Banasiak Bogdan- Monsieur Juliette – potwór.pdf

(165 KB) Pobierz
28294581 UNPDF
Bogdan Banasiak
Monsieur Juliette – potwór
À Toi, Tu sais.
nie ma nic piękniejszego, wyższego nad płeć
i (…) poza płcią nie ma zbawienia
D.A.F. de Sade, List do żony [lipiec 1783], s. 158
Oświecenie traktowało kobietę w sposób wyraźnie deprecjonujący lub – co najwyżej – z lekkim
pobłażaniem i przymrużeniem oka. Ponieważ, jak utrzymywał Diderot, „w naszych najbardziej
wysublimowanych myślach […] tkwi coś, co ma związek z narządami płciowymi” [ 1 ] , to postawy,
zachowania i charaktery ujmowano w prostej relacji do poglądu na kwestię typu „zakorzenienia” w
naturze. A ponieważ kobieta, wciąż jeszcze zgodnie z tradycją patrystyczną, identyfikowana była z
cielesnością, a samą kobiecość traktowano jako stan bez mała patologiczny, to zwłaszcza w
kobiecie dopatrywano się „zjawisk psychicznych związanych z nieracjonalnością, instynktem,
naturalnym popędem biologicznym” [ 2 ] .
I to przeświadczenie o typie zanurzenia w otmętach natury rzutowało na sposób widzenia kobiety.
Toteż Diderot był zdania, że „życie kobiety to pasmo zaburzeń w jej organizmie, powodowanych
przez dojrzewanie, miesiączkowanie, ciążę, rodzenie, karmienie, przekwitanie, co musi pociągać
specyficzne odkształcenia w jej psychice” [ 3 ] . Toteż „dla Diderota kobieta jest kurtyzaną; zdaniem
Montesquieu jest ona «uroczym dzieckiem»; Rousseau mówi o niej jak o «przedmiocie rozkoszy
mężczyzny»; a Voltaire milczy” [Chérasse, s. 97].
A jednak w dobie Oświecenia zaczęły zachodzić przemiany obyczajowe, zwłaszcza w statusie, jeśli
nie ściśle społecznym (socjopolitycznym), to w każdym razie „towarzyskim” kobiety. A kobieta
XVIII-wieczna jest frywolna, swobodna, kieruje się własnym kaprysem, lubi ciągłe zmiany do tego
stopnia, że wciąż „przechodzi z rąk do rąk” czy też zmienia mężczyzn „jak rękawiczki”. Z jednej
strony nie obawia się kierować namiętnościami i gonić za przyjemnością (rozkoszą zmysłową,
tkwiącą przecież w naturze – naturze z definicji dobrej), ujawniać swą seksualność, gdyż „kobiety
modne akceptowały nową sztukę miłości” [ 4 ] , z drugiej zaś jest inteligentna, wykształcona i bierze
udział w życiu intelektualnym (salony).
U Sade’a, jak się wydaje, występują oba oświeceniowe momenty widzenia kobiety, ale Markiz oba
je ekstremalizuje, toteż spostponowanie przezeń „słabej płci” jest krańcowe, tak jak i krańcowa jest
jej gloryfikacja, prowadząca zresztą do autentycznego wyzwolenia (do czego zresztą Oświecenie
się nie posuwało – nawet Rewolucja, nie przyznając praw wyborczych kobietom, nie zmieniła w
skali społecznej ich statusu).
Kobieta-niewolnik
Życie kobiety, cóż mówię, kobiety?
wszystkich, które zamieszkują powierzchnię globu,
28294581.003.png 28294581.004.png
jest równie obojętne, jak życie muchy
D.A.F. de Sade, „Sto dwadzieścia dni Sodomy”, s. 152
To prawda, że najczęściej (choć, rzecz jasna, nie wyłącznie) właśnie kobiety jawią się u Sade’a jako
postacie płaskie, nijakie, pozbawione osobowości i głosu, wręcz głupie, i to mimo swej fizycznej
atrakcyjności, która w tej sytuacji tym bardziej zyskuje charakter niejako „towarowy”. Zapewne też
z tego względu są one modelowymi ofiarami. I nawet „jeśli stają się w wyobraźni najwspanialszymi
katami, to dlatego, że w rzeczywistości są urodzonymi ofiarami” [Beauvoir, s. 36].
Wydaje się bowiem, że świat Sade’a przecięty jest wyraźną linią demarkacyjną: po jednej stronie
sytuują się libertyni, po drugiej zaś – ofiary. Dwa ściśle odrębne światy, między którymi
niemożliwa jest jakakolwiek komunikacja, tym bardziej zaś wymiana (przejście z jednego do
drugiego). Wydaje się też, że na ten podział nakłada się inny: podział na mężczyzn i kobiety,
oczywista i nieprzekraczalna hierarchia płci. W dziele Markiza rysuje się zatem taki oto układ:
„mężczyźni: panowie, wolni (libertyni), rozprawiający, politycy, właściciele, wytwórcy, kupcy;
kobiety: podporządkowane, podległe (i cnotliwe), nieme, odpolityzowane, wywłaszczone,
wymieniane” [Hénaff, s. 300].
Toteż „hierarchia płci, która pociąga za sobą nieuchronnie prostytucję kobiet, i relacja ofiara–kat w
orgii są postaciami par excellence relacji pan–niewolnik, która strukturuje Sadyczne
społeczeństwo” [Frapier-Mazur, s. 77]. „Prototypem hierarchii ofiara–kat czy też pan–niewolnik
jest podporządkowanie kobiety, którego realizuje ona wersję jaskrawą i uproszczoną” [Frapier-
Mazur, s. 76]. Można by wręcz zaryzykować twierdzenie, że u Markiza występuje figura
„niewolnika integralnego – kobieta” [Favre, s. 21], a „ilotyzm narzucony kobietom jest pewną stałą
myśli Sade’a” [Favre, s. 22]. Zresztą jedno z opowiadań Sade’a, „Laurence et Antonio”, w
pierwszej wersji zawiera „tyradę o naturalnym niewolnictwie kobiet” [Delon, s. 8], decydującym o
tym, że kobieta osiągnie szczęście „w ślepym posłuszeństwie, a mężczyzna – dzięki całkowitemu
panowaniu” [ La Nouvelle Justine , s. 879], zresztą podobnego rodzaju argumentacja pojawia się
bodaj we wszystkich większych dziełach Markiza. A to spostponowanie kobiety przybiera
najrozmaitsze postacie:
1) Kobieta żadną miarą nie zasługuje na to, by – zgodnie z kulturowym modelem, a dla Sade’a po
prostu przesądem [ Sodoma , s. 302] – być obiektem adoracji i uwielbienia, nijak bowiem nie jest jej
należne szczególne traktowanie: „jeśli jest nam ona użyteczna w rozmaitych niedolach […], to
raczej z powodu swego temperamentu niż cnoty, z powodu dumy lub miłości własnej. Nie dziwmy
się tym pobudkom: słabość jej organów czyni ją bardziej zdolną niż my do małodusznego uczucia
litości, odruchowo, bez żadnej zasługi z jej strony, popycha ją ona do opłakiwania i kojenia zła,
jakie widzi; a jej naturalne tchórzostwo skłania ją do okazywania silniejszemu od niej względów,
jakich, jak czuje, sama wcześniej czy później będzie potrzebować. Ale żadnej w tym cnoty, żadnej
bezinteresowności, przeciwnie, tylko to, co samolubne i odruchowe”
[ La Nouvelle Justine , s. 882]. Jakiekolwiek jej „zasługi” są zatem prostą wypadkową jej wad,
zwłaszcza egoizmu, wyrachowania, perfidii i fałszywości.
2) Sama jej kobiecość nie stanowi atrakcji, nie pociąga i nie przyciąga, libertyn nie podnieca się
zatem odsłonięciem łona, lecz zachwyca się tym, że może ono zostać okryte w wybranym przezeń
momencie [Thomas, s. 59] – ażeby wzbudzić jakiekolwiek zainteresowanie, kobieta musi podlegać
„uperwersyjnieniu”. Toteż dziewczyna nie tylko nie jest traktowana jako dziewczyna, lecz często
28294581.005.png
ma wręcz udawać chłopca (niekiedy zresztą także na odwrót). Godnym i pożądanym obiektem
libertyńskich rozkoszy może ją więc uczynić tylko swego rodzaju „transwestytyzm”.
3) Kobieta nie tylko nie jest postrzegana jako obiekt atrakcyjny, ale wręcz jest odpychająca, a
spojrzenie na nią nie ma charakteru emfatycznego, lecz taksonomiczny [zob. Hénaff, s. 36]. Kobieta
odstręcza i traci swą kobiecość, i to w takim stopniu, że wskutek zakrycia jej „rodzajowych”
wyróżników (płeć, piersi, figura), a tym samym jej odpersonalizowania „powstaje rodzaj
chirurgicznej, funkcjonalnej lalki, ciało bez wystających elementów (przerażające i
zdestrukturowane), monstrualny opatrunek, rzecz ” [Barthes, s. 133].
4) Kobieta podlega deprecjacji nawet od strony anatomiczno-fizjologicznej, Sade widzi ją bowiem
przez pryzmat uniwersalnego modelu, jaki stanowi mężczyzna: jako bodaj jedyny w tej epoce
przypisuje kobiecie spermę i wytrysk [Frapier-Mazur, s. 164], a łechtaczkę interpretuje jako mały
penis [Frapier-Mazur, s. 213]. Toteż nie jest ona traktowana jako istota samoistna o ściśle odrębnej
tożsamości psychofizycznej, jest wręcz „pochodną” mężczyzny, jego gorszą odmianą, nieudanym
egzemplarzem, „mężczyzna jest jedynym doskonałym wzorem rasy ludzkiej, kobiety – tylko jej
deformacją” [Klossowski 1, s. 192].
5) Uznawana często za „stworzenie najniższego rzędu” [ Sodoma , s. 340], kobieta sprowadzona
zostaje do roli mającego służyć zwierzęcia, które – jak wołu – wykorzystywane jest dotąd, dokąd
jest użyteczne, a następnie, gdy już przestaje być potrzebne i wypełniać swą funkcję, bez zmrużenia
oka, a nawet bez konkretnej przyczyny („do zabicia kobiety nie jest mi potrzebny żaden powód”,
deklaruje prezydent de Curval [ Sodoma , s. 166]; „nie jestem tak drobiazgowy, gdy chodzi o śmierć
jednej dziewczyny”, mówi książę de Blangis [ Sodoma , s. 363]), zostaje zgładzone („nie widzimy w
was istot ludzkich, lecz jedynie zwierzęta, które karmi się po to, by służyły tak, jak się tego
oczekuje, i które miażdży się jednym ciosem, gdy odmawiają posłuszeństwa” [ Sodoma ,s. 153]).
Kobieta pozostaje zatem w wyłącznej władzy i dyspozycji mężczyzny („dla świata jesteście już
martwe, a oddychacie jeszcze wyłącznie ze względu na nasze rozkosze”, mówi książę do
zgromadzonych kobiet [ Sodoma , s. 151]).
6) Wskutek ścisłego jej sfunkcjonalizowania kobieta sprowadzona zostaje do roli przedmiotu,
narzędzia, podlega urzeczowieniu: jako „rozporządzalna” rzecz jest porywana, bez zażenowania
oglądana, karana itp. Odebrana jej zostaje godność, wręcz człowieczeństwo. „Przyjemności gradacji
istotnej dla przemyślanej rozpusty libertyna odpowiada metodyczna degradacja jej przedmiotu.
Ciało ofiary jest oceniane jako precyzyjny instrument określający stopień przyjemności libertyna.
To algometr ” [Thomas, s. 60]. I bezwolny obiekt swobodnych manipulacji, a we wprawnych rękach
libertyna – precyzyjne narzędzie służące stymulowaniu przyjemności.
7) Pozbawiona podmiotowości i samoistności kobieta nie ma wręcz udziału w rozkoszy: „kobieta,
która doznaje rozkoszy w takim samym stopniu jak mężczyzna, zajmuje się czymś innym niż jego
przyjemnościami i to roztargnienie, które skłania ją do zajmowania się sobą, utrudnia wypełnianie
obowiązku, zgodnie z którym myśleć ma wyłącznie o mężczyźnie; że ten, kto chce osiągnąć pełną
rozkosz, musi zagarnąć wszystko; że to, co kobieta odłącza od sumy przyjemności, przynosi zawsze
szkodę rozkoszy mężczyzny” [ Historia Sarmiento , s. 161]. U Sade’a wyraźna jest więc
„niekompatybilność przyjemności dwóch partnerów” [Frapier-Mazur, s. 31]: kobieta jako ściśle
podporządkowana ma wyłącznie dawać, rozkosz jest bowiem ściśle niepodzielna i w całości należy
się libertynowi. A gdy ten nieopatrznie postanowi się nią podzielić, to wówczas cała przyjemność
znika.
28294581.006.png
8) Żony, zdaniem libertyna, służą tylko temu, by pod płaszczykiem małżeństwa można było
skrywać ekscesy libertynizmu, a właśnie jako żony z definicji są niewolnicami (w Sodomie mają
status pariasów), nawet więzy małżeńskie niczego im nie gwarantują, przeciwnie, libertyn z
przyjemnością będzie je zrywał, żaden związek nie jest bowiem święty, a im bardziej się taki
wydaje, tym jego zerwanie milej łechce perwersyjne umysły [ Sodoma , s. 152].
9) Zasadniczym sposobem wprowadzenia córki w świat (świat mężczyzn) jest jej sprostytuowanie
(a niekiedy regularne stręczenie), czego inauguracyjnym aktem jest bardzo często kazirodztwo
ojciec–córka lub brat–siostra [zob. Hénaff, s. 301].
10) Charakterystyczna jest też – przesądzająca często o jej losie – nienawiść do matki, mająca swe
zakorzenienie w naturze [m.in. Sodoma , s. 184]. Ponieważ matka – jako płodząca – jest
uosobieniem Natury, to dla libertyna zawsze będzie uprzywilejowanym obiektem agresji. Także w
jej przypadku więzy rodzinne nie gwarantują jej lepszego traktowania, wręcz przeciwnie, a że nie
może liczyć na wdzięczność (zdaniem Sade’a, najpodlejsze uczucie) za danie życia, może się
spodziewać tylko zemsty: „Czyż winienem jej jestem wdzięczność, że zajmowała się swoją
rozkoszą?”, pyta Bressac [ Niedole cnoty , s. 64].
11) Bodaj ulubionym obiektem agresji i poniżenia jest dla libertyna kobieta ciężarna (to dlań po
prostu „cielna krowa”) – jako bowiem płodząca potwierdza ona własną, czyli kobiecą (matka)
naturę oraz Naturę w ogóle (przedłużanie istnienia gatunku): „nie znoszę potomstwa, a brzemienne
zwierzę napawa mnie szaloną odrazą” [ Sodoma , s. 166]. Ta odraza znajduje wyraz w niechęci do:
– samej kobiety ciężarnej: libertyni z najwyższym upodobaniem i w sposób szczególnie wymyślny
dręczą i torturują kobiety w ciąży;
– aktu prokreacji: w gruncie rzeczy to jedyny akt zakazany w świecie Sade’a, dopuszczony zaś
zostaje wyłącznie w celu pozyskania potomstwa jako kolejnych atrakcyjnych obiektów
libertyńskich praktyk;
– spermy: jałowe wykorzystywanie spermy; spektakularny akt jej palenia [ Sodoma , s. 298];
„sperma jest zasadą życia i może stać się przedmiotem kanibalizmu” [Frapier-Mazur, s. 33];
Adelajda zostaje określona jako „odrobina rozkwitłej spermy” [ Sodoma , s. 348];
– płodu: Curval chce „schrupać jak sardynkę” owoc ciężarnej Konstancji [ Sodoma , s. 224];
wielokrotne akty spędzania i niszczenia płodu; kara śmierci dla kobiety za zajście w ciążę w
królestwie Butua [ Historia Sarmiento , s. 149];
– wreszcie dzieci: nienawiść do dzieci stawianych w jednym rzędzie ze zwierzętami [ Sodoma , s.
316]; akty dzieciobójstwa; „rozmnażanie sprzeczne jest z duchem Stowarzyszenia; prawdziwy
libertyn odczuwa wstręt do potomstwa” [ Julietta , s. 155].
Ta „odraza wobec rozmnażania własnego gatunku” [ Historia Sarmiento , s. 150] owocuje
jednoznacznym uprzywilejowaniem wszelkich aktów jałowych: sodomia, trybadyzm,
homoseksualizm („Sodomia jest wyborem bezpłodnego odbytu przeciw reprodukującej waginie, to
wybór rozkoszy marnotrawczej, bez końca, bez norm, przeciw wszelkiemu wpisaniu się w
porządek religijno-rodzinno-małżeński” [Hénaff, s. 263]), oraz odbytu („nie ma rozkoszy mogącej
się równać z jebaniem w dupę” [ Julietta , s. 32]) uchylającego różnice płci („I tam [tyłek] jesteśmy
[geje] w pewnym sensie kobietami, gdzie wy nimi jesteście w przybytku rozmnażania” [Justyna, s.
54]; „Różnice męskości i kobiecości uchylone zostają w odbycie” [Hénaff, s. 263]), masturbacji
28294581.001.png
(najbardziej perwersyjna forma seksualności, zalicza się do erotyzmu umysłu [zob. Hénaff, s. 264–
265]) i godmisza („wobec neutralnej i bezpłodnej protezy sama wagina należy do obojętności
odbytu” [Hénaff, s. 264]).
12) Kobieta uznana zostaje za stworzenie zbędne w skali gatunkowej, by nie rzec, wręcz
kosmicznej, nie jest bowiem potrzebna nawet dla przetrwania ludzkiego gatunku: „istnienie [kobiet]
jest całkowicie bezużyteczne, można by je zmieść z powierzchni ziemi, w niczym nie krzyżując
zamysłów natury, która, znalazłszy niegdyś sposób tworzenia bez ich udziału, znalazłaby go
ponownie, gdyby istnieli tylko mężczyźni” [ Sodoma , s. 290]. Zresztą „rozmnażanie z pewnością nie
jest prawem natury, natura je co najwyżej toleruje: czy potrzebowała nas, by stworzyć pierwsze
gatunki?” [ Historia Sarmiento , s. 172].
To poniżenie, upodlenie i zniewolenie kobiety znajduje najpełniejszy, bo wręcz obyczajowy i
instytucjonalny wyraz w królestwie Butua [ Aline et Valcour ], gdzie „zasadniczą, niemal jedyną
cnotą, jaką wpajają kobietom, jest całkowita uległość, najgłębsze podporządkowanie woli
mężczyzn; wmawiają im, że stworzone są po to, by im podlegać i, za przykładem Mahometa,
bezlitośnie skazują je na potępienie aż do śmierci” [ Historia Sarmiento , s. 169], wskutek czego
traktowane są one „tak okrutnie, tak zezwierzęcone przez despotyzm mężów”, że szybko brzydną i
szybko umierają [ Historia Sarmiento , s. 179].
„Podległość–Panowanie: słowa klucze stosunków między małżonkami, ale również między kobietą
i mężczyzną, wypowiadane są w odniesieniu do pary, w której kobieta-przedmiot-zwierzę
wykluczona jest z wszelkiej komunikacji, pozbawiona wszelkiego pożądania, pozbawiona
wszelkiej walki” [Tourné, s. 72]. Kobieta jest zatem, by tak rzec, ściśle „rozporządzalna”: jej status,
funkcja i rola zależą od decyzji (kaprysu) mężczyzny, który może ją dowolnie „kształtować”:
psychicznie (wychowanie w duchu libertyńskim) i fizycznie (od przebierania, prostytuowania i
sprzedawania, poprzez uczynienie z niej nawet „urządzenia” dostarczającego odpowiednie
odchody, w jakich gustuje libertyn, po wszelkie akty gwałtu i przemocy, a wreszcie cielesne
zniszczenie).
Skoro więc – w odróżnieniu od mężczyzny reprezentującego siłę i panowanie (w sensie
nietzscheańskim) – kobieta jest ucieleśnieniem słabości i uległości, to zasługuje ona co najwyżej na
pogardę i wstręt („Bardziej nimi pogardzam niż ich nienawidzę”, deklaruje hrabia de Gernande [ La
Nouvelle Justine , s. 877]). Wygląda więc na to, że kobiety do niczego nie są potrzebne, nie są im
należne żadne względy, nie są istotami samoistnymi, a jeśli w ogóle zasługują na miano ludzi, to
ostatecznie „są istotami gorszymi, których zniszczenie jest pożądane” [Alexandrian 2, s. 179].
Wydaje się, że dla Sade’a inne ich widzenie jest wręcz niedopuszczalne, a nawet wymierzone w
naturalny porządek rzeczy: „Bezsensowne jest przyznawanie autorytetu kobietom, uleganie im zaś
– bardzo niebezpieczne; to poniżanie własnej płci, obraza natury, stawanie się niewolnikiem istot,
nad które wyższymi nas uczyniła” [ Historia Sarmiento , s. 142].
Przy tak, jak się wydaje, jednoznacznym i bezwyjątkowym spostponowaniu kobiety nie może
dziwić taka oto „deklaracja programowa” Markiza: „niech mnie Lucyfer obedrze żywcem ze skóry,
jeśli żałowałbym, gdyby wszystkie zniknęły z powierzchni ziemi. Nieszczęsny ten, kto w swych
przyjemnościach czy w społeczeństwie nie może się obejść bez tej niższej, przewrotnej i fałszywej
płci, zajętej zawsze wyrządzaniem szkód i udawaniem, zawsze podłej, zawsze perfidnej, płci, która
jak żmija unosi głowę nad ziemię po to tylko, by plunąć jadem!” [ Historia Sarmiento , s. 169].
Zważywszy zatem na skalę i kompleksowość owego poniżenia i podporządkowania kobiety,
wydawać by się mogło, że u Sade’a ujawnia się nie budzący najmniejszych wątpliwości
28294581.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin