Allende Isabel - Córka fortuny.rtf

(2287 KB) Pobierz
ISABEL ALLENDE

ISABEL ALLENDE

RKA FORTUNY

przeła Marta Jordan

Tytuł oryginału: Hija de la fortuna

SPIS TREŚCI

CZĘŚĆ PIERWSZA 1843-1848              3

VALPARAISO              4

ANGLICY              18

PANIENKI              34

ZEPSUTA OPINIA              45

KONKURENCI              54

MISS ROSĘ              64

MIŁOŚĆ              75

CZĘŚĆ DRUGA 848-1849              87

WIADOMOŚĆ              88

POŻEGNANIE              103

CZWARTY SYN              113

TAO CHIEN              126

PODRÓŻ              147

ARGONAUCI              164

SEKRET              182

CZĘSC TRZECIA 1850-1853              195

ELDORADO              196

INTERESY              210

ROZCZAROWANIA              230

SING SONG GIRLS              246

JOAQUIN              260

NIEZWYKŁA PARA              269


CZĘŚĆ PIERWSZA
1843 - 1848

VALPARAISO

Każdy rodzi się z jakimś szczególnym talentem, a Eliza Sommers bardzo wcześnie odkryła, że jej przypadły w udziale aż dwa, a mianowicie dobry węch i świetna pamięć. Dzięki pierwszemu potrafiła zarobić na życie, dzięki drugiemu - była w stanie je zapamiętać, nawet jeśli w sposób nie dość precyzyjny, to przynajmniej poetycko nieuchwytny, niczym astrolog. Jeśli coś odchodzi w niepamięć, to jakby nigdy się nie wydarzyło; ona natomiast wspomnień, realnych czy też zmyślonych, miała całe mnóstwo, więc zdawać się mogło, że ża dwa razy. Wierny przyjaciel Elizy, mądry Tao Chi'en, nieraz słyszał od niej, że jej pamięć przypomina brzuch statku, na którym się poznali; jest pojemna i mroczna, pełna skrzyń, beczek i worków, kryjących w sobie wydarzenia całego jej życia. Na jawie niełatwo było Elizie odnaleźć coś w tym przeogromnym bałaganie, ale zawsze mogła to zrobić we śnie, tak jak ją uczyła Mama Frezja w owe słodkie noce dzieciństwa, kiedy kontury rzeczywistości przypominały delikatny rysunek wykonany wyblakłym tuszem. Wkraczała do krainy snów wielokrotnie wydeptaną ścież i powracała bardzo ostrożnie, aby subtelne wizje nie roztrzaskały się w ostrym świetle świadomości. Uciekała się do tego sposobu z taką samą ufnością, ja inni żywią wobec liczb, i tak rozwinęła sztukę przywoływania wspomnień, że potrafiła zobaczyć Miss Rosę pochyloną nad skrzynką po marsylskim mydle, która była jej pierwszą kołyską.

- Nie możesz tego pamiętać, Elizo, to wykluczone. Noworodki są jak koty, nie mają uczuć ani pamięci - utrzymywała Miss Rosę przy nielicznych okazjach, kiedy rozmawiały na ten temat.

Niemniej jednak ta patrząca na nią z góry kobieta w sukni barwy topazu i ze zwisającymi luźno z koka lokami i wstążkami targanymi przez wiatr była wyryta w pamięci Elizy, która nigdy nie potrafiła przyjąć do wiadomości tej drugiej wersji swego pochodzenia.

- Masz w sobie angielską krew, tak jak my - zapewniła ją Miss Rosę, kiedy osiągnęła już wiek, w którym mogła to pojąć. - Tylko komuś z angielskiej kolonii mogło przyjść do głowy, żeby poł cię w koszyku na progu biura Brytyjskiej Kompanii Importowo - Eksportowej. Ten ktoś z pewnością znał dobre serce mojego brata Jeremy'ego i domyślił się, że cię przygarnie. W tamtych czasach szaleńczo pragnęłam mieć dziecko i dlatego Pan zesł cię w moje ramiona, abym mogła cię wychować w duchu solidnych zasad religii protestanckiej i w angielskiej kulturze.

- Ty miałabyś być Angielką? Dziecino, nie rób sobie złudzeń, masz włosy Indianki jak ja - obstawała przy swoim Mama Frezja za plecami swej pani.

Narodziny Elizy były w tym domu tematem tabu i dziewczynka przywykła do otaczającej je tajemnicy. Ani tej, ani innych delikatnych kwestii nie poruszała w obecności Miss Rosę i Jeremy'ego Sommersa, jednakże omawiała je szeptem w kuchni z Mamą. Frezją, która niezmiennie opisywała jej skrzynkę po mydle z Marsylii, podczas gdy wersja Miss Rosę z biegiem lat była stale upiększana, aż w końcu zaczęła brzmieć jak bajka.

Według niej koszyk znaleziony w biurze wykonany był z najdelikatniejszej wikliny i wyścielony batystem, jej koszulka była haftowana ściegiem zwanym „plaster miodu”, pościel zaś obszyta brukselskimi koronkami, nie mówiąc już o tym, że dodatkowo otulona była w kołderkę z futra z norek, co już było ekstrawagancją, jakiej nigdy w Chile nie widziano. Z biegiem czasu doszło do tego jeszcze sześćotych monet zawiniętych w jedwabną chusteczkę i notatka w języku angielskim, wyjaśniająca, że dziewczynka, chociaż z nieprawego ła, wywodzi się z bardzo dobrej rodziny.

Tych ostatnich rzeczy jednak Elizie nigdy nie udało się obejrzeć. Norki, monety i notatka zniknęły, jakby komuś wręcz na tym zależo, i po jej narodzinach nie pozostało ani śladu. Niemniej jednak wyjaśnienia Mamy Frezji były bardziej zbliżone do jej wspomnień: w pewien poranek u schyłku lata pod drzwiami domu znaleziono podrzucone w skrzynce nagie dziecko płci żskiej.

- Ale żadnej kołderki z norek ani złotych monet, co to, to nie. Byłam przy tym i pamiętam dobrze. Był zawinięta w męską kamizelkę i trzę się jak galareta; nawet pieluszki ci nie dali, a był cała obsrana. Zasmarkana, czerwona jak odgrzewana langusta, z żółtym wiechciem na czubku głowy - oto jak wyglądał. Nie myśl sobie, nie urodził się na księżniczkę i gdybyś wtedy miała takie czarne włosy jak teraz, skrzynka z pewnością wylądowałaby na śmietniku - upierała się kobieta.

Wszyscy zgadzali się przynajmniej co do jednego, a mianowicie, że dziewczynka wkroczyła w ich życie 15 marca 1832 roku, w półtora roku od przybycia Sommersów do Chile, i dlatego też przyjęto tę datę jako dzień jej urodzin. Wszystko poza tym było nagromadzeniem sprzeczności i Eliza doszła w końcu do wniosku, że nie warto tracić energii na powracanie do tego tematu, gdyż bez względu na to, co okazałoby się prawdą, i tak nie można było nic już na to poradzić. Ważne jest to, co człowiek robi na tym świecie, a nie jak na niego przychodzi, zwykła mawiać do Tao Chi'ena podczas długich lat ich przyjaźni, ale on był innego zdania; nie potrafił wyobrazić sobie swojej własnej egzystencji w oderwaniu od długiego łcucha przodków, którzy nie tylko przekazali mu swe cechy fizyczne i umysłowe, ale i karmę, Jego los - tak uważ - był wyznaczony przez postępowanie krewnych, którzy żyli przed nim, dlatego w codziennych modlitwach należo oddawać im cześć i drż przed nimi ze strachu, kiedy zjawiali się w postaci widm, spowici w odświętne szaty, żeby dochodzić swoich praw. Tao Chi'en potrafił wyrecytować imiona wszystkich swoich przodków, nawet najdawniejszych i najczcigodniejszych prapradziadków, zmarłych przed ponad wiekiem. W czasach gorączki złota jego największym pragnieniem było powrócić do swej wioski w Chinach i tam umrzeć, aby zostać pochowanym pomiędzy swymi, w przeciwnym bowiem razie jego dusza na zawsze miała się błąkać po obcej ziemi. Eliza naturalnie skłaniała się ku historii uroczego koszyczka - nikt bęcy przy zdrowych zmysłach nie lubi pojawiać się na tym świecie w skrzynce po szarym mydle - ale chcąc pozostać...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin