozpoznałbym ten głos! Momentalnie podniosłem się z leżaka i przytuliłem do siebie najmocniej jak potrafiłem.

-Tak bardzo, bardzo za tobą  tęskniłem.

-Kendall, dusisz mnie. - zaśmiała się, odwzajemniając mój uścisk.

Zwolniłem ją delikatnie z objęć, wtulając nos w jej włosy. Zapach jej owocowego szamponu wypełnił mi nozdrza.

-Mam do Ciebie małą sprawę. Mógłbyś ze mną wyjść na parking? - zapytał, chwytając mnie za rękę.

-Ale.. - zacząłem, ale Laura natychmiast uciszyła mnie gestem. Nie mogłem się jej oprzeć.

-Ja już znam Twoją rodzinę, więc teraz czas na mały rewanżyk.

-To znaczy? - zapytałem, a ona musnęła delikatnie musnęła moje usta, pociągając mnie w stronę parkingu.

-Chciałabym, żebyś poznał kawałek mojej. Teraz.

-Twój brat tu jest?

-Nie, chociaż fajnie by było, gdyby przyleciał z Kansas.

Laura zaciągnęła mnie na parking. Tam czekali na nas jacyś ludzie. Dość młoda kobieta. Blondynka. Bardzo ładna, chociaż nie tak ładna jak Laura. Obok niej stali dwaj mężczyźni. Pierwszy, młodszy, obejmował tę dziewczynę w pasie, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Miał krótkie, kręcone włosy i błogi uśmiech na twarzy. Drugi, starszy, zdawał się znudzony amorami wyżej opisanej dwójki. Już sam jego widok mógł przestraszyć. Jego twarz wykrzywiało niezadowolenie.

-Poznajcie Kendalla, mojego chłopaka. - Powiedziała łagodnie. - Kendall, poznaj Johna Caseya, mojego wujka.

Zatkało mnie. Okazało się, że wujek laury to ten groźnie wyglądający facet. Pomimo że byłem przerażony, uściskałem grzecznie jego wyciągniętą dłoń.

-Bardzo miło mi Cie poznać, Kendall. - Oznajmiał, starając się uśmiechnąć, ale nie bardzo mu to wychodziło. - Laura sporo mi o tobie mówiła.

-Mnie też miło mi pana poznać. - powiedziałem cienkim głosem, jakby jakaś niewidzialna dłoń ścisnęła mnie na gardło.

-To Chuck Bartowski i Sarah Waker. - powiedział Laura, przerywając niezręczną ciszę. - Są...

-Jesteśmy zaręczeni. - dokończyła Sarah, uśmiechając się do mnie i ściskając moją rękę na powitanie.

***

Ja i Laura siedzieliśmy przy stoliku w parku. Przed sobą mieliśmy kubki z lemoniadą i bardzo dużo rozmów. Wiem, że teraz powinniśmy zacząć się poznawać, czy coś...

-Więc... - zacząłem, ale nie za bardzo wiedziałem od czego. - Jaka jest twoja ulubiona piosenka? - palnąłem z braku lepszego pomysłu.

-„Leave it All to me”Mirandy Cosgrove. - opowiedziała. - Ja i Oliver często jej słuchamy, bo jest optymistyczna. - upiła trochę ze swojego kubka i spojrzała na mnie. - A twoja?

-„Numb”, Likin Parku. - odparłem, ale nie za bardzo wiedziałem, jak to wytłumaczyć. - Mocna, rockowa muzyka. Taką najbardziej lubię. Przepraszam, po raz pierwszy jestem na randce z dziewczyną, która...

-Która co?

-Która jest z wyższego poziomu niż ja. - dokończyłem.

-Co ty sugerujesz? - zapytała, patrząc na mnie przenikliwie.

-Jesteś inna, niż dziewczyny, które znam. - tak, to pewnie dlatego się w tobie zakochałem. Nie w Jenny, nie w Jenniferce, tylko w tobie! - Prowadzisz interesy, podobno całkiem dobrze. Jesteś bystra i nie rozmawiałaś z Carlosem, jakby był pięcioletnim dzieckiem. Wiem, bo mi powiedział. Poza tym jesteś... - urwałem bo nie miałem śmiałości, żeby jej to tak po prostu powiedzieć.

-Bogata? - wyręczyła mnie, jednocześnie pozbawiając mnie obciążenia, jakie do tej chwili spoczywało w moim gardle.

-Właśnie -  potwierdziłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

Laura tylko uśmiechnęła się koniuszkiem ust, kręcąc głową.

-Spokojnie, nie ty jedyny wyskoczyłeś do mnie z takim tekstem.

I jeszcze jest wyrozumiała. No, lepiej trafić nie mogłem!

-Jesteś z Minnesoty, tak? - zmieniła temat, za co chciałem całować ją po rękach. - Wiem, że graliście tam w hokeja. Pochwal się. Grałeś w szkolnej reprezentacji?

-Tak, byłem kapitanem. - powiedziałem nieśmiało i poczułem, że się czerwienię.

-Teraz to ja czuję się gorsza.

-Przestań. Na pewno byłaś czirliderką.

-Tak, przez dwa dni. Tess i Chloe mnie do tego namówiły. Nie mam pojęcia, jakim cudem się zgodziłam!

Zaśmialiśmy się niemalże jednocześnie. Rozumiemy się bez słów i byłem szczęśliwy z tego powodu. Łapała moje głupie, drętwe żarty.

-Laura, mogę cię o coś zapytać? - nagle stałem się poważny. Nie do końca wiedziałem, czy dobrze robię, ale ciekawość była silniejsza od tego wszystkiego. - To trochę krępujące i nie musisz odpowiadać, jeżeli nie chcesz...

-Dobra, powiedz co ci chodzi po głowie.

-Po prostu chciałbym wiedzieć co się stało twojemu bratu. Wspominałaś, że porusza się na wózku.

I stało się. Zadałem to pytanie, które natarczywie zajmowało moje myśli przez kilka poprzednich dni. Laura tylko spochmurniała i zamieszała słomką w swoim kubeczku. Widziałem, że jest zdenerwowana i nie miałem pewności, czy mi odpowie.

(w tym miejscu włączcie sobie utwór „So close”, który znajdziecie na innych Chomikach pod soundtrackiem z filmu „Zaczarowana”. Polski tytuł tej piosenki to „O Krok”. Jak będę miała trochę czasu, to zachomikuję.)

-Kiedyś Oliver został porwany. - powiedziała cicho, wpatrując się gdzieś w przestrzeń. - W trakcie tortur doszło do poważnego przerwania jednego z mięśni i uszkodzenia jednego z nerwów. Teraz ma tam zastawki, ale na pełną rekonstrukcję trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Teraz ma tam zastawki, ale to mu nie pozwoli na pełne poruszanie się. A Oliver uparł się, ze chce być operowany w kraju, co zawęża nam pole poszukiwań specjalisty. Poza tym ten... ten typ faszerował go jeszcze psychotropami. Mógł tam zwariować. Już nigdy nie chcę zobaczyć nikogo w takim stanie.

Laura skończyła swój monolog. Powoli zaczynałem żałować, że ją o to zapytałem.

-Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinieneś o mnie wiedzieć. - powiedziała nagle.

-Cała twoja rodzina? - próbowałem zgadywać.

-Tak, ale inaczej Ci ją „przedstawię” zanim poznasz ja na żywo. - zaśmiała się, ale tylko na sekundę. - Odziedziczyłam rodzinny talent. To znaczy... mam dobre oko i dobrze strzelam. Przeszłam część szkolenia na snajpera, oczywiście nieoficjalnie. Mam snajperów w rodzinie. Wujek John, Oliver i Jethro są snajperami.

-Jethro? - powtórzyłem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Oczywiście, bardziej szokował mnie fakt to snajperach.

-Mój ojciec chrzestny. Zaczekaj, mam jego zdjęcie.

Laura pogrzebała chwile w torebce i podała mi, złożoną na pół, fotografię.

Na zdjęci był siwowłosy mężczyzna, którego od razu poznałem. Zamarłem na jego widok. To Agent Gibbs. Ten, który aresztował mojego ojca.



Zgłoś jeśli naruszono regulamin