Miller Marcia - Ślepa miłość.pdf
(
374 KB
)
Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Marcia Miller
Ślepa miłość
Przełożył Paweł Tomaszewski
1
W ciągu ostatniego tygodnia Cass czuła się, jak gdyby podglądała życie przez nie
zsynchronizowane okulary lornetki, z których jeden pokazywał wyraźną, ekspresyjną scenę,
drugi zaś przekazywał jej zamazany obraz. Była zadowolona ze swojej nowej pracy w
laboratorium doktora Talmadge’a, a mieszkanie w San Francisco o wiele przekraczało jej
oczekiwania. Była pod urokiem fascynującego miasta położonego nad Zatoką, z jego ostro
wspinającymi się wzniesieniami i spadkami terenu, uroczymi, nieustannie obleganymi
sklepami i restauracjami, przystanią rybacką, dzwoniącymi linowymi tramwajami. Cass
podobała się nawet coraz bardziej warstwa chłodnej mgły, która zdawała się w ukryciu
oczekiwać, poza Zatoką, na szansę niepostrzeżonego wtargnięcia, zastanawiając się jeszcze w
napięciu nad otuleniem miasta, jeśli nie uda się pojawić, żywemu, popołudniowemu wiatrowi.
Cass lubiła ludzi, z którymi pracowała, ale była głęboko przekonana, że obecność
pewnego młodego lekarza, wysokiego i przystojnego, z błyszczącymi, błękitnymi oczami i
złotorudymi włosami, była rzeczywistym czynnikiem tchnącym w jej codzienne życie nową,
czarodziejską siłę, która powodowała nie spotykane u niej dotąd zmiany nastroju.
Nigdy przedtem nie będąc zakochaną, Cass ostrożnie próbowała nowych odczuć, które
nie dawały jej skupić się na czymkolwiek, czego skutków nie była w stanie do końca
przewidzieć, podobnie jak prognozy pogody. W tych dniach Bill Atkinson zwrócił na nią
znacznie większą uwagę, co z nadzieją odnotowała, i jej cały świat kąpał się w jasnych
promieniach. Bywało i całkiem odwrotnie: kiedy ignorował ją, wszystko stawało się wyblakłe
– i szare. Wydawało się, że między tymi okresami nigdy nie było złotego środka, jak tylko
bierne oczekiwanie i nadzieja, która wzrastała i upadała proporcjonalnie do jej nastrojów.
– Panno Everett...
Cass podskoczyła, uprzytomniając sobie, że dr Talmadge stoi przed jej biurkiem.
– Czy są już zrobione popołudniowe badania małoobrazkowe?
Cass szybko wyciągnęła na swoje biurko skórzaną księgę.
– Prawie, doktorze. Były cztery gastryczne – spojrzeniem przebiegła po spisie
wyszczególnionych spotkań – i dwie klatki piersiowe. Dr Atkinson robi je w tej chwili. –
Nawet wypowiedzenie jego imienia sprawiało jej przyjemność. – Czy chciał pan zobaczyć
jakąś z tych grup pacjentów?
Talmadge pokręcił swoją białą głową.
– Nie. Będę się widział z dr. Atkinsonem, kiedy wyjdzie. – Zawahał się, następnie
uśmiechnął, co nie wypadło zbyt radośnie. – Czy mówiłem ci, że świetnie sobie radzisz,
Cass? Naprawdę muszę napisać do Richa i podziękować, mu, że pozwolił ci przenieść się do
nas.
Rich Everett, ojciec Cass, i dr Talmadge razem uczęszczali na studia medyczne i
pozostawali w kontakcie ze sobą przez te wszystkie lata.
– Tacie będzie bardzo miło. Nie był zachwycony moim wyjazdem z Filadelfii, ale
wziąwszy pod uwagę fakt, że będę pracowała dla pana, poważnie zredukował swoją niechęć.
On i mama – dodała Cass uśmiechając się – przyjadą latem z wizytą.
Dr Talmadge pokiwał głową:.
– Będzie nam bardzo miło.
Po tych słowach udał się drugim korytarzem do swojego biura. Cass odprowadzała
czułym wzrokiem oddalającą się postać. Chyba to już trzeci raz w ciągu kilku tygodni
powiedział jej, jak bardzo jest zadowolony, z jej pracy i że musi o tym powiadomić jej ojca.
Dr Talmadge, uznany autorytet w dziedzinie radiologii na Całym Zachodzie, był niesłychanie
roztargnionym profesorem, jeśli chodzi o wszystko inne oprócz medycyny.
W tym krótkim czasie, kiedy Cass pracowała dla niego, nauczyła się, jak bardzo musi
uważać na jego umówione spotkania albo rozkład dnia. Szczegóły jakiegoś przepisywanego
dokumentu czy punkt z rejestru, który uległ już dezaktualizacji mogły go pochłonąć w
niewiarygodnym stopniu.
Pewnego razu opuścił budynek, czytając jakiś artykuł w prasie fachowej, wsiadł do
autobusu i znalazł się na pętli, zanim zdał sobie sprawę, że nadal jest w swoim białym kitlu, a
jego samochód został na parkingu z tyłu laboratorium.
Susie Harris wyszła z ciemni i mrużąc okrągłe, niebieskie oczy pochyliła się nad biurkiem
Cass.
– Lecę z nóg – połknęła ziewnięcie i przesunęła ręką po krótko przystrzyżonych blond
włosach. – Zeszłej nocy pilnowałam dzieci mojej siostry i wścieknę się, jeśli dziś nie
wyniesiemy się stąd punktualnie. Mogłabym z powodzeniem spać na stojąco.
„ Cass roześmiała się i ponownie zabrała się do przeglądania książki wizyt.
– Ciągle mam do zrobienia wykres dla Mary, a Al zabierze kilka kaset rentgenowskich –
kiedy to mówiła Al Walsh wyszedł ze swojego pokoju i Cass zauważyła lekki rumieniec
zakwitający na twarzy Susie. Tylko Al, nieco zbyt opanowany i flegmatyczny jak na swój
wiek, wydawał się nie wiedzieć nic na temat uczuć młodej pani technik, żywionych w
stosunku do niego. Był raczej mocnej budowy, o ciemnych włosach i oczach, sprawiał
wrażenie starszego, niż był w rzeczywistości. Susie opowiedziała Cass o Lym, jak Al Walsh
opiekował się swoją owdowiałą matką, inwalidką, aż do jej śmierci. Przez jakieś cztery
miesiące nie miał czasu na jakiekolwiek życie towarzyskie.
Susie, jak zauważyła Cass, natychmiast obudziła się, kiedy Al wertował książkę wizyt,
prowadząc palcem po starannie napisanej liście.
– Ile jeszcze dla mnie, panno Everett?
– Wykresy daję Mary. Ta grupa na fluoroskopii to już wszystko dla pana, jeśli nie będzie
jakiegoś nagłego przypadku.
Susie jęknęła: – Trzymajmy kciuki. Na twarz Ala wolno wypłynął uśmiech.
– Teraz, Susie – ton jego głosu był pobłażliwy, prawie ojcowski – jeśli masz randkę i
nawet będzie ostre pogotowie, sam wywołam klisze, więc nie musisz czekać.
Wyraz zdziwienia odmalował się na twarzy Susie.
– Wcale nie, Al – żywo zaprotestowała, a jej okrągłe, niebieskie oczy rozbłysły. – Nie
jestem umówiona. Ale dzięki – jej wyzywające spojrzenie było pełne ognia, co Cass wpędziło
w panikę.
Stało się dla niej oczywiste od pierwszego dnia pracy, co czuła pani technik radiolog do
Ala Walsha, który, co było nie mniej oczywiste, wydawał się co do tego w równym stopniu
nieświadomy, co i nie zainteresowany.
Rozległ się dzwonek i Al odwrócił się.
– Myślę, że dr Atkinson skończył – spojrzał za siebie, kiedy szedł do gabinetu zdjęć
małoobrazkowych. – Nie powinienem zabierać zbyt wiele klisz – powiedział. – Jeśli Mary ma
jakieś plany, możesz dać wykresy mnie, a ona będzie mogła iść.
Susie przytaknęła i głęboko westchnęła.
– Dam głowę, że on żyje, odżywia się i oddycha tą pracą. Nie dba o to, czy ma iść do
domu, czy nie – jej niebieskie oczy zaszły mgłą. – Al ciągle mieszka w tym mieszkaniu, które
dzielił ze swoją matką, i sądzę, że byłoby dla niego lepiej, gdyby się przeprowadził, czyż nie?
– rzuciła na Cass pytające spojrzenie.
– Tak – Cass zgodziła się. – Prawdopodobnie w całym mieszkaniu są jej rzeczy, które
przywodzą smutne wspomnienia. Al jest taki młody i powinien sobie uświadomić, że
obowiązki, które spoczywały na nim, już należą do przeszłości.
– Jestem tu od trzech lat – Susie weszła w słowo – i przez cały ten czas nie miałam
powodów do narzekania na Ala. Myślę, że ze swoją matką musiał utrzymywać wspaniałe
stosunki. Wielokrotnie spotykałam ją, kiedy przychodziła po klisze, i nie była ani zaborczą,
ani narzekającą matką. Myślę, że okropnie znosiła to, że czuła się ciężarem dla Ala.
Cass spojrzała na nią z uznaniem.
– Bardzo to miłe, co mówisz, Susie – ale nie dodała: zważywszy na to, co czujesz do Ala.
Susie uśmiechnęła się szelmowsko, pocierając swój krótki, pokryty piegami nos.
– A jeśli chodzi o miłe rzeczy – powiedziała żywo – dawno chciałam coś powiedzieć, ale
dopiero teraz jestem w stanie to uczynić – wzięła głęboki wdech, kiedy Cass patrzyła na nią
pytająco. – Więc to jest tak, Cass: nie zanosiło się na to, że polubię cię od początku, jak tylko
tu przybyłaś. Była to zwyczajna zazdrość. Kiedy zobaczyłam ciebie po raz pierwszy,
natychmiast oceniłam cię jako nieznośnie zarozumiałą osobę. Cass wyglądała na zaskoczoną.
– Ale dlaczego? Dlaczego miałabym być zarozumiała? Susie wydała coś w rodzaju
chichotu podlotka.
– Otóż to. Widzisz, co mam na myśli? A teraz nie mów, że nigdy nie przeglądasz się w
lustrze – spoważniała, potrząsając głową. – Doprawdy, nie zdajesz sobie sprawy, jaka jesteś
piękna?
Kiedy twarz Cass stanęła w płomieniach, Susie atakowała dalej:
– Nie chciałam wprawić cię w zakłopotanie, Cass, tylko stwierdzić fakt. Pierwszego dnia,
kiedy tylko weszłaś, prześcigałyśmy się z Maggie w utwierdzaniu się, że nie ma szans na to,
abyśmy cię polubiły. Sprowadzałyśmy do zera twój zachwycający wygląd snuciem domysłów
na temat twojej drobnomieszczańskiej, zadowolonej z siebie natury i że twoje ego będzie
proporcjonalne do twoich walorów zewnętrznych. Ale – na jej twarzy pojawił się
zawstydzony uśmiech – jeśli masz przez to poczuć się lepiej, muszę teraz przyznać, jakie
byłyśmy głupie. Maggie i ja przełknęłyśmy tę żabę.
Maggie Field, elegancką i inteligentną kobietę sukcesu po czterdziestce, trudno było
wyobrazić sobie podczas czynności spożywania żaby, i Cass zaczęła się śmiać. – Szczerze
muszę wyznać, że tym razem grubo przesadziłaś. Być może mam przyzwoitą cerę i wszystko
na swoim miejscu, ale to jeszcze nie powód, żeby mi się przewróciło w głowie.
Susie poważnie pokiwała głową.
– O rety. Co za doskonałe zrozumienie tematu – zaczęła stukać palcami. –
Orzechowo-zielone oczy z tym zniewalającym błyskiem, czego zresztą zdarzyło mi się
doświadczyć na własnej skórze, cudownie opadające pasma włosów i ta figura...
– Daj spokój, Susie – Cass machnęła ręką. – Jeszcze trochę, a zamienię się w piękną,
dobrą wróżkę z twoich marzeń. A teraz... – przerwała, bo do biurka podszedł dr Atkinson.
Susie zniknęła w drzwiach prowadzących do ciemni. W końcu uniósł swoją lśniącą, rudozłotą
głowę, a serce Cass zadrżało pod jego jasnym, błękitnym spojrzeniem.
– Czy jeszcze coś dla mnie, panno Everett?
– Dr Talmadge pytał o pana, doktorze – Cass zaskoczył ton jej własnego głosu. – Myślę,
że chciał omówić jedno ze zdjęć.
Atkinson obdarzył ją nieobecnym spojrzeniem, pokiwał głową i odszedł korytarzem. Cass
nie widziała go już tego popołudnia. Nosiła się z myślą o uprzątnięciu biurka. Z głębi
wyłożonego kafelkami korytarza dochodziły ją głosy Talmadge’a i Atkinsona. W końcu
zdecydowała, że wystarczająco warowała na swoim stanowisku pracy, zamknęła środkową
szufladę na klucz i udała się do szatni, którą dzieliła z innymi dziewczętami. Staksowała
siebie wzrokiem w lustrze, odruchowo pociągnęła usta delikatną, morelową szminką,
dotknęła swoich jedwabnych, ciemnych brwi, kontrastujących imponująco z opadającymi
popielato-brązowymi włosami. „Zakochanie się – myślała Cass, obserwując swoje odbicie –
wcale nie jest takie, jak to przedstawiają w książkach. Jak często – zastanawiała się – miłość
jest nie odwzajemniona”. Ponury wyraz twarzy zakłócił harmonię gładkiego czoła
dziewczyny w lustrze. „To okropne być zakochanym bez wzajemności”. Cass nagle
wzdrygnęła się i wślizgnęła się w miękki, beżowy zamszowy płaszcz. Nie mogła dopuścić, by
takie pesymistyczne myśli zapuściły w niej korzenie. Jak jej ojciec często powtarzał: „Dość
dzień dzisiejszy ma swoich smutków, nie ma więc potrzeby rozpatrywania tego, co mogłoby
zdarzyć się w przyszłości”.
Kiedy dotarła do swojego mieszkania, zapadał zmierzch i nawet czarujące ciepło tego
miejsca nie podniosło jej jak zwykle na duchu. Zamiast wynająć mieszkanie w jakimś
nowoczesnym wieżowcu, które w niezliczonej ilości wyrosły w mieście, Cass zdecydowała
się na stare budownictwo z przestronnymi pokojami, wysokimi sufitami, nieregularnymi
gzymsami. Ten dwupiętrowy budynek położony był wysoko na Telegraph Hill, na ulicy
Greenwich, i kiedyś był własnością pionierskiej w tym regionie rodziny bankierskiej, a
obecnie został przekształcony w cztery mieszkania. Cass miała do dyspozycji ogromny salon
o ścianach w jasnym srebrzystym odcieniu, z marmurowym kominkiem. Szare, jedwabne
story zakrywały ogromne, szerokie okna, które wychodziły na północny-wschód, w stronę
mostu Golden Gate. Urządzenie wnętrza wymagało od Cass poświęcenia ogromnej ilości
czasu i pieniędzy. Dziś jednak ciepło i czar tego miejsca nie emanował tak silnie jak zwykle.
Od wielu godzin rozpamiętywała beznamiętne kiwanie głową Atkinsona, kiedy kierował się
Plik z chomika:
sylwia2515
Inne pliki z tego folderu:
Medeiros Teresa - Kochanka nocy.pdf
(720 KB)
ZDROWIE TWOJEGO DZIECKA.doc
(1449 KB)
ABC Madrego Rodzica (dzieci, wychowanie dziecka).pdf
(836 KB)
Chlopiec czy dziewczynka (ustalanie i planowanie płci dziecka).pdf
(397 KB)
Hawkins Adams Stacy - Wszystkie odcienie pereł.pdf
(1486 KB)
Inne foldery tego chomika:
Pliki dostępne do 08.07.2024
bajki
Dokumenty
filmy
Galeria
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin