Aldiss Brian Krążenie krwi.txt

(151 KB) Pobierz
Brian W. Aldiss

Kr��enie krwi ...

Spis tre�ci
Kr��enie krwi ...
I zamieranie serca
Robak, kt�ry fruwa
Dzie� wyjazdu na Cyther�

Kr��enie krwi...
I
Pod ciosami promieni s�onecznych ocean wydawa� si� p�on��. Z chaosu
p�omieni i d�ugich grzywaczy wynurzy�a si� stara ��d� motorowa, z �oskotem
silnika pod��aj�ca ku ciasnemu przesmykowi pomi�dzy koralowymi rafami.
Z brzegu  �ledzi�o j�  kilka par oczu; z kt�rych jedn� przed o�lepiaj�c�
�un� �hroni�y okulary s�oneczne. Silnik "Krakena" zamilk�. Gdy ��d� prze-
�lizgiwa�a  si� pomi�dzy  koralowymi  kleszezami, jej  syrena  odezwa�a si�
dwukrotnie. W chwil� p�niej statek wytraci� ca�y p�d i rzuci� kotwic� na
zatopionej  rafie, wyra�nie widocznej pod powierzchni� wody; jego nagi,
odarty z farb kad�ub ociera� si� o pomost.
Biegn�cy od brzegu ponad p�ycizn� pomost chwia� si� i skrzypia�. Gdy
wreszcie z��czy� si� ze statkiem  w jedn� ca�o��, a z pok�adu zeskoczy�
Murzyn w brudnej marynarskiej czapce, aby umocowa� cumy, od cienia
wie�cz�cych  pierwsze  wzniesienie  pla�y  kokosowych  palm  oderwa�a  si�
kobieca posta�. Sz�a przed siebie powoli, niemal ostro�nie, ko�ysz�c trzy-
roanymi na wysoko�ci ramienia okularami s�onecznymi. Jej sanda�y poskrzy-
,pywa�y i stuka�y o deski, gdy sz�a pomostem.
Dziobow� cz�� statku okrywa� dach ze sp�owia�ego zielonego brezentu,
chroni�c j� przed morderczym s�o�cem. Brodaty m�czyzna, kt�ry wyjrza�
poza burt�,  wynurzy� si� naraz spod tej os�ony.  Nie mia� na sobie nic
poza par� starych, wysoko podwini�tych d�ins�w oraz okul~r�w w stalowej
oprawie; jego cia�o by�o spalone na br�z. Ten mniej wi�cej czterdziesto-
pi�cioletni m�czyzna o poci�g�ej twarzy nazywa� si� Clement Yale i w�a�nie
wraca� do domu.
U�miechn�� si� do  kobiety  i  zeskoczy� na. pomost.  Przez chwil� stali
nieruchomo przygl�daj�c si� sobie. Patrzy� na bruzd�, kt�ra po�owi�a teraz
jej c�o�o, na ma�e zmarszczki w k�cikach oczu, na fa�d�, kt�ra stopniowo
okr��a�a jej  pe�ne usta. Zauwa�y�, �e na ten wielki dzie� jego powrotu
u�y�a szminki i pudru. Ten widok wzruszy� go; by�a wci�� jeszcze pi�kna,
lecz w tym sformu�owaniu "wci�� jeszcze" d�wi�cza�o melancholijne echo
innej  my�li  - jest ju�  zm�czona,  zm�czona, a  przecie� nie przebieg�a
nawet po�owy swego dystansu.
- Caterina! - zawo�a�.             �
Gdy rzucili si� sobie w ramiona, przemkn�a mu my�l: a mo�e, mo�e
da si� zrobi�, �eby �y�a - no, b�d�my ostro�ni - przynajmniej sze��set,
siedemset lat...
                                                 *
Rozlu�riili u�cisk po dobrej minucie. Pot z jego piersi pozostawi� �lady
na j�j sukni.
- Musz� pom�c im wy�adowa� najwa�niejsze rzeczy, kochanie - powiedzia�  ,
 a potem wr�c� do ciebie. Gdzie jest Philip'? Wci�� jeszcze tutaj,
prawda.
- Jest gdzie� tam -odpowiedzia�a, robi�c,nicokre�lony ruch r�k� w stron�
t�a palm, ich domu i wznosz�cej si� za nim poro��i�tej krzakami skarpy
jedynego wzniesienia na Kalpeni. Ponovnie za�o�y�a okulary, a Yale za-
wr�ci� w stron� �odzi.
Obserwowa�a jego oszcz�dne ruchy; przypomina�y jej w�a�ciw� mu surow�
dyscyplin�, jak� narzuca� zar�wno swemu cia�u, jak i mowie: I teraz spo-
kojnie obj�� komend� nad o�mioma cz�onkami za�ogi, wymieniaj�c �arty
z kucharzem Louisem, t�ustym Kreolem z Mauritiusa, a zarazem dogl�daj�c
wy�adunku swego mikroskopu elektronowego. Stopniowo na pomo�cie wyr�s�
stos skrzynek i paczek. Raz tylko Yale roz�jrza� si� woko�o szukaj�c Phi-
lipa, ale ch�opca nie by�o nigdzie w zasi�gu wzroku.
Caterina  zawr�ci�a  do  brzegu,  gdy  marynarze  zarzucili  na  ramiona
pierwsze �adunki.  Wesz�a na biegn�ce ponad pla�� molo  i nie ogl�daj�c
si� wi�cej posz�a prosto do domu.  
Wi�kszo�� baga�u ze statku zosta�a z�o�ona w s�siaduj�cym z domem
laboratorium lub w przyleg�ym magazynie. Yalc zamyka� poch�d� nios�c
klatk� zbit� ze skrzynek po pomara�czach. Spomi�dzy deszczu�ek wygl�da�y
dwa m�ode pingwiny Adeli pokrakuj�c do siebie.
Wszed� do domu tylnym wej�ciem. By� to prosty, jednopi�trowy budynek,
wzniesiony z blok�w koralu,i pokryty strzech� typow� dla tych wysp, a raczej
tak�, jaka by�a typowa, zanim Hindusi z kontynentu zacz�li importowa�
blach� falist�.
- Napij si� piwa, kochany - powiedzia�a, g�aszcz�c go po ramieniu.
- Czy mog�aby� wyczarowa� tak�e co� dla ch�opak�w? Gdzie Philip?
- M�wi�am ci, �e nie wiem.
- Powinien s�ysze� syren� ze statku.
- P�jd� po piwo.
Wysz�a do kuchni, gdzie s�u��cy Joe wylegiwa� si� przy drzwiach. Yale
rozejrza� si�  po ch�odnym,  dobrze sobie  znanym  pokoju - patrzy� na
ksi��ki podparte muszlami, na dywan, kt�ry kupili w Bombaju jad�c tutaj,
na, wisz�c� na �cianie map� �wiata i olejny portret Cateriny.  Wiele mie-
si�cy up�yn�o, od kiedy ostatni raz by� w domu - tak, bo by� to naprawd�
dom,  cho� w rzeczywisto�ci tylko stacja badawcza rybo��wstwa, do kt�rej
zostali  przydzieleni.  By� to  na  pewno dom, bo tu by�a Caterina, teraz
jednak mogli ju� my�le� o powrocie do Anglii - ich zmiana dobiega�a
ko�ca, ko�czy� si� r�wnie� program badawczy. By�oby lepiej dla Philipa,
gdyby  zagnie�dzili  si�  w  kraju,  przynajmniej  na czas jego studi�w na
uniwersytecie. Yale podszed� do drzwi wej�ciowych i zmierzy� wzd�u� ca��
wysp�  w�rokiem.  Kalpeni  przypomina�a kszta�tem staromodny otwieracz
do piwa, kt�rego poprzeczk� morze przerwa�o w jednym miejscu, umo�li-
wiaj�c ma�ym �odziom dost�p do laguny. Trzonek porasta�y palmy, a u jego
ko�ca le�a�a ma�a tubylcza wioska - wszystkiego kilka brzydkich cha�up -
niewidoczna st�d, gdy� przes�ania�o j� wzniesienie.
- Tak, jestem w domu - powiedzia� do siebie; w jego rado�ci brzmia�a
jednak nuta niepokoju, gdy. zastanawia� si�, jak da sobie rad� z ponurym
p�nocnoeuropejskim klimatem.
Przez okno  widzia� �on� rozmawiaj�c� z za�og� trawlera. Obserwuj�c
twarze m�czyzn czerpa� przyjemno�� z ich rado�ci, �e zn�w mog� patrze�
na pi�kn� kobiet� i rozmawia� z ni�. Przydrepta� Joe z tac� pe�n� piwa,
Yale wyszed� wi�c na dw�r i przysiad� si� do nich na �awk�, s�cz�c trunek
z upodobaniem.
Przy pierwszej okazji zagadn�� Caterin�:
- Chod�my poszuka� Philipa.
- Id� sam, kochanie. Zostan� tu i porozmawiam z lud�mi.
- Chod� ze mn�.
- philip wr�ci. Nie ma po�piechu.
- Mam wam co� strasznie wa�nego do powiedzenia.
Spojrza�a na niego zaniepokojona.
- O co chodzi?
- Powiem ci wieczorem.
- Co� o Philipie?      .
- Oczywi�cie, �e nie. Czy�by by�y z nim jakie� k�opoty?
- Chcia�by zosta� pisarzem.
Yale roze�mia� si�.
- Nie tak dawno chcia� by� pilotem ksi�ycowym, prawda? Czy bardzo ur�s�?
- W�a�ciwie jest ju� doros�y. On serio traktuje swoje zamiary.
- A jak ty si� miewa�a�, kochanie? Nie nudzi�a� si� zbytnio? A, w�a�nie,
gdzie si� podziewa Fraulein Reise?
�aterina wycofa�a si� pod os�on� swoich okular�w s�onecznych i zapatrzy�a
si� w niski horyzont:
- To ona poczu�a si� �nudzona i wr�ci�a do domu. Opowiem ci p�niej. -
Za�mia�a si� niezr�cznie. - Clem, oboje mamy sobie tyle do powiedzenia.
Jak by�o w Antarktyce?
- Och,  cudownie.  Szkoda,  �e  nie by�o ci� z nami, Cat.  �wiat tutaj
sk�ada si� z morza i koralu, a tam z morza i lodu. Tego nie spos�b sobie
wyobrazi�. To j'est czysty �wiat. Przez ca�y czas �y�em tam w stanie unie-
sienia:  Kraina taka jak  Kalpeni - zawsze sama  dla  siebie,  nigdy  nie
poddana cz�owiekowi.
Kiedy za�oga ruszy�a w drog� powrotn� do statku, Yale za�o�y� tenis�wki
i pomaszerowa� w stron� zabudowa� wioski w poszukiwaniu swego syna.
W�r�d chat panowa� kompletny bezruch. Rz�d �odzi rybackich spoczywa�
na piasku, tu� poza zasi�giem przyboju. Wsparta o szary jak s�oniowa sk�ra
pie� palmy staruszka, zbyt leniwa, aby sp�dzi� muchy z powiek, pilnowa�a
susz�cych si� strz�pieli.  Porusza� si� tylko niesko�czony Ocean Indyjski,
bo  nawet  chmura  nad  odleg��  Karavatti  robi�a wra�enie zakotwiczonej.
Z najwi�kszego baraku, kt�ry pe�ni� tak�e funkcj� sklepu, dobiega�y s�abe
d�wi�ki muzyki. Na jej tle piosenkarka wyznawa�a, �e szcz�ciem dla niej
jest jej ukochany, a nie post�p. To samo, pomy�la� sobie oschle, mo�na
by powiedzie� o lenistwie. Tutejsi ludzie wiedli wygodne �ycie, przynajmniej
zgodnie ze swoimi wyobra�eniami. Nie chcieli robi� praktycznie nic i ich
�yczenie spe�nia�o si� niemal ca�kowicie, Caterinie r�wnie� podoba� si� ten
styl  �ycia.  Dzie�  po  driiet  mog�a  wpatrywa� si� w pusty horyzont. On
jednak zawsze musia� mie� jakie� zaj�cie.  C�, ludzie si� r�ni� mi�dzy
sob� - nie budzi�o to nigdy w nim sprzeciwu, a nawet czerpa� z tego
przyjemno��.
Schyli� g�ow� i wszed� do wn�trza baraku. Za lad� siedzia� tamilski w�a-
�ciciel sklepu, m�ody pogodny grubas, kt�rego czarna sk�ra po�yskiwaia
t�ustawo, i d�uba� w z�bach. Na widok Yale'a V.K. Vandranasis - jego
nazwisko widnia�o na desce nad drzwiami, mozolnie wymalowane po angielsku
i w sanskrycie - podni�s� si� i poda� mu r�k�.
- Jak przypuszczam, jest pan rad z powrotu z bieguna po�udniowego?
- Bardzo rad, Vandranasis.
- Zapewne na biegunie po�udniowym jest zimno nawet w tak ciep�a
pogod�?                                      .
- Tak, ale wie pan przecie�, �e byli�my ca�y czas w ruchu - pxzep�y-
n�li�my  niemal  dziesi��  tysi�cy  mil  morskich.  Przecie�  nie  siedzieli�my
sobie po prostu na biegttnie, aby tam zamarzn��. A jak si� panu powodzi'i
Zbija pan swoj� fortunk�'?
- Oj, oj, panie Yale, na  Kalpeni nie spos�b zrobi� maj�tku, o tym
pan wie doskonale. - Vandranasis rozpromieni� si�, zadowolony z dowcipu
Yale'a - ale �ycie nie jest tu takie z�e. Wie pan, niespodziewanie poja-
wi�o si� tu mn�stwo ryb; wi�cej ni� ludzie s� w stanie z�owi�. Na Kalpeni
nigdy dotychczas nie by�o tyle ryb.
- Jakich ryb? Strz�pieli'?
- Tak; tak, bardzo, bardzo du�o strz�pieli. Innych ryb nie tak wiele,
ale strz�pieli s� teraz miliony.
- A wieloryby wci�� przyp�ywaj�?
- Tak, wielkie wi�loryby przybywaj�, kiedy jest pe�nia.
- Zdaje si�, �e widzia�em je ko�o starego fortu.
- Ma pan racj�. Pi�� sztuk. Ostatni w zesz�ym miesi�cu, a poprzedni
miesi�c wcze�niej w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin