Lucas Gwiezdne wojny.txt

(377 KB) Pobierz
GEORGE LUCAS

GWIEZDNE WOJNY 

SPIS TRE�CI 
Prolog 
Rozdzia� I 
Rozdzia� II 
Rozdzia� III 
Rozdzia� IV 
Rozdzia� V 
Rozdzia� VI 
Rozdzia� VII 
Rozdzia� VIII 
Rozdzia� IX 
Rozdzia� X 
Rozdzia� XI 
Rozdzia� XII
Prolog 
Inna galaktyka, inny czas... 
Dawna Republika by�a Republik� z legendy si�gaj�cej poza przestrze� i czas. Nie 
trzeba pami�ta�, gdzie si� znajdowa�a i kiedy powsta�a, wystarczy wiedzie�, 
�e... by�a to Republika. 
Kiedy�, pod m�drymi rz�dami Senatu, pod ochron� Rycerzy Jedi, Republika 
rozrasta�a si� i rozkwita�a. Zwykle jednak, gdy bogactwa i pot�ga przestaj� 
wzbudza� podziw i szacunek, a zaczynaj� budzi� l�k, pojawiaj� si� ci, kt�rych 
z�a wola dor�wnuje chciwo�ci. To w�a�nie zdarzy�o si� w Republice w szczytowym 
okresie jej rozwoju. Sta�a si� niby pot�ne drzewo, wytrzymuj�ce ka�dy nap�r, 
lecz od �rodka pr�chniej�ce, mimo i� z zewn�trz choroba nie by�a widoczna. 
Za namow� i przy pomocy niespokojnych i ��dnych w�adzy cz�onk�w rz�du, a tak�e 
pot�nych konsorcj�w handlowych, ambitny senator Palpatine zdo�a� sk�oni� Senat, 
by mianowa� go Prezydentem. Obiecywa� zaspokoi� ��dania niezadowolonych i 
odbudowa� dawn� chwa�� Republiki. Jednak gdy tylko obj�� rz�dy i poczu� si� 
bezpieczny, og�osi� si� Imperatorem i odizolowa� od skarg poddanych. W nied�ugim 
czasie sta� si� marionetk� w r�kach swych doradc�w i pochlebc�w, kt�rym 
powierzy� najwy�sze stanowiska. Wo�ania o sprawiedliwo�� nie dociera�y do jego 
uszu. 
Gubernatorzy i urz�dnicy Imperium zdrad� i podst�pem zniszczyli Rycerzy Jedi, 
obro�c�w sprawiedliwo�ci w galaktyce. Strach zaw�adn�� zgn�bionymi ludami 
zamieszkuj�cymi rozproszone gwiezdne systemy. Dla zaspokojenia osobistych 
ambicji cz�sto wykorzystywano si�y zbrojne cesarstwa, zawsze w imieniu coraz 
bardziej odizolowanego Imperatora. 
Kilka system�w gwiezdnych zbuntowa�o si� przeciw wci�� nowym gwa�tom. Og�osi�y, 
�e nie zgadzaj� si� z Nowym Porz�dkiem i rozpocz�y walk� o odrodzenie Dawnej 
Republiki. Z pocz�tku by�o ich niewiele w por�wnaniu z tymi, w kt�rych Imperator 
wymusza� pos�uch. W owych mrocznych dniach zdawa�o si� rzecz� pewn�, �e jasny 
p�omie� oporu zostanie st�umiony, nim blaskiem nowej prawdy zdo�a roz�wietli� 
galaktyk� uciskanych i krzywdzonych lud�w... 
Z pierwszej Sagi 
"Dziennika Whills"
Znale�li si� w niew�a�ciwym miejscu, o niew�a�ciwym czasie. Oczywi�cie zostali 
bohaterami. 
Leia Organa z Alderaan, senator 
I
Ogromny l�ni�cy glob rzuca� w przestrze� �agodne l�nienie barwy topazu - lecz 
nie by� s�o�cem. Przez d�ugi czas oszukiwa� ludzi i dopiero, gdy jego obro�cy 
dotarli na poblisk� orbit�, zrozumieli, �e nie jest to trzecia gwiazda, lecz 
le��ca w podw�jnym systemie planeta. 
Wydawa�o si� niemo�liwe, by cokolwiek, a zw�aszcza ludzie, mog�o przetrwa� w 
takim �wiecie. A jednak dwa s�o�ca, typu G1 i G2, orbitowa�y wok� wsp�lnego 
�rodka masy z zadziwiaj�c� regularno�ci�, za� Tatooine okr��a� je w tak du�ej 
odleg�o�ci, �e zdo�a� si� tam wytworzy� wprawdzie niezwykle gor�cy, lecz do�� 
stabilny klimat. Wi�ksz� cz�� powierzchni planety pokrywa�a pustynia, a jej 
niezwyk�y, typowy raczej dla gwiazd, ��ty blask by� rezultatem silnego �wiat�a 
dw�ch s�o�c, padaj�cego na piaski bogate w s�d. To samo �wiat�o rozb�ys�o nagle 
na cienkiej metalicznej os�onie obiektu, p�dz�cego szale�czo ku g�rnym warstwom 
atmosfery. 
Zmienna pr�dko�� statku by�a celowa. Nie stanowi�a efektu uszkodzenia, lecz 
rozpaczliw� pr�b� jego unikni�cia. W�skie, nios�ce straszliwe energie smugi 
b�yska�y ko�o pancerza - wielobarwny sztorm destrukcji, niby stado t�czowych 
podnawek, pr�buj�cych przyssa� si� do wi�kszej od siebie i niech�tnej im ryby. 
Jednemu z promieni uda�o si� dosi�gn�� uciekiniera. Trafi� w centraln� p�etw�. 
Koniec statecznika rozpad� si�, a metalowe i plastikowe strz�py wytrysn�y w 
przestrze�, l�ni�c jak klejnoty. Zdawa�o si�, �e ca�y statek zadr�a�. 
Nad planet� pojawi�o si� tak�e �r�d�o tych �mierciono�nych promieni energii - 
sun�cy oci�ale kr��ownik Imperium o sylwetce naje�onej niby kaktus dziesi�tkami 
wyrzutni. Teraz, gdy �up by� ju� blisko, przesta�y emitowa� �wiat�o. W mniejszym 
statku, tam gdzie zosta� trafiony, od czasu do czasu b�yska�y eksplozje. W�r�d 
absolutnego ch�odu przestrzeni kr��ownik zbli�a� si� do swej rannej ofiary. 
Kolejna eksplozja wstrz�sn�a dalekim sektorem statku, nie nazbyt jednak 
odleg�ym wed�ug oceny Erdwa Dedwa i Ce Trzypeo, kt�rzy, obijaj�c si� o �ciany 
w�skiego korytarza, czuli si� jak �o�yska rozklekotanej maszyny. 
Na pierwszy rzut oka mog�oby si� wydawa�, �e wysoki cz�ekokszta�tny Trzypeo jest 
prze�o�onym, za� kr�py tr�jnogi Dedwa - wykonawc� jego polece�. W istocie 
jednak, cho� ten pierwszy prychn��by pogardliwie, s�ysz�c tak� opini�, byli 
r�wni sobie pod ka�dym wzgl�dem - z wyj�tkiem gadatliwo�ci. W tym Trzypeo 
oczywi�cie (i z konieczno�ci) przewy�sza� swego towarzysza. 
Jeszcze jeden wybuch wstrz�sn�� korytarzem i wysoki robot zatoczy� si�. Jego 
ni�szy kolega lepiej sobie radzi� w tych okoliczno�ciach - przysadzisty, 
cylindryczny korpus z nisko po�o�onym �rodkiem ci�ko�ci by� doskonale wywa�ony 
na trzech grubych nogach. 
Erdwa Dedwa odwr�ci� si� w stron� towarzysza, kt�ry oparty o �cian� stara� si� 
utrzyma� r�wnowag�. Wok� jedynego mechanicznego oka zagadkowo b�ysn�y �wiat�a, 
gdy ma�y robot ogl�da� poobijany pancerz przyjaciela. Metaliczne wi�ry i kurz 
pokrywa�y l�ni�ce zazwyczaj br�zem powierzchnie, wyra�nie wida� by�o wgniecenia 
- po�redni rezultat uderze�, kt�re trafi�y statek rebeliant�w. 
A� do ostatniego wstrz�su s�yszeli ci�gle niskie buczenie, kt�rego nie 
zag�usza�y najg�o�niejsze nawet eksplozje. Nagle, bez widocznego powodu, basowy 
d�wi�k. W korytarzu rozlega�y si� jedynie suche trzaski spi�� w przeka�nikach i 
szum zamieraj�cych obwod�w. Znowu wybuchy, tym razem naprawd� odleg�e, odbi�y 
si� echem od �cian. 
Trzypeo pochyli� sw� g�adk�, podobn� kszta�tem do ludzkiej, g�ow�. Metalowe uszy 
nas�uchiwa�y uwa�nie. Owo na�ladowanie ruch�w cz�owieka nie by�o konieczne - 
jego czujniki d�wi�kowe by�y wszechkierunkowe - lecz smuk�y robot zosta� 
zaprogramowany tak, by w spos�b doskona�y dostosowywa� si� do towarzystwa ludzi, 
a to obejmowa�o tak�e imitowanie ich gest�w. 
- S�ysza�e� to? - spyta�, raczej retorycznie, swego spokojnego towarzysza. 
Chodzi�o mu o ten ucich�y nagle, bucz�cy d�wi�k. - Wy��czyli g��wny reaktor i 
nap�d. 
W jego g�osie zabrzmia�o ludzkie niedowierzanie i niepok�j. Metalowa d�o� 
�a�osnym gestem pociera�a zmatowia�y, szary bok, gdzie padaj�ca wr�ga porysowa�a 
powierzchni� pancerza. Trzypeo mia� sk�onno�ci do pedantyzmu i takie rzeczy 
wprawia�y go w zak�opotanie. 
- Szale�stwo, zupe�ne szale�stwo - wolno pokr�ci� g�ow�. - Tym razem na pewno 
b�dziemy zniszczeni. 
Erdwa odpowiedzia� nie od razu. Z odchylonym do ty�u beczu�kowatym korpusem i 
mocno wsparty nogami o pok�ad, metrowej wysoko�ci robot poch�oni�ty by� 
obserwacj� sufitu. Nie mia� wprawdzie g�owy, kt�r� m�g�by przekrzywi� w ge�cie 
nas�uchiwania, potrafi� jednak wywrze� wra�enie, �e w�a�nie nas�uchiwaniu 
po�wi�ca teraz swoj� uwag�. Z jego g�o�nika dobieg�a seria pisk�w i gwizd�w, 
kt�re nawet dla bardzo wyczulonego ludzkiego ucha by�yby tylko trzaskami 
zak��ce�. Dla Trzypeo jednak tworzy�y one s�owa tak jasne i czyste jak pr�d 
sta�y. 
- Te� uwa�am, �e musieli wy��czy� nap�d - przyzna�. - Ale co teraz? Mamy 
zniszczony g��wny stabilizator i nie mo�emy wej�� w atmosfer�. A nie wierz�, 
�eby�my mieli si� po prostu podda�. 
W korytarzu pojawi�a si� nagle niewielka grupa m�czyzn w pomi�tych mundurach, z 
wyrazem zdecydowania na twarzach. Nie�li miotacze i sprawiali wra�enie gotowych 
na �mier�. 
Trzypeo milcz�c spogl�da� za niani, p�ki nie znikn�li za zakr�tem, potem 
odwr�ci� si� do Erdwa. Ten trwa� bez ruchu w nie zmienionej pozycji. Trzypeo 
tak�e popatrzy� w g�r�, cho� wiedzia�, �e zmys�y jego kolegi s� odrobin� 
bardziej czu�e od jego w�asnych. 
- O co chodzi, Erdwa? 
Odpowiedzi� by�a kr�tka, lecz gwa�towna seria pisk�w. Zreszt� w chwil� p�niej 
wysoka czu�o�� sensor�w nie by�a ju� potrzebna - po minucie czy dw�ch 
�miertelnej ciszy z g�ry da� si� s�ysze� delikatny zgrzyt, niby drapanie kota w 
drzwi. �r�d�em niezwyk�ego d�wi�ku by�y ci�kie kroki i przesuwanie masywnego 
sprz�tu po pancerzu zewn�trznym statku. 
- Dostali si� do �rodka gdzie� nad nami - mrukn�� Trzypeo, s�ysz�c kilka 
przyt�umionych eksplozji. - Tym razem kapitan nie zdo�a si� wymkn��. - Odwr�ci� 
si� i spojrza� na Erdwa. - My�l�, �e lepiej b�dzie... 
Przerwa� mu zgrzyt rozrywanego metalu. O�lepiaj�cy, aktyniczny blask zala� 
koniec korytarza - gdzie� tam star� si� z atakuj�cymi niewielki oddzia�, kt�ry 
kilka minut temu przechodzi� obok nich. 
Trzypeo odwr�ci� g�ow� w sam czas, by ochroni� delikatne fotoreceptory od 
przelatuj�cych kawa�k�w metalu. W suficie pojawi� si� nagle otw�r, przez kt�ry 
zeskakiwa�y w d� srebrzyste kszta�ty, przypominaj�ce wielkie metaliczne krople. 
Oba roboty wiedzia�y, �e �aden sztuczny tw�r nie jest zdolny do p�ynno�ci 
ruch�w, z jak� te postacie b�yskawicznie zajmowa�y pozycje bojowe. Nowo przybyli 
nie byli maszynami, lecz lud�mi zakutymi w zbroje. 
Jeden z ruch spojrza� wprost na Trzypeo... Nie, nie na mnie, pomy�la� nerwowo 
przera�ony robot, lecz gdzie� dalej... Posta� podnios�a trzymany w d�oniach 
okrytych r�kawicami ci�ki miotacz.... za p�no. Wi�zka intensywnego �wiat�a 
trafi�a j� w g�ow�. Strz�py zbroi, cia�a i ko�ci rozprysn�y si� na wszystkie 
strony. 
Cz�� atakuj�cego oddzia�u odwr�ci�a si� w ich stron� i otworzy�a ogie�, celuj�c 
poza dwa roboty. - Szybko! T�dy! - rzuci� rozkazuj�co Trzypeo. 
Mia� zamiar oddali� si� od �o�nierzy Imperium i Erdwa pos�usznie ruszy� za nim. 
Przeszli jednak ledwie kilka krok�w, gdy zobaczyli grup� ludzi z za�ogi statku, 
zajmuj�cych pozycje przed nimi i strzelaj�cych wzd�u� korytarza. W ci�gu kilku 
sekund dym i...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin