Postawa swiata Katolickiego wobec Astrologii.doc

(62 KB) Pobierz

 

Postawa świata katolickiego
wobec astrologii

W lipcu 1937 roku na IV. Kongresie Międzynarodowym Astrologii Naukowej w Paryżu - w którym jako przedstawiciel Polski brał również udział p. Franciszek A. Prengel, Red. Nieba Gwiaździstego, Prezes P.T.A. w Bydgoszczy - wygłosił ks. Blanchard z Chatenay (Francja) referat, w którym na podstawie głębszych studiów historycznych stwierdza, że Kościół katolicki nigdy nie potępiał wiedzy astrologicznej, poważnie i naukowo stosowanej w teorii i praktyce. Referat ten drukowany został w grudniowym numerze belgijskiego czasopisma astrologicznego Demain w Brukseli, a przekład polski ukazał się na łamach miesięcznika Niebo Gwiaździste nr 2,4 i 5 1938r. [oraz jako oddzielna broszura wydana przez Polskie Towarzystwo Astronomiczne w Bydgoszczy w 1938r., przekład K. Chmielowskiego i W. Iwickiego].

Astrologia w toku swoich niezliczonych badań oraz teologia w jej roli strażniczki wierzeń religijnych łączą się na jednym i tym samym punkcie - procesów wewnętrznych naszej świadomości. Otóż, czy ten teren spotkania się ma być polem bitwy, czy raczej punktem współpracy solidarnej i owocnej?

Jest tu okazja do przypomnienia mądrej rady wielkiego ekonomisty Le Play'a: Szukajcie zawsze tego co was jednoczy, unikajcie tego, co was rozdziela.; ponieważ w atmosferze zbytnich sporów, które prowadziły do przypuszczeń, że chodzi o jakieś nie dające się usunąć antagonizmy, wystarczy rozwiać dym namiętności, aby dojść do przyjaznego porozumienia i płodnej współpracy.

Czy istotnie mamy podejrzewać astrologię, tę naukę o związku wszechświata z bytem, o wrogi antagonizm konkurencyjny do przejawów świadomości poznawczej, a nie widzieć w niej przyjaznego sprzymierzeńca medycyny, socjologii, biologii, meteorologii, adwokatury, wychowania, nauk przyrodniczych i czegoś więcej? Równolegle do wydatnych usiłowań różnych szkół astrologicznych scałkowania ich badań z dziedziną nauk przyrodniczych, zachodzi w innym planie podobna dążność zawarcia przymierza między astrologią a naukami o sprawach wyższego rzędu, a więc z etyką i teologią, bądź - jak kto woli - z filozofia i religią. W związku z tym należy odgraniczyć wyraźnie zasięg uprawnień, jakie rościć sobie może z tej strony astrologia, oraz barier, jakie się jej przeciwstawia. Na takim gruncie może nastąpić współpraca wzajemna teologa z astrologiem.

Od rozwiązania, jakie się ma dokonać w stosunku do tego problemu, zależy oczywiście postawa, którą zajmie świat katolicki wobec astrologii. Mówię zajmie, ponieważ przy bieżącym stanie sprawy postawę tę cechuje wszędzie jeśli nie wyraźna wrogość to przynajmniej podejrzliwość i zażenowanie. Bezładne wyprowadzenie na jaw mnóstwa kwestii astralnych zdezorientowało i zaniepokoiło umysły, stało się to podobnie - przepraszam za wyrażenie - jakby rozrzucono w pochodzie jednocześnie złe i dobre sprawy. Ogół chrześcijaństwa odnosi się do tego nieufnie, słusznie podejrzewając, że się dokonywa zamach na wierzenia mas.

Zaznaczam przy sposobności, że umieściłem w jednym z czasopism kościelnych artykuł, który miał na celu wyjaśnienie problemu, o jakim dopiero co wspomniałem. Chodziło o ewolucję obecnego stanu rzeczy. Ale jak dotychczas sfery oficjalne środowisk religijnych pozostawały wciąż przy operowaniu trwożnymi formułkami stereotypowymi, które w następstwie mego artykułu streszczały się w tezach: Nauka błędna i absurdalna, hańba umysłu ludzkiego, prawdziwy obłęd, itp. Styl polemiczny, dopuszczalny zresztą w walce z szarlatanizmem, nie jest jednak językiem oficjalnym kościoła, który nie przesądza natury istotnej astrologii, nawet w jej sankcjach, przeznaczonych do zabezpieczenia społeczeństwa od nieuniknionych nadużyć.

Bardzo możliwe, ze to nieżyczliwe stanowisko pochodzi z faktu, iż trudno odróżnić w świecie astrologii rzeczywiste od podrobionego, istotne od struktury pobocznej, co pobudza kościół do odrzucenia, przynajmniej prowizorycznie, całej astrologii.

Ośmielam się twierdzić, że żaden z astrologów, jest on czy nawet nie jest wierzący, nie może być obojętny na decyzje dyscyplinarne RZYMU, nawet w przedmiotach najzupełniej obcych zatrutej atmosferze polityki. Potęga Chrystianizmu jest tak dalece wciąż bardziej uniwersalną, jego autorytet moralny tak pewny, jego promieniowanie intelektualne tak ważne dla nas, ludzi zachodu, że nie liczenie się z tym wszystkim oznaczałoby zerwanie więzów łączących z epokami i pokoleniami naszego środowiska, co nie uszłoby nikomu bezkarnie.

Dodam, a raczej poradzę, że aby całego tego starcia makabrycznego z religią, wielu a astrologów niech usiłuje pokonać w sobie pokusę wdzierania się na tereny obce polu ich działań. Wspomina się dość często smutną przygodę uczonego Galileusza, przemilczając fakt, że usiłował on swe wywody naukowe używać do podważania egzegezy Pisma Świętego, przez co naraził się dziedzinie, w której nie miał prawa przemawiać bez odpowiedniej kompetencji.

W przeciwieństwie do tego, osiągniecie wszyscy aprobatę zwierzchności katolickiej, jeżeli ograniczycie się do własnej dziedziny, przez co astrologia może osiągnąć swój wzlot i dostateczne uznanie. Oto dlaczego jest rzeczą konieczną i bardzo na czasie, zarówno aby zaspokoić trwogę dusz chrześcijaństwa jak i służyć sprawie naukowej, rozwiązanie tej kwestii zasadniczej: czy katolik może, z całą pewnością sumienia swego pogodzić swą wiarę religijną z wiedza astrologiczną? Odpowiedź na to zapytanie nie może być wyrazem sztuki kuglarskiej, tzn. nie może zależeć od subtelności dialektycznych, które opierają swą moc przekonywującą na mniej lub więcej urojonych hipotezach, powinna ona być wyraźna, jasna, zrozumiała dla wszystkich umysłów i bez odwołania.

Stwierdzić należy, że żadna sztuka prawdziwa nie może być w rzeczywistej opozycji do religii, a zatem wystarczy skonstatować, czy astrologia jest nauką w ścisłym słowa tego znaczeniu, przez jej ustosunkowanie się do teologii i na tej drodze usunąć uprzedzenia, które więcej roznamiętniają strony przeciwne, niż są pożyteczne dla wspólnej sprawy.

To zastrzeżenie nie było bez powodu. Stawiało się zarzut astrologii, że ingeruje w sprawy Boskie, że przejawia pretensje do znajomości, z całkowitą pewnością, najskrytszych tajników myśli ludzkich, jak również przewidywania zdarzeń przyszłych, które w całości lub częściowo zależne są od wolnych przejawów sił nie będących we władaniu człowieka. Jest często zupełnie oczywiste, że są spostrzegania wyższego rzędu, które można przypisywać tylko Istocie Najwyższej, której widzenie nie jest ograniczone warunkami czasu i przestrzeni, jak u ludzi; albo odwrotnie istota, która by zdolna była do takich spostrzeżeń musiałaby być fatalistycznie wyzuta z wolności myślenia i działania. To jest w sumie słynna Antynomia Wolnej Woli.

Oświadczam następnie, że oczywiście nie ośmielę się rozwijać niezgłębione zagadnienie bytu istoty naszej wolności, lecz zamierzam jedynie zażegnać spór pomiędzy chrześcijaninem a astrologiem.

Zanim przystąpię do mej właściwej argumentacji, niech mi wolno będzie rzucić uwagę, wprawdzie delikatną, lecz w istocie swej bardzo ważną, trzeba bowiem przyznać, ze wszyscy mamy ważne zadanie zupełnego oczyszczenia terenu z chaosu i bagna, w którym astrologia spoczywała tak długie wieki. Nie da się zaprzeczyć, że czar ezoteryzmu silnie wiąże niektóre umysły, lecz nie powinno dochodzić do tego, żeby ci, którzy wyznają te nauki, wyobrażali sobie chrześcijanina za twór ograniczony, krótkowzroczny, nie mający ani dość rozumu ani wolności myślenia dla poznania Np. jakichś doktryn subtelnych, z wysoka zwanych wtajemniczeniem. Jest faktem, że i chrześcijanie posiadają swoja elitę duchową, która jest powołana do orientowania się w najwyższych planach mistycznych, związanych z doświadczeniem w obrębie boskich spraw.

Kościół roztropnie odsuwa od tego masy nieświadomych, lecz podnieca, pociąga je za sobą ku czci swych ascetów i myślicieli. Nie ulega wątpliwości, że nieprzeciętny katolik ogarnie łatwiej głębokie myśli metapsychiczne Dalekiego Wschodu, ponieważ pewniej i szybciej znajdzie się na szczytach świata duchowego, niżby to mógł dokonać inny człowiek, mimo że zgłębianie to dla doskonałości katolika, zdaje się, niekoniecznie musi być użyteczne. Następnie niech okultyści nie myślą, że my chrześcijanie jesteśmy ich wrogami od urodzenia, lecz przeciwnie jesteśmy współpracownikami światłymi, ale tylko tam, gdzie spotykamy się na drodze badań naukowych. Niestety te ważne względy nie miały sposobności być wyjaśnione z punktu widzenia podejrzeń głoszonych w pewnych kołach astrologów i hermetystów, zatruwając po dziś dzień stosunki zagadkowymi trudnościami, które ponad miarę zraziły ogół publiczności katolickiej. Wypada zaznaczyć, że astrologia jest przede wszystkim wiedzą doświadczalną i należąca do ogółu ludzkiego, każdy więc ma prawo do obserwowania jej i studiowania według swego sumienia poza wszelkimi uprzedzeniami doktrynalnymi.

Jest właśnie moim zamiarem zwrócić na nowo uwagę francuskiego świata katolickiego, dotychczas prawie zupełnie wrogiego i zamkniętego dla pojęć astrologicznych, porównującego je z jakimiś praktykami magicznymi. Dlatego postanowiłem dać podstawę do dyskusji w największym i najbardziej rozpowszechnionym piśmie kościelnym. Tam przedstawiłem księżom i wiernym, nie znającym zupełnie tych rzeczy, prace Choisnard'a. W toku generalnej debaty nad astrologią, roztrząsając sprawę pod rozmaitymi kątami widzenia, odparto większość zarzutów lub powstałych w toku dyskusji.

Przyjęcie, ile to można dziś osądzić, zdaje się być w sumie miłą niespodzianką. U niektórych czytelników dyskusja ta podziałała jak wrogi cios, lecz za to spotkała się z uczuciem ulgi i uznania u ludzi, będących na drodze do znalezienia miary w odróżnianiu prawdy od fałszu, prawdziwej nauki - od wrzasku jarmarcznego. Niektórzy wyrazili nieśmiało pragnienie podjęcia się głębszych studiów. W żadnym zaś wypadku nie doszła do mej wiadomości jakakolwiek złośliwa krytyka.

Lecz pierwszy krok już zrobiono, ze strony więc katolickiej będzie mniej przyczyny do zlekceważenia astrologii. Łączność, chociażby jeszcze krucha - mimo wiekowych wątpliwości - zacznie się na nowo utrwalać.

I Wy spostrzegacie brak tak cennego i wykształconego współpracownika, jakim jest duchowieństwo, które bezsprzecznie może wnieść gwarancje moralną do odkryć astrologicznych przez swą dyscyplinę intelektualną, nie mówiąc o wszechstronnym i szerokim wpływie na umysły, jaki ono może wywrzeć. Ksiądz z natury rzeczy jest więcej na miejscu dla doświadczeń astrologii kwalifikacyjnej. Jego kultura wewnętrzna i codzienne obserwacje psychologiczne uzdalniają go do głębszych badań duszy ludzkiej. Czegóż by nie można osiągnąć, gdyby liczni zakonnicy, znani ze swej mrówczej pracy i umysłu uszlachetnionego wzniosłą medytacją, tak zalecana przez hermetystów, zapalili się do tej mozolnej klasyfikacji statystyk, zalecanej przez Choisnard'a.

Lecz wszystkie nadzieje, dalekie czy bliskie, nie są dopuszczalne, skoro nie rozwiążemy w sposób absolutnie zadość uczyniający zagadnieniu, które nie przestałem precyzować od samego początku tego referatu: czy wolna wola jest do pogodzenia z faktem astralnym?

Zupełne pomieszanie, które panuje co do tego problemu w umysłach, pochodzi z niewłaściwego punktu widzenia, z którego uparcie patrzy się na tak ważne zagadnienie. Tutaj nie chodzi o to, by wiedzieć, czy racje mają determiniści z ich spokój mącącym systemem, nie idzie też o to, by wiedzieć, czy zwolennicy wolnej woli maja rację, gdy się zasłaniają swą wiara religijną. Całkiem nie! Idzie tylko o stwierdzenie, czy astrolog ma prawo czy nie ma go mieszać się do tego zagadnienia filozoficznego, tudzież, czy ma prawo troszczyć się o los i istotę mniemanego wpływu gwiezdnego, co jest sprawa fizyka i biologa. Pogląd nie nowy, ale aktualny w swej logice. Poproszą o kilka minut skupienia, w którym rozwinę sama definicje terminu wolna wola. Otóż wolna wola - tak mówi się - jest tą dziedziną, którą cenimy ze względu na możność słusznego wyboru z pomiędzy naszych czynów tego, który najlepiej prowadzi do osiągów, uważanych za dobre.

Małoznaczne jest dla nas w tej chwili, że osobiście odrzuciliście tak głębokie pojęcie, które wyznacza wielkość ludzkości. Zobaczymy tylko, czy astrologia nie przysłania w rozmaity sposób tego uświęconego przeświadczenia naszej odpowiedzialności moralnej. Jasnym jest, że możemy być odpowiedzialni tylko za czyny, poprzedzone wolna wolą. Należy więc, aby czyn każdy był: 1. produktem chcenia, 2. chciany dobrowolnie. Z tego wynika, ze tam, gdzie brak jednego z tych wymogów, czyn nie da się podciągnąć pod osąd prawa moralnego i religia niekoniecznie im się zajmuje. To też od razu wyeliminujemy z debaty wielką, powiedzmy największą ilość naszych działań. Teologowie pozostawiają je zupełnie kontroli astrologa, tak jak to ma również miejsce z przyrodnikami. Mówiłem już, że działania są dwojakiego rodzaju. Na pierwszym miejscu znajdują się działania w o ogóle świadomie niechciane (bezwolne), uwarunkowane życiem wegetatywnym, stanem ruchem i rozwojem naszego organizmu fizycznego, jest to w sumie ów świat mały, mikrokosmos, otwarty dla oryginalnych dociekań metoda astrologiczną.

Na drugim miejscu są działania nie wywołane przez wolę naprawdę wolną, a mianowicie te, które nie są skutkiem rozumowania ani wynikiem wyboru naszego umysłu. Otóż wszystkie niezmienne dążności natury ludzkiej, jak przede wszystkim pragnienie szczęścia oraz wszystkie przejawy świadome i podświadome, nie są wzbronione dla astrologów starających się przeniknąć tajniki manifestacji psychicznych i metapsychicznych.

Ale wszystkie takie działania nie dobrowolne tkwią w naszej niższej podświadomości, obok której istnieje jeszcze podświadomość wyższa, czy całe życie nadnaturalne duszy, które chrześcijanin nazywa życiem łaski. Dziedziną tą, przez wiedze powszechną mało zgłębianą, zajmuje się prawie wyłącznie teologia.

Astrolog winien przyznać, że nie ma sposobu rachunkowego do przeniknięcia tego właśnie elementu nadnaturalnego. Byłoby niedorzecznym uczynić to z pomocą zmieszania danych astrologicznych z danymi wiary czysto objawionej. Utworzylibyśmy tym samym kwadraturę koła, zmuszająca do pobytu w trzęsawiskach, z których przecież chcemy wyjść.

Reasumując, stwierdzam, że w nas, w naszej naturze - nazwałem ją podświadomością niższą - są elementy złożone, gdzie problem wolności nie gra roli i które astrolog dociekać może bez sprzeciwu. Powiedziałem również, że wierzący uznaje w nas jeszcze jedną nadnaturę - podświadomość wyższą - gdzie zagadnienie wolnej woli nie wysuwa się, lecz gdzie astrolog nie ma głosu doradczego.

Idźmy teraz dalej i dotknijmy do rdzenia samego naszej rozprawy. Cała nasza aktywność ludzka znajduje się między tymi dwiema dziedzinami nieświadomości, między tymi dwoma stanami podgranicznymi. Podchodząc do tej aktywności jednocześnie od strony zniżonej, którą rezerwuję życzliwie dla dociekań horoskopii urodzeniowej, oraz od strony zwyżnej, która naświetla teologia, ogarnia nią się wszystkie nasze działania ludzkie we właściwym tego słowa znaczeniu.

Teraz pozwólcie przedstawić klasyczny schemat naszych działań. Zdają się przychodzić szybko jak błyskawica, lecz są one jednak wynikiem licznych działań pośrednich, które się rozwijają jak następuje. Przede wszystkim, w chwili wprowadzenia się w ruch, intelekt nasz jest w nieładzie, poruszany, jeśli można tak powiedzieć, przez działania dwóch podświadomości: naturalnej i nadnaturalnej. Jednocześnie inteligencja nasza krystalizuje swe pragnienia w miarę większej lub mniejszej znajomości rzeczy zewnętrznych. Rozpoznawszy i osądziwszy zamiar jako dobry lub zły, powoduje intelekt wejście w działanie woli, kształtując jasno intencje działania w przedmiocie osiągnięcia celu zamierzonego. Lecz istnieje wiele dróg prowadzących do celu, to też trzeba dalszego wysiłku woli, aby je odkryć. Poczem dopiero wola zadecyduje wybór właściwy.

Przychodzą mi fataliści z zarzutem, że opisuję strukturę, proces typowy czystego działania ludzkiego, w praktyce jednak tyle przeszkód narasta między narodzinami intelektualnymi naszych działań, a ich rzeczywistą realizacją, że wolność rzekoma zdaje się być tylko iluzją, zbytkiem nieużytecznym, niewola, niż wolą.

Tym fatalistom daję skromna radę, aby złagodzili to wszystko, co jest zbyt kategoryczne, a zarazem zbyt płytkie w ich twierdzeniach, będących tylko przypuszczeniami niekontrolowanymi i niedowiedzionymi, a będę w zgodzie a teologiem. Przeszkody bowiem na drodze do realizacji celu wytwarzają potrzebna walkę wewnętrzną, pobudzającą w nas świadomość wolnej woli. W ten sposób dochodzę do całkiem słusznego wniosku, że dla doskonalszej analizy przeszkód, będących czynnikiem pobudzania naszej woli, jest potrzebne wytężenie wspólnych wysiłków astrologów i teologów, na nowo pojednanych.

Przeszkody, hamujące czynność naszej woli, filozofowie dzielą na dwie klasy: 1. przeszkody stałe, 2. przeszkody przypadkowe. Do liczby przeszkód stałych zalicza się na pierwszym miejscu przejawy tak doniosłe i niezwalczalne, jakimi są różnice temperamentów. Jeżeli Np. przyjmiemy dawne określenia ciepły-zimny-suchy-wilgotny, przeniesione na plan kosmo-zodiakalny jako ognisty-powietrzny-ziemski-wodny, powiemy, że według siły tych czynników, utrwalonych w momencie urodzenia - horoskopie - każdej jednostki, wolna wola takiej osoby będzie w miarę ograniczona, lecz nie zniweczona. Taka obserwacja astrologiczna jest zgodna z obserwacja astrologa i teologa.

Do poprzednie klasyfikacji można dodać to, co nazywamy stanem patologicznym. Astrolog określa go, dzięki określeniom niektórych punktów i związków, interpretując je jako wyjątkowo złe na drodze od silnych zaburzeń równowagi i zwykłej abulii poprzez wszystkie stopnie rozstroju nerwowego, umysłowego i seksualnego do strasznego stanu paranoi, czyli ciężkiego obłędu. Tu jest jasne i poza sprzeciwem, że w takich stanach wolność woli jest, jeżeli niezupełnie stłumiona, to co najmniej silnie ograniczona. W tej tak doniosłej dziedzinie badania astrologiczne określające naturę i zakres tych przeszkód dla każdej jednostki i w każdym wypadku, mogą oddać największe usługi nie tylko lekarzom, lecz także teologom.

Przejdźmy w krótkości do następnej serii ograniczeń woli, do przeszkód powszednich, przypadkowych. Astrolog wykrywa je przez obliczenie i studium tzw. tranzytów, rewolucji i dyrekcji planetarnych. Obliczenia te pozwalają stwierdzić, czy mają miejsce zaburzenia faktyczne, fizyczne, zewnętrzne, czy też urojone, psychiczne, wewnętrzne. Te przewidywania astrologiczne starają się nas pouczyć dla użytku naszej woli o przeszkodach występujących czasowo. Iść jednak dalej i czynić przepowiednie, idące po linii niweczenia naszej wolnej woli, nie jest zadaniem astrologa. Iść zaś jeszcze dalej i wróżyć pospolicie bez zastanowienia na skutki wróżby, to już jest dziełem szarlatana.

Uwagi powyższe prowadzą nas do dalszego potrójnego wniosku: filozoficznego, teologicznego i astrologicznego.

Filozof twierdzi, że mechanizm naszych czynności jest splotowy. Proces rozwojowy idzie stopniowo od inteligencji do samego urzeczywistnienia zamiaru za pomocą woli. U podstawy są cechy dziedziczne, ciążące na organizmie. Na następnym szczeblu znajdujemy wykształcenie i doświadczenie, powiększające lub zmniejszające liczbę motywów działania. Przyczyn, ustalających wybór środków wykonalności, istnieją tysiące. Łańcuchy przeszkód, hamujące swobodę wykonalności naszych czynów i przeszkadzających w osiągach zupełnej wolności, istnieją u każdego.

Teolog wyjaśnia, że z naszym wspaniałym darem w postaci swobody działania współzawodniczą wielorakie zjawiska o kierownictwo naszym wyborem, że czyny nasze są tajemniczym rezultatem niepojętej syntezy czynników fizyko-spirytualnych, a wywodzącym się bądź z natury i przedmiotów nas otaczających, bądź z naturalnego porządku łaski Bożej.

Astrolog domaga się od nauki, aby studiowała wpływy gwiazd w celu ustalenia przeszkód ograniczających użyteczność wolnej woli. Niestety nasza wiedza urzędowa przeważnie milczy na pytanie o bycie i niechętnie analizuje to zagadnienie niemal abstrakcyjne, czuje brak kompetencji do przekroczenia konkretnych granic substratu naszych czynów i osądzenia ich właściwej istoty, spirytualnej i moralnej.

Istnieją dwa rodzaje wartościowania, podobne do dwóch różnych stoków tej samej góry. Astrologia kieruje się na jedna pochyłość, teologia - na drugą, lecz ani jedna, ani druga nie może jeszcze osiągnąć właściwego szczytu góry, kryjącego się we mgle. Wolna bowiem wola nie jest jeszcze gotowa odkryć ostateczną swą tajemnicę. Astrologia katolicka słusznie jednak może ludziom pomagać dla lepszego poznania siebie i ich środowiska. Dzięki naukowej ścisłości astrologii, jest każdemu możliwe przyczynić się do stopniowego oczyszczenia tej nauki z jej tendencji szkodliwych, a zużytkować jej wartości dodatnie. Ułatwi to też zrozumienie starej maksymy: Mędrzec panuje nad gwiazdami.

Ideałem zaś astrologa powinno być osiągniecie mistrzostwa w studiach nad wpływem gwiazd, które Opatrzność ustanowiła jako kierowników lub sług naszego przeznaczenia.

Ksiądz BLANCHARD
Chatenay [Francja]

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin