Przerwany Łańcuch... czyli jak to się robiło w Festinie.pdf

(421 KB) Pobierz
Od tłumacza angielskiego (William Fotheringham)
Willy Voet „Przerwany łańcuch
1
Od tłumacza angielskiego (William Fotheringham)
Wielu z ludzi obserwujących jak Tour de France zmierza ku katastrofie w lipcu 1998 roku
czuło, że przyszłe pokolenia będą dzielić kolarstwo na dwie epoki: przed i po aferze
dopingowej Festiny. Pierwszym aktem skandalu był ranek, kiedy to francuski celnik
wyciągnął dłoń, aby machnięciem ręki zatrzymać na poboczu samochód Willy Voeta,
wypchany erytropoetynę, hormonem wzrostu, testosteronem, amfetaminą i „mieszanką
belgijską”. Jeden gest ręki zapoczątkował sagę.
Od tego momentu kolarstwo poddane jest nadzorowi prawnemu jakiego nie doświadczył
żaden inny sport. Kolejne śledztwa, procesy, wyroki i wykluczenia świadczą o tym, że na
rezultaty uzyskiwane przez całe pokolenie zawodników – pokolenie EPO – trzeba będzie
spojrzeć pod innym kątem. Jest to niestety nieuniknione, ale fani i media będą z dużym
sceptycyzmem podchodzić do rezultatów uzyskanych przez ich następców. Publiczność,
dotychczas biorąca wszystko za dobrą monetę, poznała prawdę o tym co działo się w latach
dziewięćdziesiątych i nie ma ochoty być dalej oszukiwana.
Wymiar sprawiedliwości we Francji, Belgii, Holandii, Szwajcarii i we Włoszech
prowadzi działania na szeroką skalę. Śledztwa we Francji, sięgające aż do środowisk kolarzy
amatorów, objęły praktycznie każdą ekipę zawodową, a w tym roku dosięgły ekipy
podwójnego zwycięzcy Tour de France Lance’a Armstronga – United States Postal Service.
W momencie pisania tych słów zarzuty przeciw tej ekipie są słabo udokumentowane, a grupa
stanowczo im zaprzecza.
W następstwie długiego śledztwa zapoczątkowanego jego aresztowaniem, Willy Voet
stanął przed sądem w październiku 2000 roku, w towarzystwie Bruno Roussela, menedżera
grupy Festina, Joela Chabirona, specjalisty od PR i Richarda Virenque’a. Lekarz ekipy Erik
Rijckaert był nieobecny z powodu choroby; zmarł zresztą na raka płuc pod koniec stycznia
2001 roku. Przed sądem Richard Virenque przyznał się do stosowania EPO, chociaż
wcześniej, przez cały czas trwania śledztwa relacjonował inny przebieg wypadków. Wyznanie
to doprowadziło do wzruszającego pojednania na sali sądowej z jego dawnym masażystą.
Przyznanie się do winy uchroniło Virenque’a od postępowania karnego, ściągnęło jednak
na niego kilkumiesięczną dyskwalifikację. Voet, Roussel i Chabiron otrzymali wyroki
więzienia w zawieszeniu oraz grzywny za sprowadzanie i podawanie środków dopingujących.
Proces potwierdził szeroki zasięg dopingu w kolarstwie. Jak powiedział przewodniczący
składu sędziowskiego, Daniel Delegove, wyroki były celowo łagodne, jako że przypadek
Festiny nie był odosobniony.
We Włoszech śledztwa nabrały rozmachu od momentu głośnego medialnie zatrzymania
Marco Pantaniego w czerwcu 1999 roku. U Pantaniego, zwycięzcy farsowego Tour de France
1998 roku, stwierdzono poziom hematokrytu znacznie przekraczający normy UCI (co mogło
świadczyć o stosowaniu EPO). Pantani, mający już zwycięstwo w kieszeni, został wyrzucony
z Giro d’Italia na 24 godziny przed jego zakończeniem.
W sprawie bez precedensu Pantani został uznany za winnego „oszustwa sportowego”
polegającego na stosowaniu EPO. W latach dziewięćdziesiątych dochodzenia policyjne
wykazały stosowanie środków dopingujących przez wielu czołowych włoskich kolarzy. Kilku
znanych trenerów okazało się być zamieszanymi w doping, między innymi niegdyś
legendarny Michele Ferrari i Francesco Conconi, którego badania nad testem wykrywającym
EPO zostały opłacone przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.
Prawie trzy lata po skandalu Festiny nadal nie ma przekonujących dowodów na
oczyszczenie sportu kolarskiego. Personel techniczny, między innymi masażyści muszą
obecnie posiadać licencje i być odpowiednio wyszkoleni. Kolarze przechodzą skrupulatne
okresowe badania mające wykryć oznaki pogorszenia stanu zdrowia mogące być następstwem
 
Willy Voet „Przerwany łańcuch
2
stosowania dopingu. Podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney wprowadzono test wykrywający
EPO i wiele wskazuje na to, że będzie on szerzej stosowany.
A jednak...Trzech kolarzy nie dopuszczono do startu Touru 2000 z powodu pozytywnego
wyniku kontroli antydopingowej. Powszechnie uznany za „czystego” kolarz Christophe
Bassons został zaszczuty przez swoich kolegów i musiał wycofać się z Touru 1999 roku z
nerwami w strzępach. Pod koniec 2000 roku niektórzy z wielkich sponsorów Touru: Fiat,
Coca Cola, Credit Lyonais zaczynali się zastanawiać nad kontynuowaniem swego wsparcia
finansowego.
Od momentu publikowania we Francji „Przerwanego łańcucha” w maju 1999 roku wiele
rzeczy uległo zmianie. Nadal jednak warto mieć przed oczami obraz świata kolarskiego
zarysowany od wewnątrz przez Voeta, aby zrozumieć co prowadzi sportowców do stosowania
środków dopingujących, jakimi kłamstwami usprawiedliwiają przed samymi sobą stosowanie
niedozwolonych środków i do jakich wynaturzeń w sporcie prowadzi ich przyjmowanie.
Aresztowanie masażysty na spokojnej bocznej drodze w pobliży granicy francusko –
belgijskiej wstrząsnęło sportem do głębi. Kolarstwo nigdy już nie będzie takie samo.
„Przerwany łańcuch” jest częścią procesu zmian, który, miejmy nadzieję, doprowadzi do
oczyszczenia sportu. Któż jednak wie czy ponownie da się połączyć ze sobą ogniwa tego
łańcucha?
W.F.
Londyn
Styczeń 2001
Przedmowa
Nie była to łatwa decyzja. Napisanie książki mówiącej prawdę o zakłamaniu kolarstwa,
uczciwe podsumowanie trzydziestu lat milczenia, dogrzebanie się prawdy za fasadą, w której
podtrzymywaniu uczestniczyłem tak długo: proszę mi uwierzyć, że żadna z tych rzeczy nie
przyszła mi łatwo. Spodziewam się teraz usłyszeć sarkastyczne epitety: człowiek, który
zniszczył marzenia innych, napluł do cudzej kaszy, oczernił popularną dyscyplinę sportu. To
prawda: można i tak widzieć sprawę, jeśli człowiek udaje, że nic się nie stało dopóki koła są
w ruchu. Ale za jaką cenę?
Książka, którą masz w ręku nie została napisana dla zemsty czy z powodu osobistych
zadrażnień. Nie powtarzam plotek usłyszanych tu czy ówdzie, ale opisuję wydarzenia, które
naprawdę miały miejsce. Obracam się w świecie zawodowego kolarstwa od 1972 roku; jak to
mówią jestem swoim człowiekiem, a w ośmiu na dziesięć przypadków bez pudła wskażę, kto
zażywa środki dopingujące, a kto nie. Są pewne oznaki, których człowiek z zewnątrz nie
zauważy.
Nie spodziewam się, że ta książka przysporzy mi wielu przyjaciół. Stawiam sprawę
uczciwie, co dla niektórych może być kłopotliwe, a nawet szokujące. Pewni ludzie w
ostatnich miesiącach wspierali mnie wiernie, inni, woląc zachować milczenie nie kłopocząc
się zbytnio, po prostu umyli ręce. Byli też tacy, którzy nie potrafili zrobić uczciwego rachunku
sumienia. Bali się czy ich interesy były zagrożone? W obu przypadkach jest mi ich żal.
Nie było łatwo ujawnić praktyki nieprzyjemne dla wszystkich. A kolarstwo ma wiele do
ukrycia. Nie było też mi łatwo obnażyć się przed wszystkimi i wystawić na widok publiczny
to, co napawa mnie wstydem. Publiczność ma prawo znać prawdę, gdyż nadużyto jej zaufania
i entuzjazmu. Często zastanawiałem się dlaczego to ja zostałem wybrany do wypełnienia tej
misji. Czy mam prawo robić coś, czego nikt wcześniej nie zrobił? Kim jestem, aby ujawniać
przykre tajemnice rodzinne ukryte za uśmiechami na rodzinnych fotografiach? Czy mogę brać
 
Willy Voet „Przerwany łańcuch
3
odpowiedzialność za złamanie reguły milczenia? Czy napisałbym tę książkę, gdybym 8. lipca
1998 roku nie został zatrzymany przez celników? Długo nad tym myślałem i długo się
wahałem zanim zdecydowałem się zasiąść do pisania. Pojąłem, że bez szesnastu dni w
więzieniu nigdy bym niczego nie zrozumiał. Przyzwyczajenie, rutyna i wygoda mają swoją
moc. Zrobiłem co musiałem zrobić, nawet jeśli obalono przy tym parę mitów, nawet jeśli jest
to bolesne.
Ludzie, którzy tak jak ja kochają kolarstwo nad życie, nie znajdują już dla siebie miejsca
w tym niekończącym się wyścigu zbrojeń, w którym wszyscy posługują się tajną bronią.
Czuję, że kolarstwo przekroczyło jakąś granicę, zostawiło za sobą dawne reguły gry i nie ma
ochoty na zawrócenie z tej drogi. Najwyższy czas abyśmy zrozumieli swoje błędy, odnaleźli
zło w naszym postępowaniu i, jeśli to możliwe, starali się je wyeliminować. Czuję potrzebę
wyznania wszystkiego moim najbliższym, aby udowodnić, że nie jestem aż takim przestępcą
jakim niektórzy mnie przedstawiają. Chcę żeby moje dzieci potrafiły stawić czoła
nieuniknionym inwektywom. Bo w końcu ktoś musiał to zrobić.
Bez złych zamiarów, bez pruderii, bez ustępstw. Nie chcę jedynie prześliznąć się po
powierzchni tego zatrutego środowiska jak Erwan Mentheour, który spędził w zawodowym
peletonie tylko cztery lata i jego świadectwo jest fragmentaryczne. Chcę zanurzyć się głęboko
i zgłębić wszystkie etapy stosowania dopingu w kolarstwie. Kiedy zostałem wyrzucony bez
powodu z zespołu, w którym spełniała się moja miłość do sportu, kiedy zakazano mi
wykonywać mój zawód na trzy lata (czyli na zawsze dla osoby w moim wieku), stałem się
idealnym kozłem ofiarnym, członem rakiety, który się poświęca aby uniknąć katastrofy,
pariasem, czarną owcą w rodzinie. Dla nich było to bardzo łatwe. Świat jest pełen ludzi takich
jak Willy Voet Różnica polega na tym, że ja zdecydowałem się wyjść przed szereg.
Mam pięćdziesiąt cztery lata. Straciłem pracę, mój stan zdrowia nie jest najlepszy, nie
mogę zasnąć bez leków uspokajających, a moje noce już od dawna nie są spokojne. Ale
pomimo tego wszystkiego nadal miewam marzenia. Czasem śni mi się mój syn Mathieu
rozmawiający o kolarstwie z błyskiem w oczach takim jak dawniej. Już od roku oczekuję na
rozprawę, ale, paradoksalnie, stałem się wolnym człowiekiem. A na pewno jestem bardziej
wolny niż ci, którzy ścigając się dźwigają jarzmo, które bardzo trudno unieść.
Stąd ta książka.
Veynes
Kwiecień 1999
1. Szampan, kroplówki i lodówka mojej żony
Urodziłem się Belgiem, ale kiedy pracowałem dla Festiny naprawdę uwielbiałem,
przygotowania do Mistrzostw Francji. Miałem wtedy jedną z rzadkich okazji, aby zabrać ze
sobą żonę Sylvie i dwójkę moich dzieci i ugościć ich na koszt sponsora. Jestem w trasie przez
ponad dwieście dni w roku, więc wiele dla mnie znaczy ten jeden weekend pod koniec
czerwca czy na początku lipca spędzony wspólnie z rodziną.
Był 4 czerwca 1998 roku, dzień przed mistrzostwami. Około siódmej rano opuściliśmy
nasze mieszkanie w Veynes, w Alpach. Miałem w planach spotkanie z dalszą rodziną, a
najbliższych zapakowałem do naszego Renault 21. Sylvie siedziała za kierownicą. W grudniu
1997 odebrano mi na sześć miesięcy prawo jazdy, po tym jak zostałem po raz czwarty
zatrzymany przez policję za jazdę z nadmierną prędkością. Musiałem być wszędzie wożony,
ale i tak cieszyła mnie jazda do Clermont Ferrand w towarzystwie Mathieu i Charlotte, jako że
były to moje urodziny. Kończyłem pięćdziesiąt trzy lata i cieszyłem się z tego, że prawie nie
zauważam upływającego czasu.
 
Willy Voet „Przerwany łańcuch
4
Przybyliśmy do Hotelu Inter o wpół do dwunastej. Czekając na powrót kolarzy z treningu
wdałem się w pogawędkę z mechanikami: Cyrille Perrinem i Patrickiem Jean. „Zaraz wracają,
chcieli pojeździć tylko przez kilka godzin”.
I rzeczywiście, wkrótce pojawiła się pierwsza grupka: Pascal Hervé, Christophe Moreau,
Laurent Brochard, Didier Rous i Richard Virenque, zawodnicy francuscy, którzy mieli
wystartować w najbliższym Tour de France.
„Gdzie pozostali?”
„Jadą za nami, zaraz tu będą.”
Przez większość czasu ekipa była podzielona na dwie grupy. Jedną stanowili przyszli
uczestnicy Toru: silni ludzie, którym nie przeszkadzał żaden rodzaj pogody. Drugą stanowili
Christophe Bassons, Patrice Halgand, młody Laurent Lefevre, Sebastian Médan i Thierry
Laurent, kolarze, którzy nie mieli nic wspólnego z dopingiem i dzięki temu uniknęli później
losu swoich starszych kolegów. Te dwie grupy nawet jadły kolację oddzielnie. Zdążyłem się
już do tego przyzwyczaić, ale nadal zaskakiwało to moją żonę. Szepnęła do mnie „Dobrze, że
nadal trzymają się razem”.
Przedstawiłem Sylvie i dzieci tym zawodnikom, którzy dołączyli do ekipy w tym sezonie,
wyładowałem bagaże z samochodu rozstawiłem mój stół do masażu. Po obiedzie zająłem się
Virenque’m, Brochardem i Rousem, później trochę poleniuchowaliśmy i zeszliśmy na
kolację.
Tego wieczora ekipa zebrała się przy czterech stolikach w hotelowej restauracji: przy
jednym usiedli uczestnicy Touru z żonami, przy drugim pozostali kolarze ze swoimi
towarzyszkami, przy trzecim masażyści i mechanicy, przy czwartym kierownictwo – Bruno
Roussel, dyrektor sportowy, jego zastępca Michel Gros i rzecznik prasowy Joël Chabiron,
również z żonami. Zazwyczaj siadaliśmy tak przez cały sezon, oczywiście zależało to od
warunków lokalu.
Zamówiłem szampana. Następnego dnia mieliśmy wprawdzie ważny wyścig, ale urodziny
trzeba uczcić. Wypiliśmy trzy butelki do deseru. Kelner przyniósł ciasto – tort szwarcwaldzki
zamówiony przez Bruno Roussela. Przy stolikach kolarze wznieśli kieliszki i wypili za moje
zdrowie. Pascal Hervé i Richard Virenque nawet podeszli żeby mnie uściskać i życzyć
wszystkiego najlepszego.
Po kolacji poszedłem przygotować bidony na jutrzejszy wyścig, towarzyszył mi drugi
masażysta – Laureat Gros, syn Michela. Zazwyczaj napełnialiśmy je wodą z sokiem lub
napojem energetyzującym. Później przygotowywaliśmy jedzenie, które miało być podawane
zawodnikom w czasie wyścigu. W końcu, około dziesiątej wieczorem, udałem się do swojego
pokoju. Zazwyczaj robię to w pokojach zawodników, ale było to niemożliwe w obecności ich
żon.
„To”? Domięśniowy zastrzyk z kortyzonu dla Hervé, Virenque’a, Brocharda, Rousa i
Moreau, dziesięć miligramów Kenacortu w każdy pośladek. Kortyzon jest niewykrywalny w
moczu. Przy analizie krwi lekarz zauważy nieprawidłowości, ale nie będzie mógł stwierdzić,
czy steryd jest pochodzenia egzogennego, jako że jest on produkowany przez nadnercza.
Dlatego kolarze, którzy się szprycują, przysięgają, że nie biorą żadnych środków
dopingujących. Naprawdę w to wierzą! Wystarczy, że substancji nie wykryje kontrola
antydopingowa. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Działanie sterydów jest przewrotne: są one naturalnymi środkami przeciwbólowymi
produkowanymi przez nadnercza, ale kiedy podaje się je w iniekcjach, organizm przestaje je
wytwarzać. Dlatego sportowcy, którzy ich nadużywają często kończą z cukrzycą, niedoborami
substancji mineralnych, zwłaszcza wapnia i osłabionym układem odpornościowym. Jeśli
doznają złamania, kość może zrastać się przez bardzo długi czas. Długotrwałe stosowanie
kortyzonu jest w tym kontekście szaleństwem, ale akurat tym zupełnie się nie przejmowałem.
Nie martwiłem się też kontrolą antydopingową na mecie wyścigu w Charade. Zastanawiałem
się tylko nad dobraniem właściwej dawki sterydu. Do rozpoczęcia Touru pozostało niewiele
 
Willy Voet „Przerwany łańcuch
5
czasu, dawki musiały być minimalne, aby system odpornościowy zawodnika nie załamał się
podczas tak intensywnego i długotrwałego wysiłku. Efekt zastrzyku – zniesienie bólu
mięśniowego jest odczuwalny natychmiast, trwa przez sześć godzin osiągając maksimum, po
czym gwałtownie spada.
Kiedy załatwiłem sprawę zastrzyków, zmierzyłem każdemu z zawodników hematokryt -
jest to przybliżony wskaźnik ilości czerwonych krwinek transportujących tlen do mięśni. Dla
uprawiającego sport wytrzymałościowy, taki jak kolarstwo, im wyższy hematokryt, tym lepiej,
byle w bezpiecznych granicach. Brochard miał 47, Rous 49,7, Virenque 50,2, Pascal Hervé aż
51,3, a Christophe Moreau niezmiennie 48. Zdrowy mężczyzna w wieku dwudziestu kilku lat
ma hematokryt rzędu 41 – 44%, ale właśnie takich wysokich wartości się spodziewaliśmy.
Za tydzień miał wystartować Tour de France, najważniejszy cel przygotowań w każdym
sezonie. Ważne było, aby jak najbardziej zbliżyć się do poziomu hematokrytu 50, który
Międzynarodowa Unia Kolarska uznała za bezpieczny dla zdrowia. Pozostawało tylko
utrzymać ten poziom przez cały czas trwania wyścigu. Niestety, jeżeli w dniu startu kolarz
miał hematokryt 45, niemożliwe było późniejsze jego podniesienie, gdyż zawodnik
poddawany był zbyt dużemu wysiłkowi. Niezależnie od Toru mistrzostwa kraju są ważnym
wyścigiem, na wygranie którego wielu zawodników miało ochotę, wliczając również
Virenque’a. Trasa wyścigu była bardzo trudna, miał to być dla niego pierwszy ważny
sprawdzian w tym sezonie.
Na wypadek gdyby przedstawiciele UCI przybyli z rana, aby sprawdzić hematokryt
kolarzy, przygotowałem wszystko, żeby znieśli testy bez szwanku. Zdążyliśmy się już do tego
przyzwyczaić. Zaniosłem do pokojów kolarzy butelki soli fizjologicznej. Przezornie
poowijałem je w ręczniki i pochowałem pod łóżkami. W razie potrzeby po prostu zdejmowało
się obrazek ze ściany i zawieszało kroplówkę na haczyku. Jeśli w pokoju nie było obrazków,
wyginałem szprychę rowerową w kształcie litery S i zawieszałem kroplówkę gdziekolwiek, na
przykład na karniszu.
Reszta była dziecinnie prosta: wbić igłę w butelkę, podłączyć kroplówkę i odkręcić
kranik. Na początku płyn nie może ściekać zbyt szybko – najwyżej sześćdziesiąt kropli na
minutę – żeby uniknąć przeciążenia układu krwionośnego. Później było już bezpiecznie,
można całkowicie odkręcić zawór. Cały zabieg trwa dwadzieścia minut, roztwór soli
fizjologicznej rozcieńcza krew i obniża hematokryt o trzy procent, a tyle wystarczy.
Cały zestaw do kroplówki można zmontować w dwie minuty, a to oznacza, że udawało
się zdążyć nawet gdy lekarze z UCI czekali aż kolarze wyjdą ze swoich pokoi. O kontroli
wiedział jako pierwszy Bruno Roussel, on powiadamiał kolarzy, którzy szli wtedy do mojego
pokoju lub do Erika Rijckeaerta, lekarza ekipy i zabawa się zaczynała…
Kiedy po raz pierwszy przeprowadzono kontrole hematokrytu: podczas wyścigu Paryż –
Nicea w marcu 1997 roku, byliśmy już na nie przygotowani od kilku miesięcy gdyż UCI
ogłosiła decyzję o kontrolach w zimie tego roku. Początkowo jedynie ja miałem wirówkę do
oznaczania hematokrytu zasilaną bateriami – Rijckaert kupił ją w Niemczech. Kosztowała
ponad 3000 franków, a kolarze wręcz ustawiali się w kolejce do mojego pokoju, aby z niej
skorzystać. Ale już po Tour de France w 1997 roku kontrole stały się codzienną praktyką i w
1998 roku dwie trzecie zawodników miały własne wirówki. Kupowali je drogą wysyłkową,
podając dane żon lub córek. Zawsze należy być ostrożnym.
Takie małe pudełko: 20 na 8 cm, jest czymś niezastąpionym. Krew pobieraliśmy wprost z
tętnicy 1 , bo takie pomiary były bardziej precyzyjne niż z krwi pobranej z palca. Napełnialiśmy
dwie krótkie kapilary, nie grubsze niż wkład długopisowy; do pomiaru wystarczało kilka
kropel krwi. Kapilary umieszczaliśmy w wirówce, która obraca się z prędkością 10 000
1 Chyba żyły, ale tak jest w tekście
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin