rozdział 4.pdf

(347 KB) Pobierz
310189979 UNPDF
Rodział 4
Desari wymknęła się z busa ubrana w miękkie, wyblakłe, niebieskie dżinsy. Miała koszulę z 
dekoltem   w   kształcie   litery   V,   ładnie   opinającą  jej   ciało.   Celowo   nie   pożywiała   się  tej   nocy, 
ukrywając głód w głębi umysłu, wiedziała bowiem, że Darius mógłby go przeskanować. Odszedł, 
by poszukać pożywienia i co jakiś czas mógł ją sprawdzać.
Jego wykład był długi i nużący. Desari czuła się niepokorna i lekko zdesperowana. Obiecała 
Julianowi spotkanie i wiedziała, że gdyby się nie pojawiła, on przyszedłby do niej. 
­   To   bardzo   niebezpieczne.   ­   Szukała   go,   chcąc   podzielić  się  swoim   rozdrażnieniem.   ­ 
D arius i pozostali będą mnie obserwować.
Nastąpiła chwila ciszy, jednak wystarczyło by pomyślała, że wybrała niewłaściwą ścieżkę. 
Julian odpowiedział, jak zawsze niewzruszony i arogancki. 
­   Desari, jeśli wolisz, będę bardziej niż zadowolony mogąc się z nimi spotkać i omówić tę 
sytuację twarzą w twarz. Należysz do mnie. Nikt nie może tego zmienić. I kim są ci dwaj pozostali?  
Nawet nie próbuj mi wmówić, że oni też są twoimi braćmi. 
­  Nie wydaje  mi się, bym  znała cię na tyle  dobrze, by opowiadać ci o mojej  rodzinie.  ­  
Odpowiedziała dumnie.
­  Nie prowokuj mnie, cara mia. Przyznaję, że jestem bardzo zazdrosnym mężczyzną. Nigdy  
nie   byliśmy   znani   z   tego,  że   pozwalaliśmy   naszym   kobietom   przebywać  w   towarzystwie   innych  
mężczyzn. 
­ Nie należę do ciebie, tylko do siebie.
Desari westchnęła gdy wychodziła z domu na kółkach by następnie podążyć w dół ulicy do 
karczmy, w której miała się spotkać z Julianem. Potrząsnęła głową. To było śmieszne. Darius mógł 
śledzić ją za pomocą umysłu. Nie potrafiła zrozumieć mężczyzn, nawet po wiekach życia z nimi. 
Żaden z nich nie myślał z sensem. 
­ Darius nie ma prawa dłużej wyznaczać reguł twojego życia, piccola. To należy do twojego  
życiowego partnera. 
Desari zamarła. W jego głosie było tyle zadowolenia i bezczelności. Dumy. Bezczelności. 
Pychy. Co ona robi? 
Jego cichy śmiech rozbrzmiewał w jej głowie i powodował promyki ciepła pieszczące jej 
skórę.
­   Chcesz   przyjść  do   mnie.   Wiesz,  że   tego   chcesz.   Nic   nie   może   cię  zatrzymać.   To  
nieuniknione niczym fala. Już nie ma odwrotu. 
Jej nogi same stawiały kroki, niosąc ją w stronę baru. Przeszła spory kawałek i dopiero na 
wysokości rogu budynku zdała sobie sprawę, że jest pod działaniem przymusu. Jego głos był niski i 
piękny,   zawierał   w   sobie   mieszankę  uwodzenia   i   nocy.   Używał   go   jako   broni   a   ona   usłuchała 
niczym jakieś dziecko. Desari zmusiła się do zatrzymania łapiąc latarnię i uwieszając się na niej. 
Jego śmiech był niski i drwiący. 
­ Desari jest potężniejsza, niż sądziłem. 
­ Chciałbyś. ­   Odpowiedziała, unosząc brodę i ciskając wściekłe spojrzenia.   ­ Nie będę z  
tobą grała w te dziecinne gierki. Zabieraj się stąd i nie wracaj.   ­ Wiedziała, że miał rację. Nigdy 
wcześniej  nie   czuła   czegoś takiego.   Każda   komórka   w  jej  ciele   była  gorąca,   ciężka  i   obolała   z 
pragnienia. Chciała go. To było jasne i proste. Tylko seks. Gorący, ekscytujący seks. Absolutnie nic 
więcej. Kto chciałby tak aroganckiego faceta?
­   Ty.   ­   Wypowiadając   to   słowo   ogrzał   oddechem   skórę  na   jej   szyi,   tuż  nad   szaleńczo 
uderzającym pulsem. Nagle znalazł się tak blisko, ze mogła poczuć na skórze ciepło jego ciała. Był 
tak wysoki, że jego postać górowała nad nią. Z bliska mogła poczuć jego siłę, mieszaninę emocji. 
Patrzył na nią a w jego spojrzeniu była widoczna ogromna chęć posiadania. 
Desari stała nieruchomo, bojąc się poruszyć. Było w nim coś, czemu nie potrafiła się oprzeć. 
Jego oczy, które płonęły ciekłym złotem. Tak intensywne. Tak głodne. Jak mogła im się oprzeć? To 
było w jego umyśle. Był taki samotny. Potrzebował czegoś, co tylko ona mogła mu zapewnić. Jego 
dłoń  przesunęła   się  w   dół   jej   ręki   by   po   chwili   spocząć  na   szczupłej   talii.   Wypalała   otwór   w 
materiale jej koszuli. 
Julian wywarł niewielki nacisk, by podążyła za nim do tawerny. Ciągle nie miała pewności, 
umysł walczył z instynktami, przyciąganiem i emocjami. Dzieląc jej umysł wiedział, że Desari nie 
była osobą, z którą można było żartować. Żyjąc przez wieki uzyskała ogromną siłę i wiedzę. Ta 
sytuacja   wymagała   trochę  więcej   finezji,   która   nie   była   jego   najmocniejszą  stroną.   Julian 
wykorzystał każdy sposób by to osiągnąć. Najbardziej wierzył, że jego prawem i obowiązkiem była 
opieka i ochrona nad swoją partnerką. Ale Desari nie wyglądała na kobietę, która będzie podążała 
ścieżką wyznaczoną Karpatiankom. 
­ Słyszałem, jak twój brat nazywał cię Dara. Skąd takie niezwykłe imię? ­ Zapytał a jego ciekawość 
zbiła ją z tropu. 
­ Nazywano mnie tak dawno temu. To przezwisko. Darius powiedział, że mama często tak do mnie 
mówiła. ­ Odpowiedziała, automatycznie przesuwając się w jego stronę. Jego ciało było tak blisko 
jej, że czuła dotyk jego piersi, ud, silnych mięśni przysuwających  się i odsuwających. Dotknęła 
językiem ust, zwilżając je. Intrygował ją sposób w jaki Julian wzniecał w niej kobiecość. 
­ Czy wiesz co oznacza słowo „dara”? ­ Julian zapytał cicho.
Desari wzruszyła ramionami.
­ To słowo ze staroperskiego. Oznacza najmroczniejszego.
Julian skinął głową.
­ Pamiętasz skąd pochodzisz? Gdzie się urodziłaś?
Desari   odsunęła   się  od   niego,   by   odpocząć  od   subtelnego   ciepła   jego   ciała.   Naprawdę 
potrzebowała uciec od żaru widocznego w jego oczach. Nikt nigdy tak na nią nie patrzył. Julian 
otoczył ręką jej talię, wsuwając pod ramię. 
Oparła dłoń na jego klatce, chcąc go odepchnąć, ale w jakiś sposób jej dłoń przylgnęła do 
jego koszuli, rozkoszując się ciepłem ciała. Przyciągało ją jak magnes, w taki sam sposób działało 
jego   spojrzenie.   Opuściła   powieki.   To   było   szaleństwo.   Ale   na   kilka   krótkich   godzin   tej   nocy 
postanowiła oddać się marzeniom, pozwolić na fantazję, być może ostatnią w jej życiu. 
Julian zmusił ją by udała się w kierunku gospody. Zespół grał coś łagodnego i sennego, 
pozwalającego mu obrócić się i wziąć ją w objęcia. W chwili gdy otoczył ją ramionami, wiedział, 
że to jest właściwe. Jej ciało idealnie pasowało do jego. Poruszali się w jednym rytmie, pasujące 
bicia serc, pasujące ruchy, miękkie kroki. Jej głowa pasowała we wgłębienie w jego ramieniu, a 
dłoń idealnie leżała w jego dłoni. 
­ Nie powinniśmy tego robić. ­ Powiedziała Desari. Mimo całej determinacji by nie dać mu 
się  kontrolować,  nie   mogła   przestać  poruszać się  w  erotycznym   tańcu.  Czuła  jego   silne  uda   na 
swoich. Pachniał lasem, tajemniczo i niebezpiecznie. Wdychała ten zapach, zaciągając się nim. 
Dotknął ustami jej szyi w delikatnej pieszczocie, która wywołała w obojgu ogromną falę. 
Głód wybuchł w niej,  gorący i erotyczny,  nie podobny do niczego, co znała.  Czuła ciepło  jego 
oddechu przesyłający impuls sprawiający, że puls pod jej skórą przyspieszał coraz bardziej. 
­   To  jest   dokładnie   to,  co  powinniśmy   robić.  Nie   mam   innego  wyboru,  cara.   Potrzebuję 
zamknąć cię w ramionach. ­ Jego usta były aksamitnie miękkie a językiem gładził puls, powodując 
uderzenia  gorąca. Otoczył  jej palce  własnymi, trzymając  nadgarstek  tak, że mógł przycisnąć jej 
dłoń do swojej piersi tuż nad sercem. ­ Czy ty masz w ogóle pojęcie jak jesteś piękna, Desari? ­ 
Jego zęby delikatnie ocierały się tam i z powrotem po jej skórze, wysyłając przez jej ciało tańczące 
płomienie. 
Desari zamknęła oczy i w tym momencie oddała się czystej, fizycznej przyjemności. Jego 
skóra była gorąca i szorstka, była przeciwieństwem jej gładkiej. Mogła poczuć jego siłę, mięśnie 
niczym ze stali. Poruszali się w idealnie zgranym rytmie. Chciała, by to trwało wiecznie. W jego 
ramionach   czuła   się  chroniona   i   ceniona.   Palący   głód   w   jego   oczach   sprawiał,  że   czuła   się 
pożądana. Jego słowa sprawiały, że czuła się piękna. Ale przede wszystkim sposób w jaki poruszało 
się jego ciało, gorący, silny, agresywny, sposób w jaki przyciągał ją do siebie zmieniło jej ciało w 
żywy ogień. 
­ To, jaka jesteś w środku, Desari, nie na zewnątrz, sprawia, że jesteś tak piękna. ­ Jego 
język smakował jej gardła a wargi przesuwały się po linii brody w kierunku kącika ust. 
­ Nie wiesz, jaka jestem naprawdę. ­ Zaprotestowała, mimo że instynktownie odwróciła usta 
ku niemu. Chciała go smakować, poczuć, że to wszystko dzieje się naprawdę, to zaklęcia czarnej 
magii, które tkał wokół niej. 
Desari   spodziewała   się  dzikiego   ataku,   jego   głód   był   tak   silny   i   głęboki.   Tymczasem 
pierwszy dotyk jego ust był niesamowicie czuły, dotykał jej warg zapamiętując ich wyraz i kształt, 
jak gdyby miały zniknąć, jakby kochał ich smak. To rozbroiło ją bardziej, niż cokolwiek innego. 
Kolana jej zmiękły, ale on po prostu przyciągnął ją do siebie, jakby chciał zamknąć ją w swoim 
sercu. Jego ręka z miłością otoczyła jej gardło, palce poruszały się w czułej pieszczocie wysyłając 
przez jej ciało fale ciepła i słabości. Wydała niski dźwięk, alarmujący jęk. Swoją łagodnością kradł 
jej serce i duszę. Desari zacisnęła pięści na gęstych, złotych włosach i przytuliła się do niego w 
niemej prośbie o pomoc. Schwytał ją w sidła a ona oddała mu się bez walki. 
Był   niebezpiecznym,   okrutnym   drapieżnikiem   ale   trzymał   ją  tak   delikatnie,   całował   tak 
czule, jakby była największym skarbem na świecie. Tak jakby dotykanie i smakowanie jej było mu 
konieczne   do   oddychania.   Jak   mogła   nie   poddać  się  jego   czarom?   Jego   głos   był   niski   i 
uwodzicielski, włoski akcent z którym szeptał zajął jej serce, wykradł z jej ciała. Świat wokół niej 
zmieniał się w dziwną mgłę, ziemia drżała pod nogami. Ich ciała kołysały się w rytm muzyki a cień 
skrywał przed wścibskimi  spojrzeniami.  Desari miała  dziwne wrażenie,  że on czuje do niej coś 
więcej. Nie chodziło o seks, ale o miłość do jedynej kobiety na świecie, która miała dla niego jakieś 
znaczenie. Wszystko w jej wnętrzu urosło w odpowiedzi na ten delikatny objaw posiadania. 
Jego   pocałunek   stawał   się  coraz   głębszy,   jakby   karmił   się  słodyczą  jej   ust.   Jego   dłoń 
obejmująca jej gardło, ciało przyciskającej ją do ściany, trzymające ją nieruchomą kiedy zmieniał 
jej ciało w żywy płomień, a krew w żyłach w ciekłą lawę. 
­ Chodź ze mną daleko stąd. ­ Szepnął a jego piękny głos był pełny pożądania i snuł swe 
czarodziejskie sieci.  
Desari oparła głowę na jego ramieniu, zdezorientowana i zdziwiona. Chciała go, chciała być 
blisko niego. Potrzeba  była tak silna, że stawała  się przymusem.  Nie mogła  tego zrozumieć.  W 
przeciągu całego życia nikt nie przygotował ją na takie przyciąganie. 
­ Nawet cię nie znam. 
Palce Julian gładziły jej jedwabiste włosy a delikatny uśmiech złagodził twardą linię jego 
ust. 
­ Pragniesz w to wierzyć, Desari, ale ja jestem w twoich myślach tak samo, jak ty w moich. 
Wiem,  że jesteś piękna  w środku, słyszę to w twoim głosie,  widzę wyraźnie  w sercu i umyśle. 
Lubisz   sprawiać  kłopoty,   ale   nigdy   nie   zraniłabyś  samotnej   duszy.   Jesteś światłem   w   mojej 
ciemności, moją partnerką. 
Potrząsnęła głową.
­ Nie wiem, o co ci chodzi.
­ Czujesz to. Nie próbuj zaprzeczać. 
Delikatnie pocierał pasmo jej jedwabistych włosów pomiędzy palcami. Jego płonące oczy 
miały   kolor   roztopionego   złota,   były   ożywione   głodem,   bezwzględną  potrzebą  i   zaciekłą 
zaborczością. 
­ Kim jest partnerka życiowa? Nigdy nie słyszałam takiego określenia.
Julian studiował jej uniesioną twarz, badając palcami klasyczny układ kości. 
­ Jesteś Karpatianką, więc jak możesz tego nie wiedzieć? Musimy się wiele o sobie nauczyć. 
Dziś w nocy wyjaśnię ci kim w naszej ojczyźnie są partnerzy i jakie mają znaczenie. ­ Jego dłoń 
ześlizgnęła się w dół gardła, przez ramię i rękę aż po palce. ­ Ale polują na nas, piccola. Pozwól, że 
zostawimy to miejsce i pójdziemy porozmawiać gdzie indziej. 
Oddech uwziął jej w gardle.
­ Darius? Mój brat? On na nas poluje? Jeszcze jej nie wezwał, nie zmuszał do powrotu jak 
się spodziewała, gdy już ją odnajdzie. Myślała, że będzie miała wystarczająco czasu, by skierować 
go na fałszywy trop. ­ Muszę odejść. On z łatwością znajdzie cię przeze mnie. 
Julian pociągnął ją w stronę drzwi karczmy a Desari czuła się bezwolna pod jego urokiem. 
To   było   szaleństwo   tak   przeciwstawiać  się  Dariusowi.   On   znajdzie   tego   mężczyznę  i   stoczą 
straszliwą bitwę. 
­ Chodź ze mną, Desari. Nie dojdzie do walki, chyba że uprzesz się zostać tutaj. Muszę z 
tobą porozmawiać. Obiecałaś mi tę noc i nie zamierzam zwolnić cię z danego słowa. 
Poruszali   się  szybko,   znikając   w   ciemnościach   nocy.   Czy   mu   obiecywała?   Sprawiał,  że 
czuła się otumaniona i nie pamiętała, co mówiła. 
­ Nie ma sposobu, by wprowadzić Dariusa w błąd. ­ Podkreśliła. ­ W jego żyłach płynie 
moja krew. Może śledzić mnie za pomocą woli i jest bardzo potężny. 
Julian otoczył ramieniem jej barki. 
­ To prawda, że on stanowi ciekawe wyzwanie, ale możemy mieć tyle czasu, ile zechcesz, 
Desari. 
Wbrew samej sobie, te możliwości zaintrygowały ją. Tak naprawdę nigdy nie skosztowała 
wolności. Darius i pozostali czuwali nad nią, gdy dorastała. Z czasem to się zatarło. 
­ Nie chcę narazić cię na niebezpieczeństwo. ­ Jej błękitne oczy nie chciały spotkać jego 
gorącego spojrzenia. Czuła, że to wyjawiłoby jej prawdziwe uczucia. 
Twarde usta Juliana wygięły się w zadowoleniu. 
­ Cieszę się, że martwisz się o moje bezpieczeństwo, cara. ­ powiedział, a w jego głosie 
ukryta   była   uwodzicielska   pieszczota.   Włoski   akcent   jeszcze   ją  pogłębiał.   ­   Ale   nie   ma   takiej 
potrzeby. Ja też jestem potężny. Wiem, że kochasz tego mężczyznę. Nie dojdzie między nami do 
konfrontacji. Być może zagramy w kotka i myszkę. 
Desari drżała, chłód nocy otaczał jej rozpaloną skórę. To coś musiało być w powietrzu, bo 
samym głosem nie mógł spowodować takiej gorączki, jaka rozpalała jej krew. I to nie jedynie silna 
chemia między nimi ją pochłaniała. Unosząc brodę zdecydowała, że to była wiedza, którą mógł jej 
przekazać.   To   był   prawdziwy   Karpatianin,   dorastający   w   ojczyźnie.   Wiedział   o   rzeczach,   które 
desperacko pragnęła poznać, które mogły mieć znaczenie dla jej rodziny.
­ Powiedz, jak możemy to zrobić.
W   jej   głosie   była   naturalna   wyniosłość,  nuta   władczego  żądania.   Desari   używała   jej,   by 
dostać  to,   czego   chciała.   Ramiona   Juliana   otoczyły   jej   smukłą  talię.   Impulsy   energetyczne 
przeskakiwały i iskrzyły pomiędzy nimi. Mogła zaprzeczać, ale w jej oczach widział odpowiedź, 
czuł ją w jej ciele, w jej zapachu. 
­ Całkowicie połącz ze mną swój umysł, tak, by nie zostało nic twojego, co mógłby znaleźć. 
Próbowała wyrwać się z jego objęć.
­ Nie! Nie chcę!
Irytujący uśmiech wpełzł na jego usta, drażniąc ją. 
­ Czego się obawiasz, piccola? Mojego rozwiązania? Nie mam powodu, by coś przed tobą 
ukrywać. Chcę ciebie, w każdy możliwy sposób. Gdy coś jest dla mnie ważne, nie ustąpię. A w 
całym moim życiu, we wszystkich wiekach egzystencji  to ty jesteś najważniejsza.  Połącz się ze 
mną. Odlecimy daleko stąd i porozmawiamy o ważnych rzeczach. 
To był akt odwagi. Nie ukrywał przed nią niczego. Ciemne oczy Desari rozbłysły. 
­ Nie boję się ciebie. ­ Odparła. ­ Jestem silna. Nie możesz uwieść mnie bez mojej zgody. 
Pójdę z tobą, bo chcę się czegoś od ciebie nauczyć. ­ Brzmiała niczym księżniczka przemawiająca 
do podległych chłopów. 
Julian wiedział, że lepiej nie pokazywać triumfu na twarzy.
­ Teraz,  cara mia.  ­ Powiedział.  ­ Chodź ze mną, połącz  się. ­  Jego głos  był pieszczotą, 
wysyłającą przez je ciało płomienie, których nie mogła ugasić. 
Jego krew płynęła w jej żyłach. Zdecydowanie i całkowicie zanurzyła swój umysł w jego. 
Nie chciała panikować ani zmienić zdania.  Od razu zorientowała się, że przepadła. Mógł zwabić ją 
do  erotycznego  świata  pełnego   ciepła,  głodu   i  silnej   potrzeby.   I   był  tak   samo  bezwzględny   jak 
Darius. Samotnik. Wielki wojownik, który w ciągu wieków stoczył wiele bitew. Niczego przed nią 
nie   ukrywał.   Nic,   nawet   straszną,   nieustającą  ciemność.   Zawsze   był   sam,   nawet   we   własnym 
świecie. Zawsze. Aż do teraz. Desari niepewnie poruszyła się w ciemności. 
­ Zmień kształt, piccola. Użyj obrazu, który ci podsuwam.   ­ Jego słowa niosły ponaglenie, 
którego nie mogła zignorować. Darius był blisko.
Równocześnie   unieśli   się  w   niebo,   opalizujące   pióra   odbijały   się  na   nocnym   niebie.   Ich 
serca biły jednym rytmem. Skrzydła uderzały silnie, niosąc ich lekko w dal. Unosili się w pełnej 
harmonii. Skierowali się w pobliskie góry. 
Julian  dzielił  z nią urok nocy. Przez wieki nie widział  kolorów, więc wszystko było dla 
niego nowe i wspaniałe. Srebrzyste liście błyszczały na drzewach pod nimi, a jeszcze niżej lśniła 
tafla jeziora. Rozlegały się odgłosy lasu, krzyczała sowa, która straciła swą ofiarę a polne myszy 
szeleściły przedzierając się przez poszycie. 
Darius nie mógł śledzić Desari, gdy byli w pełni połączeni. Ale w chwili gdy się 
rozdzielą,   będzie   mógł   ją  odnaleźć.   Sztuczka   polegała   na   tym,   by   zabrać  ją  na   tyle   daleko,   by 
Darius musiał przerwać poszukiwania i znaleźć schronienie, zanim słońce wzejdzie. 
Desari zawahała się na chwilę, gdy odczytała intencje Juliana. Nie chciała pozostawać z dala 
od rodziny w ciągu dnia, gdy była całkowicie bezbronna. Julian przesłał jej falę ciepła i spokoju, 
niezłomne postanowienie Karpatianina, by chronić swą partnerkę za wszelką cenę. Gdy była z nim 
nic nie mogło jej się stać, nie pozwoliłby na to. 
­   A   co   z   tobą?   Przed   tobą  jestem   bezpieczna?   ­   Spytała   cicho,   zdając   sobie   sprawę  z 
pożądania rosnącego w ich ciałach. Straszny, nienasycony głód. Nikt poza nią nie byłby w stanie 
zaspokoić tego, czego żądało jego ciało. Nikt inny nie mógł ugasić tego ognia, płonącego gdzieś 
głęboko   w   nim.   Ta  świadomość  jeszcze   bardziej   osłabiła   jej   silną  wolę.   Jego   potrzeba   była 
ogromna. 
­ Zawsze, Desari. Będę cię chronił. Czujesz to, wiesz o tym. Nie mogę zrobić nic innego, jak  
zapewnić ci bezpieczeństwo. 
Julian   wyczuł   zakłócenia   w   powietrzu.   Fale   energii   rozlewające   się  po   niebie   w 
poszukiwaniu myśliwego. Uśmiechnął się w ciele drapieżnika. Darius był bardzo niebezpieczny. 
Jeden   z   najstarszych   i  żelaznej   woli.   Połączona   z   Julianem,   Desari   była   niewidoczna   dla   brata. 
Mimo tego Darius był świetnym przeciwnikiem, nie dość aroganckim, by drażnić wroga. Wiedział, 
że są równi, albo bardzo podobni. 
Fale cofnęły się a powietrze zrobiło się czyste i świeże. Nagle Darius uderzył ponownie. 
Julian poczuł ból zarówno w swojej głowie, jak i Desari. Wydała cichy dźwięk, krzyk stłumiony w 
gardle, ale Julian instynktownie przejął na siebie uderzenie, osłaniając ją przed nim. 
­ Posłuchaj mnie, obcy. Wiem, że mnie odczuwasz i wiesz, kim jestem. Jeśli skrzywdzisz ją w  
jakikolwiek sposób, nie będzie miejsca na ziemi, w którym będziesz bezpieczny. Znajdę cię i zabiję.  
Śmierć będzie długa i bolesna. ­  głos rozlegał się w nocnym powietrzu, niósł się tak daleko, by była 
pewność, że przesłanie zostało wysłuchane i zrozumiane. 
Julian   był   zdziwiony   mocą  ochroniarza.   Wyglądał   jak   uczeń  Gregoriego,   był   tak   samo 
niebezpieczny. Darius może nie posiadał tej elegancji, był bardziej przyziemny i surowy, ale miał 
ogromną  siłę.   Niewielu   potrafiłoby   utrzymać  ból   w   głowie   Juliana   zwłaszcza  że   nigdy   nie 
wymieniali   krwi   i   przeciwnik   nie   miał   pojęcia   gdzie   się  znajdują.   Zamierzał   zrobić  to,   co 
powiedział. Był bezwzględny i zdecydowany, bez odrobiny miłosierdzia. 
Julian odetchnął głęboko i wraz z Desari przeniósł się do małej, przytulnej chatki położonej 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin