Nocny szloch.doc

(62 KB) Pobierz
Nocny szloch

Nocny szloch
     Agnieszka Warecka

Są historie, które wstrząsają sumieniami. Są sumienia, których rozdarcia nie sklei ani czas, ani nawet świadomość Bożego przebaczenia...

Utracony raj
- Kiedyś byłam inna - zarzeka się Maria. Jej słowa to nieśmiały komentarz do drżących rąk i rozbieganego spojrzenia. Nie analizuje zdarzeń. Choć wie, że dziś zdecydowałaby inaczej.



- Chciałam iść na studia. A on nie był żadną miłością mojego życia. Nawet nie chodziliśmy ze sobą - zastrzega. I co istotne, ani razu nie wspomina jego imienia.

- Tamtego dnia czułam się wyjątkowo piękna. I wolna - dalej relacjonuje, że wieść o ciąży zastała ją podczas pobytu u ciotki. - Nas pięcioro, im Pan Bóg poskąpił dziecka. A ja przed maturą potrzebowałam spokojnego kąta - wspomina. - Pierwsza myśl? Na początku to były tylko podejrzenia - opowiada o wizycie u lekarza i wieczorze, kiedy kładła się spać z nadzieją, że ranek zaprzeczy faktom. - Pewnie, że zawalił się świat. Ale miałam jego. To znaczy: liczyłam, że mam... - poprawia szybko.

Dziś powtarza, że większy żal niż do niego (wyparł się wszystkiego!) czuje do ciotki. - To ona mnie namówiła. A dla mnie ważniejsza była zemsta - stwierdza. Zamiast o bólu mówi o uldze. I odzyskanych marzeniach. - Wyjechałam.

Zapomniałam. Aborcja? Na płodzie? Nie. Nigdy nie byłam specjalnie wierząca - zaprzecza. -Wiedziałam, że Bóg istnieje. Ale u nas tylko babcia chodziła do kościoła.

Nocny szloch
- Kim był Piotr? - zatrzymuje się nad wspomnieniem męża. - Dobrym człowiekiem. A przy tym pechowcem! - Maria wiedziała, że życie z nią nie może być sielanką. Ale on nalegał. Dwa lata po ślubie urodziła Kubę. - Wtedy coś we mnie pękło. Miałam ślicznego syna i... poporodową depresję - oznajmia. I jeszcze, że odsunęła się od Piotra i dziecka. - Chodziłam jak błędna i czekałam nocy. A one wcale nie były lepsze. Słyszałam płacz Kuby. Ale kiedy podchodziłam do łóżeczka, syn spał spokojnie. Tak zaczął się mój koszmar - uprzedza.

- Syndrom poaborcyjny? Nie słyszałam nigdy wcześniej - opowiada, jak histerycznie reagowała na każdy gest dziecka i warczała na męża. A przy tym folgowała myślom, co by było, gdyby... nie usunęła tamtej ciąży. Z czasem też przyszło olśnienie, że nocny szloch nie należy do Kuby, ale jego nieżyjącej siostry lub braciszka.

- Lepiej zapobiegać niż leczyć - dziś kobieta nie ma złudzeń, że wcześnie zdiagnozowany stan pozwala normalnie funkcjonować. A na zwykły żal nakładają się wyrzuty sumienia, że jako matka powinna być mądrzejsza. - Jaka zemsta? - drwi z dawnego myślenia. - Zabiłam dziecko także dlatego, że było jego. Chciałam wolności, a zawiązałam sobie pętlę na całą wieczność...

Stara i zgorzkniała
Piotr odszedł do innej. - On bardzo kochał Kubę - docenia męża. - A gdy ten skończył podstawówkę, powiedział, że chce zamieszkać u ojca. Źle zrobiłam, że mu pozwoliłam? - docieka świadoma, że pytanie i tak trafi w próżnię. - Nie nadawałam się do opieki - usprawiedliwia raz podjętą decyzję. - Stara i zgorzkniała. Nawet znajomi odsunęli się ode mnie.

Po stracie pracy codzienność Marii wyznaczały leki i obżarstwo. - Wyglądałam jak potwór - przyznaje. - Choć kompleksy były mi obce. Nie szukałam mężczyzny - zaprzecza. A jako najlepsze przyjaciółki z tego okresu wskazuje tabletki. - Dziecko ze snów rosło razem ze mną. Chłopiec - wyjaśnia z zaznaczeniem, że pamięć o nieżyjącym przesłoniła jej to, co realne. - Kubę widywałam rzadko. Głupia kobieta - ocenia siebie - która straciła jeden skarb i nie potrafiła docenić drugiego...

Dalej opowiada, że przez lata były mąż wspierał ją finansowo i zachęcał do leczenia. - Piotr współczuł mi, bo nie wiedział - przekonuje. - A gdyby poznał prawdę? Wciąż jestem kłębkiem nerwów. Ale dziś przynajmniej mam nadzieję - dodaje. O swoim „zmartwychwstaniu” mogłaby mówić godzinami. Tyle że czas nagli. - Pan Bóg, jak chce podnieść grzesznika, posyła mu anioła - zdradza jeszcze. A ona sama miała szczęście spotkać go w osobie Jana.

Pamiętna scena
- Natrafiłam na ogłoszenie, że potrzebna jest opiekunka - Maria zarzeka się, że decyzja o podjęciu zatrudnienia nie miała nic wspólnego z aktem miłosierdzia. - Czysty realizm. Groziła mi eksmisja - wyjaśnia. - Skromne mieszkanie. On nauczyciel. Żona fakturzystka. Syn wyjechał za granicę. A największy pokój należał do Jana... - odtwarzając wrażenia pierwszego spotkania, kobieta rozwodzi się nad niezwykłą atmosferą domu i słowami jedynaka pod adresem leżącego ojca: „Od wylewu nasz tata nie wypuszcza z rąk różańca. To, co mamy, zawdzięczamy jego modlitwie i cierpieniu”. - A Jan przywołał go do siebie i pogładził po włosach. Zapamiętałam tę scenę - wspomina. - I szybko pokochałam dom, w którym tyle miłości skupiało się wokół jednego łóżka. Nikt mnie o nic nie pytał. Z niczego nie rozliczał. Dyskrecja i uprzejmość. A Jan milczał...
Któregoś popołudnia nie wytrzymała i opowiedziała staruszkowi historię swego życia. Wskazał na biurko. Przerzucając numery pism, natrafiła na „Służbę Życiu”. Skinął głową, więc zaczęła czytać. Płakała i sięgnęła po kolejną. A potem jeszcze jedną. Kiedy nieśmiało otworzyła Biblię i uklękła do różańca, Jan wspierał ją swoją modlitwą. - Seriami robiłam „adopcje serca”. A im więcej rozumiałam, tym mocniej czułam się przeklęta - wyznaje, by jako zwieńczenie powrotu wskazać możliwość odbycia spowiedzi u księdza, który co miesiąc „przynosił” im Pana Jezusa.

I ona to zrobiła
- Aż pewnego dnia zapukała do moich drzwi nieznajoma dziewczyna... Otworzyłam. Okazało się, że jest koleżanką Kuby i że chciałaby porozmawiać - Maria wspomina, że gdy usiadły przy herbacie, ta rozpłakała się jak dziecko. - To był najczarniejszy dzień mego życia - nie ukrywa. - Wyznała, że zaszła w ciążę, a mój syn... kazał jej usunąć. I ona to zrobiła - dalej opowiada, ile bólu kosztowała ją zamiana żalu na współczucie i jak dorastała do świadomości, że to ona jest winna. - Kuba stał się ofiarą mojego zła. On czuł, że nie kocham go tak, jak powinnam. Czy miałam prawo go potępiać? - pyta.

Podczas jednej z kolejnych spowiedzi ksiądz zasugerował Marii wizytę u psychologa. - Syn mnie odtrącił. Ale miałam Olę. Jej byłam potrzebna. Dziś apeluję do kobiet, które stoją przed wyborem. Nie sugerujcie się chwilową ulgą po zabiegu, bo aborcja to zabójstwo! - nawołuje z zaznaczeniem, że Pan Bóg wybaczy w swoim miłosierdziu. Ale rozdarte sumienie skutecznie odbiera nadzieję...



O najpoważniejszych konsekwencjach aborcji dla zdrowia matki mówi Józef Fąk, ginekolog-położnik:

Wypowiadanie się na temat powikłań po aborcji ma zdecydowanie drugorzędne znaczenie, bowiem zasadniczą kwestią jest tu zabicie człowieka. Konsekwencji zdrowotnych jest jednak bardzo wiele. Należą do nich: perforacja, czyli przebicie macicy, stany zapalne, krwotoki po aborcji. Mogą wystąpić problemy z zajściem w ciążę w przyszłości czy niedonoszenia ciąży. Pacjentka zachodzi w ciążę, jednak ze względu na niewydolność szyjka macicy bezbólowo się jej rozwiera i dochodzi do straty ciąży. Najnowsze wyniki badań do powikłań po aborcji dodają występowanie raka sutka. Chodzi o to, że każda strata ciąży predysponuje do występowania raka sutka, natomiast w przypadku aborcji spadek hormonów jest tak gwałtowny, że prowadzi do procesu karcinogennych. Następna sprawa to poaborcyjne stany zapalne, także problem zarośnięcia jajowodów i problem zrostów wewnątrzmacicznych. To są bardzo trudne do wyleczenia i poważne powikłania. Można też mówić o zatorze. Znane są przypadki zatoru tętnicy mózgowej bądź tętnicy płucnej po zabiegu. Jeśli chodzi o współczesną aborcję, opisywane są przypadki bardzo obfitych krwawień po zażyciu pigułek wczesnoporonnych „RU 486”, które krwotoki również zagrażają życiu.



...Ono teraz żyje w Bogu

W wydanej w 1995 r. encyklice „Evanelium vitae” Jan Paweł II pisał: „Szczególną uwagę pragnę poświęcić wam, kobiety, które dopuściłyście się przerwania ciąży. Kościół wie, jak wiele czynników mogło wpłynąć na waszą decyzję, i nie wątpi, że w wielu przypadkach była to decyzja bolesna, może nawet dramatyczna. Zapewne rana w waszych sercach jeszcze się nie zabliźniła. W istocie bowiem to, co się stało, było i jest głęboko niegodziwe. Nie ulegajcie jednak zniechęceniu i nie traćcie nadziei. Starajcie się raczej zrozumieć to doświadczenie i zinterpretować je w prawdzie. Z pokorą i ufnością otwórzcie się - jeśli tego jeszcze nie uczyniłyście - na pokutę: Ojciec wszelkiego miłosierdzia czeka na was, by ofiarować wam swoje przebaczenie i pokój w Sakramencie Pojednania. Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu. Wsparte radą i pomocą życzliwych wam i kompetentnych osób, będziecie mogły uczynić swoje bolesne świadectwo jednym z najbardziej wymownych argumentów w obronie prawa wszystkich do życia. Poprzez wasze oddanie sprawie życia, uwieńczone być może narodzinami nowych istot ludzkich i poświadczone przyjęciem i troską o tych, którzy najbardziej potrzebują waszej bliskości, ukształtujecie nowy sposób patrzenia na życie człowieka.”

Spotykałem kobiety już głęboko pochylone wiekiem, które mówiły z bólem, którego czas ani odrobinę nie wycieniował: - 30-40 lat temu zabiłam moje dziecko. Dziś, kiedy gałąź rosnącego obok domu drzewa w wietrze wieczory skrobie w blachę dachu, ja słyszę płacz mojego dziecka.. Tego, któremu poskąpiłam butelki mleka... -dodawały. To nieprawda, że stół w gabinecie ginekologicznym i sekretnie wykonany „zabieg” rozwiązuje wszystko. To dopiero początek problemów. I nie chodzi tylko o to, czy ktoś jest wierzący, czy nie. Kobieta - strażniczka, kapłanka życia - zabijając je, niszczy coś, co stanowi o jej istocie, dokonuje na sobie swego rodzaju wiwisekcji, która nie da o sobie zapomnieć do końca dni. Wydaje się, że zwolennicy „prawa kobiety do jej brzucha” zdają się o tym nie wiedzieć, bądź wiedzieć nie chcą.

Zabicie dziecka poczętego a nienarodzonego pociąga za sobą nie tylko konsekwencję w postaci grzechu ciężkiego, ale także nakłada karę ekskomuniki. Rozgrzeszenie i zdjęcie cenzury kościelnej (ekskomunika obejmuje także osoby namawiające do aborcji, wykonujące ją) można otrzymać tylko wtedy, gdy osoba nią objęta zrozumie w pełni wagę popełnionego czynu, okaże głęboki żal i chęć zadośćuczynienia. Jak pisze Jan Paweł II w cytowanym wyżej fragmencie, może to być np. apostolstwo, zaangażowanie w obronę życia. Najważniejsza jednak jest świadomość, że powstałą na duszy ranę może uleczyć tylko Miłosierny Bóg. Nikt - nawet najlepiej przygotowany psycholog - inny nie ma takiej mocy i takich predyspozycji. Najtrudniej jest przebaczyć samemu sobie - dobrze przeżyty sakrament pokuty, głęboka ufność w Boże miłosierdzie zalecza tę ranę, wprowadza w nowe perspektywy życia, pomaga pozbierać się i często stać się apostołem i obrońcą życia. Wszechmoc Pana Boga polega na tym, że ze zła potrafi wyprowadzić dobro. U Niego nigdy nie jest za późno.

xps



O konsekwencjach aborcji dla psychiki kobiety... - w rozmowie z psycholog Elżbietą Trawkowską-Bryłką.

Jaki wpływ na psychikę kobiety ma aborcja?

- Zawsze ją niszczy. Opisany przez psychologów zespół poaborcyjny powoduje silne zaburzenia emocjonalne, a nawet psychiczne. Zwolennicy aborcji mogą w tym miejscu dywagować, czy ciąża która kończy się śmiercią matki, nie jest gorsza od aborcji. Odpowiedź na to pytanie zależy od naszych przekonań na temat tego, co nas czeka po śmierci. Dla osób wierzących nie ma wątpliwości, że lepiej stracić swoje życie w obronie życia dziecka, niż zachować je niszcząc drugiego człowieka.

Czym przejawia się zespół poaborcyjny?

- Zasadniczo składa się on z poczucia patologicznej winy, żalu oraz odrzucenia. Nasilenie objawów zależy m.in. od: czasu trwania ciąży, cech osobowości, przyczyn aborcji i pomocy ze strony najbliższych oraz specjalistów. Większość kobiet twierdzących, że nie odczuwa żadnych następstw straty ciąży, stara się zachować równowagę psychiczną, stosując podświadomie mechanizmy obronne. Najczęstsze z nich to: racjonalizacja („to nie było dziecko, tylko płód”), odwracanie uwagi poprzez kompulsywne zajęcia i uzależnienia, otępienie przez zażywanie środków nasennych i przeciwdepresyjnych, projektowanie (zrzucanie winy na innych), zachęcanie innych (np. koleżanki) do dokonywania tych samych wyborów, co ma potwierdzić słuszność własnego postępowania itp. Niestety mechanizmy obronne wcześniej czy później zawodzą i kobieta zaczyna cierpieć na syndrom poaborcyjny.

Do typowych objawów zespołu należą: patologiczne poczucie winy i żal zbliżony do żałoby po stracie bliskich, lęk, poczucie zagrożenia i odrzucenia przez najbliższych, depresja, zaburzenia snu, niekontrolowane wybuchu złości czy agresji (często kierowane do mężczyzn, dzieci i kobiet w ciąży). Z czasem pojawiają się też choroby somatyczne i psychiczne. Niektóre kobiety cierpią tak bardzo, że podejmują próby samobójcze.

Warto wiedzieć, że wśród wielu czynników doprowadzające kobietę do decyzji o dokonaniu aborcji, najistotniejszym okazał się brak partnera lub brak jego rzeczywistej pomocy. Ojcowie, uciekając od odpowiedzialności za poczęte dziecko, niejednokrotnie zmuszają swoim postępowaniem matkę do dokonania aborcji. Celowo używam tu słów: matka i ojciec, ponieważ poczęte dziecko zawsze ma rodziców. Syndrom poaborcyjny jest smutnym świadectwem tego, że po dokonaniu aborcji rodzice nadal pozostają rodzicami. Dlatego wszystkim rodzicom, którzy zastanawiają się nad aborcją, radzę dobrze zastanowić się nad tym, czy chcą być matką i ojcem żywego, czy martwego dziecka, bo rodzicami są już przez fakt poczęcia.

A przecież syndrom poaborcyjny dotyka nie tylko kobiety, które przerwały ciążę...

- Chociaż matki dzieci nienarodzonych cierpią najbardziej, jego objawy obserwujemy u tych, którzy przyczynili się do aborcji, głównie ojców. Prof. Bernard Nathanson (amerykański lekarz ginekolog-położnik, który przed swoim nawróceniem dokonał około 75 tys. zabiegów) w książce „Świadek życia” pisze o zespole poaborcyjnym u lekarzy i personelu medycznego. Objawy syndromu poaborcyjnego mają również dzieci, które ocalały z aborcji i te, które kobieta urodziła przed lub po dokonaniu aborcji na ich rodzeństwie, chociaż nie znają swojej tragicznej przeszłości. Często mają one zaburzenia emocjonalne o podłożu lękowym i sprawiają rodzicom trudności wychowawcze, a nawet podejmują próby samobójcze.

Dziś wiedza dotycząca zespołu poaborcyjnego, a także rozwoju dziecka w łonie matki jest bardzo duża. Niestety ludzie, którzy przyczyniają się lub sami dokonują aborcji nie chcą poznać prawdy. Niejedna kobieta i jej bliscy są przekonani, że łatwiej zmagać się z następstwami aborcji, niż z trudnościami życiowymi po urodzeniu dziecka. Dzieje się tak dlatego, że bardzo dużo mówi się w mediach pozytywnie o aborcji, straszy się konsekwencjami urodzenia dziecka chorego, dziecka niechcianego z powodu trudnej sytuacji życiowej rodziców, pogorszeniem zdrowia kobiety...

Wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się więcej o aborcji odsyłam do książek prof. Nathana. Polecam również stronę internetową www.nieaborcji.pl

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin