Rozdział 4.rtf

(16 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 4.

Nigdy nie czułam się lepiej. Wypłakanie się na ramieniu bliskiej osoby daje ukojenie, jakiego nigdy wcześniej nie miałam. Gorąca woda, która spływała po moim nagim ciele, nie była tak kojąca, jak słowa, które dawały nadzieję. Nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Jak co dzień rano po gorącym prysznicu oraz zjedzeniu śniadania, pozmywałam po wszystkich domownikach. Na szczęście dzisiaj żadnych zajęć. Żadnej pracy, żadnej nauki. Tylko ja i moje marzenia, które być może kiedyś się spełnią.

Niestety. Niektóre marzenia są nie do spełnienia. Nikt jeszcze nie wymyślił jakiejś maszyny, by cofnąć czas, który tak nieubłaganie szybko płynął. Chciałam, by wszystko było tak jak dawniej, czyli do mojego piątego roku życia. Mieć zawsze 4 lata, nie martwić się tym, co się stało. Zapomnieć o tym, kto pozbawił mnie marzeń o normalnej rodzinie, o własnych dzieciach.

Sprzątałam w domu, gdy nagle dostałam SMSa. Spojrzałam na wyświetlacz, by zobaczyć od kogo. Byłam pewna, że to kolejna reklama, że mam szansę na wygranie samochodu lub czegoś tam. Zdziwiłam się bardzo, gdy zamiast krótkiego numeru wyświetliło mi się imię Adriena.

„Hej, kiedy się zobaczymy?” –odczytałam treść SMSa i odpisałam wymijająco, tłumacząc się brakiem czasu i obowiązkami.

Po wysłaniu wiadomości odłożyłam telefon, a zaraz w mojej głowie zaczęły krążyć pytania, na które nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Co mnie w ogóle napadło, by mówić mu o swoich przeżyciach z dzieciństwa? Czemu nie zaczekałam z tą historią, zanim nie poznam go lepiej?

Wiedziałam, że to był mój błąd, którego będę żałować do końca swojego życia. Skończyłam sprzątać i poszłam do swojego pokoju, by w nim pogrążyć się w swoich nieprzemyślanych słowach. Czy uda mi się to odkręcić? Może uwierzyłby, że to żart? Czemu mu o tym powiedziałaś? –zadawałam sobie pytania, ale nikt ich nie słyszał, nikt nie mógł na nie odpowiedzieć.

Ashley, ale z ciebie idiotka!- skarciłam się w myślach- Następnym razem pomyśl, zanim zrobisz coś głupiego, by tego później nie żałować.

Z moich niemych pytań, oraz rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz, a następnie nacisnęłam przycisk, by odebrać połączenie.

-Cześć Vanessa. –powiedziałam w miarę pogodnie, by ukryć swoje zdenerwowanie zaistniałą sytuacją –O co chodzi?

-Hej Ash. –usłyszałam cichy, a zarazem smutny głos koleżanki –Mam pewne kłopoty rodzinne, więc chciałabym cię prosić, czy byś nie mogła pójść dzisiaj za mnie, a ja bym przyszła rano. –mówiła smutno, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem.

-Dobra. Nie ma sprawy. I ta nie mam nic ciekawego do roboty. –powiedziałam spokojnie, choć byłam bliska wybuchu histerii.

-Dzięki. Kochana jesteś. Kiedyś ci się odwdzięczę. –w jej głosie usłyszałam jakby nutkę radości –Do zobaczenia. –powiedziała i w tej samej sekundzie się rozłączyła.

Odłożyłam telefon na szafkę i wtuliłam twarz w poduszkę. Leżałam tak kilka godzin, gdy stwierdziłam, że czas najwyższy przygotować się i iść do pracy. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą, a następnie osuszyłam ją ręcznikiem. Rozczesałam włosy, które zostawiłam rozpuszczone i wyszłam z domu.

Szłam powoli, nie spiesząc się. Przechodząc koło sklepu z odzieżą, ujrzałam go w szybie wystawowej. Stał tak, jak gdyby nigdy nic. Zatrzymałam się i patrzyłam na niego od strony ulicy. Chciałam się ruszyć, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Poczułam jak ogarnia mnie fala nieprzyjemnego gorąca. W tej sytuacji powinnam uciekać, ale nie mogłam ruszyć ani ręką, ani nogą. Stałam, jakby ktoś zamurował mnie w pomieszczeniu wielkości 40 na 40 centymetrów, jedynie z małym okienkiem, które dawało światło. Małą przerwą między cegłami, przez które widziałam tylko jego twarz. Nic więcej.

-No rusz się. Uciekaj. –mówiłam sama do siebie przez zaciśnięte zęby.

Wtedy nasze oczy się ze sobą spotkały. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, ale ja próbowałam odwrócić jego uwagę udając, że oglądam zieloną sukienkę, która znajdowała się na wystawie. Nie udawało mi się. Nie minęła chwila, gdy ten, którego się brzydzę, zaczął iść w stronę wyjścia. Nadal nie mogłam się ruszyć. Ciągle byłam wpatrzona w sukienkę na wystawie, gdy drzwi sklepu się otworzyły.

-Ashley? –zapytał ochrypłym głosem.

Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Zaprzeczenie było pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy.

-To bardzo przepraszam. –powiedział zawiedzionym tonem –Tak bardzo przypominasz mi moją małą córeczkę, którą jedenaście lat temu, zabrała mi opieka społeczna.

Wzruszyłam ramionami. Ze sklepu wyszła starsza kobieta, która się śmiała.

-Marku. Skoro było to 11 lat temu, to skąd wiesz, jak ona teraz wygląda? Małe dziewczynki szybo się zmieniają, dojrzewają. –powiedziała zanosząc się na wybuch śmiechu.

-Bardzo przepraszam, że panią zaczepiłem. –powiedział i wszedł razem z kobietą do sklepu, z którego wyszli.

Odzyskałam władzę w nogach i ruszyłam w stronę baru. Przez całą drogę zastanawiałam się, jak to możliwe, że on tu pracuje, a ja o tym nie wiedziałam. Przez tyle miesięcy pracowałam kilka ulic dalej, a dowiedziałam się dopiero tego feralnego dnia.

Weszłam do baru cała roztrzęsiona. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Widziałam wszystko jakby w zwolnionym tempie. Wszystkie głosy wydawały mi się takie ciche, stłumione moim wewnętrznym krzykiem, który wołał o pomoc.

Powoli weszłam za bar i pożegnałam się z Robertem, którego właśnie zmieniałam. Założyłam fartuszek i zaczęłam przygotowywać drinka dla konsumenta, który właśnie usiadł przy barze. Czas mijał mi bardzo powoli, gdy nagle do baru wszedł Adrien.

-Cześć. –przywitał się siadając przy barze.

-Hej. –odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. –Co chcesz?

-Piwo. –odpowiedział spoglądając na mnie ze zdziwieniem.

Nalewałam piwo do kufla starając się, by nie było za dużo piany. Adrien nie spuszczał ze mnie wzroku.

-Nie wierzę w twoją historię z ojcem. –powiedział, gdy podałam mu napój. –Nie wyglądasz na taką, która była krzywdzona. –cały czas się uśmiechał.

-No i mnie masz. –powiedziałam –Masz rację. Kłamałam.

-Ale dlaczego? –zapytał.

Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam obmyśloną odpowiedź, ale całkowicie o niej zapomniałam. Nie mogłam sobie przypomnieć, jak miałabym się wytłumaczyć.

-Widzisz… -zaczęłam smutno – Nie wiedziałam, czy mnie polubisz, dlatego wymyśliłam tę historię. Chciałam jakoś upiększyć swoją historię, bo nigdy nie miałam przyjaciół.

-Ze względu na to, co byś powiedziała, to i tak bym cię lubił. –złapał moją dłoń i zaczął gładzić jej wierzch –Podobasz mi się.

-Fajnie. –odpowiedziałam i zabrałam rękę.

Adrien wyraźnie się zdezorientował. Wyglądał na zakłopotanego.

-Co ty tu w ogóle robisz? –zapytał zdziwiony- Nie powinnaś mieć dziś wolnego?

-Powinnam. –odpowiedziałam nalewając sok do szklanki- Vanessa do mnie zadzwoniła i zapytała się, czy nie mogłabym dziś za nią przyjść, a ona przyjdzie jutro za mnie.

W ten sposób minął mi cały wieczór. Adrien wyszedł dość późno, ale mimo to zostałam sama, w pustym klubie. O drugiej w nocy wyszłam razem z Paulem, który zamykał bar. Stałam przed drzwiami, gdy jakaś postać stanęła nade mną. Serce podeszło mi do gardła. Strach opętał całe moje ciało. Nagle światło latarni oświetliło jego twarz.

-Adrien! –krzyknęłam, mimo że był blisko –Czy możesz mnie nie straszyć?

-Mogę. –odpowiedział nonszalancko.

-Co ty tutaj w ogóle robisz? –zapytałam zdziwiona.

-Nie mogę pozwolić, by piękna dziewczyna wracała o tej porze sama do domu. Może stać się jej jakaś krzywda. –powiedział i objął mnie ramieniem.

Zaczęłam iść w stronę domu wyrywając się z uścisku Adriena. Stał jak wryty. Nie wiedział co się dzieje. Odwróciłam się w jego stronę.

-No idziesz? –zapytałam z pogardą –Czy piękna dziewczyna ma sama wracać?

-Tak, tak. Już idę. –zaczął powoli zmierzać w moją stronę.

Przez całą drogę Adrien obejmował mnie ramieniem, a ja nie zwracałam na to uwagi. Nie obchodziło mnie co on robi. Jedynie po głowie chodziła mi pewna osoba. Osoba, która zabrała moje dzieciństwo. Miałam wielką nadzieję, że już go nie spotkam, że zapomnę. Niestety. Ta nadzieja obróciła się w pył jak palony papier. Nie zmienię życia, choć żyję inaczej.

-O czym tak myślisz? –z rozmyślań wyrwał mnie głos Adriena, o którym całkowicie zapomniałam.

-O niczym. –w swoim głosie usłyszałam nutkę smutku.

-Przecież widzę, że coś cię gryzie. –dociekał mój rozmówca.

-Nic mnie nie gryzie! Nic mi nie jest! –nie wiem czemu, ale podniosłam głos.

-Dobra, ale nie musisz krzyczeć. Słyszę cię doskonale.

Nic nie odpowiedziałam. Na tym skończyła się nasza krótka konwersacja. Resztę drogi szliśmy w ciszy. Nie wiem czemu, ale czułam się bezpiecznie w objęciach Adriena. Nigdy nie czułam się podobnie. Jego obecność przypominała mi Cloe, która w dzieciństwie trzymała mnie za rękę, bym się nie bała. Wcześniej to ona była moim jakby Aniołem Stróżem, ale nie wiem czemu odeszła. Nie czułam jej obecności. Teraz zamiast niej przy moim boku był Adrien.

Na wspomnienie Cloe do oczu napłynęły mi łzy, które chwilę później spłynęły po moich policzkach. Otarłam je szybko wierzchem dłoni ciągle patrząc przed siebie, by Adrien nic nie zauważył. W końcu doszliśmy do celu naszej podróży. Pod mój dom.

-Kiedy się zobaczymy? –zapytał Adrien stając naprzeciw mnie.

-Pewnie pojutrze, jak na mnie wpadniesz na uczelni.

-Nie, nie, nie kotek. To ty na mnie wpadasz. –powiedział i zaczął się głośno śmiać.

-Cicho. –próbowałam go uciszyć  –Jest prawie trzecia. Ludzie już śpią. Chyba nie chcesz obudzić mojego brata?

-Nie mam takiego zamiaru. –powiedział szeptem, gdy przestał się śmiać.

Podszedł do mnie bliżej. Moje serce zaczęło walić jak młot.

-No to do jutra. –powiedział i pocałował mnie w policzek.

-Do zobaczenia. –odpowiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi wyjmując klucze z kieszeni.

-Zaczekaj chwilę. –podbiegł do mnie bliżej.

-O co chodzi? –zapytałam odwracając się w jego stronę.

Stał w milczeniu, nie wiedząc co powiedzieć. Kilka razy próbował, ale nie mógł wydobyć z siebie dźwięku.

-Lubię cię. –wydusił w końcu.

-Ja ciebie też. –odpowiedziałam i zniknęłam w środku domu.

Miom celem po wejściu była kuchnia. Nalałam sobie zimnego mleka do szklanki i poszłam do swojego pokoju. Pijąc napój wyciągnęłam z szafki swoją piżamę. Idąc do łazienki wstąpiłam do kuchni, by odstawić pustą szklankę do zlewu. Umyłam ją i poszłam wziąć szybki prysznic. Wyszłam z kabiny wycierając się do sucha ręcznikiem, a następnie ubrałam piżamę. Włosy przetarłam ręcznikiem, by nie ociekały wodą i związałam je w warkocz. Było zbyt późno, by używać suszarki, więc musiałam sobie poradzić ręcznikiem. Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się do łóżka. Mimo moich prób nie mogłam zasnąć. Ciągle przed oczami miałam twarz złodzieja marzeń, a w uszach słyszałam jego głos. Dzięki Bogu z tych złych wspomnień wyrwał mnie dźwięk wiadomości w moim telefonie. Spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość była od Adriena.

-Ten to chyba spać nie może. –powiedziałam szeptem sama do siebie i odczytałam treść SMSa.

Dzwonili do mnie z Nieba, że uciekł im jeden Aniołek.

Ale nie martw się. Nie powiem im gdzie jesteś.

Słodkich snów.

 

Uśmiechnęłam się sama do siebie i położyłam głowę na poduszce. Zasnęłam z uśmiechem na ustach i z uśmiechem się obudziłam. Cały dzień nie schodził z moich ust. Nie wiem dlaczego tak było, ale miałam pewne podejrzenia. Wieczorem jednak ten uśmiech znikł, gdy wróciłam do domu ze spaceru.

W kuchni siedziała mama i Jeanette. Obie płakały. Nie chciały mi powiedzieć o co chodzi. Jedynie dowiedziałam się, że płaczą z dwóch odrębnych powodów. Dopiero po trzech godzinach słuchania ich płaczu, mama skierowała się do mnie.

-Powiedz mi córunia, dlaczego Jeanette jest taka nieodpowiedzialna? Dlaczego nie powiedziała mi wcześniej, że jest w ciąży? Przecież jakoś byśmy sobie poradzili.

-Nie powiedziała, bo to nie było nic pewnego. –odpowiedziałam przytulając się do mamy.

Spoglądałam wtedy na siostrę która płakała coraz bardziej. Czyżby znów poroniła? –po mojej głowie błąkały się pytania. Stałam tak dość długo, dopóki mama nie poszła do swojego pokoju. Przytuliłam siostrę i nie wiem czemu, ale zaczęłam płakać razem z nią. Pomimo mojej namowy nie chciała mi nic powiedzieć, tylko płakała coraz głośniej. Kilka godzin siedziałam przytulona do siostry, próbując ją pocieszyć. Moje wysiłki na nic się nie zdały. Mijały minuty, następnie godziny, a ona ciągle płakała, a ja razem z nią. Nie wiem dlaczego, ale poczułam jakąś silną więź między nami. Więź, która sprawiała, że gdy ona była smutna, ja zaraz czułam to samo.  Było tak od czasu, gdy powiedziała mi o ciąży, o tym, że chce tego dziecka.

Jeanette przybliżyła swoje usta do mojego ucha. Chciała mi powiedzieć, ale łzy jej na to nie pozwalały. Przy każdym głębszym wdechu traciła powietrze. Dusiła się nim. W końcu wypowiedziała tylko jedno słowo, a raczej imię.

-Daniel…

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin