Meyer Stephenie - Przed świtem.pdf

(3162 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Meyer Stephenie - 04 - Przed \234witem)
STEPHENIE MEYER
PRZED ŚWITEM
PrzełoŜyła Joanna Urban
1
Dedykuję tę ksiąŜkę mojej agentce ninja,
Jodi Reamer. Dziękuję Ci, Ŝe trzymałaś mnie
z dala od krawędzi przepaści.
Dziękuję takŜe mojemu ulubionemu
zespołowi, o bardzo adekwatnej nazwie Muse,
za inspirację, której starczyło na całą sagę.
2
KSIĘGA PIERWSZA
BELLA
3
Okres dzieciństwa nie trwa od momentu narodzin do chwili osiągnięcia pewnego wieku. Nie jest tak,
Ŝe dziecko dorasta i odkłada na bok swoje dziecięce sprawy. Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt
nie umiera.
Edna St. Vincent Millay
Prolog
Otarłam się juŜ o śmierć tyle razy, Ŝe dawno juŜ wyrobiłam normę przeciętnego śmiertelnika – do
czegoś takiego jednak trudno się przyzwyczaić.
Nie mogłam przywyknąć do tego uczucia, ale z drugiej strony, być moŜe zaczynałam oswajać się
z myślą, Ŝe podobne sytuacje są w moim przypadku nieuniknione. Chyba rzeczywiście przyciągałam je
jak magnes. Wymykałam się śmierci, ale ta, uparcie, zawsze po mnie wracała.
I znowu wróciła. Tyle Ŝe, tym razem, wybrała sobie zaskakująco odmiennego wysłannika.
Do tej pory wszystko było proste. Bałam się, to próbowałam uciec. Nienawidziłam, to próbowałam
walczyć. Moje reakcje nie były skomplikowane, bo i zabójcy, z którymi miałam do czynienia, podpadali
tylko pod jedną kategorię – wszyscy bez wyjątku byli potworami, wszyscy byli moimi wrogami.
A teraz... Prawda jest taka, Ŝe kiedy kocha się tego, kto chce cię zabić, brakuje wyboru. Co mogłam
zrobić? Jak mogłam uciec, jak mogłam walczyć, skoro zadałabym wtedy ukochanej osobie ból? Skoro
nie chciała ode mnie nic innego prócz mojego Ŝycia, jak mogłam jej go nie ofiarować?
PrzecieŜ tak bardzo kochałam...
4
1 Zaręczeni
Nikt się na ciebie nie gapi. Naprawdę. Nikt się na ciebie nie gapi. Nikt nie zwraca na ciebie
najmniejszej uwagi.
Ech, byłam tak beznadziejna w kłamaniu, Ŝe nie umiałam przekonać samej siebie. Musiałam sprawdzić.
W miasteczku Forks w stanie Waszyngton były tylko trzy skrzyŜowania ze światłami, ale stałam
właśnie na jednym z nich. Najpierw zerknęłam w prawo, na minivana na sąsiednim pasie. Pani Weber
wykręcała tułów do tego stopnia, Ŝe siedziała praktycznie przodem do mnie. AŜ drgnęłam, bo okazało
się, Ŝe świdrowała mnie wzrokiem. Ku mojemu zdziwieniu, ani nie odwróciła głowy, ani nawet się nie
zawstydziła. Hm... Gapienie się na kogoś było oznaką złych manier, prawda, czy coś mnie ominęło?
A moŜe stanowiłam jakiś wyjątek?
A potem przypomniałam sobie, Ŝe szyby mojego auta były tak mocno przyciemniane, Ŝe kobieta mogła
nie wiedzieć, Ŝe to ja, a co dopiero, Ŝe ją przyłapałam. Usiłowałam pocieszyć się myślą, Ŝe to nie we
mnie się tak wpatruje, tylko po prostu w mój samochód.
Mój nieszczęsny nowy samochód...
Zerknęłam w lewo i z moich ust wyrwał się jęk. Dwóch pieszych stało na skraju chodnika przy pasach,
rezygnując z moŜliwości przejścia na drugą stronę. Za nimi, przez okno swojego sklepiku
z pamiątkami wyglądał pan Marshall. CóŜ, przynajmniej nie miał nosa przyklejonego do szyby. Jeszcze
nie.
Światło zmieniło się na zielone, więc chcąc im wszystkim jak najszybciej zejść z oczu, odruchowo
(i bezmyślnie) wcisnęłam z całej siły pedał gazu, tak jak wcześniej robiłam z moją sędziwą furgonetką,
która inaczej po prostu nie ruszyłaby z miejsca.
Silnik zawarczał jak polująca pantera. Auto wyskoczyło do przodu tak błyskawicznie, Ŝe aŜ wcisnęło
mnie w siedzenie z czarnej skóry, a Ŝołądek przywarł mi na moment do kręgosłupa.
– Ach! – znowu mimowolnie jęknęłam. Wymacałam hamulec. Na szczęście, tym razem nie straciłam
głowy i potraktowałam go jak najdelikatniej. Samochód i tak momentalnie stanął.
Nie odwaŜyłam się rozejrzeć, Ŝeby sprawdzić reakcję czwórki obserwatorów. Jeśli mieli wcześniej
jakieś wątpliwości, kto siedział za kierownicą, właśnie się ich pozbyli. Czubkiem buta popchnęłam gaz
o pół milimetra i nareszcie opuściłam feralne skrzyŜowanie.
Zmierzałam do pobliskiej stacji benzynowej. Gdyby nie to, Ŝe jeździłam juŜ na oparach, nigdy nie
pokazałabym się w centrum. Odmawiałam sobie ostatnio bardzo wielu rzeczy, Ŝyjąc bez ulubionych
słodyczy i nowej pary sznurowadeł – byle tylko unikać ludzi.
Spiesząc się szaleńczo, jakbym brała udział w jakimś wyścigu, w kilka sekund otworzyłam klapkę
wlewu paliwa, odkręciłam korek, wsunęłam kartę do czytnika i wetknęłam dyszę w otwór. Tylko na
tempo tankowania nie miałam wpływu. Cyferki na dystrybutorze zmieniały się tak powoli, jakby chciały
mnie rozdraŜnić.
Słońce zniknęło za chmurami – mŜyło, jak zwykle – ale i tak miałam wraŜenie, Ŝe spada na mnie snop
światła, a owo światło skupia uwagę wszystkich wokół na pierścionku na mojej lewej dłoni. W takich
chwilach, kiedy czułam na plecach zaciekawione spojrzenia, wydawało mi się, Ŝe mój pierścionek
pulsuje niczym neon: „Hej, hej! Tu jestem! Popatrzcie na mnie!”
Wiedziałam, Ŝe to głupie tak się tym wszystkim przejmować. Czy naprawdę było to takie waŜne, co
kto myślał o moich zaręczynach? O moim nowym samochodzie? O lśniącej czarnej karcie kredytowej
w tylnej kieszeni spodni, która paliła niczym rozgrzane do białości Ŝelazo? Albo o tym, Ŝe
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin