Brian Aldiss Dziewczyna i robot z kwiatami Napomkn��em o tym mimochodem, kiedy zmywali�my po obiedzie. - Zacz��em nowe opowiadanie. Marion postawi�a fili�anki na suszarce i obj�a mnie mocno. - Ty m�j spryciarzu! Kiedy zd��y�e� to zrobi�? Jak wysz�am dzi� rano na zakupy? Kiwn��em g�ow� zadowolony i u�miechn��em si� do niej, z przyjemno�ci� s�uchaj�c jej radosnej i podnieconej paplaniny. Marion jest wspania�a, zawsze mo�na na niej polega�. Czy naprawd� sprawi�o jej to tak� rado��... Przecie� nie przepada za science fiction? Ale to niewa�ne, kocha, i st�d zapewne bierze si� to zrozumienie, kt�re pozwala' jej cieszy� si� wraz ze mn�, kiedy wykluwa si� nowe opowiadanie. - Pewnie nie zechcesz mi powiedzie�, o czym to b�dzie? - spyta�a. - B�dzie o robotach, ale nic wi�cej ci nie powiem. - Dobrze. Id� i popisz troch�, a ja doko�cz� zmywania. Mamy jeszcze chwil� czasu, prawda? Wybierali�my si� do Carr�w, naszych przyjaci�, kt�rzy mieszkaj� na drugim ko�cu Oxfordu. Carrowie nie maj� samochodu i um�wili�my si�, �e zabierzemy ich i dw�jk� ich dzieci na wycieczk� po��czon� z piknikiem dla uczczenia fali upa��w. Kiedy wychodzi�em z kuchni, zawarcza�a lod�wka. - Zn�w ryczy - zauwa�y�em ponuro. Kopn��em j�, ale nie przesta�a na mnie warcze�. - Ja jej nie s�ysz�, dop�ki mi o niej nie przypomnisz - powiedzia�a Marion. Jej nic nie rusza! To wspania�e; potrafi dzia�a� jak �rodek uspokajaj�cy, nie przestaj�c by� podniecaj�c�. - Musz� wezwa� elektryka, �eby j� obejrza� - powiedzia�em. Chyba �e ten hurkot sprawia ci przyjemno��. Stoi toto i z�era pr�d jak... - Jak robot? - rzuci�a Marion. - W�a�nie. - I z godno�ci� uda�em si� do pokoju. Na dywanie pod oknem le�a�a w jakiej� absurdalnej pozycji Nikola wystawiaj�c brzuszek do s�o�ca. Zamy�lony podszed�em i podrapa�em j�, �eby zacz�a mrucze�. Wiedzia�a, �e lubi� to tak samo jak ona... pod wieloma wzgl�dami przypomina�a Marion. I wtedy nagle opad�o mnie zw�tpienie. Zapali�em cygaro i wr�ci�em do kuchni. Drzwi by�y otwarte, opar�em si� o framug� i powiedzia�em: - Mo�e tym razem powiem ci, o czym ma by� opowiadanie. Nie wiem, czy jest dobre i czy warto je ko�czy�. Spojrza�a na mnie. - Czy jak je us�ysz�, to si� poprawi? - Mo�e b�dziesz mia�a jakie� uwagi. Niewykluczone, �e przysz�o jej na my�l, jaki to by�by kiepski pomys� wo�a� mnie na pomoc, gdyby jej si� ciasto nie uda�o, mimo �e jestem dobry w m�skich pracach domowych. Ale powiedzia�a tylko: - Nigdy nie zaszkodzi obgada� pomys�. - Kto� napisa� znakomity artyku� na temat tego, jak pomys�y rodz� si� z rozmowy. Jaki� Niemiec z zesz�ego wieku, ale nie pami�tam kto, chyba von Kleist. Pewnie ci ju� m�wi�em. Chcia�bym to kiedy� jeszcze raz przeczyta�. Zwraca� uwag� na dziwny fakt, �e w rozmowie potrafimy zaskoczy� samych siebie, podobnie zreszt�, kiedy piszemy. - A twoje roboty ci� nie zaskakuj�? - Zbyt du�o o nich pisano. Mo�e powinienem da� im spok�j. Jim Ballard ma racj�, �e zosta�y zaje�d�one na �mier�. - Jaki jest ten tw�j pomys�? Sko�czy�y si� wykr�ty i musia�em jej powiedzie�. - Ziemiopodobna planeta Iksnivarts wypowiedzia�a Ziemi wojn�. Jej mieszka�cy s� tak d�ugowieczni, �e osiemdziesi�cioletnia podr� na Ziemi� to dla nich drobiazg. Dla Ziemian natomiast to ca�e �ycie i jedynym sposobem, aby uderzy� na Iksnivarts, jest wykorzystanie robot�w, pi�knych, �mierciono�nych stwor�w, wolnych od wielu ludzkich wad i zalet. Pracuj� na bateriach s�onecznych, s� niemal wieczne i maj� w g�owach minikomputery daj�ce im przewag� nad wszelkimi istotami bia�kowymi. Flotylla statk�w z tymi robotami na pok�adzie zostaje wys�ana przeciwko Iksnivarts. Wraz z flot� leci fabryka z robotami naprawczymi. Ta w pe�ni zautomatyzowana si�a uderzeniowa jest wyposa�ona w potworn� bro�, zdoln� zwi�za� ca�y tlen planety w ska�ach, tak i� w ci�gu kilku godzin atmosfera Iksnivart stanie si� truj�ca. Nieludzka flota wyrusza w drog�. W jakie� dwadzie�cia lat p�niej do Uk�adu S�onecznego nadci�ga flota obcych posypuj�c Ziemi�, Wenus i Marsa spor� porcj� promieniotw�rczego py�u i likwiduj�c oko�o siedemdziesi�ciu procent ludzko�ci. Jednak flotylla robot�w prze niepowstrzymanie i po osiemdziesi�ciu latach osi�ga cel. Bro� antytlenowa okazuje si� przera�aj�co skuteczna. Wszyscy mieszka�cy Iksnivarts gin� na skutek uduszenia niemal natychmiast i planeta przechodzi w r�ce stalowych zdobywc�w. Roboty l�duj�, nadaje na Ziemi� wiadomo�� o swoim zwyci�stwie i przez nast�pne dziesi�� lat skrz�tnie grzebi� trupy. Kiedy ich komunikat dociera do Uk�adu S�onecznego, Ziemia zaczyna odradza� si� z ruin. Ludzie s� ogromnie poruszeni podbojem odleg�ego �wiata i planuj� wys�anie niewielkiego statku, �eby dowiedzie� si�, jak wygl�daj� sprawy na Iksnivarts. Jednocze�nie s� lekko zaniepokojeni z powodu swoich wojowniczych robot�w, kt�re teraz w�adaj� planet�. Niestety pierwszy statek z dwuosobow� za�og� w stanie hibernacji zbacza z kursu na skutek b��du technicznego. Drugi podobnie. Dopiero trzeci dociera do celu i dwaj piloci, Graham i Josca, budz� si� na czas z letargu i wprowadzaj� sw�j statek w beztlenow� atmosfer� Isnivarts na d�ugi lot zwiadowczy. Na zdj�ciach, kt�re przywo�� na Ziemi� - po nast�pnych osiemdziesi�ciu latach hibernacji - wida� ogromne miasta robot�w, w kt�rych wrze o�ywiona dzia�alno�� technologiczna. Wygl�da to niepokoj�co. Ale s� i inne zdj�cia. Wydaje si�, �e �mierciono�ne roboty zmieni�y usposobienie na pokojowe. Wiele zdj�� przez teleobiektywy ukazuje pojedyncze roboty zrywaj�ce na wzg�rzach kwiaty. Szczeg�lnie jedno uj�cie trafia do wszystkich �rodk�w masowego przekazu i obiega kul� ziemsk� podnosz�c ludzi na duchu. Przedstawia ono ci�kozbrojnego, prawie czterometrowego robota z nar�czem kwiat�w. St�d tytu� mojego opowiadania: "Robot z kwiatami". Marion sko�czy�a zmywanie. Wyszli�my do. ma�ego ogr�dka za domem i przygl�dali�my si� ptakom �migaj�cym wok� dachu starego ko�cio�a granicz�cego z naszym ogr�dkiem. Nikola przy��czy�a si� do nas. - Czy to koniec? - spyta�a Marion. - Niezupe�nie. Zako�czenie ma by� ironiczne. To zdj�cie robota z kwiatami jest b��dnie interpretowane: �a�osny przyk�ad my�lenia schematami. Roboty m u s z � zrywa� wszystkie kwiaty, poniewa� kwiaty wydzielaj� tlen, a tlen powoduje korozj� metalu. Wcale nie zarazi�y si� od ludzi zami�owaniem do pi�kna, tylko oddaj� si� charakterystycznym dla robot�w u�ytecznym zaj�ciom i za niewiele lat wr�c� na Ziemi� rozprawi� si� z jej mieszka�cami. W kuchni zn�w ruszy�a lod�wka. Zwalczy�em w sobie ch�� powiedzenia o tym Marion. Nie chcia�em sp�oszy� z jej twarzy odblasku s�o�ca. - Niez�a puenta - powiedzia�a. - Powinno z tego wyj�� przyzwoite komercjalne opowiadanie. Mo�e nie ca�kiem w twoim stylu. - Jako� nie mog� si� zmusi�, �eby je doko�czy�. - Przypomina to troch� opowiadanie o robotach Paula Andersona, kt�re tak ci si� podoba�o, chyba "Epilog". - Mo�liwe. Wszystkie opowiadania science fiction staj� si� coraz bardziej podobne. Jest te� troch� podobne do jednego z opowiada� Harry'ego. - "Rzecz napisana przez Harry'ego nie mo�e by� ca�kiem z�a" zacytowa�a nasz prywatny �art. - "�a�uj�, �e nie ja to napisa�em" - doda�em puent�. - Ale nie dlatego nie mam ochoty ko�czy� tego "Robota z kwiatami". Mo�liwe, �e spodoba�oby si� Fredowi Pohlowi albo Mike'owi Moorcockowi i zosta�oby wydrukowane, ale straci�em do niego serce. Nie tylko dlatego, �e jest wt�rne. - Powiedzia�e� kiedy�, �e zawsze potrafisz rozpozna� plagiat, bo brak w nim napi�cia emocjonalnego. Pod li��mi lilii wodnych w mojej miniaturowej ozdobnej sadzawce b�yska�y z�ote rybki. Nikola i Marion by�y nimi wyra�nie zainteresowane. M�wi�em, �e s� podobne. Spojrza�em na nie czule z domieszk� goryczy. Ostatnia uwaga Marion u�wiadomi�a mi, �e bierze udzia� w tej rozmowie tylko przez wzgl�d na mnie: brak w niej by�o napi�cia emocjonalnego. - Powinna� by�a zapyta�, dlaczego straci�em serce dla tego pomys�u. - Kochanie, je�eli mamy jecha� po Carr�w, to musimy rusza�. Jest za dwadzie�cia trzecia. - Ja jestem got�w. - Zaraz wracam. - Poca�owa�a mnie w przej�ciu. Oczywi�cie ma racj�, pomy�la�em. Musz� to sam przemy�le�, bo inaczej nigdy nie b�d� zadowolony. Usiad�em obok kota i patrzy�em na z�ote rybki. Ptaki uwija�y si� wok� ko�cio�a karmi�c m�ode. W ich �yciu lato zdarza si� tak niewiele razy. W�a�ciwie tego, co chcia�em powiedzie�, nie chcia�em zdradzi� Marion, i to ze szczeg�lnego, bardzo osobistego powodu. Sp�dzi�em niejedno urocze lato z niejedn� urocz� dziewczyn�, a teraz by�a ze mn� Marion, najukocha�sza ze wszystkich, ta, przy kt�rej mog�em by� najbardziej sob� i najswobodniej wypowiada� swoje my�li. I dlatego w�a�nie nie chcia�em nadu�ywa� swoich praw i musia�em zachowa� co� dla siebie. Dlatego nie chcia�em jej powiedzie� wi�cej. Nie chcia�em jej powiedzie�, �e teraz, gdy jestem tak szcz�liwy, nie potrafi� traktowa� powa�nie swojego opowiadania o robotach, niezale�nie od tego, z jakim artyzmem bym je napisa�. W moim sercu nie by�o wojny, jak wi�c mog�em uwierzy� w wojn� mi�dzyplanetarn� z jej imponderabiliami i nieprawdopodobie�stwami? Jak tu zajmowa� si� bezdusznymi metalowymi imitacjami ludzi, kiedy cz�owieka ca�uje kto� tak mi�y i ciep�y jak Marion? Poza tym, czy� fantastyka naukowa nie jest wytworem rozdartej i sk��conej wewn�trznie natury cz�owieka? Wed�ug mnie tak, i moje w�asne powie�ci fantastyczno - naukowe m�wi�y g��wnie o sprawach mrocznych, b�d�c odbiciem nastroju, kt�ry dominowa� w moim �yciu do czasu pojawienia si� w nim Marion. Ale to te� nie by�o stwierdzenie takie oczywiste. Obraz robot�w zbieraj�cych kwiaty, pomy�la�em nagle, to sygna� z g��bi mojej psychiki, �eby diametralnie zmieni� nastawienie, odwr�ci� t� kwesti� z Szekspira: W skrzyniach zamkni�te jedwabne rozkosze; To czas p�atnerzy... Nadszed� czas, �ebym pu�...
ptomaszew1966