Brandys M Honorowy łobuz.txt

(159 KB) Pobierz
Marian Brandys

Honorowy �obuz

SPIS TRE�CI
Ch�opiec z poci�gu... ...... 5
Navigare necesse est... ..... 11
Eksperyment naukowy... .... 35
�mier� don Juana... ...''.. 56
Wiewi�rczak... . ...... 72
Honorowy �obuz... . ..... 105
W Na��czowie... , . . , . . . 131
Ch�opiec z poci�gu 
Dzia�o si� to tu� przed wybuchem powstania war-
szawskiego, w czerwcu czy lipcu 1944 roku -dok�ad-
nie nie pami�tam. Dzie� by� duszny, chmurny. Cz�o-'
wiek przes�dny m�g�by powiedzie�, �e w powietrzu
od rana czai�o si� co� niedobrego.
�andarmi przychwycili nasz poci�g na ma�ej sta-
cyjce ko�o Cz�stochowy, a raczej jeszcze przed wja-
zdem na stacyjk� - w go�ym polu pod sygna�em.
By�o ich dwunastu - jak w ,,Powrocie taty" - pod'
dow�dztwem czarnego SS-mana z psem. Zgodnie ze
swym zwyczajem, zaszli nas od dw�ch stron i spraw-
dzali przedzia� po przedziale. Pasa�erowie podawali
dokumenty do kontroli, staraj�c si� wytrzyma� bez
dr�enia spojrzenie SS-mana. Bali si� wszyscy. W
owych czasach nie by�o niewinnych. Po ostatnich kl�-
skach na froncie hitlerowcy wzmogli czujno�� i ka�da
przypadkowa ob�awa mog�a si� sko�czy� katastrofo.
Ta w�a�nie sko�czy�a si� katastrof�.
Kiedy dwie partie kontroluj�cych zbli�a�y si� ju� ku
sobie, w ko�cu korytarza wybuchn�� wrzask. To jeden
z �andarm�w pozostawionych przy drzwiach wszed� do
ubikacji i znalaz� tam ukryty za sedesem automat.
Wiadomo, czym grozi�o znalezienie w poci�gu ukry-
tej broni. Hitlerowc�w ogarn�� sza�. Wrzeszcz�c i t�u-
k�c na o�lep kolbami, wyrzucali nas z poci�gu. Po-
maga� im w tym spuszczony z ka�czuga pies -
czarna roz�arta bestia, k�saj�ca milczkiem i niena-
wistnie.
Po opr�nieniu wagonu ustawiono nas w dwusze-
regu przed poci�giem. Naprzeciw, w odleg�o�ci kilku-
nastu krok�w, stan�� SS-man z psem. S�owa oficera
przek�ada� na polski �andarm Sl�zak. Bi�y w nas jak
kamienie: "Ten od automatu ma si� zaraz przyzna�.
inaczej, za pi�� minut co pi�ty z ca�ej bandy b�dzie
rozstrzelany".
SS-man wyci�gn�� spokojnie r�k� z zegarkiem i ob-
wi�d� nas powoli spojrzeniem.
Wierzcie, �e" by�o to najstraszniejsze pi�� minut, ja-
kie prze�y�em kiedykolwiek.
Do automatu nie przyzna� si� nikt.
Na kr�tkie warkni�cie SS-mana dopadli nas �an-
darmi i uderzeniami luf zacz�li odlicza� co pi�tego.
Starzec z siw� brod�, kt�rego odliczono jako pierw-
szego, ze strachu os�ab�. Inni przyjmowali wyrok w
milczgcym odr�twieniu. Jaki� m�ody, szczup�y cz�owiek
w binoklach zacz�� g�o�no, rozpaczliwie p�aka�.
Wtedy w�a�nie wyst�pi? ten ch�opiec.
By� to jeszcze zupe�nie m�ody szpic. Mia� pi�tna�cie,
a mo�e szesna�cie lat, ale nie wygl�da� nawet na
tyle.
Dzi� nie potrafi�bym ju� opisa� dok�adnie jego wy-
gl�du. Pami�tam tylko, �e w jego drobnej, dziecinnej
sylwetce by�o co� ujmuj�cego - co�, co cechuje za-
zwyczaj ch�opc�w bardzo nerwowych i bardzo nie-
�mia�ych. A przecie� zdoby� si� na �mia�o��, kiedy
my - doro�li, silni m�czy�ni dr�eli�my ze strachu.
Ludzie tak byli zaj�ci procedur� odliczania, �e po-
cz�tkowo nie wszyscy dostrzegli jego wyst�pienie. Do-
piero kiedy podszed� do oficera, zapad�a zadyszana
cisza. W tej ciszy ch�opiec powiedzia� g�o�no i wy-
ra�nie:
- Automat jest m�j. Ja go wioz�em.
�andarmi natychmiast skoczyli ku ch�opcu i na
chwil�; zakryli go przed naszym wzrokiem. Dostrze-
g�em tylko, �e SS-man pochyli� si� i odpi�� ka�czug'
od obro�y psa. Nast�pi�y dwa straszne ciosy. Ch�o-
piec upad�, lecz zaraz szybko si� podni�s�. Chwia�
si� na nogach. R�kami zas�ania� twarz. Potem zabrali
si� do niego �andarmi. , .
O Bo�e, jak bardzo kochali�my wtedy tego ch�op-
ca! Jego post�pek przywr�ci� nam ca�� utracon� od-
wag�. Byli�my znowu m�czyznami. Jestem przekona-
ny, �e w owej chwili ka�dy bez wahania odda�by za
niego �ycie.
Kiedy my�leli�my, �e nic ju� nie uchroni go od zgu-
by - zelektryzowa� nas nagle przera�liwy okrzyk:
"- Herr Sturmfuhrer! Herr Sturmfuhrer!
Od. ko�ca poci�gu bieg�a w nasz� stron� grupa
podnieconych ludzi. Trzech konduktor�w wlok�o za
�ob� opieraj�cego si� Bahnschutza. Bahnschutz by�
w rozpi�tym mundurze, zupe�nie pijany. Wyrywa� si�,
wierzga� i be�kota� co� nieprzytomnie,
W chwil� potem dr��cy i blady jak �mier� starszy
konduktor salutuj�c sk�ada� po niemiecku meldunek
oficerowi. �
Nie mogli�my zrozumie� s��w, ale od razu domy�li-
li�my si� wszystkiego. To ten Bahnschutz - to pfjane
zwierz� - zostawi� sw�j automat w ust�pie polskie-
go wagonu. Schroni� si� tam zapewne w obawie przed
partyzantami, a p�niej - spiwszy si� zupe�nie -
wr�ci� spa� do niemieckiej cz�ci poci�gu. Konduk-
torzy okazali si� porz�dnymi, odwa�nymi lud�mi. Wia-
domo zreszt�, jak obs�uga poci�g�w nienawidzi�a
panosz�cych si� Bahnschutz�w.
Niemcy zupe�nie zbaranieli. Dla nas to by� ratu-
nek, ale oni t� kasz� musieli jako� zje��. SS-man
przez chwil� wa�y� w sobie decyzj�. Potem - krzy-
wi�c twarz w u�miechu - podszed� do ch�opca, wy--
pr�yS si� na baczno��, zasalutowa� i wyci�gn�� do
niego r�k�.
Ale rycerski gest zawis� w powietrzu. Ch�opiec od-
wr�ci� si� od hitlerowca i z twarz� zalan� krwi�, ma-
caj�c przed �ob� jak �lepiec, powl�k� si� w stron�
poci�gu.
Szczekliwy rozkaz zagna� nas z powrotem do wago-
nu. Tym razem nie trzeba by�o nam pomaga� ani po-
p�dza�.
Dopiero kiedy poci�g ruszy� spod fatalnego sygna-
�u, zaj�li�my si� ch�opcem. Le�a� na �awce z zamkni�-
tymi oczami, a wygl�da� tak, �e strach by�o na niego
patrze�.
Kiedy kobiety star�y mu krew z twarzy chustkami
zmoczonymi w occie, dorwali�my si� do niego my
i pocz�li�my wo�a� jeden przez drugiego:
- Ch�opcze, dlaczego� to uczyni�? Po co� si�
przyznawa�? Przecie� nie mia�e� z tym nic wsp�lne-
go!
Wtedy on spojrza� na nas i, z trudem poruszaj�c
rozci�tymi wargami, rzek�;
- Ja mog�em, bo nie nale�� do �adnej organiza-
cji. Nikogo bym n|e. wsypa�.
l jakby zwalaj�c z .siebie wstyd, co gni�t� go od
dawna, doda� ciszej:
-Nie jestem w organizacji, bo szkopy rozwalili
mi dw�ch braci. Musia�em przysi�c mamie, �e nie b�-
d� si� nara�a�.
NAYIGARE NECESSE E S T...
Pod koniec pa�dziernika w grabkowskim Liceum
Og�lnokszta�c�cym pojawi� si� nowy nauczyciel �aci-
ny. By� to wysoki, ko�cisty starzec o wielkiej, ��tawo
po�yskuj�cej �ysinie i wydatnym nosie, na kt�rym
chwia�y si� okulary w drucianej oprawie, pozbawio-
nej bocznych rami�czek. Z ca�ej powierzchowno�ci
nauczyciela przebija�o zm�czenie i zaniedbanie. Nie
by� to �aden z tych b�ogos�awionych szcz�liwc�w,
kt�rzy wyg!�dem swym na pierwszy rzut oka wzbudza-
j� odruchowo sympati� otoczenia.
Inauguracyjna lekcja �aciny odby�a si� w klasie
�smej, s�yn�cej na cai� szko�� z dobrych wynik�w
sportowych i ze skandgJ<fflT|"gp sprawowania. �sma-
/IW^�
cy powitali nowego nauczyciela wroga cisz� i ironicz-
nymi spojrzeniami.
Po odwo�aniu z Grabkowa poprzedniej nauczycielki
�aciny, panny Szadkowskiej, grabkowscy ,,�acinnicy"
korzystali przez miesi�c z b�ogiego ,,fajr�ntu". Pa�-
dziernik tego roku by� wyj�tkowo pi�kny. Mieni�cy si�
wszystkimi barwami jesieni �wiat grza� si� w s�o�cu
jak wielki, rudy kocur. Sucha, spr�ysta ziemia zapra-
sza�a do gry w pi�k�.
W czasie trzech wolnych lekcji w tygodniu roz-
wrzeszczana banda �acinnik�w szala�a na szkolnym
boisku, mobilizuj�c przeciwko sobie ponur� zawi��
wszystkich pozosta�ych koleg�w. Teraz z winy tego
ko�cianego dziadka, kt�rego licho przynios�o nie wia-
domo sk�d, ,,wdechowe" czasy mia�y si� sko�czy�.
�smacy nie kryli urazy do przybysza. Je�eli ju� ko-
niecznie musia� uszcz�liwi� swoj� osob� grabkow-
skie liceum, to m�g� z tym przynajmniej zaczeka� do
po�owy listopada, kiedy zaczn� si� pierwsze jesienne
pluchy.
Ale nowego �acinnika zdawa� si� zupe�nie nie ob-
chodzi� nastr�j �smej klasy. Szybkim, stanowczym
krokiem przeby� kr�tk� przestrze� od drzwi do katedry,
obejrza� podejrzliwie profesorski fotel i Iekcewa��cym
ruchem str�ci� z niego pod?o�on� przez uczni�w pi-
nezk�. Od razu mo�na by�o pozna�, �e jest to stary
praktyk, znaj�cy si� na uczniowskich kawa�ach.
Po odczytaniu listy obecno�ci nauczyciel zamkn��
dziennik i nie wdaj�c si� w �adne wst�pne pogaw�d-
' ' 12
ki z uczniami podszed� do ta-
blicy. Wytar� j� starannie, po
czym wzl�� do r�ki kred� i
zacz�� powoli pisa�, pi�knie
kaligrafuj�c ka�d� z liter.
Uczniowie pocz�tkowo �le-
dzili z zainteresowaniem gwa�-
towne ruchy wystaj�cych �opa-
tek nauczyciela, lecz wkr�tce
przesta�o ich to bawi�. Kto� z
dalszych �awek wystrzeli� pa-
pierow� strza��. Ku og�lnej
uciesze trafi�a w sam �rodek
profesorskich plec�w. Ponie-
wa� nie wywo�a�o to �adne]
reakcji, za pierwsz� strzai�
�mign�y nast�pne. Potem
trzasn�� w katedr� z rozma-
chem ci�ni�ty pantofel gimna-
styczny. Wrzawa w klasie za-
cz�a rosn�� jak piana na ki-
pi�cym mleku. Kiedy w pewnej
chwili nauczyciel zani�s� si�
suchym astmatycznym kaszlem,
ze wszystkich stron odpowie-
dzia�o mu zuchwa�e echo.
- Khe-khe-khe! - kastali
rozbawieni �smacy.- Khe-
-khe-khe! Khe-khe-khe!
13
Nowy �acinnik - jakby nie s�ysz�c, co dzieje si� za
jego plecami - spokojnie pisa! dalej. Dopiero po
postawieniu ostatniej kropki, odwr�ci� si� do klasy
i krzykn�� ostro:
- Silentium! *
Jak �wiat �wiatem na grabkowskich �smak�w nikt
jeszcze nie krzycza� po �acinie. By�o to tak nieoczeki-
wane i zdumiewaj�ce, �e klasa z wra�enia zamar�a.
Nauczycie! spokojnie otar� r�ce z kredy i jeszcze raz
przyjrza� si� zdaniom wykaligrafowanym na tablicy,
po czym odczyta� je g�o�no, akcentuj�c wyra�nie ka�-
de s�owo:
- Vivere non est necesse. Navigare necesse est.
Obieg� wzrokiem klas� i z nieomylnym wyczuciem
wskaza� palcem na najlepszego ucznia, Liskowicza.
- T�umacz ty, je�eli potrafisz.
Klasa �sma dopiero zaczyna�a nauk� faciny. Ale
dla Liskowicza nie by�o rzeczy trudnych. Podni�s� si�
z godno�ci�, raz tylko odchrz�kn�� i bez zaj�knienia
prze�o�y� �aci�ski tekst;
- Vivere non est necesse znaczy: ,,�y� nie jest ko-
nieczne". Navigare necesse est znaczy: ,,�eglowa�
jest konieczne". Oczyw...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin