Honorius Balzac Cierpienia wynalazcy Stracone z�udzenia prze�o�y� Tadeusz �ele�ski � Boy Tytu� orygina�u �Les souffrances de l'inventeur� 2 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 3 Nazajutrz Lucjan zawizowa� paszport, kupi� t�gi leszczynowy kij i wzi�� na ulicy d'Enfer biedk�, kt�ra za dziesi�� su dowioz�a go do Lonjumeau. Po pierwszym etapie podr�y przenocowa� w jakiej� stajni, o dwie mile od Arpajon. Kiedy dobi� do Orleanu, czu� si� pot�nie zm�czony i zbity; za trzy franki przewo�nik dowi�z� go do Tours; na �ycie w drodze wyda� tylko dwa franki. Z Tours do Poitiers Lucjan szed� pi�� dni. Kawa� za Poitiers posiada� ju� tylko pi�� frank�w, ale zebra� reszt� si�, aby w�drowa� dalej. Jednego dnia Lucjan, zaskoczony przez noc na r�wninie, postanowi� tam rozbi� ob�z, kiedy ujrza� w parowie karoc� ci�gn�c� si� na wzg�rze. Niespostrze�ony przez pocztyliona, podr�nych i lokaja na ko�le, zdo�a� si� wcisn�� z ty�u mi�dzy dwa t�umoki i usn�� u�o�ywszy si� tak, aby unikn�� wstrz��nie�. Rano, obudzony s�o�cem, kt�re �wieci�o mu w oczy, i gwarem, pozna� Mansle, ow� mie�cin�, gdzie p�tora roku temu spieszy� oczekiwa� na pani� de Bargeton z sercem pe�nym mi�o�ci, nadziei i rado�ci. Znalaz�szy si�, okryty kurzem, w kr�gu ciekawych i pocztylion�w, zrozumia�, i� czeka go przeprawa; zerwa� si� na nogi, mia� si� odezwa�, kiedy widok pary podr�nych, kt�rzy w tej chwili wysiedli z karocy, odj�� mu mow�: ujrza� �wie�ego prefekta Charenty, hrabiego Sykstusa du Ch�telet, i �on� jego, Luiz� de Negrepelisse. � Gdyby�my byli wiedzieli, jakiego towarzysza zes�a� nam przypadek! � rzek�a hrabina. � Niech�e pan b�dzie �askaw si��� z nami. Lucjan sk�oni� si� zimno tej parze, rzucaj�c jej pokorne zarazem i brzemienne gro�b� spojrzenie, i rzuci� si� w boczn� drog� ku Mansle, chc�c dobi� do zagrody, gdzie by m�g� dosta� nieco chleba i mleka, odpocz��, i w ciszy poduma� nad przesz�o�ci�. Mia� jeszcze trzy franki. Autor �Stokroci�, gnany gor�czk�, bieg� d�ugo bez odpoczynku; p�dzi� r�wno z biegiem rzeczki, rozpatruj�c si� w okolicy, kt�ra stawa�a si� coraz bardziej malownicza. Oko�o po�udnia dotar� do miejsca, gdzie struga, otoczona wierzbami, tworzy�a ma�e jeziorko. Zatrzyma� si�, aby nasyci� wzrok �wie�� i bujn� zielono�ci� gaiku, kt�rego sielski urok oddzia�a� na jego dusz�. Jaki� domek, przylegaj�cy do m�yna nad odnog� rzeczki, widnia� mi�dzy wierzcho�kami drzew s�omian� strzech�, strojn� rozchodnikiem. Prosty ten budynek mia� za jedyn� ozdob� kilka krzew�w ja�minu, przewiercienia i chmielu, doko�a za� kwiaty floksu i wspania�e jarzyny. Na kamiennej grobli, podpartej grubymi palami, kt�ra chroni�a go�ciniec od wylew�w, ujrza� sieci susz�ce si� na s�o�cu. Kaczki p�ywa�y po przezroczej sadzawce za m�ynem, mi�dzy dwoma strumieniami wody szumi�cej w stawid�ach. S�ycha� by�o dra�ni�cy sw� monotoni� turkot m�yna. Na prostej �awie poeta ujrza� poczciw�, za�ywn� gosposi� robi�c� na drutach i czuwaj�c� nad dzieckiem, kt�re zn�ca�o si� nad kurami. 4 � Moja dobra kobieto � rzek� Lucjan podchodz�c � jestem bardzo zm�czony, mam gor�czk�, a posiadam tylko trzy franki; czy chcecie �ywi� mnie czarnym chlebem i mlekiem i da� mi legowisko na s�omie przez tydzie�? B�d� mia� czas napisa� tymczasem do krewnych, kt�rzy przy�l� mi pieni�dzy albo przyjad� po mnie tutaj. � Ch�tnie � odpar�a � oczywi�cie, je�eli m�� si� zgodzi. Hej tam, stary, a chod� no! M�ynarz wyszed�, spojrza� na Lucjana i wyj�� fajk� z ust, m�wi�c: � Trzy franki, tydzie�? To ju� lepiej nic nie we�miemy od pana. �Kto wie, czy nie przystan� na parobka do m�yna� � rzek� sobie poeta spogl�daj�c na ten rozkoszny pejza�, nim u�o�y� si� w ��ku przygotowanym przez m�ynark�, gdzie zasn�� w spos�b, kt�ry przerazi� gospodarzy. � Pietrze, id� no zobaczy�, czy ten m�ody pan nie umar�; ju� czterna�cie godzin, jak si� po�o�y�, ja nie �miem tam wej�� � rzek�a m�ynarka nazajutrz ko�o po�udnia. � Ja my�l� � odpar� m�ynarz ko�cz�c rozci�ga� sieci i rozk�ada� inny sprz�t rybacki � �e ten �adny ch�opczyk to mo�e jaki kompan od komediant�w; ot golec. � Z czeg� to my�lisz, stary? � rzek�a m�ynarka. � Ano, przecie� nie jest �aden ksi���, ani minister, ani deputat, ani biskup; czemu� ma r�ce takie bia�e jak cz�owiek, co nic nie robi? � Dziwno mi w takim razie, �e g��d go nie obudzi � rzek�a m�ynarka, kt�ra w�a�nie przygotowa�a �niadanie dla go�cia, zes�anego w wili� przypadkiem do domu. � Komediant? � powt�rzy�a. � Gdzie� by szed�? To� jeszcze nie pora na jarmark w Angouleme. Ani m�ynarz, ani m�ynarka nie mogli podejrzewa�, i� poza komediantem, ksi�ciem i biskupem istnieje cz�owiek, zarazem ksi��� i komediant, cz�owiek obleczony wspania�ym kap�a�stwem, Poeta, kt�ry na poz�r nic nie robi, a mimo to kr�luje nad ludzko�ci�, kiedy j� umie odmalowa�. � Kt� by to m�g� by�? � rzek� Piotr do �ony. � Mo�e to niebezpiecznie go trzyma�? � spyta�a gosposia. � Ba, z�odzieje maj� szybsze r�ce, ju� by�by nas oporz�dzi� � odpar� m�ynarz. � Nie jestem ani ksi�ciem, ani z�odziejem, ani biskupem, ani komediantem � rzek� smutnie Lucjan, kt�ry ukaza� si� w tej chwili, a kt�ry musia� s�ysze� przez okno rozmow� ch�opk�w. � Jestem biedakiem opad�ym z si�, kt�ry przyby� tu z Pary�a piechot�. Nazywam si� Lucjan de Rubempr�, a jestem synem pana Chardon, poprzednika pana Postel, aptekarza z Houmeau. Siostra moja wysz�a za Dawida S�chard, drukarza z placu du Murier w Angouleme. � Czekaj�e pan! � rzek� m�ynarz. � Czy ten drukarz to nie jest syn starego wygi, tego, co to ma folwarczek w Marsac? � W�a�nie � odpar� Lucjan. � �adny ojczulek, dalib�g � rzek� m�ynarz. � To� on, powiadaj�, ka�e licytowa� syna do ostatniego sto�ka, a sam ma gruntu za przesz�o dwie�cie tysi�cy frank�w, nie licz�c tego, co trzyma w po�czosze. Kiedy dusza i cia�o zu�y�y si� w d�ugiej i bolesnej walce, godzina, w kt�rej si�y si� wyczerpa�y, sprowadza za sob� albo �mier�, albo unicestwienie podobne do �mierci, ale w kt�rym zdolna do oporu natura odzyskuje w�wczas si�y. Lucjan, b�d�cy pastw� takiego przesilenia, zdawa� si� bliski omdlenia w chwili, gdy si� dowiedzia�, mimo i� tak mglisto, o katastrofie spad�ej na Dawida S�chard, swego szwagra. � Och, siostro! � wykrzykn��. � Co ja uczyni�em, m�j Bo�e? Jestem n�dznikiem. Nast�pnie osun�� si� na drewnian� �aw�, blady i os�ab�y, jak gdyby mia� umiera�; m�ynarka skwapliwie przysun�a mu kubek mleka, zmuszaj�c go, by wypi�; ale Lucjan poprosi� m�ynarza, aby mu pom�g� po�o�y� si� na ��ko, przepraszaj�c za k�opot, jaki uczyni w domu sw� �mierci�, mniema� bowiem, i� nadesz�a ostatnia godzina. Widz�c przed oczyma widmo �mierci, �w pe�en wdzi�ku poeta uczu� w sercu przyp�yw religijnych uczu�: chcia� m�wi� z ksi�dzem, wyspowiada� si� i przyj�� sakramenty. Skargi te, wyj�czane s�abym g�osem przez ch�opca o tak pi�knej twarzy i zr�cznej postaci, wzruszy�y pani� Piotrow�. 5 � S�uchaj no, stary, siadaj na ko� i jed� poprosi� pana Marron, lekarza z Marsac; zobaczy, co jest temu m�odemu paniczowi, kt�ry nie wydaje mi si� w t�giej sk�rze; sprowadzisz tak�e proboszcza. Mo�e b�d� wiedzieli lepiej ni� ty, jak stoi sprawa z tym drukarzem: to� Postel jest zi�ciem pana Marron. Po odje�dzie m�a m�ynarka, przekonana, jak wszyscy ludzie wiejscy, �e choroba wymaga od�ywiania, nakarmi�a Lucjana; nie wzbrania� si�, pogr��ony w gwa�townych wyrzutach, kt�re wyrwa�y go z prostracji przez wstrz�s, wywo�any tego rodzaju topicum1 moralnym. M�yn znajdowa� si� o mil� od Marsac, stolicy powiatu, po�o�onej w p� drogi mi�dzy Mansle a Angouleme, tote� zacny m�ynarz przywi�z� niebawem lekarza i proboszcza. Osobisto�ci te s�ysza�y o stosunkach Lucjana z pani� de Bargeton. Poniewa� w tej chwili ca�y departament Charenty rozprawia� o ma��e�stwie tej damy i o jej powrocie do Angouleme z nowym prefektem, hrabi� Sykstusem du Ch�telet, lekarz i proboszcz, dowiaduj�c si�, �e Lucjan jest u m�ynarza, uczuli gwa�town� ch�tk� spenetrowania przyczyn, jakie wstrzyma�y wdow� po panu de Bargeton od po�lubienia m�odego poety, z kt�rym swego czasu uciek�a; chcieli r�wnie� dowiedzie� si�, czy przyby� do rodzinnego miasta, aby wspom�c szwagra Dawida S�chard. Ciekawo��, ludzko��, wszystko jednoczy�o si� tedy, aby sprowadzi� rych�� pomoc umieraj�cemu poecie. Tote� w dwie godziny po wyje�dzie m�ynarza Lucjan us�ysza� na kamienistym doje�dzie do m�yna szcz�k �elaziwa, jaki wydawa�a bryczuszka wiejskiego lekarza. Obaj Marronowie ukazali si� r�wnocze�nie, lekarz bowiem by� bratankiem proboszcza. Lucjan ujrza� tedy w tej chwili osoby zwi�zane blisko z ojcem Dawida S�chard, jak bywa w ma�ym miasteczku, gdzie wszyscy hoduj� wino. Skoro lekarz przyjrza� si� umieraj�cemu, zmaca� puls i obejrza� j�zyk, popatrzy� na m�ynark� u�miechaj�c si� w spos�b rozpraszaj�cy wszystkie obawy. � Pani Courtois � rzek� � nie w�tpi�, �e pani musi mie� w piwnicy jak� dobr� butelk� wina, w sadzawce za� �adnego w�gorza. Niech�e je pani poda choremu, kt�remu nic nie dolega poza troszk� przem�czenia. Po tym lekarstwie nasz wielki cz�owiek stanie niebawem na nogi. � Ach, panie � rzek� Lucjan � moja choroba jest nie w ciele, ale w duszy! Ci zacni ludzie powiedzieli mi co�, co mnie zabi�o, oznajmiaj�c nieszcz�cie, jakie spad�o na dom mojej siostry, Dawidowej S�chard. Na imi� Boga, pan, kt�ry, jak wspomina�a pani Courtois, wyda�e� c�rk� za Postela, musisz co� wiedzie� o sprawach Dawida? � My�l�, �e musi by� w wi�zieniu � odpar� lekarz � ojciec odm�wi� mu pomocy... � W wi�zieniu!�wykrzykn�� Lucjan. � I za co? � Ano, z przyczyny weksli zaskar�onych w Pary�u, o kt�rych wida� zapomnia�; uchodzi za cz�owieka, kt�ry nie bardzo wie, co robi � odpar� pan Marron. � Zostawcie mnie, prosz�, z ksi�dzem proboszczem � rzek� poeta, kt�rego fizjonomia zmieni�a si� gwa�townie. Doktor, m�ynarz i jego �ona wyszli. Skoro Lucjan zosta� sam ze starym ksi�dzem, wykrzykn�...
ptomaszew1966