Karol May BIA�Y W�DZ INDIAN Rozdzia� I Uroczysto�� San Juana* W Meksyku, na zach�d od Wielkich Step�w, u st�p masywu Sierra Blanca**, zwanego tak dlatego, �e trzy czwarte roku pokryty jest �niegiem, le�a�o ongi� zamo�ne miasto San Ildefonso w dolinie o ta- kiej samej nazwie, a nad nim, na szczycie fortecy, powiewa�a dumnie ; hiszpa�ska flaga dla postrachu Indian i innych wrog�w pa�stwa. Pod jej opieku�czymi skrzyd�ami kwit�y wok� kolonie, farmy, �yli spokoj- nie w�a�ciciele wielkich posiad�o�ci i bogatych kopalni. Dolina, rozci�gaj�ca si� na przestrzeni dziesi�ciu mil, wrza�a �y- ciem, kt�re nabiera�o szczeg�lnego wyrazu w dniach �wi�t religij- nych, tak licznych w Meksyku. Pustosza�y wtedy wsie i miasta, a mieszka�cy � bogaci i biedni, wielcy i mali � wyl�gali na pobliskie pola, aby na �onie natury oddawa� si� beztroskim rozryw- kom i wsp�lnym zabawom. W dzie� San Juana obchodzono w�a�nie jedn� z takich uroczysto- �ci. Obywatele San Ildefonso pod��yli za miasto na rozleg�� ��k� i tu zaj�li miejsca w specjalnie przygotowanym amfiteatrze. Ju� na pierw- szy rzut oka by�o wida�, �e najlepsze rz�dy zaj�y najbardziej licz�ce si� w miejscowym towarzystwie rodziny. Oto rozsiad� si� bogaty kupiec don Rincon ze sw� pulchn� ma��onk� i czterema dobrze odchowanymi c�rkami. Obok niego burmistrz z dum� trzymaj�cy w r�ku symboliczn� trzcin�. Dalej pi�kna Catalina de Crucez, c�rka sk�pca don Ambrosia, bogatego w�a�ciciela kopalni. Towarzyszy jej kapitan Roblado nieoficjalnie uznawany za jej narzeczonego. Obszy- * San Juan � �wi�ty Jan ** Sierra Blanca � Bia�e G�ry ty galonami od st�p do g��w, co chwil� podkr�ca ogromnego w�sa i marszczy brwi za ka�dym razem, gdy zauwa�y �mia�ka, kt�ry nieco d�u�ej zatrzyma sw�j wzrok na obliczu pi�knej Cataliny. Powszechnie wiedziano, �e kapitan utrzymuje si� tylko ze swej pensji i jest mocno zad�u�ony, lecz poza tym uchodzi� za prawdziwego gachu- pino, to znaczy Hiszpana rodem ze starej Hiszpanii. I chyba tym trzeba t�umaczy� zgod� starego sk�pca na wydanie c�rki za go�ego kawalera, co nie nale�y do rzadko�ci w�r�d plebejusz�w Nowego Meksyku. Przy kapitanie siedzia� jego prze�o�ony, komendant garnizonu pu�- kownik Viscarra, dalej m�ody porucznik Garcia. W t�umie wybijali si� na czo�o �o�nierze garnizonu, sami u�ani, brz�cz�c d�ugimi szabla- mi i ogromnymi ostrogami, raz po raz bratali si� z poszukiwaczami z�ota i z ranchero � osadnikami uprawiaj�cymi ziemi�. Na�laduj�c swoich oficer�w przybierali miny pysza�kowate, pewne siebie, a s�- dz�c po ich manierach, mo�na si� by�o domy�li�, jakie wp�ywy w tym kraju posiada wojsko. Osadnicy zjawili si� we wspania�ych strojach. W spodniach aksa- mitnych, szerokich, rozci�tych u do�u i po bokach. W�o�yli buty z jasnej sk�ry. Kurtki aksamitne, bogato haftowane z�otem, pi�kne koszule, a zamiast pas�w czerwone jedwabne szarfy. Ich g�owy na- krywa�y kapelusze z szerokimi rondami, obszyte srebrnymi lub z�oty- mi galonami, podobnie przyozdobione w g�rnej cz�ci. Niekt�rzy z m�czyzn zamiast kurtek zarzucili na plecy sarape, we�niane okrycie w pasy. Ka�dy mia� wspania�ego wierzchowca i ci�- kie ostrogi, wa��ce blisko cztery funty. Obok osadnik�w w wielkiej liczbie spotyka si� te� tutaj spokoj- nych Indian, nazywanych tak dla odr�nienia od �dzikich" Indian. Gdy m�czy�ni przechadzaj� si� tam i sam du�ymi grupami, ich �ony i c�rki zajmuj� si� handlem. Rozwiesiwszy nad sob� dla ochrony od s�o�ca daszek, sporz�dzony z palmowych li�ci, sie- dz� obok rog�ek* trzcinowych, na kt�rych roz�o�y�y arbuzy, figi, pataty**, pieczone piniony, �liwki, winogrona i morele. Jedne sprze- daj� s�odycze, lemoniad�, mi�d, inne � gotowany korze� agawy i s�odkie pilnocillos, jeszcze inne robi� placki � tortiiias***, przy- * Rog�ka � mata �* Patat (batat) � ro�lina, kt�rej m�czyste bulwy s� jadalne *�* Tortiiia � placuszek; placek kukurydziany prawiaj�c je czerwonym pieprzem, lub rozwo�� czekolad� w glinia- nych garnkach. G�rnicy i �o�nierze otaczaj� handlarki cygar produkowanych z miejscowego dziko rosn�cego tytoniu i aquardiente, kiepskiej w�d- ki z kukurydzy lub aloesu. Lecz g��wn� uwag� skupiaj� na sobie ci, kt�rzy staj� do konkursu w igrzyskach. S� to m�odzie�cy wszystkich stan�w i zaj��, pocz�wszy od syn�w bogatych w�a�cicieli ziemskich i �owc�w bizon�w, ko�cz�c na kowbojach, nawyk�ych czuwa� konno nad powierzonym sobie stadem, dochodz�cym nieraz do dziesi�ciu tysi�cy sztuk. Oczekuj�c rozpocz�cia zabawy, pl�saj� na wspania�ych rumakach, najlepszych, jakie posiadaj�, przed �awkami se�orit, popi- suj�c si� swoj� zr�czno�ci� i jaskrawym przybraniem koni. W programie pierwsze miejsce zajmuje coleo de toros, co dos�ow- nie znaczy wzi�cie byka za ogon. Zabawa ta, cho� nie roznami�tnia tak widz�w i nie jest tak niebezpieczna jak walki byk�w, wymaga nie mniej odwagi i zr�czno�ci oraz si�y. Z tego powodu m�odzie� nowomeksyka�ska poczytuje sobie za wielki honor zaj�� w niej pierwsze miejsce. Dost�pna jest wsz�dzie, gdy� nawet ma�e wioski, kt�rych nie sta� na osobn� aren�, jakie maj� du�e miasta, nie odmawiaj� sobie urz�dzenia coleo, do czego potrzebny jest tylkft jaki taki wi�kszy plac i dostatecznie dziki byk. Tote� gdy herold daje sygna� do rozpocz�cia igrzysk, t�umy zgroma- dzone na ��ce poczynaj� si� rozsuwa�, aby zrobi� miejsce zawodnikom. Rozdzia� II Coleo de toros Zwierz�, trzymane na lassie przez dw�ch kowboj�w, sz�o potrz�sa- j�c kosmatym �bem, na kt�rym gro�nie stercza�y proste rogi. D�ugim ogonem bi�o si� po bokach i kopytami wali�o w ziemi� wydaj�c g�uchy ryk. �atwo by�o si� domy�li�, �e najmniejsze podra�nienie mo�e w nim wzbudzi� w�ciek�o��. Pokonanie byka by�o tym trud- niejsze, �e wyb�r pada� zwykle na okaz najmocniejszy, nieujarzmio- ny i zwinny, poza tym w zapasach zabraniano nie tylko u�ywa� jakiejkolwiek broni, lecz nawet lassa. Zawodnik powinien dopa�� byka w biegu, schwyci� go za ogon, wreszcie koniecznie wsun�� ogon pod jedn� z tylnych n�g, a nast�pnie przewr�ci� zwierz� na grzbiet. Zatrzymawszy si� o dwie�cie krok�w od linii zawodnik�w w taki spos�b, aby byk zwr�cony by� �bem w stron� ��ki, kowboje zdj�li lasso i rozdra�nili wbijaj�c mu w bok kilka strza� z szmermelami*. Rozjuszony byk rzuci� si� naprz�d wywo�uj�c g�o�ne okrzyki wi- dz�w, za nim pu�cili si� zawodnicy. Rozpocz�a si� gonitwa. Jeden z m�czyzn p�dz�cy na wielkim gniadym koniu ju� zaw�adn�� wspa- nia�ym ogonem, lecz przegra�, gdy� nie zd��y� przewr�ci� byka, kt�ry lecia� jak szalony dalej, zmieniaj�c tylko troch� kierunek. Nast�pnie dobieg� do zwierz�cia m�ody farmer, jednak za nic nie m�g� z�apa� ogona, a gdy wreszcie to zrobi�, byk skr�ciwszy jednym susem w bok bez wysi�ku uwolni� si� od napastnika. Zgodnie z zasadami coleo w przypadku niepowodzenia zawodnik obowi�zany by� do wycofania si� poza lini� igrzysk. W ten spos�b pierwszy zawodnik i farmer znale�li si� poza konkursem. Ich los niebawem pocz�li dzieli� inni m�odzie�cy, kt�rzy � za- wstydzeni pora�k� � zataczali na koniach jak najdalszy kr�g, nie chc�c pokazywa� si� widzom na oczy, i stawali za plecami t�umu. Byk by� w doskona�ej formie. Ani na chwil� nie przerywa� biegu. Wysi�ki kolejnego je�d�ca, dw�ch kowboj�w, kilku osadnik�w r�w- nie� nie przynios�y po��danego skutku. Niemniej widownia dobrze si� bawi�a. Par� upadk�w, na szcz�cie niegro�nych, wywo�a�o og�l- n� weso�o�� zgromadzonych. Byk by� u szczytu powodzenia. W ci�- gu kilkudziesi�ciu minut wy��czy� z gry jedenastu zawodnik�w. To- te� pod jego adresem rozleg�y si� oklaski i okrzyki: � Bravo, toro, bravissimo!... Za� zawodnikom nie szcz�dzono szyderczych docink�w. Niespodzianie na arenie ukaza� si� nowy m�odzian. Mia� pod sob� karego mustanga**, jednego z potomk�w znakomitej rasy andaluzyj- skiej �yj�cej w stepach w stanie dzikim. Ko� p�dzi� z lekka zginaj�c ^yJ?. a Jego d�ugi ogon zw�aj�cy si� ku do�owi w biegu spada� niczym lisia kita. Zobaczywszy to szlachetne zwierz� o nieskazitel- nych kszta�tach widzowie wydali mimowolny okrzyk zachwytu. * Szmermel � raca, fajerwerk ** Mustang � zdzicza�y ko� z prerii Ameryki P�nocnej; obecnie wyt�piony Je�dziec mia� najwy�ej dwadzie�cia lat. R�ni�y go od innych jasne, wij�ce si� w�osy i bia�a karnacja twarzy, gdy� wszyscy bez wyj�tku zawodnicy byli smagli. By� odziany w kompletny str�j osad- nika ze zwyk�ym wyszyciem i upi�kszeniami. Dla wi�kszej swobody r�k mang�, p�aszcz pi�kniejszy i bogatszy od sarape � zarzuci� w ty�, a jego purpurowe po�y powiewaj�c na wietrze jakby uskrzyd- la�y powabn�, pi�kn� posta� m�odzie�ca. Nikt dotychczas nie zauwa�y� tego wspania�ego je�d�ca. Otulony w sw�j p�aszcz sta� na uboczu, niemal oboj�tny na zmagania zapa�- nik�w. Tote� nieoczekiwane i efektowne jego zjawienie si� wzbudzi�o zrozumia�� ciekawo��. Wszyscy chcieli si� dowiedzie� kto to taki. � To Carlos, �owca bizon�w � wyja�ni� kto� z t�umu. Tymczasem je�dziec ju� galopowa� trzymaj�c kr�tko cugle, a zna- laz�szy si� na dwadzie�cia krok�w od byka pu�ci� si� jak strza�a, dopad� zwierz�, chwyci� w biegu jego d�ugi ogon, poci�gn�� w d�, potem do g�ry, momentalnie wyprostowa� si� w siodle i w tej samej chwili byk pad� na wznak na ziemi�. G�o�ne okrzyki zachwytu og�osi�y zwyci�zc� coleo de toros. Carlos podjecha� do amfiteatru, wdzi�cznym ruchem zdj�� kapelusz i k�ania� si� uprzejmie widzom, przy czym wzrok jego zatrzyma� si� d�u�ej tu� obok kapitana Roblada, kt�ry ku swemu strasznemu gniewowi ujrza�, �e i Catalina de Crucez spojrza�a przychylnie na �mia�ka, a rumieniec obla� jej cudne oblicze. Zwyci�zca skierowa� si� teraz w stron� widz�w rozlokowanych po bokach amfiteatru, kt�rzy z braku miejsca, stoj�c na swych ci�kich wozach, przygl�dali si� widowisku. Z jednego wozu wyci�gn�a do m�odzie�ca r�ce m�oda, blada dziewuszka o w�osach jasnych, z po- pielatym odcieniem. Byli bardzo podobni do siebie. Te same rysy twarzy...
maciejle1