00:00:01:Movie info: XVID 608x240 23.976fps 697.0 MB 00:00:46: Z Ł A M A N A L A N C A 00:02:03:Rozrosłe się w barach? 00:02:05:Od machania kilofem. 00:02:08:Wszystko się zgadza. 00:02:10:Wszystko tam masz. 00:02:13:Mogę sam sprawdzić? 00:02:15:Proszę. 00:02:16:Ale przecież... 00:02:18:...pilnuję tego osobicie. 00:02:45:Deveraux! 00:02:49:Jedziemy. 00:02:54:Dokšd? 00:02:55:Gubernator chce cę widzieć. 00:02:59:Ale ja nie chcę widzieć jego. 00:03:01:- Ruszamy. 00:03:34:Trzymaj. 00:03:43:Grzechotnik. 00:03:46:Dzięki. 00:03:54:Niezła broń. 00:03:58:Dobrze wyważona. 00:04:03:Chodmy do nich. 00:04:51:Joe Deveraux. 00:04:52:Proszę chwilę zaczekać. 00:05:09:Gubernator pana przyjmie. 00:05:15:Powodzenia, Joe. 00:05:16:Dzięki. 00:05:25:Cieszę się że przyjechałe, Joseph. 00:05:27:Nie miałem wyboru. 00:05:30:Chciałem z tobš porozmawiać. 00:05:32:Najprociej było sprowadzić cię tutaj. 00:05:34:Siadaj. 00:05:39:Wyglšdasz jako inaczej, Joseph. 00:05:42:Zmężniałe i... 00:05:45:...zmieniłe się. 00:05:47:Te trzy lata cię odmieniły.|- Nie jest pan tego ciekawy,... 00:05:50:... co zrobiło ze mnš więzienie. 00:05:53:Owszem, jestem. 00:05:55:Bardzo. 00:05:57:Barbara wcišż nie wyszła za mšż. 00:06:00:Co jeszcze?|- Tak. 00:06:03:Nawet sporo. 00:06:05:Siadaj. 00:06:10:cišgnšłem cię tu,| żeby cię uchronić przed mierciš. 00:06:13:Robię to nie z obłudy... 00:06:15:Ale przez szacunek dla twojego ojca... 00:06:17:... i twojej matki... 00:06:20:Dla mojej matki? 00:06:21:Nie ważne. 00:06:23:Za dużo przemocy wišzało się już z waszym ranczem.| Nie pozwolę na więcej. 00:06:27:Nie pozwolę na więcej. 00:06:32:Sš tu twoi bracia. 00:06:34:Majš dla ciebie propozycję. 00:06:36:Ponoć niezłš. 00:06:38:Według mnie bardzo dobrš. 00:06:40:Chciałbym... 00:06:42:Radziłbym ci jš przyjšć. 00:06:51:Wejdcie. 00:06:57:Witaj, Joe. 00:06:58:Joe.|- Joe. 00:07:00:Jak mówiłem nie życzę sobie żadnych kłopotów, Ben.|Żadnych kłopotów. 00:07:03:Bez obawy. 00:07:05:Nie chcemy ich ani my... 00:07:07:...ani z pewnociš Joe. 00:07:10:Macie dziesięć minut.|- Tak. 00:07:14:Wyglšdasz niele, Joe. 00:07:17:Cieszę się, że nie było ci za ciężko. 00:07:20:Oczywicie nie było i też lekko... 00:07:22:Ponoć macie dla mnie jakš propozycję. 00:07:24:Gubernator radził mi jš przyjšć. 00:07:26:Tak w ciemno? 00:07:29:To kiepska porada. 00:07:31:Zresztš to sprawa rodzinna, Joe. 00:07:34:Przecież jestemy braćmi.|- Przejd do rzeczy. 00:07:38:W porzšdku. 00:07:40:Widzisz, Joe... 00:07:42:... odkšd cię wsadzili... 00:07:45:... zaszło sporo zmian. 00:07:47:Włanie widzę. 00:07:49:Bystry jeste...|- Ja będę mówił, Denny. 00:07:52:Oczywicie, Ben. 00:07:54:To jedna ze zmian. 00:07:57:Poza tym teraz zarzšdzamy ranczem z miasta. 00:08:00:Zanadto się rozrosło. 00:08:02:Co z mojš matkš? 00:08:05:Wiesz, że nie lubi miasta. 00:08:08:Wróciła do swoich, Joe.| Tak jak chciała. 00:08:12:Zrobilibymy dla niej wszystko,|podobnie jak dla ciebie... 00:08:16:... Rozumiesz chyba jednak, że... 00:08:19:... mamy liczne obowišzki. 00:08:22:Deveraux Ranczo to już nie tylko bydło... 00:08:25:... mamy ropę, prawa górnicze,... 00:08:27:... i akcjonariuszy o których trzeba zadbać. 00:08:29:Wasza oferta. 00:08:33:Proszę uprzejmie. 00:08:35:Oregon, całkiem nowe terytorium. 00:08:38:Kupimy ci ziemię, bydło i przez trzy lata,| będziemy pokrywać straty. 00:08:43:Albo? 00:08:45:Nie ma żadnego, albo. 00:08:47:Tylko to. 00:08:49:To na poczštek. 00:08:56:A jak mi się nie spodoba w Oregonie? 00:08:58:Spodoba ci się.|- Tam jest bardzo ładnie. 00:09:02:Zrobilimy co w naszej mocy... 00:09:05:... jeli jest co jeszcze... 00:09:08:Tak, jest co innego. 00:09:10:Trzy lata. 00:09:12:Trzy lata życia. 00:09:14:Trzy lata, które straciłem za kratkami. 00:09:17:Zwrócicie mi je? 00:09:19:Nie. Nawet gdybymy mogli. 00:09:22:Ja marnowałem sobie życie |charujšć dla ojca nim ty się urodziłe. 00:09:27:Nie skarżę się.|Stwierdzam fakt. 00:09:32:Dostałe pienišdze, Joe. 00:09:34:Pocišg odchodzi o szóstej.|Wsišd do niego a umowa stoi. 00:09:45:To nie było mšdre, Joe. 00:09:49:Ale możesz jeszcze wsišć do pocišgu. 00:10:03:Chyba się zezłocił? 00:10:06:Ochłonie i przyjmie ofertę.|Jest za sprytny żeby jš odrzucić. 00:10:09:Mam rację, Ben?|- Nie wiem. 00:10:11:Nie ufam komu, kto wrzuca 10.000 $ do spluwaczki 00:10:17:Wyjmij je. 00:10:54:Na drogę tam i z powrotem wystarczy. 00:10:57:Na pewno chcesz to siodło? 00:10:59:Mógłbym sprzedać ci lepsze. 00:11:05:Dokšd? 00:11:06:Ben kazał go ledzić. 00:11:11:Ja wiem dokšd on jedzie. 00:12:01:Zabieraj się stšd! 00:12:03:Joseph! To ty. 00:12:05:Witaj, Dwa Księżyce. 00:12:14:Bogowie umiechnęli się do nas. 00:12:16:Jasne. 00:12:18:Chybiłe mnie o trzy cale. 00:12:20:Starzejesz się. 00:12:21:Trafiłbym gdybym zechciał. 00:12:25:Wracasz do domu, Joseph? 00:12:27:Nie wiem. 00:12:28:Twoja matka jest u nas. 00:12:30:Co z niš?|- Nie zmieniła się. 00:12:33:Czeka na ciebie. 00:12:35:Tak. 00:12:37:Najpierw muszę co załatwić. 00:12:39:Mogę zwołać ludzi, 20 mężczyzn..|- Żebycie wszyscy zginęli? 00:12:43:Nie. 00:12:45:Dokšd jedziesz? 00:12:46:Do domu.|- Dobrze. 00:12:47:Pogadaj z Biegnšcym Wilkiem.|- Przestań. 00:12:50:Ojciec nie żyje. 00:12:51:Wierzysz w te bajdy? 00:12:53:Nocami słyszę wycie wilka.|-Oczywicie. 00:12:56:Ojciec nie pozwalał ich zabijać. 00:12:59:Jedziesz ze mnš? 00:13:02:No jak? 00:13:04:Godzi się by pojechał sam, Joseph. 00:13:07:Przesšdny głupiec. 00:14:42:Witaj, ojcze. 00:14:45:Wróciłem. 00:14:47:Mówili, że inaczej nie zaznasz spokoju. 00:14:51:Szaman sšdzi,... 00:14:54:... że biegasz po wzgórzach jako wilk. 00:14:57:Może i tak. 00:15:01:Co mam zrobić, Ojcze? 00:15:02:Dasz mi jaki znak? 00:15:40:Trzymaj go. 00:15:45:Masz go oznakować, nie usmażyć. 00:15:51:Co słychać, senior?|- W porzšdku, Francisco. 00:15:57:Senior Matt... 00:15:58:... Wszystko dobrze?|- Tak. 00:16:00:Skończycie przed zachodem. 00:16:03:Chyba tak. 00:16:04:Jutro zaczniemy pędzić stado w stronę domu. 00:16:07:Nie za szybko. 00:16:18:Kradnš nam bydło, tato. 00:16:20:Zastrzelili konia pod Johnnem Czerwonym Orłem. 00:16:23:Pieszo dotarł do obozu. 00:16:26:Ben, bierz konia! 00:16:30:Mam wezwać chłopców?|- Nie, damy sobie radę. 00:17:29:Ani ladu. 00:17:31:Pojechali rodkiem strumienia. 00:17:46:Podkowa?|- W którš stronę? 00:17:51:Jedziemy. 00:18:24:Dwóch, czterech,... 00:18:25:...pięciu, ojcze. 00:18:28:Szeciu! 00:18:34:To ojciec! 00:18:35:Uciekajmy! 00:18:59:Dalej! 00:19:02:Wyłacie stamtšd! 00:19:06:Wstawaj, nie jeste ranny. 00:19:14:Rozwišż cielaka. 00:19:16:Nawet zmienić piętna nie umielicie porzšdnie? 00:19:20:Tych już gdzie widziałem. 00:19:21:Zwolnilimy ich rok temu. 00:19:35:No? 00:19:37:I co zamierzasz, ojcze. 00:19:39:Wzięlimy tylko kilka cielaków.|- Po co? 00:19:43:Nie wiem. 00:19:44:Potrzebowalimy pieniędzy. 00:19:46:Pienišdze? Przecież macie pienišdze. 00:19:48:Nędzne 40 dolarów miesięcznie... 00:19:52:Nie tym tonem.|- Ojcze, my nie chcielimy. 00:19:55:Jasne. Kradlicie mi bydło, choć każdy| w okolicy poznałby moje piętno, nawet zatarte. 00:19:59:Liczylicie na to, że nikt nie omieli się... 00:20:04:...mi o tym powiedzieć...|- Ojcze, wcale tak nie mylelimy. 00:20:09:Nie wštpię. 00:20:10:Nie macie na to doć rozumu. 00:20:12:Ale kto o tym pomylał.|Kto taki? 00:20:19:Nikt. 00:20:22:Tak czy owak... 00:20:25:...kradlicie... 00:20:26:...z pomocš tych półgłówków. 00:20:30:Oni nie mówiš. 00:20:31:Nie ich winię, tylko tych dwóch. 00:20:35:Co z nimi zrobić? 00:20:36:Złapalimy ich na goršcym uczynku,| jak kradli bydło i zmieniali piętna. 00:20:39:Wzywamy szeryfa? 00:20:42:Czy wieszamy ich na miejscu...|- Przestań, tato. 00:20:48:On myli, że żartuję. 00:20:51:Wielu już mylało podobnie i mocno się przeliczyło... 00:20:53:...przecież to bydło jest z rancza Deveraux. 00:20:59:To bydło jest tak samo wasze jak i moje. 00:21:03:Więc to tak kombinowalicie... 00:21:10:Co o tym sšdzisz, Ben? 00:21:13:Za mało im płacisz. 00:21:16:Czyli tobie także, Ben?|Dostajš tyle co ty. 00:21:19:Nie jestecie warci nawet połowy. 00:21:22:Nikt jeszcze nie ukradł mi bydła,... 00:21:26:... ale wy postanowilicie spróbować... 00:21:30:Chcielicie, to macie.|Bierzcie cielaki i wynocha. 00:21:32:Jako dożyjecie do następnej kradzieży. 00:21:38:Ale zapamiętajcie sobie... 00:21:40:... stšd nie kradnijcie. 00:21:45:Trzeba go powstrzymać. 00:21:46:Czemu? 00:21:48:Ostrzegałem ich, że wpakujš się w kłopoty. 00:21:54:Ojcze, nie mówisz chyba poważnie.|To twoi synowie. 00:21:57:To nędzni złodzieje bydła. 00:22:00:Dwóch ludzi przez nich zginęło.|- Nie możesz tego zrobić. 00:22:03:Już zrobiłem. |Puć mnie, synu. 00:22:12:Należało opatrzeć to już wczoraj. 00:22:15:Po co w ogóle ci to pokazałem. 00:22:21:Każda żona myli... 00:22:24:Chcesz mnie zabić?|- Mów dalej. 00:22:28:A co tu mówić|Kazałem im się wynosić. 00:22:31:Podobno chcieli pieniędzy.|Przecież im płacę? 00:22:33:Poza tym wszystko majš na ranczu? 00:22:39:le mówię? 00:22:40:Być może. 00:22:42:To nie pieniędzy im brak. 00:22:44:Kradli bydło. 00:22:46:Czego im niby brakuje? 00:22:49:To nie moi synowie. 00:22:51:Trudno mi więc wyrokować. 00:22:53:Ale chyba brak im ciebie, mój mężu. 00:22:55:Nie dałe im nic z siebie. 00:22:58:Bzdura! Bzdura! 00:23:01:Zarzšdzam największym ranczem w tych stronach. 00:23:04:Przecież zbudowałem je dla nich? 00:23:10:No dobrze, może i nie dla nich.|Ale dostanš je gdy umrę. 00:23:14:Przez mój brak czasu wyroli na złodziei. 00:23:16:Nigdy nie przypuszczałem, że wyrosnš na złodziei bydła? 00:23:19:Jeste ich ojcem. 00:23:20:Chca być częciš ciebie. 00:23:22:Jeli im siebie nie dajesz... 00:23:24:...sami biorš co co jest twoje. 00:23:27:Nie r...
jacek4014