Kellerman Jonathan - Alex Delaware 12 Selekcja.rtf

(1016 KB) Pobierz

Jonathan Kellerman

 

Selekcja

 


1

 

Niech żyje Hollywood!

Wmurowane w chodnik mosiężne gwiazdy lśniły znanymi nazwiskami ludzi kina, lecz prawdziwymi gwiazdami tej nocy byli handlarze narkotyków, specjaliści od stosowania przemocy i piętnastoletni uciekinierzy z domów, które z przybytków rodzinnych wartości zamieniły się w piekło.

Przygarniała ich wszystkich całodobowa kafejka „Go-Ji”. Stała przy północnym krańcu Hollywood Boulevard, na wschód od Vine, między salonem tatuażu a barem dla trash-metalowców.

O trzeciej nad ranem, kiedy młody Meksykanin zamiatał chodnik, przed „Go-Ji” zajechał radiowozem Nolan Dahl. Meksykanin nie miał wymaganych dokumentów, ale widok policjanta w najmniejszym stopniu nie zakłócił rytmu jego pracy. Gliniarzom nie w głowie byli imigranci. Z tego, co chłopak zdążył zaobserwować w ciągu miesięcznego pobytu w Los Angeles, tu nikogo nic nie obchodziło.

Nolan Dahl zamknął czarno-biały radiowóz i wszedł do kafejki tak pewnie, jak mógł to tylko zrobić ważący ponad sto kilogramów młody, umięśniony policjant wyposażony w pałkę, pas, radiostację, latarkę i dziewięciomilimetrowy pistolet w kaburze. W środku cuchnęło, a rozciągnięty między oklejonymi pomarańczową taśmą boksami ciemnoczerwony chodnik gęsto pokryty był plamami. Dahl znalazł miejsce daleko w kącie i usiadł tak, by widzieć Filipinkę stojącą przy kasie.

Boks obok zajmował dwudziestotrzyletni alfons z Compton o nazwisku Terrell Cochrane i jedna z jego podopiecznych, Germadine Batts, pulchna szesnastoletnia matka dwójki dzieci pochodząca z Checkpoint w Oklahomie. Kwadrans wcześniej oboje siedzieli w zaparkowanym na rogu białym lexusie terrella, gdzie Germadine podwinęła nogawkę niebieskich cekinowanych legginsów i wstrzyknęła sobie w ledwie widoczną żyłę na kostce działkę heroiny za piętnaście dolarów. Teraz mile oszołomiona siedziała nad drugim wielkim kubkiem coli rozcieńczonej wodą z roztopionego lodu i bawiła się plastikową słomką.

Terrell zaaplikował sobie mieszankę heroiny i kokainy. Czuł się doskonale, a wyczuciem równowagi mógłby konkurować z linoskoczkiem. Rozparł się wygodnie, dziobał widelcem cheeseburgera i ułożył pięć olimpijskich kółek z krążków cebuli. Cały czas starał się nie patrzeć na wielkiego jasnowłosego policjanta.

Nolan Dahl miał gdzieś alfonsa i jego podopieczną, podobnie jak pięć innych „rzeczy”, które krzątały się po jasno oświetlonej sali. Z głośników sączyła się cicha, spokojna muzyka. Smukła, śliczna kelnerka o skórze koloru melasy przebiegła między stolikami i z uśmiechem na ustach zatrzymała się przy boksie Nolana. Nolan odwzajemnił uśmiech, podziękował za menu i zamówił ciastko z kremem kokosowym i kawę.

– Pierwszy raz na nocnej służbie? – zapytała kelnerka. Pięć lat temu przyjechała do Stanów z Etiopii i mówiła po angielsku wyśmienicie, z przyjemnym dla ucha akcentem.

Nolan ponownie się uśmiechnął i pokręcił głową. Patrolował Hollywood nocą już od trzech miesięcy, ale nigdy jeszcze nie zaglądał do „Go-Ji”. Apetyt na słodkości zaspokajał w barze „Dunkin Donuts” przy Highland, poleconym mu przez Wesa Barkera. Gliniarze i pączki. To ci dopiero ubaw.

– Pierwszy raz pana tu widzę, oficerze... Dahl.

– No cóż, życie jest pełne niespodzianek – odparł.

Kelnerka roześmiała się.

– Hmm, no tak.

Odeszła w stronę lady ze słodyczami, a Nolan patrzył za nią niebieskimi oczami. W końcu odwrócił wzrok i napotkał spojrzenie Terrella Cochrane’a.

Obrzydliwa rzecz.

Nolan Dahl miał dwadzieścia siedem lat i w dużej mierze wychował się na telewizji. Nim wstąpił do policji, wyobrażał sobie alfonsów jako gości w czerwonych garniturach z aksamitu i wielkich kapeluszach z piórami. Szybko nauczył się, że wyobrażenia rozmijają się z rzeczywistością.

Rzeczywistość.

Zlustrował wzrokiem Terrella i dziwkę, najprawdopodobniej nieletnią. W tym miesiącu alfons Cochrane ubierał się w niechlujne, za duże koszule w kratę narzucone na czarne podkoszulki. Nad wygolonymi skroniami zwisały mu krótkie dredy. W zeszłym miesiącu gustował w czarnej skórze, a jeszcze wcześniej stylizował się na afrykańskiego księcia.

Spojrzenie gliniarza budziło wTerrellu niepokój. Licząc na to, że policjant przygląda się komuś innemu, alfons obejrzał się w stronę trzech transwestytów chichoczących i szepczących nad talerzem frytek po drugiej stronie sali.

Odwrócił się z powrotem w stronę gliniarza.

Ten uśmiechał się do niego jakoś dziwnie... prawie smutno. Co to, u licha, ma znaczyć?

Terrell zajął się swoim cheeseburgerem, ale poczuł się trochę nieswojo.

Etiopska kelnerka wróciła z zamówieniem Nolana i przyglądała się, jak nabiera kawałek ciasta na widelczyk.

– Świetne – powiedział Nolan po przełknięciu pierwszego kęsa, choć ciastko smakowało jak kiepsko przyrządzona pina-colada, a krem był gumowaty. Ale Dahl miał ogromne doświadczenie w prawieniu nieszczerych kulinarnych pochlebstw. W dzieciństwie musiał jeść wstrętne potrawy przygotowywane przez matkę i mówić wraz z Heleną i ojcem, że są wyśmienite.

– Czy życzy sobie pan jeszcze czegoś, oficerze Dahl?

– Na razie nie, dziękuję.

Nie macie dla mnie nic, pomyślał.

– Dobrze. W razie czego proszę mnie zawołać.

Nolan uśmiechnął się i kelnerka odeszła.

Ten uśmieszek... cholerny zadowolony sukinsyn. Normalny gliniarz nie ma się z czego cieszyć, chyba że przed chwilą załatwił jakiegoś Murzyna i nikt go przy tym nie nagrywał na wideo, rozmyślał Terrell.

Nolan zjadł jeszcze kawałek ciastka i uśmiechnął się do Terrella. Wreszcie wzruszył ramionami.

Alfons zerknął na Germadine, która prawie odpłynęła nad swoją colą. Spojrzenie to oznaczało: „Jeszcze parę minut, dziwko, i wracasz na ulicę”.

Policjant zjadł ciastko do końca, dopił kawę i wodę mineralną, a kelnerka już stała przy nim gotowa dolać mu kawy.

Suka. Jemu i Germadine przyniosła zamówione jedzenie, po czym zaczęła traktować ich jak powietrze.

Terrell podniósł cheeseburgera do ust i patrzył, jak kelnerka mówi coś do policjanta. Ten uśmiechał się tylko i kręcił głową. Suka dała gliniarzowi rachunek, a gdy zapłacił, ona zaczęła rozpływać się w uśmiechach.

Dwadzieścia dolarów napiwku – oto powód.

Cholerni gliniarze zawsze dawali sute napiwki, ale żeby aż tyle? Te wszystkie uśmiechy... pewnie coś świętuje.

Policjant spojrzał w pustą filiżankę.

Nagle spod stolika Dahla coś się wynurzyło.

Policyjny pistolet.

Nolan znów uśmiechał się do Terrella. Pokazywał mu swój pistolet!

Policjant wyprostował rękę.

Terrell poczuł, jak wszystko przewraca mu się w żołądku, i dał nura pod stół. Nie zdążył nawet przyciągnąć w dół głowy Germadine, choć akurat ten gest miał dobrze przećwiczony.

Pozostali goście zauważyli, jak Terrell kryje się pod stolikiem. Transwestyci, pijany kierowca ciężarówki siedzący za nimi i bezzębny sklerotyczny dziewięćdziesięciolatek w pierwszym boksie – wszyscy rzucili się pod stoliki.

Tylko kelnerka z Etiopii rozmawiająca z filipińską kasjerką stała zbyt przerażona, żeby się poruszyć, i patrzyła na policjanta.

Nolan Dahl skinął głową w jej stronę. Uśmiechnął się.

Smutny uśmiech, ciekawe, co go gryzie? – pomyślała.

Nolan przymknął oczy, jakby się modlił. Kiedy je otworzył, wsunął do ust lufę broni o kalibrze dziewięciu milimetrów i ssąc ją jak dziecko, utkwił wzrok w twarzy ślicznej kelnerki.

Wciąż nie była w stanie się poruszyć. Zauważył jej przerażenie i starał się łagodnym spojrzeniem dać do zrozumienia, że tak jest dobrze, że to jedyne wyjście.

Piękny czarny obraz na sam koniec. Boże, jak w tej norze śmierdzi.

Pociągnął za spust.

 

 


2

 

Helena Dahl opowiedziała mi wszystko tak, jak czuła to pogrążona w żałobie rodzina. Reszty dowiedziałem się z raportów i od Mila.

Sprawa samobójstwa młodego policjanta zajęła w gazecie raptem pięć centymetrów w jednej szpalcie, bez żadnego przelotu. Jednak niecodzienność tego wydarzenia gdzieś we mnie utkwiła i kiedy po kilku tygodniach Milo poprosił, bym przyjął Helenę, od razu wiedziałem o kogo chodzi.

– Ach, to o nią chodzi. Wiecie już, dlaczego to zrobił?

– Nie. Prawdopodobnie ona właśnie o tym będzie chciała porozmawiać. Rick kazał ci przekazać, żebyś się nie czuł zobowiązany, Alex. To taka półprywatna prośba. Ona jest pielęgniarką w szpitalu Cedars. Pracowała z nim na OIOM-ie i teraz nie chce, żeby maglowali ją tamci psychiatrzy. Ale to żadna bliska przyjaciółka.

– Czy wydział prowadził własne dochodzenie?

– Pewnie tak.

– O niczym nie słyszałeś?

– O takich sprawach nie mówi się głośno, a ja nie należę do paczki wtajemniczonych. Facet był spokojny, zamknięty w sobie, czytał książki.

– Książki – powtórzyłem. – No to chyba mamy motyw.

Milo wybuchnął śmiechem.

– Introspekcja jest według ciebie bardziej zabójcza niż magnum?

Ja również się roześmiałem. Zacząłem się jednak zastanawiać nad tym, co powiedział Milo.

Helena Dahl zadzwoniła do mnie jeszcze tego samego wieczoru. Umówiłem się z nią na wizytę następnego dnia rano w moim domowym gabinecie. Zjawiła się punktualnie. Wysoka przystojna kobieta około trzydziestki o bardzo krótkich blond włosach i silnych ramionach uwydatniających się w granatowej bluzce bez rękawów. Dół bluzki wpuściła w spodnie, a na gołe stopy włożyła tenisówki. Twarz miała owalną, równomiernie pokrytą opalenizną, na której tle odznaczały się jasnoniebieskie oczy i wyjątkowo szerokie usta. Nie nosiła biżuterii. Nie zauważyłem też ślubnej obrączki. Uścisnęła mi mocno rękę, próbowała się uśmiechnąć. Podziękowała za to, że ją przyjąłem, i w końcu ruszyła za mną.

Nowy dom budowałem z myślą o prowadzeniu prywatnej praktyki. Pacje...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin