Griffin Lynne - Życie bez lata.pdf

(890 KB) Pobierz
287827780 UNPDF
Lynne Griffin
Życie bez Lata
287827780.002.png
Ten dzień cudowny nad słonecznym morzem...
Bryza przynosi znajome zapachy:
Cmentarnych zniczy i lipowych kwiatów.
Ten dzień cudowny na zawsze zostanie
Bramą, za którą tak wiele rozpaczy
I nowym kluczem do innych wszechświatów.
Henry W Longfellow Letni dzień nad mordem
tłum. Jerzy A. Masłowski
287827780.003.png
Część 1
Jesień
 
18. dzień bez Abby
Głuchy stuk, gdy małe ciałko uderza o stalowy błotnik. Żadnego
krzyku, tylko lekkie westchnienie, zdziwione: „Och!”, gdy uniosła się z
ziemi, by natychmiast opaść z powrotem. Słyszę to. Widzę to. Chociaż
mnie tam nie było.
Jak każdego ranka od dwunastu dni odwoziłam Abby do przedszkola.
Wybiegła z domu, żeby wsiąść do minivana. Duży plecak na ramionach
prawie zasłaniał kędzierzawą główkę. Jedynym dźwiękiem, jaki słyszałam
w tamten prześwietlony słońcem poranek, był jej szczebiot, gdy mnie
poganiała. Spadło już trochę liści, ale i tak nie usłyszałabym ich szelestu
pod jej stopami. Na nogach miała nowe baletki; nie rozstawała się z nimi,
odkąd je jej kupiłam na rozpoczęcie roku. Jazda do przedszkola Jasna
Przyszłość trwała tylko siedem minut i Abby cały czas gadała,
zastanawiając się, czy zajęcia rozpoczną się dziś w sali, czy na dworze.
Żadna z nas nie mogła wiedzieć, że lekki uścisk i buziak, gdy żegnałyśmy
się przed bramą, będą ostatnie.
Wciąż na nowo odtwarzam w głowie każdy szczegół tamtego ranka.
Gdybym zatrzymała ją w domu, bo miała lekki katar... Gdybym to ja miała
tego dnia dyżur w przedszkolu... Może gdybym zmieniła wtedy choć jedną
rzecz, wszystko byłoby dziś inaczej?
Nie rozumiem, jak pisanie o tym miałoby mi pomóc, ale Celia mówi, że
pomoże. Wczoraj spotkałyśmy się po raz pierwszy. Od dwóch tygodni nie
wychodziłam na dwór; zeszłam, ściskając poręcz, po schodkach naszego
wiejskiego domu i natychmiast zdałam sobie sprawę, że płócienne
rybaczki i klapki japonki nadawały się na lato, a nie na jesienny chłód,
287827780.004.png
który chlasnął mnie po łydkach, gdy szłam do samochodu. Ale nie miałam
siły, żeby wrócić i się przebrać.
Klapnęłam na fotel, odsunięty za daleko jak dla mnie; moim voyagerem
musiał jeździć Ethan; posprzątał w środku, wnętrze wyglądało czyściej niż
kiedykolwiek. Na siedzeniu pasażera nie było już dziecięcego fotelika.
Sięgnęłam w dół, żeby przysunąć fotel, i natrafiłam ręką na sztywną
figurkę plastikowej baletnicy. Abby szukała jej od tygodni.
Przycisnęłam do piersi maleńką tancerkę i ruszyłam do miasta, żeby
rozmawiać z jakąś obcą kobietą o moim życiu bez Abby. Jaki to ma sens?!
To Ethan chce, żebym spotykała się z Celią. Mówi, że zachowuję się
nienormalnie, bo śpię w łóżeczku Abby, przytulając jej kocyk i
zszarganego pluszowego królika. Może tak uważać, mam to gdzieś. Nie
jest normalne stracić jedyne dziecko, jakie się miało czy będzie mieć
kiedykolwiek. Nie jest normalne potrącić czteroletnią dziewczynkę i nie
przystanąć, żeby jej pomóc, nie jest normalne nie powiedzieć matce,
dlaczego to się musiało wydarzyć.
Moje życie już nigdy nie będzie normalne.
20. dzień bez Abby
Tej nocy spałam dłużej niż dwie godziny. Ustanowiłam nowy rekord:
trzy i pół. Wolałabym nie spać tak długo, bo kiedy się obudziłam w jej
łóżeczku, z przyciśniętym do piersi królikiem Tootsie, kilka sekund
trwało, zanim sobie przypomniałam. Byłam w jej łóżku nie dlatego, że
zasnęłam przy czytaniu Wynken, Blynken i Nod czy dlatego że usypiałam
Abby, gdy obudził ją zły sen. Nie – to mnie śni się koszmar.
287827780.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin