FORTIORI.DOC

(188 KB) Pobierz
Maria Barłowska

14

 

Maria Barłowska

 

Z „życia” argumentów a fortiori

 

Niepozorna, krótka łacińska formuła „a fortiori” patronuje ogromnemu obszarowi w retoryce. Najogólniej odnoszą się do niej te zagadnienia retorycznej teorii, w których rozważane jest to, co mniejsze i to, co większe. W ujęciu Arystotelesa stosunek tego, co mniej i więcej należy do toposów, którymi można się posłużyć przy tworzeniu entymemów w każdej dziedzinie[1]. Ta jakże ogólna relacja okazuje się pomocna przy opisie kilku co najmniej zagdnień. Świadectwem jej wielofunkcyjności jest choćby Institutio oratoria Kwintyliana, w której  kwestia stosunku mniej i więcej powraca kilkakrotnie. Najpierw rzymski retor przedstawia argumenty dowodzące mniejszego z większego i większego z mniejszego w księdze piątej, jako topos a comparatione, jeden z toposów przynależących do rzeczy[2].  Następnie ta sama relacja okazuje się przydatna w opisie dowodzenia przez przykłady, a ściśle w odniesieniu do przykładów nierównych (exempla imparis). W ten sposób dookreślony zostaje związek łączący przykład ze sprawą, w którym według klasyfikacji egzemplów może zachodzić nie tylko stosunek podobieństwa i niepodobieństwa, ale to pierwsze może różnić się co do zakresu i dalej uwzględniać hierarchię: ex maioribus ad minora bądź ex minoribus ad maiora[3]. Wreszcie po raz trzeci kwestia tego, co większe i mniejsze narzuca się w analizie metod amplifikacji, gdzie towarzyszy jej świadomość, że „Augendo enim quod est infra, necesse est extollat id quod supra positum est...”[4]. Kategoryczność tego sądu zdaje się nawet wskazywać, że wywyższenie jest w aplikacjach owej relacji w ogóle nieuniknione.

Przy tak szerokich zostosowaniach bliższego skupienia uwagi wymaga samo rozumienie tego, co większe i mniejsze. A dla przyjętej perspektywy niech usprawiedliwieniem będzie autorytet Arystotelesa, który kończył omówienie toposów wspólnych słowami:

Dalsze ustalenia o charakterze ogólnym na temat „wielkości” i „ wyższości” byłyby więc tylko pustosłowiem. Dla praktyki [retorycznej] większą wartość przedstawiają bowiem konkretne przykłady niż ogólna teoria.[5]

Daleko idącą swobodę w doborze egzemplifikacji wspiera natomiast przekonanie o uzasadnieniu takiego postępowania tkwiącym w samym rozumieniu toposu, które w praktyce zawsze może zaowocować ukazaniem powszechności jego użycia, błyskotliwie kiedyś przedstawionej przez Elwirę Buszewicz w szkicu „Quanto magis.” Funkcje i przemiany jednego toposu czyli o potędze retoryki[6].

W oczywisty sposób większe i mniejsze odnosić się może do prostych stosunków ilościowych. Oznacza tona przykład, że jeśli pewne jest coś w jednym wypadku, to tym bardziej pewne jest w wielu. Przejście następuje od jednego do wielu elementów tego samego zbioru, a przemilczana przesłanka, będąca podstawą takiego dowodzenia zakłada, ze przynależność użytych w dowodzeniu elementów do tego samego zbioru jest akceptowana jako oczywista.  W ten sposób, choć z zabarwieniem nieco humorystycznym, wspiera kierowaną do kobiet linię argumentacji za pożytkami postawy feministycznej poprzedniczka dzisiejszych feministek - Irena Krzywicka. Odwoławszy się do oczywistych i wspólnych wielu kobietom doświadczeń z rodzinnej codzienności pisze:

Nie chcę być niesprawiedliwa! Mam w tym swoje wyrachowanie. Słodycz zrobienia sceny mężczyźnie polega na tym, żeby wykrzyczeć wszystkie urazy i zgnębić go, nim dojdzie do głosu. Cóż dopiero, kiedy w imieniu wszystkich kobiet robi się proces wszystkim mężczyznom.[7]

Można powiedzieć, że w takich wypadkach, czym bardziej wyrazista, czym bliższa audytorium jest przesłanka mniejsza, tym silniej narzuca się budowany według formuły „tym bardziej wiele” wniosek. Tak właśnie przemawia do wyobraźni czytelnika Klemens Bolesławiusz, dowodząc jak straszne jest piekło:

Śmierdzi grobowiec, w który trup włożony,

Cóż, grób piekielny, co jest nałożony

Prawie bez liczby trupami zgniłymi,

Jak śmierdzącymi.

Gdyby z nich jeden był tu postawiony,

Świat jego smrodem byłby zarażony;

Wszystkich ciał smrodu, którzy tam mieszkają,

W piekle wąchają.[8]

Wielość ma także różne postaci, gdyż może oznaczać liczne lub wszystkie elementy jakiegoś zamkniętego i policzalnego zbioru lub dotyczyć niepoliczalnej liczby zamkniętej w pojęciu wszystkie, a także otwierać się na nieskończoność. I nie ma wtedy znaczenia, czy jest ona definiowana przez mnożenie liczb, jak w modlitwie Sebastian Grabowieckiego:

Kiedy wspomnię, Ojcze, dobrodziejstwo Twoje,

wstydem umorzone czuję siły swoje.

 

Bo jesli za jedno wymowy nie zstawa

dziękować, za tyle tysięcy, co dawa

Twa łaska, zaż trafię, jak dziękować Tobie,

czując mdłość krewkości z wielkim głupstwem w sobie?

                                                              [w. 3-8]

Czy jak w tej nieśmiałej próbie zmierzenia się z jej nieokreślonością Bolesławiusza: „prawie bez liczby...” Tego rodzaju powiększenie dowodzonego jako większe jest więc prostym środkiem amplifikacji. Stosunek ilościowy może równie dobrze dotyczyć takich wymiarów jak trwanie, częstotliwość, długość czy ciężar, a więc sprowadza się do wykorzystania w określeniu  „tego, co większe” toposu ilości[9].

W miejscu rzeczy mniejszej rozumianej jako jednostkowy element stanowiący punkt wyjścia w konstruowaniu argumentu może się znaleźć również bardziej rozbudowany przykład. Od historii biblijnej wychodzi Piotr Skarga w kazaniu piątym z cyklu Kazań sejmowych:

Jeśli dla jednego Achana takiego wszytkiego wojsku Pan Bóg szczęścia i zwycięstwa umknął, ani się im wróciło, aż się świętokradźca ukarał. Daleko więtsza jest do nieszczęścia przyczyna, gdzie wiele jest w wojsku takich, którzy kościoły Boże połupili abo do tego przyczyny dali, abo w niedowiarstwie i herezyjej ze czci swej Pana Boga wszechmocnego łupią i krzywdę mu czynią. Jakoż z takimi na wojnę? Jakoż Rzeczpospolita na takim wojsku chramać niema? Jako poganom się odejmie?[10]

 

W ten sposób jeden przypadek staje się podstawą reguły,  bo przecież tak można potraktować odniesienie go do innego miejsca, czasu i ludzi. Innymi słowy daje się sprowadzić do bardzo słabej indukcji. I oczywiście tego rodzaju dowodzenie miałoby niewielką siłę perswazyjną, gdyby nie zakładało jednocześnie konsekwencji działań Boga jako najwyższego gwaranta owego prawa. Nie można też nie zauważyć sofistycznego wybiegu kaznodziei, który przez włączenie w konstrukcję jednego argumentu i ukrycie w figurze nagromadzenia sugeruje utożsamienie łupienia kościołów z metaforycznym łupieniem „ze czci swej Pana Boga” przez herezję, „ przemyca” ekwiwokację. Konieczne dla przyjęcia argumentacji przekonanie o przynależności jednostkowego przykładu i „wielu” do tego samego zbioru narzucane jest więc audytorium zwodniczą mocą języka. Sam dobór wyjściowego przykładu też nigdy nie jest bez znaczenia, a znajdują tu zastosowanie ogólne reguły dowodzenia z wykorzystaniem egzemplów, mające zawsze na względzie zdolność zaakceptowania ich przez słuchaczy.

Przejście od mniejszego do większego lub jego odwrotność mogą następować również przez wykorzystanie związków logicznych. Możliwe jest na przykład dowodzenie odwołujące się do przesłanki ogólnej, że całość to więcej niż część. Argument tego rodzaju wprowadza na przykład Erazm z Rotterdamu do dialogu o naśladowaniu Cycerona:

Przecież w dzisiejszych czasach nie znajdziesz mędrca do tego stopnia uprzywilejowanego przez naturę, że zdołałby osiągnąć doskonałość nawet w jednej dziedzinie wiedzy i opanować wszystkie jej zagadnienia. Trudno dzisiaj o wiedzę tak głęboką, że inni nie mieliby niczego do dodania. Nie znajdziesz uczonego tak wielkiej miary, żeby nikt nie zdołał z nim współzawodniczyć. W wymowie zaś jest to jeszcze mniej możliwe. Wszak wymowa składa się chyba ze wszystkich nauk i wymaga tylu przeróżnych umiejętności![11]

 

Oczywiście warunkiem koniecznym przyjęcia takiego dowodzenia jest zaakceptowanie przez słuchaczy przedstawionej definicji wymowy przez wyliczenie części. Jako jedno z prostszych zastosowań argumentów a fortiori w rozumowaniach prawniczych bywa traktowany przypadek, gdy większe oznacza działanie złożone z kilku czynności, a mniejsze jest czynnością wchodzącą w skład pierwszego działania (jak np. pojęcie „użytkowania rzeczy” obejmuje używanie rzeczy cudzej i pobieranie z niej pożytków, jest więc „większym” wobec pojęcia „używania rzeczy”)[12]. Do związków logicznych odwołuje się także argument a fortiori, w którym następuje przejście od gatunku do rodzaju czy też od rodzaju do gatunku. Tenże sam Erazm wkłada go w usta uczestników dialogu Miła wojna dla tych, co jej nie znają:

Czy nie ma wartości zdanie św. Pawła, że Kościół to ciało złożone z różnych członków, ze wspólną głową Chrystusem? Czy kiedykolwiek walczyło oko z ręką, albo noga z żołądkiem? Panuje harmonia w tym zespoleniu tak niepodobnych od siebie członków. Również w organizmie zwierzęcym panuje zgoda między poszczególnym członkami, a korzyści indywidualne idą na pożytek nie poszczególnego organu, ale wzmacniają całe ciało. Jeśli zagraża coś jakiemuś członkowi, pozostałe śpieszą mu z pomocą. Czy w ciele śmiertelnym już ze swej natury ma być większa spójnia aniżeli w ciele mistycznym, nieśmiertelnym?[13]

 

Wyliczenie przykładów dowodzących, że harmonijne współdziałanie jest cechą różnych organizmów, a więc cechą rodzajową, pozwala pisarzowi odnieść ją także do Kościoła - mistycznego ciała Chrystusa. Oczywiście argument prawie nigdy nie występuje w izolacji. Tu również najpierw następuje ustalenie, a raczej przypomnienie definicji Kościoła za pomocą autorytetu. Ta zgoda aydytorium dotycząca kwalifikacji rodzajowej jest konieczna, co wyraźnie widać na przykład we współczesnym, z dyskusji internetowej pochodzącym, argumencie za karą śmierci:

Kara śmierci jest przedłużeniem obrony koniecznej. Jeśli napastnik w wyniku ataku na uczciwego człowieka ryzykuje własnym życiem, które może stracić w wyniku udanej obrony koniecznej, nawet jeśli sam nie będzie winnym żadnego zabójstwa, to tym bardziej powinien być zagrożony utratą życia w sytuacji, gdy jego atak się powiedzie i zamorduje swą ofiarę.

 

Niezbyt to może przekonujący argument, jeśli się zauważy wymagane przy proponowanej kwalifikacji czynu całkowite pominięcie okoliczności (obrona konieczna to bezpośrednia reakcja na zagrożenie), co ocenić już trzeba jako wybieg sofistyczny[14].

W przedstawianych dotychczas realizacjach dowodzenie z tego co mniejsze i większe odnosiło się do podobieństw wynikających ze związków o charakterze formalno-logicznym. Przemilczana przesłanka ogólna, która była podstawą relacji mniej i więcej wymagała od audytorium jedynie akceptacji tychże związków. Tego rodzaju podstawa dla argumentów zakłada  więc swego rodzaju ponadczasowość ich zastosowań. Akceptowalność przejścia od jedności do wielości, od części do całości czy od gatunku do rodzaju nie dotyczy bowiem żadnej konkretnej wspólnoty, albo ogólnie dotyczy wspólnoty ludzi rozumnych. Nie znaczy to oczywiście, że tylko uznanie prawomocności konstrukcji argumentu gwarantuje jego skuteczność, dla jej oceny, konieczne jest także rozpoznanie akceptacji sądu stanowiącego podstawę rozumowania a fortiori.

Zupełnie inaczej jest w przypadku, gdy argumentacja a fortiori odnosi się do relacji jakościowych. Wtedy muszą istnieć jakieś inne, nie formalno-logiczne reguły przejścia od tego co mniejsze, do tego co większe i na odwrót. Same zaś pojęcia „większe” i „mniejsze” rozumiane są także jako mniej ważne i bardziej ważne. Rozróżnienie to kryje się w cytowanym już zdaniu Arystotelesa: „ustalenia o charakterze ogólnym na temat „wielkości” i „wyższości”.

Heinrich Lausberg wprowadzając za Kwintylianem przykłady argumentów z loci a comparatione przyjmuje „iż różnica miedzy czymś mniejszym a czymś większym zasadza się na kwestii stopnia oraz intensywności...”[15]. Najprostszym przypadkiem, który może ilustrować to twierdzenie jest skonstruowanie argumentu poprzez przejście różnych stopni natężenia danej cechy. Tak właśnie broni romantyczności Antoni Edward Odyniec:

Wszakże obcymi są dla poety te filozoficzne cele; jest on prosto malarzem kraju, wieku lub zdarzenia, które opisuje. Nie jest jego winą, że w średnich wiekach wierzono, lub że gmin dotąd wierzy w duchy, upiory i czary: wprowadza on je nie jak rzetelnie będące, lecz jak naówczas w przekonaniu powszechnym były. Ani to za przeciwny zarzut służyć może, iż dziś, przy podniesionym oświeceniu umysłu, wierzyć w nie ludzie przestali. Mitologia grecka tym mniej zasługuje na wiarę, że się całkiem naszym religijnym wyobrażeniom przeciwi; nie zarzucają jednak, nie mówię starożytnym, lecz nawet tylu chrześcijańskim poetom, którzy opiewając wypadki ze starożytności wzięte, działanie, lub przynajmniej wpływ bóstw mitologicznych do poematów swoich wprowadzili. Czemużby więc dziwy i różne nadprzyrodzone istoty, w które średnie wieki wierzyły, w które dziś jeszcze gmin wierzy, w poezji dzisiejszej miejsca mieć nie mogły?[16]

Główna myśl tego przydługiego cytatu daje się streścić w postaci argumentu a maiore ad minus, w którym większa, a jednak akceptowana w poezji niemożliwość mitologii greckiej uzasadnia zgodę na przyjęcie mniej niemożliwych, bo bliższych i dla ludu żywych, wierzeń rodzimych. Z kolei możliwość przechodzenia od stopnia mniejszego do więszego w naturalny sposób otwiera się na amplifikację. Decydujący okazuje się „poziom startowy” - odpowiednio duża intensywność cechy reprezentowanej przez w pełni akceptowany sąd, dotyczący tego, co mniejsze powoduje od razu odpowiednio znaczne wywyższenie elementu większego. Mechanizm ten działa już w konstrukcji składającej się z dwu elementów. Oto rozpacza zakochany Tankred:

Czasem sam z sobą rozmawia w milczeniu:

„Mniejsza - zbyć słońca, mniejsza - być w więzieniu,

 

Więtsza - zbyć słońca dobrze jaśniejszego,

Którego ato na wieki pozbędę

I już z jej wzroku - nędzny - wesołego

Nigdy podobno [?] cieszyć się nie będę.”[17]

 

Pewne jest, że jasność słoneczna jest dla każdego silnie przemawiającym obrazem, a więc  równie mocno narzuci się jej utrata jako nieszczęście. Dlatego rozumowanie może przebiegać według schematu: P jest bardziej R niż Q, Q jest wystarczająco R, aby być S, a fortiori P jest wystarczająco R, aby być S (słońce miłości jest jaśniejsze niż słońce, utrata jasności słońca jest wystarczającym nieszczęściem, tym większym nieszczęściem jest utrata słońca miłości.) Argument a fortiori opiera się na wiarygodności „bardzo pospolitych, elementarnych i niekwestionowanych zdobyczy umysłu”[18]. Jednak kraina poezji rządzi się swoimi prawami, więc pewność zaznaczonej tu hierarchii zasadza się na konwencjonalności metafory oczu - słońca miłości. A skoro tak, to sama relacja skrywa zestawienie dwóch różnych elementów, a więc podobieństwo (similitudo).  Amplifikacja, która odnosi się do hierarchii rozwija się w wymiarze wertykalnym[19], co nie znaczy, że nie może jej towarzyszyć poszerzenie. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, gdy element tego, co mniejsze poddany zostaje zabiegom powiększania, na przykład przez nagromadzenie. Zamiast jednego przypadku pojawia się ciąg wyliczeń, mających na celu intensyfikację rozważanej cechy. W tym momencie narzuca się od razu częsty schemat barokowych wierszy enumeracyjnych. By posłużyć się stosunkowo krótkim przykładem wystarczy przywołać epigramat Daniela Naborowskiego Zła żona:

Straszna burza morska bywa,

Straszna woda, gdy rozléwa,

Straszne pożogi ogniowe,

Straszne powietrze morowe,

Ciężka nędza niezleczona

Ale nad wszytko zła żona.[20] 

 

Wyliczenie przykładów nierównych prowadzi tutaj do wniosku co prawda mieszczącego się w formule „tym bardziej”, ale nie tyle przekonującego, co zaskakującego. Jak pisał Janusz S. Gruchała w analizie wykorzystujących podobny schemat liryków Jana Andrzeja Morsztyna, łatwo można by przeprowadzić eksperyment polegający na zastąpieniu ostatniego wersu jakimkolwiek innym, na dowolny temat[21]. Być może więc, zgodnie z regułami barokowej „retoryki iluzji”, poeta wcale nie musi się odnosić do istniejących we wspólnocie hierarchii, on może przez przywołanie gestu rzekomego ich wskazywania siłą swojej kreacji je ustanawiać.

Różnica pomiędzy takim poetyckim użyciem schematu od mniejszego do większego, tradycyjnie za Ernstem Curtiusem nazywanym przewyższeniem, a wykorzystaniem go jako argumentu wyraźniej ukaże się przy zestawieniu z tego ostatniego przykładem. W mowie na pogrzebie Andrzeja Boboli Jakub Sobieski dowodził, co jest straszniejsze:

A co niemal na kożdy dzień widziemy, na dworach i pałacach pańskich, wysokie stopnie i urzędy jako są do szczęśliwego i spokojnego życia zawadą: i panu oraz służyć i wszytkim się podobać niepodobna. Cudze kłopoty, ciężary, prace na ramionach swych dźwigać ciężka, z szczęściem ustawicznie za pasy chodzić straszna, temu po gębie dać, tego drugi raz pogłaskać potrzeba. Zaś ludzie i rozne ich animusze, rozno traktować trudno. Od inwidyjej chcieć się zaś uchylić, tak się zda podobna, jakoby człowiek od własnego cieniu swego uchronić się chciał. Lecz jeżeli ludzi takowych życie na świecie trudne, trudniejszą daleko dobra i spokojna śmierć.[22]

 

Jako element mniejszy, choć poddany jest amplifikacji przez nagromadzenie, występuje jeden sąd: życie na dworze jest ciężkie. Jego słuszność w świetle obowiązującego w Rzeczypospolitej szlacheckiej negatywnego stereotypu, że dwór to miejsce niebezpieczne najpierw zostaje poddana ukrytej refutacji. Niebezpieczeństwo, które w wypowiedziach szlachty rozumiane było przede wszystkim jako zagrożenie moralne, zostaje przedstawione dokładnie i wyraziście, ale właśnie z pominięciem aspektu moralnego. Amplifikacyjne nagromadzenie służy więc wyolbrzymieniu tak licznych aspektów zagrożeń, że niknie z pola widzenia słuchacza ten najbardziej oczywisty, dla którego jednak nie byłoby miejsca w pochwale dworzanina. To co w przedstawionym dowodzeniu straszniejsze, to oczywiście śmierć na dworze. Jednak dla przyjęcia oczywistości tego wniosku konieczne jest założenie, że we wspólnocie, do której zwraca się mówca akceptowana jest pewna hierarchia wyrażająca się w przysłowiu: „Żyć ciężko, ale ciężej umierać” i również wyrażona w przysłowiu zależność: „Jakie życie taka śmierć”. Tego związku mówca nie narzuca, on w jego dowodzeniu zostaje jedynie uaktywniony[23]. Dla skuteczności argumentacji a fortiori uwzględniającej relacje jakościowe konieczne jest więc odwołanie się do przekonań konkretnej wspólnoty.

Systematyzacja relacji jakościowych odnoszących się do mniej i więcej wydaje się niewykonalna. Już Kwintylian zauważał:

Sunt enim et haec maiora et minora aut certe vim similem obtinent, quae si persequamur, nullus erit ea concidendi modus. Infinita est enim rerum comparatio, iucundiora, graviora, magis necessaria, honestiora, utiliora.[24]

 

Warto jednak przyjrzeć się znowu kilku wybranym przykładom starając się przybliżyć uzasadnienia towarzyszące tego rodzaju relacjom. Przypadek szczególny, a niezwykle ważny stanowi arumentacja a fortiori, w którą wprowadzana jest relacja osobowa. Musi ona bowiem zakładać społeczną zgodę co do wa...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin