Wiadomość wydrukowana ze stron.docx

(20 KB) Pobierz

 Wiadomość wydrukowana ze stron: media.wp.pl


 

Terroryzm w erze nowych mediów

2005-11-16 (15:57)


W drugiej połowie XX wieku największym sprzymierzeńcem ugrupowań terrorystycznych na całym świecie stały się media, a w szczególności telewizja. Od bezpośredniej ilości ofiar konkretnego zamachu ważniejszy stał się psychologiczny efekt, jaki można nim wywołać u widzów na całym świecie. Czy wraz z rychłym końcem mediów tradycyjnych, internet stanie się największym przyjacielem terrorystów?

Nie jest zadaniem łatwym wskazanie na jedyną słuszną definicję terroryzmu. W samych Stanach Zjednoczonych innej definicji używa FBI, a innej Departament Obrony. ONZ nie posiada własnej definicji tego zjawiska, a administracja Busha na potrzeby wizerunkowe wymyśliła sobie „War on Terror” sugerując, że terror znaczy to samo co terroryzm. Wprowadziło to w błąd większość światowych mediów, a wraz z nimi opinię publiczną. 

Najbardziej satysfakcjonującą definicję terroryzmu podał Bruce Hoffman, szef sekcji zajmującej się terroryzmem w RAND Corporation stwierdzając, że terroryzm to działanie: „nieuchronnie polityczne w zakresie celów i motywów; akt przemocy lub co równie ważne zagrożenie aktem przemocy; przemyślane, aby osiągnąć szeroko pojęte reperkusje psychologiczne wykraczające poza bezpośrednie ofiary czy cele ataku; dokonane przez organizację z identyfikowalnym łańcuchem dowodzenia lub konspiracyjną strukturę komórkową (której członkowie nie noszą mundurów lub insygniów umożliwiających ich identyfikację); dokonane przez grupę sub-narodową lub podmiot niepaństwowy. 

Terroryzm w erze mediów tradycyjnych 

Zdaniem Briana Jenkinsa, pełniącego funkcję starszego doradcy szefa RAND Corporation „Terroryzm to teatr. Ataki terrorystyczne są często starannie wyliczone i zaplanowane tak, by przyciągnąć uwagę międzynarodowych mediów elektronicznych i prasy.” 

Aby zilustrować tę wypowiedź warto przytoczyć przykład uprowadzenia samolotu linii TWA przez libańskich ter rory stów w 1985 roku. Członkowie ugrupowania Hezbollah, którzy uprowadzili samolot lecący z Rzymu do Kairu domagali się uwolnienia 776 szyitów z więzień w Izraelu. Po serii międzylądowań i zwolnień zakładników, samolot ostatecznie wylądował w Bejrucie, gdzie 39 zakładników amerykańskiego pochodzenia ukryto w trzech różnych częściach miasta. “Podczas kryzysu trwającego siedemnaście dni, kiedy Amerykanie byli przetrzymywani w Bejrucie, trzy główne sieci telewizyjne USA (ABC – American Broadcasting Corporation, NBC – the National Broadcasting Corporation i CBS – the Columbia Broadcasting System) nadały niemal 500 odcinków informacyjnych, czyli średnio 28,8 dziennie. Przeciętnie trzy czwarte głównych wydań wieczornych wiadomości (czternaście z dwudziestu jeden minut) skupiało się codziennie na temacie zakładników. Inne programy telewizji przerywano co najmniej osiemdziesiąt razy w ciągu tych siedemnastu dni specjalnymi relacjami czy biuletynami informacyjnymi.” – pisze Bruce Hoffman w swojej wydanej w 1998 roku książce „Oblicza Terroryzmu”. 

To oczywiście nie jedyny przykład na ogromne znaczenie mediów w działalności ugrupowań ter rory stycznych. Masakra sportowców izraelskich na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku była oglądana przez 500 mln telewidzów. Ugruntowało to teorię obaloną dopiero przez zamachy z 11 września 2001, że ter rory stom nie zależy na dużej ilości ofiar, lecz na dużej ilości widzów. Inne przykłady to pierwsze trzy tygodnie kryzysu po zajęciu ambasady USA w Teheranie przez fundamentalistów islamskich w 1979 roku, w trakcie których oglądalność jednej z głównych stacji telewizyjnych (NBC) w Stanach Zjednoczonych wzrosła o 18%. W 1980 roku włoskie Czerwone Brygady negocjowały darowanie życia porwanemu sędziemu Giovanniemu D’Urso za pośrednictwem gazet, radia i telewizji i odniosły znaczące zwycięstwo propagandowe. W 1984 roku rząd hiszpański zakazał mediom transmisji dotyczących ataków terrorystycznych.

„Podczas okupacji w 1975 roku kwatery głównej OPEC w Wiedniu i porwania ministrów krajów produkujących ropę Carlos “Szakal” uprzejmie zaczekał na przybycie ekip telewizyjnych i dopiero wtedy uciekł z budynku wraz z zakładnikami. Cztery lata później ponury tłum przed ambasadą amerykańską w Teheranie, gdzie przetrzymywano 52 zakładników, ożywił się nagle, kiedy zjawiła się ekipa Canadian Broadcasting Company, włączyła światła i zaczęła kręcić. Jak wspomina Schmid: Kiedy tylko włączyły się kamery, demonstranci zaczęli wołać “Śmierć Carterowi”, unosili pięści, wyglądali groźnie i palili amerykańskie flagi. Po dwóch minutach kamerzyści dali znak, że koniec “ujęcia”. Tę samą scenę powtórzono dla ekipy francuskojęzycznej telewizji kanadyjskiej, tłum wykrzykiwał “mort á Carter”. – czytamy w „Obliczach Terroryzmu”. Powyższe przykłady wyraźnie pokazują pewną obrzydliwą prawdę, że media w istocie są największym sprzymierzeńcem ter rory stów. Media, a jak widać powyżej, w szczególności telewizje nie mogą żyć bez takich i podobnych sensacji.

“Każą nam pchać więcej bajeru na antenę, robić policyjne widowiska, nie po to, żeby współzawodniczyć z wiadomościami innego programu, tylko z programami rozrywkowymi, także z tymi, które udają programy informacyjne, pełne trupów, jatek i sensacji.” – narzekał Dan Rather, prezenter wiadomości wieczornych CBS w 1993 roku.

Terroryzm wobec końca mediów tradycyjnych

Jednakże era telewizji w działaniach terrorystów powoli, acz nieuchronnie dobiega końca. Dzieje się tak za sprawą co najmniej dwóch czynników. Po pierwsze: koszta. Ograniczenia w budżecie na programy informacyjne wprowadzano stopniowo od końca lat 80-tych. Zaowocowało to sytuacją, w której korespondenci zagraniczni sieci telewizyjnych coraz częściej muszą usprawiedliwiać swój pobyt w centrum światowych wydarzeń. Choćterroryzm wydaje się być interesującym tematem, miejsce i skala zamachu jest nieprzewidywalna, przez co utrzymywanie korespondentów w miejscach zapalnych nie jest uzasadnione ekonomicznie. 

„Według jednego z weteranów tego zawodu dzienny koszt utrzymania ekipy wiadomości telewizyjnych za granicą, zaczyna się mniej więcej od 3 tys. dolarów. Koszty przelotów i nadbagażu bez trudu osiągają sumę 12 tys. dolarów, do tego dochodzi jeszcze opłata za połączenia satelitarne i czas transmisji.” – pisze Hoffman. Cięcia budżetowe w programach informacyjnych najlepiej oddaje porównanie Iana Fleminga, szefa działu zagranicznego Sunday Times w latach 50-tych XX wieku z Jamesem Adamsem, szefem działu zagranicznego tej samej gazety w latach 80-tych XX wieku. Otóż Ian Fleming miał do swojej dyspozycji 150 korespondentów na całym świecie, podczas gdy James Adams zaledwie trzech! 

Nie tak odległym czasowo i rodzimym przykładem może być wysłanie jednego ze znanych dziennikarzy TVN24 na szczyt Rady Europejskiej do Brukseli w grudniu 2004 roku i odmowa opłacenia kosztów noclegu w wysokości 130 euro, co w branży odbiło się dość szerokim echem. Ta sama stacja telewizyjna współpracuje z “korespondentami” na całym świecie płacąc im równowartość 30 USD za jeden reportaż z miejsca, w którym się aktualnie znajdują, oczywiście jedynie w przypadku, gdy temat jest interesujący a materiał wyemitowany. 

Po drugie w latach 90-tych na naszych oczach rozpoczęła się trzecia wielka rewolucja informacyjna, a to za sprawą uruchomienia internetu do zastosowań komercyjnych i jego stopniowe upowszechnianie się na całym świecie. W ciągu niespełna 15 lat internet ewoluował od słabo działającej ciekawostki dla garstki zapaleńców do medium skupiającego w sobie wszystkie pozostałe media. Każdy liczący się portal internetowy udostępnia na swoich stronach bardzo obszerne przeglądy prasy krajowej i światowej umożliwiając tym samym swoim użytkownikom dostęp do wszystkich liczących się tytułów na świecie w jednym miejscu za cenę jedynie połączenia z internetem, która jest niższa z roku na rok. Czyż nie stawia to pod znakiem zapytania przyszłości prasy drukowanej?

Wśród suchych faktów przekazywanych na łamach portali internetowych za pośrednictwem depesz agencyjnych, można znaleźć tekstowe reportaże okraszane dźwiękowym komentarzem dziennikarza radiowego. Przykładów nie trzeba szukać za oceanem, gdzie internet powstał i upowszechnił się w największym stopniu. Wirtualna Polska, drugi, największy co do wielkości portal internetowy w Polsce (po Onet.pl) zamieszcza takie reportaże i w tym celu współpracuje z Radiem Zet. Ten sam portal zaskoczył swoich użytkowników na wiosnę 2005 roku wprowadzając jako pierwszy w Polsce usługę wiadomości wideo a to za sprawą nawiązania współpracy z serwisem informacyjnym Wydarzenia nadawanym przez telewizję Polsat. Usługi wideo oferowane przez największe portale internetowe nie są nowością w Stanach Zjednoczonych i niektórych państwach Europy Zachodniej. Dla przykładu CNN już kilka lat temu wprowadził możliwość oglądania nadawanych przez siebie informacji w internecie.

Natomiast nowością lat 2004/2005 w tym zakresie jest udostępnienie usługi wiadomości wideo posiadaczom telefonów komórkowych i innych kieszonkowych urządzeń umożliwiających dostęp do internetu. Ostatnim empirycznym dowodem na wypieranie “tradycyjnych” mediów przez internet niech będzie fakt, że najbardziej znana szkoła dziennikarstwa na świecie – Graduate School of Journalism na Columbia University w Nowym Jorku już kilka lat temu utworzyła specjalizację New Media, skupiającą się głównie na przygotowaniu do zawodu nowych dziennikarzy internetowych. I choć w ciągu ostatnich dwóch lat zainteresowanie tą specjalizacją wśród studentów nie przekraczało 5%, można sądzić, że z biegiem lat procent ten będzie nieustannie rósł.

Także Warszawa nie pozostaje w tyle. W 2006 roku Wyższa Szkoła Handlu i Prawa im. Łazarskiego planuje uruchomić pierwsze w Polsce studium podyplomowe z zakresu dziennikarstwa internetowego i zarządzania nowymi mediami. 19 listopada bieżącego roku rusza tam natomiast szkolenie zawodowe z zakresu dziennikarstwa internetowego finansowane przez Unię Europejską. 

Ugrupowania terrorystyczne wydają się zdawać sobie sprawę z końca mediów tradycyjnych. Zauważalny wzrost zainteresowania internetem jako medium do szerzenia nieocenzurowanej propagandy przez ter rory stów nastąpił mniej więcej z początkiem drugiej wojny w Iraku na wiosnę 2003 roku. Prawdziwą furorę zrobił iracki watażka – Abu Musaba Al-Zarqawi, który po obaleniu reżimu Saddama Husajna założył własną bojówkę. Jej celem jak się wydaje – jest przegnanie wojsk koalicyjnych z Iraku. Metodą działania grupy Al-Zarqawiego jest porywanie zakładników, a następnie nagrywanie serii filmów z ich udziałem, począwszy od próśb do rządów państw koalicyjnych o wycofanie wojsk, a na obcinaniu im głów kończąc. Tak spreparowane filmy wysyłane są do stacji telewizyjnych poczynając od lokalnych takich jak Al-Jazeera czy Al-Arabiya a na światowych takich jak CNN czy BBC kończąc.

Wszystkie te stacje telewizyjne jakby na zamówienie ter rory stów emitują te filmy siejąc przygnębienie i nierzadko paniczny strach wśród widzów wywołując jednocześnie bardzo silny psychologiczny efekt. Robią więc dokładnie to, czego ter rory ści oczekują. Jedynym mankamentem działalności telewizji z punktu widzenia ter rory stów może być cenzura. Najbardziej brutalne filmy, a więc w domyśle najbardziej skuteczne nie są emitowane w całości. Emisja jest przerywana dosłownie na sekundę przed początkiem obcinania głowy lub rozstrzelania.

I tutaj z pomocą terrorystom przyszedł internet. Filmy poza faktem wysłania ich do telewizji umieszczane są także przez ter rory stów w internecie, skąd bez cenzury mogą być pobrane właściwie przez każdego człowieka na świecie. Tak szerokiego zasięgu oddziaływania propagandowego ter rory ści nie mieli nigdy przedtem. Jest to zjawisko unikalne na skalę globalną i co najważniejsze – wydaje się, że nie może być powstrzymane. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu po informacji, że w Iraku stracono kolejnego zakładnika, znalezienie filmu z egzekucji było bardzo trudne. Umieszczone one były z reguły na trudno dostępnych serwerach, skąd często szybko były zdejmowane przez ich administratorów. Umieszczanie tak brutalnych obrazów jest uważane za łamanie regulaminu przez większość dostawców usług internetowych. Dzisiaj sytuacja jest inna. Istnieją serwisy wyspecjalizowane w ukazywaniu przemocy. Trzymane są one najprawdopodobniej na serwerach prywatnych lub firmowych przez ich właścicieli. W sytuacji, gdy ktoś prowadzi taki serwis internetowy i trzyma go na swoim prywatnym serwerze, u siebie w domu, właściwie nie istnieje możliwość zabronienia mu publikowania żadnych treści nie zabronionych przez prawo. Publikowanie egzekucji zakładników do takich treści w większości państw nie należy. 

Przykładem takiego serwisu może być OGRISH.COM od lat specjalizujący się w publikacji treści, które każdego zdrowego psychicznie obywatela może przyprawić o mdłości. W kilka miesięcy po upowszechnieniu się egzekucji zakładników w Iraku, na OGRISH.COM pojawiła się specjalna sekcja poświęcona właśnie tym zabiegom nazwana Beheading/Hostage Execution Videos. Pierwszym filmem w tym archiwum, związanym z tematem jest egzekucja Daniela Pearla, dziennikarza o podwójnym obywatelstwie amerykańsko-izraelskim. 

W maju 2004 miała miejsce pierwsza nagłośniona medialnie egzekucja w Iraku. Była ona przeprowadzona na amerykańskim biznesmenie nazwiskiem Nick Berg. W pierwszej części filmu Berg się przedstawia, po czym jeden ze stojących za nim pięciu zamaskowanych mężczyzn odczytuje przygotowany wcześniej komunikat. W czwartej minucie filmu, jeden z mężczyzn atakuje zakładnika nożem, a pozostali rzucają się na niego, celem przytrzymania go. Przez pewien czas daje się usłyszeć krzyki, podczas gdy ter rory ści przystępują do obcinania głowy ofierze. Minutę później ter rory ści pokazują odciętą głowę do kamery a następnie układają ją obok ciała Nicka Berga.

Kolejną głośną egzekucją była sprawa Paula Johnsona, amerykańskiego inżyniera mieszkającego w Arabii Saudyjskiej. Johnson został uprowadzony przez grupę twierdzącą, iż jest częścią Al-Kaidy. Grupa kierowana przez Abdela Aziza al-Muqrina umieściła wideo przedstawiające Johnsona na islamskiej stronie internetowej 15 czerwca 2004 roku. W trakcie filmu Johnson ma na oczach opaskę uniemożliwiającą mu widzenie. Tuż obok niego znajdowało się kilku zamaskowanych mężczyzn wyposażonych w karabiny AK-47. Johnson został ścięty po wygłoszeniu kilku zdań.

Przeprowadzona w 2002 roku wideo-egzekucja Daniela Pearla wyglądała na bardzo brutalny, ale odosobniony przypadek. Wspomniane wyżej egzekucje w Iraku i w Arabii Saudyjskiej w 2004 roku wyraźnie pokazały, że na naszych oczach rodzi się nowy trend w działaniach ter rory stów. Internetowe widowisko trwało dalej. Wśród ofiar ter rory stycznego show znaleźli się też obywatele państw innych niż USA czy Izrael. Chwilę po egzekucji Johnsona, głowę ścięto Kim Sun Ilowi, obywatelowi Korei Południowej. Wśród ofiar znaleźli się także, Egipcjanie, Bułgarzy, Turcy, a także współpracujący z wojskami koalicji Irakijczycy. Pod noże ter rory stów idą wszyscy: żołnierze, pracownicy rządowi, agenci wywiadu, a także biznesmeni i pracownicy sektorów technicznych. Bardzo niewielu porwanym udaje się przeżyć. O tym jak silne psychologiczne reperkusje na społeczeństwie wywiera porwanie obywatela danego kraju wystarczy przypomnieć jak Polska wstrzymała oddech w trakcie kryzysu związanego z uprowadzeniem w Bagdadzie Teresy Borcz. 28 października 2004 obywatelka Polski posiadająca także iracki paszport została porwana przez nieznane ugrupowanie w okolicach swojego domu w Bagdadzie. Choć sytuacja zakończyła się uwolnieniem zakładniczki, przez Polskę przetoczyła się burzliwa dyskusja na temat wycofania wojsk z kraju nad Tygrysem i Eufratem.

Internet jako narzędzie propagandowe w rękach terrorystów

Nie istnieją jeszcze żadne książki, badania naukowe, raporty i referaty dotyczące roli internetu jako narzędzia propagandowego w działalności organizacji ter rory stycznych. Nie istnieją, lub jeszcze nie zostały upublicznione. We wszelkiego rodzaju artykułach publicystycznych, hasłach w encyklopediach internetowych z informacjami o zakładnikach straconych w Iraku o internecie wspomina się jakby przy okazji. Jednozdaniowa adnotacja głosiła, że film został zamieszczony w internecie. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być dwie. Po pierwsze być może skala zjawiska nie jest jeszcze na tyle powszechna, by się nią zajmować z punktu widzenia opracowywania monografii naukowych. Z tych kilkudziesięciu, a być może kilkuset egzekucji opublikowanych w internecie, tylko kilka zyskało prawdziwie światowy rozgłos. Po drugie internet nadal w wielu środowiskach nie jest traktowany poważnie. Może to powodować błędne przeświadczenie, że problem jest marginalny. Internet to potęga, która się dopiero rodzi i nie pokazała jeszcze swoich wszystkich możliwości. Wraz z rosnącymi kosztami pracy korespondentów za granicą, marginalizacją roli telewizji jako samodzielnego medium, a także rozwojem globalnej sieci internet, będzie ona miała wciąż rosnące znaczenie. Także jako narzędzie propagandowe w rękach terrorystów.

Marek Lenarcik

 

(global.net.pl)

 

Copyright © 1995-2013

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin