128 - Błąd porucznika Kwaśniaka.pdf

(1270 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... nr.128 Błąd porucznika Kwaśniaka – Barbara Gordon
1
959594292.001.png
Ewa wzywa 07... nr.128 Błąd porucznika Kwaśniaka – Barbara Gordon
2
959594292.002.png
Ewa wzywa 07... nr.128 Błąd porucznika Kwaśniaka – Barbara Gordon
Być może niektórym Czytelnikom historia ta wyda się nieprawdopodobna, ale
zapewniam, że zdarzyła się ona w rzeczywistości. Opowiedział mi ją pewien
ekspert medycyny sądowej, gdy zapytałam go o najbardziej niezwykły
wypadek w jego praktyce.
Rozdział 1
Dochodziła północ. Nad rozległym terenem ogródków działkowych zapadła
cisza. Tylko od czasu do czasu miauknął polujący kot, w gniazdach na wysokich
topolach rosnących wzdłuż alei poruszyły się gawrony. Aleja przylegała do
ogródków i odgraniczała je od miejskiej zabudowy. Działkowicze, którzy krzątali
się tu od rana do wieczora wśród grządek, rabatek, krzaczków i drzewek, spali
już teraz słodko i spokojnie w swoich miejskich kwaterach po całodziennym
ruchu na świeżym powietrzu.
Znajdzie się jednak zawsze ktoś kto nie ma ochoty wracać letnią porą na noc do
miasta i spędza także noce w drewnianym domku — altance na swojej działce.
Wszelkie wyjazdy na wczasy wraz z nieodłącznymi kłopotami ma się w ten
sposób z głowy. Taki właśnie zwyczaj praktykował od kilku lat Mateusz Łukasik,
emerytowany kolejarz. Na całe lato przenosił się wraz z żoną" Apolonią do
domku na działce. Sąsiedzi to aprobowali: zawsze mo ż na było liczyć na
interwencję pana Mateusza w razie, gdyby jacyś nieproszeni nocni goście,
amatorzy nowalijek lub ładnych kwiatów na imieninowy bukiet, mieli ochotę
poplądrować w ich malutkich, lecz zadbanych włościach.
Ale tej nocy pan Mateusz nie czuwał. Obszedł tylko teren koło płotu, sprawdził,
czy ktoś siatki nie poprzecinał i czy bramka zamknięta, i ułożył się do snu na
kozetce. Naciągnął na głowę koc, żeby komary nie kąsały i zapadł w głęboki sen,
pochrapując dziarsko.
Za to pani Apolonia nie mogła zasnąć! Po pierwsze przeszkadzało jej chrapanie
małżonka. Nie przywykła do tego w żaden sposób przez czterdzieści lat. Po
drugie wciąż rozmyślała, czy ukochana wnuczka Lusia dostanie się w tym roku
na wymarzone studia medyczne. Jeżeli nie, to chyba zwyczajnie wyjdzie za mąż
za Tadzia, urzędnika z Rady Narodowej, co to chodzi za nią już od roku. Druga
ewentualność była bardziej po myśli troskliwej babci. Co tam jakieś studia... A te
studenty!
Potem zmącił ten spokój hałas, który dobiegał z alei. Ktoś ostro gwizdnął,
wyzywająco zabrzmiał kobiecy śmiech, kilka młodych męskich głosów spierało
się z pijackim natręctwem, wreszcie rozbrzmiała chóralnie „Kukułeczka". Echo
niosło się szeroko i donośnie, aż po jakimś czasie śpiew zaczął przycichać. Roz-
3
Ewa wzywa 07... nr.128 Błąd porucznika Kwaśniaka – Barbara Gordon
bawione towarzystwo oddaliło się. I dobrze, bo jeszcze przyszłoby im do głowy
przeleźć przez płot i kończyć libację w którymś z ogródków. Zdarzało się już i
tak.
— A ten śpi jak suseł — mruknęła z pretensją, a miała na myśli męża. który
właśnie obracał się na drugi bok.
Przynajmniej przestał chrapać. Pani Apolonia ju ż prawie się zdrzemnęła, gdy
znów ją coś wyrwało % uśpienia. Kobieta, która, jak ona, wychowała czworo
dzieci, sen miewa lekki, czujny. 7. nawyku. Ile to razy trzeba było wstawać po
nocy. gdy któreś zapłakało albo się odkryło... Matka zbudzi się nieraz wcześniej,
zanim jeszcze dziecko się odezwie mawia wtedy, że „miała przeczucie". Teraz
pani Apolonia też będzie mówić o „przeczuciu". Już poderwała się, ju ż usiadła
wyprostowana na swojej połówce (na inne legowisko w domku miejsca nie
starczyło), gdy dotarło do jej świadomo ści, że ktoś krzykną).
Ten krzyk był przerażający, choć jak gdyby przygłuszony. Pani Apolonia
określiła go później W swoich zeznaniach: ..Jakby człowieka mordowano". I
urwał się nagle, wchłonięty przez nocną ciszę. Ale pani Łukasików a już stała w
swojej długiej flanelowej koszuli i lejbiku i szarpała męża z całej siły za ramię.
—? Ojciec, zbudź się! Mateusz! No, zbudźże się!
— Czego? Co ci to? Zwariowałaś, matka?! — wysadził głowę spod koca i
patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem.
— Cosik tam się dzieje na polu. Ktoś krzyczał.
— A gdzie ja tam będę łaził po ciemku... — marudził niezadowolony, ale
wygramolił się spod koca, narzucił na piżamę kurtkę, wsunął nogi w trepy, wziął
latarkę i wyjrzał za próg.
Wątły promień latarki rozświetlił zwykły, znajomy widok: rząd malin u sąsiada z
lewej strony, koronkę wisienek u sąsiadów z prawej, bujnie kwitnące peonie od
tyłu działki Łukasików i pólko sałaty na działce przylegającej od frontu. Nigdzie
żadnego ruchu, nawet żadnych szmerów. A co dopiero krzyku. Idealna cisza.
— Przywidziało ci się. matka. Pewnie coś ci się śniło. Za dużo kapusty się na
noc najadłaś.
— Kiedy powiadam, ktoś krzyczał. Nie spałam jeszcze.
— A z której strony było słychać? — spytał podejrzliwie. Nie wierzył babskim
przywidzeniom. Ile razy wyruszał w dalszą trasę, żona na mszę dawała, jakby jej
pieniędzy nie było szkoda.
Wskazała ruchem głowy kierunek na wprost, za poletkiem sałaty, którą uprawiał
Piotrek Kwiatkowski głównie dla swoich żółwi.
— Niby stamt ąd. Jakby w domku Nowaków. Zrobił parę kroków,
przysłuchując się uważnie.
— Eee tam. Już co jak co. ale u Nowaka cóż by się mogło dziać ? Taki
spokojny, poważny człowiek.
Pani Apolonia wzruszyła ramionami.
4
Ewa wzywa 07... nr.128 Błąd porucznika Kwaśniaka – Barbara Gordon
— Może i tak. Ale głupi, że się z taką smarkulą, lafiryndą ożenił.
— Co nam do tego... — ziewnął szeroko, objął ramieniem wątłą posiać swojej
połowiey i popchnął ją w stronę domku. — Chodź, matka, spać. Widzisz sama, że
nic się nic dzieje.
Zgasił latarkę i skwapliwie schronił się ? powrotem przed natręctwem żony pod
ukochanym zbawczym kocem, który wiernie służył mu juz tyle lat w wędrownym
kolejarskim życiu. Pani Apolonia posłuchała go niechętnie. Wciąż jeszcze miała
w uszach ten głuchy krzyk. Ale wiedziała, że na upór męża nic ma rady. Zawsze
postawi na Swoim. Mimo wszystko usnęła szybko. Nie zbudził jej nawet warkot
motocykla w alei. Śnił jej się ślub. Panna młoda nie była jednak podobna do
Lusi. Do jakiejś znajomej, ale do kogo? Sen rozwiał się, zanim pani Apolonia
zdołała rozwiązać zagadkę. Dopiero po jakimś czasie przypomni się jej ten sen i
wówczas dopiero uświadomi sobie, że jak się śni ślub, to na pewno będzie
pogrzeb.
Ranek pojawił się pogodny i słoneczny. Ani śladu po nocnych strachach i
niepokojach. Na działkach znów się zaroiło od ogrodników amatorów. Była
niedziela, wiadomo, każdy ma czas.
— Mateusz, przeszedłbyś się po sąsiadach... — napomknęła niby niewinnie
pani Apolonia. Nalała do mężowskiego kubka parującej mlecznej kawy i
przysunęła mu jajecznicę na boczku.
— A ta swoje... No. dobrze, dobrze — zgodził się Łukasik dla świętego
spokoju. Nie popuści baba. chyba by się pochorowała, gdyby nie zaspokoiła
ciekawości — pomyślał.
U najbliższych sąsiadów żadnych rewelacji. Wiśnie z prawej strony dojrzewały
pięknie, tylko na malinach u tych od lewa pojawiła się rdza na liściach i
potrzebna im była dobrosąsiedzka porada. Piotruś rwał kolejną porcję sałaty dla
żółwi, wbrew tradycyjnej opinii o żółwim tempie dość szparko biegających po
ogrodzonym deskami trawniczku. Działka Nowaków była trzecia w linii prostej
od ogródka Mateusza Łukasika.
— Dzic ń dobry sąsiadce.
—Dobry... — mruknęła w odpowiedzi niedbale młoda kobieta siedząca na
ławeczce pod czereśnią. Prezentowała strój ogrodniczki uszyty z teksasu. według
najnowszego modelu z „Przekroju". Kapelusz z rafii z niebywałe szerokim
rondem ocieniał pucołowatą buzię, ozdobioną makijażem w tonacjach zielono—
błękitnych. Założywszy nonszalancko nogę na nogę. raz po raz sięgała do
wiklinowego koszyka pełnego rubinowych czereśni. W ogóle wszystko było na
niej „za": za ostry makijaż, za duży kapelusz, za wysokie obcasy, za długie
paznokcie, pokryte za jaskrawym takierem. Pestki wypluwała przed siebie na
ścieżkę z fasonem godnym klasycznego ulicznika. Pan Mateusz pomyślał, ile to
dziczek czereśni porośnie z tego niechlujstwa, przysparzając roboty
właścicielowi działki. Golów był w tej chwili zgodzić się ze zdaniem żony, że
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin