prałat.doc

(105 KB) Pobierz
Polskę trzeba kochać heroicznie

Polskę trzeba kochać heroicznie!

Moja rodzina, mój dom, mój kraj – Ojczyzna - Polska. Cóż ja mogę wiedzieć o wadze słów tych ostatnich? Codzienność większości z nas wyraża się troską o zdrowie dzieci i zabezpieczenie w miarę dostatniego życia. Jak daleko od nas są groby, pomniki, zroszona krwią kolejnych zrywów niepodległościowych, ziemia. Czy mamy prawo mówić o patriotyzmie? Czy coraz rzadziej pamiętając o Powstaniu Warszawskim, bohaterstwie hallerczyków, śmierci setek tysięcy po i przed 17 września 1939 roku, możemy jeszcze rozumieć znaczenie tego słowa? Nie wiem tego wszystkiego, ale chcę o tym pomyśleć i napisać. Tak okropnie boli mnie niechęć do przeszłości, brak szacunku wobec świadków i pęd do niepamięci za wszelką cenę - nawet kłamstw i zdrady. Póki żyją ostatni świadkowie, póki chcą i mogą dzielić się prawdą, moim obowiązkiem jest słuchać i notować. Nieudolnie więc, ale z największą pokorą i niewypowiedzianym szacunkiem, starałam się spisać słowa ks. prof. Prał. Zdzisława Peszkowskiego. Mam nadzieję, że wybaczy mi jeżeli gdzieś nierozważnie jego myśli zbyt śmiało ubrałam w swoje słowa.

Polak w Ameryce.

Z taką przeszłością i takimi doświadczeniami nie miał powrotu do ukochanej Polski. Jego sytuacja była trudna. Rotmistrz Kawalerii, później student Oxfordu, nagle stanął przed problemem, że po zwycięskiej wojnie polski żołnierz nie może wrócić do kraju ojczystego. Wielu podjęło tę heroiczną decyzję. Próbowali żyć w Polsce licząc na jakiś ludzki pierwiastek w nowej rzeczywistości politycznej. Okazało się, że bolszewia była tak ostra, zdecydowana, straszna, a oni tak zagubieni, że nikt nie uniknął represji. On znał ten system lepiej niż inni, wiedział, że nie może być w Polsce. Musiał zostać na Zachodzie. Najpierw studia w Oxfordzie, dalej Seminarium Duchowne. W konsekwencji zostaje na uczelni i podejmuje pracę w Orchard Lake w USA – jedynym wówczas polskim seminarium duchownym za granicami kraju. Tamci studenci tworzyli bardzo specyficzne środowisko. Byli i czuli się Polakami. Trzeba im było przybliżyć Ojczyznę. Trzeba było nauczyć ich (czasem przecież Polaków w II, III, czy IV pokoleniu), trzeba było wytłumaczyć, co to znaczy być Polakiem. Według filozofii ks. prof. Waleriana Jasińskiego, ojca duchowego seminarium w Krakowie, wieloletniego wykładowcę Orchard Lake, aby być Polakiem w Ameryce, trzeba mieć w sobie moc trzech kultur: Polskiej - z racji na pochodzenie, amerykańskiej - bo jest się Amerykaninem, a do tego najważniejszy element, czyli podstawę duchową – chrześcijaństwo. Wtedy dopiero jest się pełnym człowiekiem, zdolnym do ewangelizowania, do dawania świadectwa co znaczy Polska. Tak mówi o tamtych swych doświadczeniach „Całą swą miłość do Polski przerabiałem w ten sposób, że kiedy zostałem księdzem, później profesorem w Seminarium, miałem łączność z krajem na troszkę innej płaszczyźnie. Byłem kapłanem i naukowcem. Na mojej uczelni prowadziłem też przez pewien czas dialog polsko – żydowski, aby wyjaśnić, naświetlić budzące niepokój fakty i zagadnienia. Pamiętam jak Kardynał Wyszyński, aby przybliżyć Episkopat Amerykański do Polski wiedząc, że Polacy stanowią w USA jedną z największych grup, przekazał permanentne zaproszenie dla każdego duchownego, który zostaje wybrany przewodniczącym Konferencji Episkopatu Amerykańskiego, do Polski. Miało to na celu umożliwienie poznania duchowości Polaków tamtego okresu. Tej jedynej i niepowtarzalnej. Przez jednych zwanej jarmarczną przez innych odpustową a dla nas po prostu prawdziwą i bezwarunkową”. Miał okazję być przewodnikiem po Polsce kilku biskupów amerykańskich. Najbardziej zapamiętał bp. Joseph’a Lois’a Bernardina , późniejszego kardynała. Przybył on wraz ze swym sekretarzem i przywiózł ze sobą dar na 200 - lecie Stanów Zjednoczonych dla Jasnogórskiej Królowej. Było to votum dziękczynne za opiekę nad Kościołem Amerykańskim, obecność Polaków w USA i ich kontrybucję jaką dali temu Kościołowi. Była to piękna statua Matki Bożej Niepokalanej – patronki Ameryki, na tle flagi amerykańskiej. Charakterystyczne są słowa wypowiedziane przez bp. Bernardina na lotnisku, w czasie powitania: „Ja przyjeżdżam z kraju, gdzie każdy co piąty katolik jest polskiego pochodzenia, każda 14 parafia jest polska. Te parafie mają prześliczne kościoły i są w nurcie życia kościoła amerykańskiego znaczną siłą, świadectwem jak w trudnych chwilach, na obczyźnie, znaleźć Chrystusa”. Jak wspomina Ksiądz Prałat Polacy mieli również pobożność zewnętrzną, wyrażoną uroczystymi  nabożeństwami, procesjami Bożego Ciała. Ważnym było również to, że przy każdej parafii działała szkoła. Przygarniała młodzież i uczyła Polski. To w czasach zatwardziałej, bolszewickiej komuny, miało nieocenioną wartość. Polonia stworzyła w tym czasie instytucje na miarę cudów. Jedną z nich był Kongres Polonii Amerykańskiej. Poza politycznym jego znaczeniem, stanowił  pomost dzięki któremu możliwa była pomoc rodakom w kraju z ominięciem urzędowych dróg jej przekazywania. Jego w tym czasie działalność a zwłaszcza współpraca z ks. Prymasem Wyszyńskim, była walką o to, by prześladowania jakich dopuszczali się komuniści w Polsce stały się wyrzutem sumienia dla wszystkich innych narodów. W momencie, kiedy przyjazdy do Polski były już możliwe, rozpoczęły się masowe pielgrzymki Polonii. Pierwszym ich celem było spotkanie z Prymasem Wyszyńskim, następnie pielgrzymka do Królowej Polski na Jasnej Górze, wizyta w Krakowie u Kardynała Wojtyły i obowiązkowo odwiedziny w miejscu pochodzenia, w parafii grobów ojców i dziadów, aby poczuć swe korzenie, odetchnąć swą przeszłością. Według niego: „ Być Polakiem poza Polską, to ciągle patrzeć, co się w Ojczyźnie dzieje, gdzie ona jest na tle całego Universum. Rytm życia banity wyznaczony jest przez miłość do Polski. Zaczyna się pewnego rodzaju misterium i ... walka o dobre imię Polski. W tej Ameryce, gdzie każdy ma do dna zagwarantowaną wolność bycia sobą (najlepszy przykład to Polacy) i sobą jest. W momencie tragedii 11. 09. 2001 r. ludzie przeżywali wspólnotę cierpienia w kategoriach krzywdy czynionej Narodowi. W budynku WTC pracowali przecież ludzie najróżniejszych narodowości. To było uderzenie w pewien symbol. Przy okazji tej tragedii odezwały się najbardziej charakterystyczne dla Amerykanów cechy: duma narodowa i gotowość pomocy”.

W Rosji sowieckiej.

Jego problem, jak sam mówi, problem piękny i fantastyczny, to Kozielsk. Cudem było, że mógł przejść przez ten koszmar. Kozielsk to obóz, który stał się drugim imieniem Katynia, będącego do dziś synonimem perwersji prawdy, wielkiej nieprawości i okrutnej zbrodni. Zbrodni, która dostała imię symbol. Auschwitz i Kozielsk to kwintesencja zła na dwóch jego biegunach.                                

Od momentu, kiedy wyszedł z Rosji ciągle szukał wiadomości o zaginionych. Dotarłem do Iraku. Pułk zmieniał się z kawaleryjskiego na broni pancernej. To właśnie tam dowiedzieli się, że to w co do tej pory nie chcieli wierzyć jest prawdą. Uświadomili sobie, że nieludzkie plany powstałe na mocy porozumień niemiecko – rosyjskich zakładające wyniszczenie Polaków, to fakt. Nasz naród miał być unicestwiony. Od tego właśnie momentu częścią jego powołania kapłańskiego stało się być symbolem czegoś, co miało zginąć. Tak widzi swą misję: „ Łaska Boża sprawiła, że służbę kapłańską przyszło mi realizować jakby dwutorowo: wśród młodzieży, tej, która przeszła przez Rosję i została pod moją opieką oraz jako głosiciela najboleśniejszej, najtrudniejszej do uwierzenia prawdy zamkniętej w słowie Katyń”. Już jako kapłan zrobił wespół z członkami Federacji Rodzin Katyńskich coś, za co w Australi czy Nowej Zelandii próbowali nawet zgłaszać ich do pokojowej Nagrody Nobla. Jako pierwsi, jako Rodzina Katyńska właśnie, przed obliczem Jasnogórskiej Matki Najświętszej, Królowej Polski, zapewnili o wiecznej pamięci ofiar zbrodni katyńskiej i złożyli deklarację przebaczenia katom. Czym są słowa wypowiedziane w takim miejscu każdy Polak wie. Od tego czasu ciągle trwa w misterium zbrodni. Misterium najstraszniejszej tragedii polskiej inteligencji. Każdą czaszkę, którą w czasie ekshumacji wydobywano w miejscach straceń w Rosji trzymał w swoich dłoniach, każdą omodlił i pobłogosławił. Pan Bóg Miłosierny sprawił, że został włączony w rytm historii. Po pierwsze swoim cudownym ocaleniem i po drugie  możliwością przeżycia pełnej więzi religijnej i kulturowej między Polonią a Polakami w kraju. To wszystko razem czyni jego obecność w Kościele i Ojczyźnie skomplikowaną i wielowątkową. Odbiera to jako wielki dar i  niebywałą odpowiedzialność.

I demokratycznej......

Dziś pytam ks. Prałata o nasze lęki wobec wschodniego sąsiada. Odpowiada mi: „ Zawsze winniśmy się obawiać Rosji. Zawsze dopóki nie będzie między nami normalności, której warunkiem jest powiedzenie sobie prawdy do końca.

Pamiętam swoją rozmowę w Katyniu z min. Czernomyrdinem. Mówił, że jak będą nasze cmentarze w Rosji to będą trudności.W odpowiedzi przypomniałem mu 732 cmentarze rosyjskich  żołnierzy w Polsce. Każdy z pochowanych na nich ma nazwisko, imię, swoja mogiłę. Koszty ich utrzymania to około milion dolarów rocznie. Ja bardzo cierpię z powodu kłamstw i niechęci do prawdy”. Przytacza jeden z dowodów na trudności z wyjawianiem prawdy. „ Wespół z panią Anną Pietraszek zrobiliśmy cykl „Polska – Rosja zbudowane na cierpieniu”. Chodziło o pokazanie jaką krzywdą jest szarganie godności człowieka. Nie było naszą intencja rozdrapywanie ran, ale pokazanie czym dla naszych Narodów był terror. Ten filmowy cykl nigdy nie został skończony i to nie z naszej winy”. Jeszcze jeden przykład na chorobę, którą nazywa: bycie w kłamstwie. „Rosja żyła w terrorze, ciągle się bała i zawsze była głodna. Taki kraj, który jest w terrorze ma przede wszystkim skażonych ludzi. Jest to społeczeństwo, które musi przejść przez głębokie catarsis. Takim oczyszczeniem może być tylko wiara i Kościół”.

 

                                           W Polsce wolnej.

Rzeczą, którą dziś przeżywa jest wspólnie z dr inż.  Zdrojewskim stworzone dzieło pt. „Katoliccy duchowni w Golgocie Wschodu”. Jest w nim przeszło 3500 nazwisk duchownych wymordowanych w bolszewickiej Rosji. To jedna z tych książek którą zalicza się do dzieł życia. Natchnieniem do jej napisania były słowa Ojca Świętego, wypowiedziane w Bydgoszczy 7. 06. 1999r.: „ I dlatego za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie dla Chrystusa. Nasz wiek XX, nasze stulecie, ma swoje szczególne martyrologium w wielu krajach, w wielu rejonach ziemi, jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać, tak jak spisały martyrologię pierwsze wieki Kościoła i to jest do dzisiaj naszą siłą – tamto świadectwo męczenników z pierwszych stuleci. Proszę wszystkie Episkopaty, ażebyśmy przechodząc do trzeciego tysiąclecia spełnili obowiązek, powinność wobec tych, którzy dali wielkie świadectwo Chrystusowi w naszym stuleciu”. Chcieli odpowiedzieć na ten apel. Szczególna jest ostatnia strona. Jest tam wystąpienie ks. Peszkowskiego, kapelana pomordowanych na wschodzie.  Ten tytuł dał mu prawo upominania się o nieżyjących. Ludzi, którzy na tej nieludzkiej ziemi, dali fantastyczne, wielkie świadectwa. Ich heroiczna miłość wyraziła się w ich męczeństwie. W imieniu tamtych zamordowanych dwukrotnie już, publicznie, domagał się aby jedno z największych osiągnięć jakie zdobyła ludzkość, Kartę Praw Człowieka, uzupełnić wpisaniem 3 praw jakie należne są człowiekowi po śmierci: prawa do pochówku, do pochówku zgodnie z jego wyznaniem oraz prawa do nazwiska. To jego wołanie w imię tego, aby nigdy już nie można było zakneblować prawdy.

Na swój sposób przeżywa krzywdy, które dziś robi się Polsce. Bardzo boli go Jedwabne. Uważa, że to wielka krzywda robiona Polsce. Książka Grossa jest według niego po prostu nieuczciwa. : „Mnie jest obojętne dlaczego ona powstała, ja tylko boleję, że moją Ojczyznę znów chce się rzucić na kolana. Wtedy, kiedy 11 września stała się tragedia w Ameryce, strasznie chciałem tam być. Stałem w New Jersey City – tam gdzie jest najpiękniejszy widok na Manhatan, w miejscu gdzie stoi Pomnik Katyński  (oficer polski z wbitym w plecy bagnetem). Kiedy tak stałem przyszedł akurat major miasta New Jersy. Powiedział mi, że to on był na czele rady miasta, która zadecydowała, że ten pomnik właśnie tu stanie. Przedstawił mnie dziennikarzowi z New York Times’a, który był z nim. Udzieliłem mu krótkiego wywiadu, odnosząc się głównie do ataku z 11.09. 01r. Powiedziałem również o tym, że w pierwszym samolocie, który wybuchł zabito Polaka. Pierwszą więc ofiarą 11 września był kpt. Ogonowski, wnuk hallerczyka. Wspomniałem też o 17 września, o 125 tys. terrorystach NKWD, którzy mieli jedno zadanie tego dnia: między godz. 11 w nocy a 5 rano wywieźć prawie pół miliona rodzin. Wyrwać ich z korzeniami z ich domów, z krzykiem, ze nigdy tu nie wrócą. Powiedziałem na koniec: „Wielu z nich żyje jeszcze a wielu z nich wyszkoliło następnych. Ja nad tym płaczę”. Ten wywiad nie ukazał się nigdy w New York Time’s.

Dziś.

Jednym z największych problemów w tej chwili, takich, które bezpośrednio dotyczą naszego Narodu jest troska o dobre jego imię. Powtarza to po raz kolejny, aby podkreślić, że taka jest konieczność. W roku, kiedy Polak został wybrany na następcę Świętego Piotra w Stanach Zjednoczonych, gdzie wtedy był, skończyły się wszystkie dowcipy o Polakach. Zadziałał schemat , że jeżeli Papież jest z ich kraju, z ich kultury, to nie ma co się wygłupiać, trzeba dać spokój. Zresztą on sam i wszyscy mieszkający tam Polacy odczuli to bezpośrednio. Stali się „krewnymi” Ojca Świętego. Nasi wrogowie, wrogowie pewnej kultury, Polski wreszcie, nie mogą do dziś pogodzić się z faktem zaszczytu i wywyższenia naszego kraju, przez łaskę posiadania tak wielkiego człowieka jak Jan Paweł II. Może to również trochę nasza wina. Jesteśmy  „pokręceni”. Wybieramy komunistów do rządu, liderów tej samej chorej opcji do której należy cała Europa. Występuje jakieś specyficzne zaćmienie. Nobilitacje dostały rzeczy niegodne. Przyszło nam żyć w świecie zdecydowanych antywartości. W tym świecie  jednym z elementów, który ewidentnie przeznaczony jest do zniszczenia, jest właśnie Polska. Nie ma ludzi, którzy mieliby odwagę publicznie napadać na Ojca Świętego, każdy wie, że byłoby to niepolityczne. Robi się to w sposób pośredni, napadając na Naród z którego następca św. Piotra się wywodzi. Jedwabne jest właśnie przykładem tego typu działań. To, wg. ks. Peszkowskiego: „ bezczeszczenie imienia Polski”. Dodaje: „Jeszcze jedna, straszliwa prawda: mógł być kraj, mocarstwo, które przez 50 lat dawało całemu światu urzędowe kłamstwo. Potem, zmienia jedną wersję kłamstwa na inną, albo mówi prawdę, która jest tak straszna, że aż porażająca, i w dalszym ciągu jest nobilitowane,  chronione przed konsekwencją swej niegodziwości. To dla mnie jest nobilitacja zła. Ta kwestia wiąże się również z problemem słownictwa. W dzienniczkach Roosvelta jest zapis o sporządzonym dla niego specjalnym słowniku, w którym objaśnione miał znaczenie słów, ich rozumienie mentalnością Stalina. Wytłumaczone było co Stalin rozumie kiedy mówi o pokoju, walce klas, itp. To jest, powtarzam raz kolejny, nobilitacja zła. Dostosowanie się do sposobu myślenia i działania nikczemnika. Jest to „przekręt” do którego się przyzwyczajamy, z którym się oswajamy i chcemy usprawiedliwiać  wszelkie nasze winy. Swoją obecność tutaj, właśnie w tym momencie historycznym rozumie jako zadanie, aby choć niektóre rzeczy, które na skutek naszego lenistwa lub bojaźni staramy się w rytmie niegodziwości zaniechać, przywrócić w świadomość narodową z prawdziwym ich nazwaniem. Pamięta wizytę Ministra Spraw Zagranicznych Rosji. Jego pierwsze słowa wypowiedziane na lotnisku brzmiały: „Musimy wreszcie załatwić sprawę tych jeńców wymordowanych przez was w 1920 roku”. Mimo iż każdy historyk wie, że takie stwierdzenie nie ma żadnych podstaw, zostało wyartykułowane w konkretnym celu. Jeszcze raz zostaliśmy jako naród potraktowani w sposób niegodny, haniebny wprost. Nikt przecież nie ma prawa traktować Polski jak wasala. Dla niego największą pomocą w takich momentach i jednocześnie wezwaniem jest to, co powiedział Ojciec Święty w swoim liście na Światowy Dzień Pokoju: „Sprawiedliwość jest podstawą pokoju i przebaczenia”. Sprawiedliwość to jest prawda a ta ma głębokie uzasadnienie moralne. Każdy ma prawo jej dochodzenia. Często pytają go przyjaciele w Stanach: „Co się z Wami dzieje, z Waszym Narodem?” Trzeba ogromnego wysiłku, żeby wytłumaczyć coś, co nie da się wyjaśnić. Można wmawiać, że dało się suwerenność, ale przecież ta wolność w wydaniu Stalina i jego dzieci, które są przecież dalszym ciągiem tego tworu, który nazwa „perwersją prawdy”, to wszystko zło miało słownik znaczący coś zupełnie innego niż faktycznie. Wtedy, gdy ktoś wrócił z zagranicy a jeszcze gdy przeszedł w swej tułaczce wojennej przez Rosję, był przez długi okres czasu prześladowany. Tych ludzi wyrzucano na margines. Ich największą winą było, że pytali: dlaczego? Ofiary ponownie stawały się ofiarami. Dziś, kiedy tak wielki jest pęd do posiadania pieniędzy i władzy, kiedy te dwie rzeczy traktuje się jako nadrzędny cel, dominujący nad moralnością, istnieje ryzyko, że nawet przy dużych osiągnięciach  człowieka, państwa, można być w niewoli. Jeżeli np. w Warszawie, kasta ludzi bogatych, najróżniejszego gatunku mafii, żyjących z przestępstw, malwersacji istnieje i to z komentarzem: zaradni, sprytni, to można chyba zaryzykować stwierdzenie, że tak budowana rzeczywistość to budowanie na piachu.

Polskę trzeba kochać heroicznie.

Najwyższym, niedościgłym wzorem miłości do Polski jest Ojciec Święty. Prałat Peszkowski mówi: „Jeśli dziś ktoś mnie zapyta: jaką ty masz dziś księże pociechę w tej ogłupiałej, zagubionej ojczyźnie? Odpowiem mu, że największą dla mnie pociechą jest prawdziwy Polak, Ojciec Święty”. To przecież Jan Paweł II, na wieść, że w Kijowie jest jeden z największych cmentarzy, w Bykowni, kiedy otrzymał książkę ze statystyką wymordowanych tam wśród których znajduje się 4182 Polaków – tzw. polski zagon, pochylenie się nad tym IV Katyniem uznał za swą powinność. Był tam, modlił się, uczcił to miejsce. Tak samo jak drugiego dnia, kiedy w innej części tego ogromnego lasu, gdzie jest cmentarz 80 tys. ludzi wymordowanych przez gestapo. Inną sprawą jest  Cmentarz Orląt. Zdaniem ks. Prałata Papież nie może tam być ponieważ to miejsce ciągle jest w nieprawdzie. Dziś wielki podziw ma dla mądrości nauczycieli i dojrzałość uczniów, którzy wybierają patrona swych szkół z pełną świadomością wielkości postaci. Zawsze wzruszają go te uroczystości. Podobnie jak te związane z rozdawaniem nagród młodzieży biorącej udział w olimpiadzie na temat Golgoty Wschodu i „Losów Polaków na Wschodzie po 1939 roku”. Zadziwia go poziom prac. Zarówno techniczny jak i merytoryczny. To są często wypowiedzi bardziej dojrzałe niż niejednego z dorosłych. Może młode pokolenie dojrzało bardziej do tej prawdy niż ich rodzice? Może oni myślą dalej  - to było złe, trzeba tę kwestię załatwić. Nie boją się. Zawsze podkreśla: „Mamy doprawdy wspaniałą młodzież. Wystarczy przyjrzeć się Lednicy. Już przecież Prymas Wyszyński mówił „ Ja was widzę jak orły”. Ja byłem w szkole Kamińskiego, on podpisywał mi harcmistrza, dwa miesiące byłem bezpośrednio pod jego ręką. Może dlatego mój stosunek do młodzieży zawsze pełen jest nadziei. Uważam, że nawet nasza, dorosłych głupota nie jest w stanie zniszczyć ich instynktu czynienia dobra, miłości.

Związek Harcerstwa Polskiego poza granicami kraju.

Naczelny Kapelan Harcerstwa Polskiego poza granicami Polski - ta praca daje mu olbrzymią satysfakcję. Pod jego duchowną opieką są harcerze z całego świata. Od Australii aż po Syberię. Przykładem tej działalności jest odbyty 2 lata temu w Toronto zlot Harcerstwa Polonijnego. Brało w nim udział 1500 młodych ludzi. Zadbali o to by były tam obecne również delegacje harcerstwa z Polski – ZHP i ZHR. Wspólnie przechodzili przez bramę Tysiąclecia, podobnie jak zorganizował to o. Góra. Wszystko odbyło się w duchu prawdziwego harcerstwa i w ramach Milenium Polski. Tegoroczne spotkanie młodych z Ojcem Świętym tak komentuje:” Młodzi ludzie mają niezwykły dar i łaskę słuchania Ojca Świętego. On mówi im jak żyć, jak wypłynąć na głębię. Co to znaczy być światłem świata i solą ziemi. Po raz kolejny Świat dziwił się jak to możliwe: człowiek wiekowy, doświadczony chorobą a oni przyjeżdżają ze wszystkich stron i słuchają go, śpiewają radują się z nim w Panu”. Byli tam również harcerze.

Tak dobiega końca nasza rozmowa o wczoraj i o dziś. Gdyby chcieć podsumować to co usłyszałam, nie mogłoby to być żadne pojedyncze słowo. Przecież nie jest moją wolą oceniać, wnioskować. Chciałam poznać bliżej człowieka. Najwłaściwsze określenie jakie mi się nasuwa to  KAPŁAN. W tym zawarty jest stosunek do świata i ludzi. Wszystko widziane z perspektywy Bożego sługi. Czy na początku jego drogi, kiedy walczył za Polskę był świadom jaka drogę obrał dla niego Pan? Czy to co przeżył w sowieckich kazamatach wytyczyło kierunek? Nie wiem i zostawiam te pytania bez odpowiedzi. Najistotniejsze nie jest przecież dlaczego, ale jak. Na to ostatnie Zdzisław Jastrzębiec - Peszkowski, ksiądz prałat, profesor, odpowiada każdym dniem swojego życia, które jest świadectwem wielkiej miłości Boga, Najświętszej Maryi i Polski. A tę ostatnią, jak mówi, dziś zwłaszcza, kochać trzeba heroicznie!

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin