Skradzione dziedzictwo- rozdział 6.docx

(38 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Ledwie stanęła na ziemi, natychmiast puściła rękę Edwarda, który pomógł jej wysiąść z powozu, i pobiegła w stronę gospody.

- Poproszę dwa pokoje i niech gospodyni natychmiast zaprowadzi żonę do jej sypialni.

Usłyszawszy, że Edward zamówił osobne sypialnie, Bella poczuła tak wielką ulgę, że nie zwróciła uwagi na to, iż nazwał ją żoną. Dopiero po posiłku, w czasie którego Edward był wyjątkowo małomówny, przypomniała sobie tamte słowa, a i to tylko z powodu pokojówki, która ścieliła łóżko.

- Czy jaśnie pani będzie jeszcze czegoś potrzebowała?

Bella popatrzyła na dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Skąd pokojówka wiedziała, że tak właśnie należy się te­raz do niej zwracać? Dopiero wtedy przypomniała sobie, co powiedział Edward, wynajmując pokoje i zrozumiała, że to nie sen. Jest żoną Edwarda. Tę noc mieli spędzić osobno, ale jak długo taki stan rzeczy mógł się utrzymać? Wcześniej czy później Cullen będzie chciał spłodzić potomków. Owszem jest bardzo przystojnym mężczyzną, ale ona jeszcze nie jest gotowa.

Przypomniała teraz sobie, jak w ciągu dwóch ostatnich dni Edward, siadając obok niej w powozie, dotykał jej udem. Bella czuła ciepło bijące od ciała męża, co wzbudzało w niej niepokojące dreszcze. Robiła wtedy, co tylko mogła, żeby skierować rozmowę na obojętne tematy. Na szczęście Edward łatwo dawał się wyciągać na zwierzenia o swoim ojcu, do którego był najwyraźniej bardzo przywiązany. Bella dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy na temat kolekcji hrabiego. Niemal zapomniała o swych przeżyciach, słuchając opowie­ści Edwarda na temat licznych wypraw ojca za granicę. Od­niosła wrażenie, że lord Cullen spędzał większą część życia poza domem. Nietrudno było się domyślić, że winę za to ponosiła hrabina, odstręczająca męża wyniosłością i chło­dem. Wszystkie te wiadomości znacznie wzmogły niechęć Belly do teściowej.

Zaczęła przygotowywać się do snu. Wspaniale mieniąca się suknia z cekinami nie potrafiła wywołać choćby cienia radości. Bella zdjęła ją i włożyła do kufra. Wy­szczotkowała długie brązowe włosy, doprowadzając je do po­łysku, a następnie powoli przygotowała białą muślinową suknię na następny dzień i długo zajmowała się wieczorną toaletą.

Gdy w końcu znalazła się w łóżku, powróciły koszmarne wspomnienia. Przypomniała sobie, jak skradając się kiedyś korytarzem prowadzącym do sypialni dam, przystanęła pod uchylonymi drzwiami, zza których dochodziły odgłosy przy­ciągające ją jak magnes. Zobaczyła wtedy przerażającą sce­nę: mężczyzna, dysząc ciężko, jakby z gniewu, przygniatał swoim ciałem nieszczęsną kobietę, która jęczała głośno, na próżno oczekując zmiłowania. Bella uciekła, po drodze do swego pokoju mijając inne drzwi, za którymi najprawdopodobniej działo się to samo, sądząc po odgłosach i panującym poruszeniu.

Po tym zdarzeniu, ilekroć nocami dobiegały ją krzyki i skrzypienie sprężyn łóżek, chowała głowę pod poduszkę, nie chcąc niczego słyszeć. Jednak te wszystkie dźwięki prześladowały ją jeszcze przez wiele lat, dopóki nie dowiedziała się, że tak właśnie mąż traktuje żonę, kiedy chce, żeby urodziła mu dziecko.

Wtedy przeżyła szok. Na pewien czas przestała nawet snuć marzenia o zamążpójściu, obawiając się tortur małżeń­skiego łoża. Niestety, zapomniała o tym, godząc się wyjść za Edwarda, który wcześniej dał jej się poznać jako bezwzględny brutal. Bella nie miała pojęcia, dlaczego Edward zwleka z wyegzekwowaniem małżeńskich obowiązków, ale była mu za to głęboko wdzięczna. Wiedziała jednak, że taki stan rze­czy nie może trwać wiecznie.

Końcowy etap podróży wlókł się dla Edwarda w nieskoń­czoność. Z każdą milą zbliżającą go do kulminacyjnej sceny czuł coraz większe zdenerwowanie. Co pewien czas, dla do­dania sobie otuchy, dotykał surduta w spokojnym niebieskim kolorze, noszonego do  czarnych spodni. Być może tym eleganckim strojem chciał nadać powagi wyprawie do Seatle. W wewnętrznej kieszeni surdu­ta znajdował się bezcenny dokument, potwierdzający zawar­cie związku małżeńskiego, dowód, który miał rozwścieczyć hrabinę.

Jadąc przez znajome okolice Oxshire, nie musiał się już tak bardzo skupiać na drodze, co sprawiło, że nieustannie ukła­dał w wyobraźni sceny wydarzeń w Brintwell Priors. Przewi­dywał, że po usłyszeniu wiadomości rodzina skonsoliduje się i powiadomi ojca Carlisle, który nie raczył ani razu pokazać się w Londynie w czasie sezonu, przysyłając kolejne wymówki. Biedny tata! Kończył się jego okres ochronny!

Po raz pierwszy zastanowił się, jaka może być reakcja oj­ca na to dziwaczne małżeństwo. Wydawało mu się, że hra­biemu Cullen będzie wszystko jedno, dopóki nie zosta­nie wciągnięty w rodzinne awantury. Przegrana sprawa! Kie­dy tylko hrabina przekona się, że jej syn niezłomnie broni swoich racji, zacznie dręczyć ojca, żeby wpłynął na Edwarda.

Jednak również ojciec był tu bezradny. Nie miał zbyt wielkich możliwości, by wydziedziczyć syna, nie mógł również pozbawić go pieniędzy, jako że znaczne przychody Edwarda pochodziły głównie z posiadłości w Shilford. Wszelkie darowizny zostały dokonane legalnie i lord Cullen nie miał szans na odzyskanie majątków. W innych okoliczno­ściach Edward musiałby wziąć ten czynnik pod uwagę, jednak sprawy miały się tak, że od dnia, w którym ojciec przekazał mu Shilford, Edward stał się niezależny finansowo, z cze­go hrabina była bardzo niezadowolona. Edward z satysfakcją pomyślał, że jej niezadowolenie z powodu darowizny było niczym w porównaniu z szokiem, który teraz przeżyje.

Znów poczuł ożywienie. Dał się ponieść emocjom do tego stopnia, że kiedy po raz ostatni zatrzymali się na posiłek, nie mógł przełknąć ani kęsa. Zauważył, że Bella również nie do­pisuje apetyt. Uzmysłowił sobie, że wygląda mizernie od dnia ślubu, ale był zbyt mocno pogrążony w myślach, żeby to wcześniej zauważyć. Czyżby dało o sobie znać to, co nazywała jego egoizmem? Postanowił, że wszystko jej wyna­grodzi, gdy tylko przeminie rodzinna burza. Był jednak zbyt zdenerwowany, by troskliwie zająć się potrzebami Belli. Bę­dzie musiała trochę poczekać.

W drodze do Brintwell Priors minęli Brintwell, w którym mieszkali Stanleyowie. Zastanawiał się, czy ciotka Zafrina znowu o mało nie zemdleje, kiedy usłyszy wiadomości.

Te wszystkie rozważania ustąpiły miejsca odradzającej się nienawiści do hrabiny. To uczucie atakowało go co pewien czas z nową siłą, odkąd jako dziecko został po raz pierwszy przywołany do jej prywatnego saloniku.

Zza drzew wyłonił się rozległy szary budynek, jeden z najokazalszych w majątkach Cullenów. To w jego licznych pokojach upłynęła większa część dzieciństwa Edwarda. Zauważył, że Bella jest równie mocno przerażona jak on. Patrzyła na niego ze zbielałą twarzą. Poczuł nagły przypływ sił.

- Nie obawiaj się! Nie pozwolę, żeby stała ci się krzyw­da!

Uśmiechnęła się niepewnie.

- Mam nadzieję, że mnie nie zabiją, ale tylko tyle. Roześmiał się serdecznie. Długo oczekiwana chwila wresz­cie nadeszła.

- Zobaczysz, Bello, że damy jej nauczkę!

Wkrótce ich oczom ukazały się wielkie frontowe drzwi. Edward zatrzymał powóz, a następnie pomógł Belli wysiąść, na chwilę zapominając o bliskim triumfie. Po niedługim cza­sie ochmistrz otworzył drzwi, a uprzejmy uśmiech na jego twarzy zgasł, gdy tylko zobaczył młodą kobietę u boku Edwarda. Cullen wprowadził Bellę do potężnego holu z masyw­nymi schodami biegnącymi na galerię i, nie tracąc czasu, zwrócił się do ochmistrza:

- To jest lady Cullen, Stefan. Na pewno jesteś zasko­czony. Wzięliśmy ślub przed kilkoma dniami.

Ochmistrz skłonił się przed Bellą, starannie ukrywając., zdumienie.

- Witam w Brintwell Priors, milady.

- Stefan od zawsze był z naszą rodziną - poinformowali Bellę Edward.

- Tak, milordzie - oznajmił mu ochmistrz.

- Czy hrabina jest w domu?

- Tak, milordzie. Są również lady Zafrina i lord Stanley, a także...

Edward przerwał mu, wyraźnie zakłopotany.

- O, do diabła! Obie tu są? I na dodatek mój kuzyn?

- Bawi tu większość pana kuzynostwa, milordzie. Odby­wa się mały zjazd rodzinny.

- Chyba nie mówisz tego poważnie! Kogo tu jeszcze mamy?

Z zatroskaniem popatrzył na Bellę. Sprawiała wrażenie przerażonej, czemu trudno się było dziwić. Nie spodziewał się, że będzie musiał ją przedstawiać całej rodzinie naraz!

- Są Weberowie i siostra jego lordowskiej mości, la­dy Irina, a także pan Felix. Lady Heidi jeszcze nie zdążyła dojechać.

- Na litość boską, dlaczego wszyscy musieli przyjechać właśnie teraz? - wybuchnął Edward.

Ochmistrz uniósł brwi, ale po chwili w jego oczach poja­wił się błysk zrozumienia.

- Jego lordowską mość był ostatnio zajęty i być może jeszcze nie wie, że w tym tygodniu ogłoszono zaręczyny lady Jane.

- Naprawdę?

- Wszyscy przybyli, żeby to uczcić, milordzie. -Bella popatrzyła na Edwarda błagalnym wzrokiem.

- Nie możemy uciec jeszcze raz?

Taka możliwość kusiła również Edwarda, ale nie dokonał tego wszystkiego, by wycofywać się w ostatnim momencie! Poza tym przeżywał tak wielkie emocje, że nie był w stanie dłużej zwlekać. Nic nie mógł poradzić na tak niefortunny zbieg okoliczności.

- To nie ma sensu - powiedział, delikatnie ujmując ją za ramiona. - Nie martw się, Bello, dasz sobie radę. Teraz my­ślę, że nawet dobrze się składa. Hrabina nie będzie mogła pokazać pełni swych możliwości w obecności całej rodziny.

A wszyscy, prędzej czy później, i tak musieliby się dowiedzieć o naszym ślubie. Lepiej od razu przystąpić do dzieła.

Bella sprawiała wrażenie skorej do ucieczki.

- Nie wydaje mi się, żebym to wytrzymała, Edwardzie - oznajmiła drżącym głosem.

Przyciągnął ją do siebie.

- Jestem pewien, że spiszesz się doskonale. Pamiętaj, że jestem z tobą. Nie mogą cię obwiniać o to, co się stało. - Odsunął ją od siebie i przyjrzał się jej uważnie. Mimo bladości wyglądała uroczo. Podała pelerynę i kapelusz Stefanowi i wspaniale prezentowała się w muślinowej sukni z małymi czarnymi kropeczkami, podkreślającej zgrabną sylwetkę. Ciemne włosy, porządnie wyszczotkowane w czasie ostatniego postoju, wdzięcznie opadały na plecy. Edward uśmiechnął się do niej dla dodania otuchy.

- Wyglądałabyś doskonale, gdyby nie twoja bladość, ale nie martw się, nikt tego nie zauważy, więc niech cię to przy­padkiem nie zdeprymuje.

Konieczność stanięcia przed lady Cullen była dla Belli wystarczająco wielkim przeżyciem, spychającym w cień wszystkie inne problemy. W dodatku miała jednocześnie po­znać całą rodzinę męża! Przygotowała się wewnętrznie na nieżyczliwe przyjęcie. Na drżących nogach udała się z Edwardem ku drzwiom salonu, w którym, jak powiedział kamer­dyner, zgromadziła się większość rodziny.

Żałowała, że nie starczyło jej odwagi, by odrzucić oświad­czyny Edwarda. Jeśli mogłaby cofnąć czas, nigdy nie usiadłaby tamtego dnia na parkanie w Forks. Los okazał się okrutny. Wprawdzie nie wiedziała, co czeka ją po drugiej stronie drzwi, ale była przekonana, że nadeszła najgorsza chwila w jej życiu.

Drzwi otworzyły się. Na tle błękitu ścian salonu ujrzała wiele twarzy, na których stopniowo pojawiał się wyraz za­skoczenia i oszołomienia. Wyraźnie usłyszała głos ochmi­strza, który anonsował ich przybycie.

- Lord i lady Cullen, milady.

Kurczowo uchwyciła się ramienia Edwarda i, nie mogąc ze­brać myśli, weszła do salonu.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, ale zaraz potem przeraźliwy krzyk rozdarł powietrze i rozpętało się piekło.

Jacyś ludzie pojawiali się przed jej oczami i znikali, ze­wsząd słychać było szlochania, krzyki i protesty, spośród których nie sposób było rozróżnić słów. Poznała otyłą ciotkę, której spazmatyczne łkania donośnie przebijały się przez inne głośne dźwięki. Zapamiętała też inną kobietę, białą jak kreda, z niedowierzaniem wpatrującą się w Bellę. Potężnej postury, siwowłosa, przeszywała ją spojrzeniem, które przy­prawiało o dreszcz. Gdzieś z bliska dobiegł głos Edwarda, gwałtownie spierającego się o coś ze stojącym nieopodal mężczyzną. Bella mocniej chwyciła ramię męża, obawiając się, że straci jedyną bliską sobie osobę.

W pewnej chwili ujrzała przed sobą swe lustrzane odbicie w postaci Jessici. Edward mówił coś poważnym, ściszonym gło­sem.

- Zabierz stąd Bellę! Jane, pójdź z nią i znajdź jakieś spokojne miejsce.

Bella znalazła się pomiędzy dwiema podnieconymi dziewczynami, które wyprowadziły ją z wrogo nastawione­go tłumu. Przeszły przez hol i wstąpiły na schody. Nie mając wyboru, Bella przemierzyła liczne korytarze oraz pokonała jeszcze tylne schody, nim wreszcie znalazła się w jakimś pomieszczeniu.

- To był kiedyś nasz pokój dziecinny - oznajmiła niezna­na Belli dziewczyna. - Proszę, usiądź. Biedactwo, musiałaś być tym wszystkim ogromnie przytłoczona!

Młoda osóbka użyła eufemistycznego określenia, ale Bella nie była teraz w stanie zwrócić jej na to uwagi. Dopiero po chwili zauważyła, że oprócz Jessici i dziewczyny, która usiadła na krześle naprzeciwko, przy drzwiach stanęła młoda osoba, jakby nie była pewna, czy zostanie przyjęta do towa­rzystwa.

- Tanya, a ty co tutaj robisz? - zapytała Jessica.

- Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać - odparła cicho dziewczyna, wchodząc do pokoju. Z widocznym zaciekawie­niem przenosiła wzrok z Jessici na Bellę. - Mama wypłakuje się Markowi, a wszyscy tak krzyczą, że postanowiłam stam­tąd uciec.

- Rozumiem, ale nie powinnaś tu przychodzić. Edward chce, żeby jego żona odpoczęła trochę i przeczekała, aż awantura ucichnie.

- Och, pozwól jej zostać - przerwała blondynka siedząca naprzeciwko Belli, również nie kryjąca swego zainteresowa­nia niezwykłym podobieństwem dwóch kobiet. - Jestem pewna, że Tanyę zżera ciekawość, podobnie jak mnie.

- Rozumiem - odezwała się Jessica - ale przecież chyba nie zamierzacie teraz zacząć o wszystko wypytywać. Spot­kanie z całą rodziną musiało być dla niej okropne.

Bella całkowicie zgadzała się z tym stwierdzeniem. Uczu­cie oszołomienia zaczynało powoli ustępować. Zdecydowała się zadać pytanie blondynce.

- Proszę, powiedz mi, jakie pokrewieństwo łączy cię z Edwardem?

- Ależ ze mnie gapa! - wykrzyknęła Jessica. - Bardzo przepraszam, panno Swan... - Urwała, jej brązowe oczy?

zrobiły się okrągłe jak spodki. - O Boże, ale przecież pani nie jest już panną Swan! Czy mogę zwracać się do pani „Izabello”?

- Jestem Bella. Proszę mi mówić Bella.

- Oczywiście, zapomniałam. Bello.

Blondynka wpatrywała się w Jessicę w osłupieniu.

- Jak to jest możliwe, że ją znasz, Jessico? Czemu Edward zwrócił się do ciebie? Zawsze podejrzewałam, że macie jakieś sekrety! To nieładnie, Jessico! Ale teraz nie ma sensu niczego ukrywać. Musisz nam wszystko wyjawić.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin