Między kresem a początkiem.doc

(38 KB) Pobierz
Między kresem a początkiem

Między kresem a początkiem

 

 

              Tam, gdzie jest początek końca, tam, gdzie człowiek nie dotarł, istnieje kraina. Jest ona tuż, obok, lecz tak strasznie daleko. Kraina pełna stworzeń tak strasznie przepełnionych bólem i smutkiem, że wisi nad nią wieczna mgła. Jest ona gęsta jak sierść, zabarwiona krwią i łzami, wylanym atramentem i ogniem. Wisi przysłaniając niebo w kolorze zgnitej zieleni i jedną trzecią słońca. Nocą, choć tego nie widać, niebo jest brązowe, lecz zamiast księżyca wisi przepalona żarówka, a gwiazd jest tuzin i trzy dziesiąte gwiazdy. Miejsce to rośnie coraz bardziej, z rzadka maleje. Wypełniają je istoty szkaradne, miejsca niczym z krajobrazu po wojnie. Są one piękne, lecz nicość, przerwane wątki obdarły je z części ich istnienia, części ich bytu, części ich samych. Co to za okrutny świat? Oto świat niedokończonych opowiadań, kraina „Zapomnianych dzieci”…

              Przybyła tam kolejna postać. Przed bramą z srebra, której brakowało części prawego skrzydła, wykończeń i zawiasów zmaterializował się młody ktoś. Uporczywie wpatrywał się we wrota. Uwagę jego przyciągnęły ozdoby, które były opisane. Przedstawiały wróżki i płatki śniegu, lecz dopiero, gdy podniósł wzrok wyżej ogarnął go szok. Napis wiszący w powietrzu na kamiennej płycie w szarym kolorze, którą musiał wykonać pijany artysta. Tam widniała nazwa miejsca: „Świat dzieci porzuconych, dzieci zapomnianych. Witaj w domu!”.

              Jak tylko zakończył czytać brama nie wiadomo, jaki cudem zaskrzypiała cicho otwierając przed nim drogę do tego dziwnego, nieznanego mu świata, który od tej chwili najwidoczniej miał być jego domem. Wszedł tam. Gdy już tam się znalazł wrota zamknęły się z cichym zatrzaśnięciem. Rozejrzał się. Przed nim stała postać w ciemnym kapturze. Była jakby niepełna. Dopiero wówczas rozejrzał się i zobaczył, że wszystko tutaj jest wybrakowane, wszystkiemu czegoś brakuje: bramie zawiasów i kawałka wrót, drzewom pni, gałęzi lub korzeni a na niebie…nieba nie widać. Jest tylko mgła. Taka jakaś mętna. Tylko ona jest tu taka, jakby jej niczego nie brakowało. Przez nią nie widać wiele, po za postacią, kępą drzew i tym…tym czymś, przez co tu wszedł.

- Witaj. – usłyszał głos wydobywający się spod kaptura. – Wiesz, gdzie jesteś?

- Nie. – przybysz zdziwił się słysząc swój głos. Był strasznie melodyjny, lecz także takim samym zaskoczeniem napawało go wszystko wokół.

- Może ważniejsze pytanie. Wiesz, kim jesteś? – czuł na sobie wzrok tego kogoś przed nim, choć spod kaptura ziała dziura.

- Nie wiem. – I ledwo skończył mówić powiedział – Upadłym, by pomóc innym upadłym powstać. Jestem końcem i początkiem. Jestem Redemptio. – I znów ogarnął go szok.

- A więc już wiesz. Teraz powiem ci, kim ja jestem i co to za miejsce. – wykonał ręką gest, a właściwie rękawem obejmujący cały widnokrąg. – Jestem Mędrzec. Widzący. Szaman. Zostałem stworzony przez człowieka dawno, dawno temu. Wiem i widzę wszystko, lecz mój Stwórca opisał mnie lub wyimaginował niedokładnie. – tu zdjął kaptur pod którym była tylko szara masa, dłoni też nie miał, lecz stopy były całkiem normalne. – Jestem niepełny. Mam osobowość, lecz nie ciało. A ta kraina jest domem takich jak ja, których ktoś wymyślił, stworzył, ale nie dokończył ich historii, porzucił pisanie i zapomniał o nas, o nich.

Wszyscy nowostworzeni tutaj trafiają, niektórzy odchodzą, gdy ktoś ich do końca napisze, lecz to zdarza się rzadko. To miejsce to wątki, kawałki ich światów z ich opowieści. – wskazał mu ścieżkę i poszedł. Redemptio stał chwilę niepewnie a potem ruszył za starcem. Po dłuższej chwili mgła się rozwiała. Stali właśnie na wzgórzu a przed nimi rozciągał się widok na rozległą dolinę. Usiana była chatynkami z drewna i gliny, szałasami. Znalazło się również kilka wież urywających się nagle jak gdyby budowniczy odeszli i mieli wrócić za chwilę.

- Przyjrzyj się dokładnie mieszkańcom tej krainy. – i ruszyli dalej nic nie mówiąc. Już wkrótce minęli pierwsze domostwa a pośród nich postacie, które nie miały twarzy. W ich miejscu była szara, bezkształtna masa.

- Czuję… czuję ich ból, smutek i rezygnację. – powiedział niby do Szamana, niby do siebie.

- I będziesz czuł to, co oni coraz wyraźniej.

              I tak przeszli pomiędzy kamiennymi siedzibami pół-ludzi, pół-zwierząt, którym brakowało kończyn. Potem minęli domy z suchych liści dające schronienie delikatnym bezwłosym wróżkom o połamanych skrzydłach. Wędrowali do zmierzchu aż doszli pod wielkie, rozłożyste drzewo. Drzewo to było nagie, jego bezlistne konary sięgały do ziemi. Obok niego stał skromny, drewniany dom.

- Jesteśmy na miejscu. – głos niósł w sobie coś pokrzepiającego duszę.

- Dlaczego czuję to, co oni? – zapytał nieśmiało.

- Jesteś Redemptio. Jesteś ich końcem i początkiem, ale też jesteś jednym z nas. Nowonarodzony, lecz Ty zostaniesz tu na zawsze. Twoim zadaniem jest… - nie dokończył, bo Upadły wpadł mu w słowo.

- Dopisać, skończyć, wykreować. Mam uzdrawiać tutejsze postacie, odsyłać do świata marzeń i snów. To miejsce też mam opisać i zmniejszyć. Mam je wynaleźć. – zamilkł.

- Tak właśnie. Teraz spójrz na siebie. – i spojrzał. Miał na sobie prostą, płócienną tunikę i jasne spodnie wykonane z tego samego materiału, a na stopach skórzane buty. Pod spodem czuł własne ciało. Wiedział już teraz, choć nie miał pojęcia skąd, że oczy jego mają kolor brązowo niebieski, a włosy czarne jak heban. Na palcu serdecznym zauważył srebrną obrączkę z wygrawerowanym napisem „Redemptio”.

- Teraz już wiesz, kim jesteś, znasz swoją tożsamość, swoje ciało, lecz abyś poznał siebie potrzebny będzie ci czas. Twoja praca będzie trwać dopóki nie stworzysz tego, co ma być stworzone, ale co to jest wiesz tylko ty. – Mędrzec zamilkł i patrzył spokojnie na młodzieńca. Gdyby miał oczy, wyrażałyby troskę i dodawałyby otuchy.

- Moja praca nigdy się nie skończy. Ten świat jest moją kołyską i on mnie będzie tworzyć tak, jak ja będę tworzyć jego. – rozejrzał się wokół - To od czego mam zacząć? – zapytał.

- Od historii będącej opowieścią. Tam będzie twój warsztat. – wskazał ręką na lewo. Widzisz ten dom? Tamto miejsce będzie kiedyś magazynem dziejów, które stworzysz. Każda nowa, odrębna historia będzie miała swą księgę i tytuł i będzie się tam pojawiać, gdy tylko zaczniesz swą opowieść o danym losie.

- Mam więc opowiadać, stworzyć historie. Moim warsztatem będzie wierzba płacząca -  a gdy rzekł te słowa na nagich konarach pojawiły się drobne, zielone pączki – Pod nią będę siedzieć i bajać. Najpierw opiszę to miejsce, muszę je wykreować, zapisać, stworzyć… A dom będzie mym schronieniem i Księgozbiorem tego świata. - westchnął cicho i poszedł w kierunku drzewa. Rozsiadł się wygodnie pod nim, przesłonięty jego gałęziami, które z wolna nabierały życia.

              Słowa same zaczęły spływać z jego ust. Szaman patrzył i gdyby miał usta, gościłby na nich uśmiech, a w jego sercu zagościłby długo wyczekiwany spokój.

- Stało się. Nadszedł wybawiciel tego świata i rozpoczął już on swą pierwszą opowieść. Opowieściom tym nie będzie nigdy końca. – i odszedł gdzieś przed siebie, w tylko sobie znanym kierunku. Redemptio siedząc spokojnie wydobywał już ze słów ich magię tworząc krok po kroku nową rzeczywistość z niczego. Ze zwykłych dźwięków swego głosu i znaków pojawiających się na papierze w pierwszej księdze Księgozbioru zaczął pisać:

 

Między kresem a początkiem

 

                            Tam, gdzie jest początek końca, tam, gdzie człowiek nie dotarł, istnieje kraina. Jest ona tuż, obok, lecz tak strasznie daleko. Kraina…

Zgłoś jeśli naruszono regulamin