Collins Jackie - Szanse 01 - Szanse.pdf

(2994 KB) Pobierz
795958397.001.png
C o l l i n s J a c k i e
S z a n s e 0 1
S z a n s e
"Szanse" to trzymająca w napięciu opowieść o losach Gina Santangelo, Carrie
Berkely, a także wielu ich znajomych i przyjaciół. Miejsce akcji to Nowy Jork i
jego ulice, burdele, nielegalne bary w czasie prohibicji, mafia, półświatek,
nędza Harlemu, sutenerzy, prostytutki, brudne pieniądze, a w tym piękna
dziewczyna deprawowana przez świat wielkiego biznesu. Brutalne sceny, żywy
dosadny język, osobliwy humor, to walory tego światowego bestselleru.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Środa, 13 lipca, 1977
Nowy Jork
Costa Zennocotii wpatrywał się w dziewczynę siedzącą naprzeciwko niego. Oddzielało icli ozdobnie rzeźbione biurko. Dziewczyna
mówiła szybko, żywo gestykulując i strojąc miny, aby podkreślić znaczenie słów. Boże! Nienawidził siebie za to, co myślał, ale była to
najbardziej zmysłowa kobieta, na jakiej kiedykolwiek zatrzymał wzrok...
Costa? - zapytała ostro dziewczyna. — Czy ty mnie słuchasz? Oczywiście, Lucky — odpowiedział szybko. Zmieszał się nieco, gdyż
dziewczyna była właściwie jeszcze nieopierzonym kurczakiem. Ile miała lat, dwadzieścia siedem, może osiem? A jednak była bystra i
doświadczona. Prawdopodobnie wiedziała, o czym myślał.
Lucky Santangelo. Córka jego najlepszego przyjaciela Gina.
Dziwka. Dziecko. Kobieta wyzwolona. Kusicielka. Costa znał ją, znał też wszystkie te sprawy.
No, więc widzisz - zaczęła grzebać w dużej torbie ze sklepu Gucciego i wyciągnęła paczkę papierosów. - W żadnym wypadku nie jest to
odpowiedni moment, żeby mój ojciec wracał do kraju. Nie ma mowy. Musisz go powstrzymać.
Wzruszył ramionami. Czasami potrafiła być tak głupia. Jak mogła się spodziewać, że ktokolwiek powstrzyma Gina od zrobienia
dokładnie tego, co chciał? Jako córka powinna to wiedzieć najlepiej. Poza tym Gino i Lucky byli ulepieni z tej samej gliny. Byli do
siebie tak podobni, jak tylko to możliwe. Nawet fizycznie przypominała ojca. Taka sama agresywnie zmysłowa twarz
0 oliwkowej skórze, z głęboko osadzonymi, żarzącymi się węgielkami oczu
1 szerokimi, ponętnymi ustami. Tylko nosy mieli różne: nos Gina był męski i dość pokaźny, jej mniejszy, bardziej kobiecy. Oboje mieli
kruczoczarne, kręcone włosy. Ramiona Lucky tonęły w kaskadzie loków, a Gino przy swoich ponad siedemdziesięciu latach miał
jeszcze całkiem bujną czuprynę.
Costa zmarkotniał i przesunął ręką po swoim łysym poletku to było więcej niż poletko, pustynia, jałowa równina czaszki, której żadne
zabiegi niebyły w stanie ukryć. Cóż, miał sześćdziesiąt osiem lat. Czego można spodziewać się w tym wieku?
Porozmawiasz z nim? nalegała. — Co? - naciskała dalej. No, porozmawiasz?
Costa pomyślał, że najlepiej w ogóle nie wspominać, że dokładnie w tym momencie samolot, którym leciał Gino, kołował nad miastem.
Wkrótce wyląduje. Niedługo Gino znów tu będzie. Lucky po prostu musi przyjąć do wiadomości, że jej ojciec znowu przejmie nad
wszystkim kontrolę.
Boże! Piwo już się warzyło i to Costa miał być tym, kto je wypije.
Trzy piętra wyżej Steven Berkely pracował gorliwie w ciszy biura swojego przyjaciela, Jerrego Meyersona. Umówili się, że gdyby
Steven chciał popracować w całkowitym spokoju, będzie mógł skorzystać z pokojów biura po godzinach pracy. Było to wspaniałe
rozwiązanie. Żadnych telefonów. Nikt go nie nachodził. Jego biuro zawsze przypominało dom wariatów, niezależnie od pory dnia i
nocy. Nawet w jego własnym mieszkaniu telefon nigdy nie przestawał dzwonić.
Przeciągnął się, spojrzał na zegarek i widząc, że było już prawie wpół do dziesiątej, zaklął pod nosem. Wydawało mu się, że cały czas
przeciekł mu przez palce. Nagle pomyślał o Aileen i zastanowił się, czy powinien do niej zadzwonić. Ostatnio nie przyszedł na
umówioną randkę w teatrze. Jednak Aileen nic nie mogło wyprowadzić z równowagi, wszystko przyjmowała ze spokojem, czy to była
nieudana randka w teatrze, czy też propozycja małżeństwa i to właśnie mu się w niej podobało. Oświadczył się jej trzy tygodnie
wcześniej, a ona propozycję przyjęła. Dla Stevena nie było to niespodzianką, z. Aileen nie było żadnych niespodzianek. Zresztą kto miał
na nie ochotę po Zizi, jego byłej żonie?
Steven miał trzydzieści osiem lat i pragnął spokojnego życia. Dwudziesto trzyletnia Aileen mogła mu je ofiarować.
Steven Berkely był prokuratorem i powodziło mu się całkiem dobrze Kiedy po raz pierwszy czarne zaczęło być piękne, on już był, gdzie
trzeba z wyższym wykształceniem, po czterech latach prawa i masą entuzjazmu. Przy swojej wiedzy, błyskotliwości i inteligencji
stosunkowo łatwo dochodził do zamierzonego celu. Fizycznie też niezwykle dobrze się prezentował. Ponad metr osiemdziesiąt wzrostu,
sylwetka sportowca, zielone, szczere oczy, czarne, kręcone włosy i skóra koloru mlecznej czekolady. Miał rozbrajającą cechę: naprawdę
nie wiedział, jak jest przystojny. Zbijało to ludzi z tropu. Spodziewali się zarozumialstwa, a spotykali się z uprzejmością. Spodziewali
się arogancji, a znajdowali człowieka, którego obchodziły myśli i uczucia innych.
Systematycznie pogrupował wszystkie papiery, a uporządkowane pliki włożył do starej skórzanej teczki. Rozejrzał się po pokoju,
wyłączył lampę na
biurku i ruszył do drzwi. Pracował rzetelnie nad pewnym specjalnym dochodzeniem i teraz sprawa zbliżała się do rozwiązania. Czuł się
zmęczony, ale było to przyjemne zmęczenie, które zrodziło się z ciężkiej pracy jego ulubionej rozrywki. Jeżeli chodzi tylko o
przyjemność, to praca dawała mu jej więcej niż seks. Nie to, żeby nie lubił seksu. Uważał, że z odpowiednią kobietą jest wspaniały.
Jednak seks z Zizi przybierał formy obsesji. „Chodź, chodź, chodź!" Mała, nienasycona Zizi chciała to robić ciągle, a kiedy nie było go
w pobliżu... cóż, znajdywała sposoby na wypełnienie czasu. Powinien był posłuchać matki i nigdy się z nią nie żenić. Ale kto słucha
matki, gdy własny interes stoi w ogniu.
Z Aileen sprawy miały się inaczej. Była miłą, staroświecką dziewczyną, którą jego matka zaakceptowała całym sercem.
Ożeń się z nią - doradzała. I właśnie to mial zamiar zrobić.
Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju i ruszył w kierunku windy.
Dario Santangelo mocno zagryzał wargi, żeby powstrzymać się od krzyku. Nad nim chudy, ciemnowłosy chłopak solidnie pracował
lędźwiami. Ból. Przyjemność. Ostry ból. Rozkosz, prawie nie do wytrzymania. Niezupełnie... Jeszcze nie... Nie mógł już dłużej
wytrzymać. Krzyknął, a orgazm wstrząsnął jego ciałem.
Ciemnoskóry chłopak natychmiast wysunął jeszcze sztywnego członka. Dario odwrócił się i odetchnął. Chłopak wstał i popatrzył na
niego z góry.
Dario uświadomił sobie, że nawet nie wie, jak chłopak ma na imię. Jeszcze jeden bezimienny, ciemnowłosy młodziak. No i co z tego? I
tak nie spotykał się z nimi więcej niż raz. Pieprzył to. I ich pieprzył. O to przecież chodziło, czyż nie? Nie mógł powstrzymać się od
chichotania.
Kiedy wstał z łóżka i ruszył do łazienki, chłopak stał bez słowa i obserwował go. Niech patrzy, niech się gapi, jego i tak już więcej nie
weźmie.
Zamknął drzwi łazienki i puścił ciepłą wodę do bidetu. Zawsze lubił myć się natychmiast. Kiedy się to odbywało,było wspaniale, ale
później... wolał o wszystkim zapomnieć, odciąć się od tego, aż następny ciemnowłosy chłopak pojawi się na horyzoncie. Ukucnął nad
bidetem i namydlił się. Odkręcił zimną wodę i pozwolił lodowatemu, orzeźwiającemu strumieniowi obmyć jądra. Cały dzień było
okropnie gorąco, wszystko było wilgotne i lepkie. Miał nadzieję, że chłopak nie będzie chciał zostać. Może powinien mu dać jakieś
pieniądze, żeby sobie poszedł. Dwadzieścia dolarów zwykle wystarczało.
Włożył aksamitny szlafrok i spojrzał w lustro. Miał dwadzieścia sześć lat, ale nikt by tego nie odgadł. Wyglądał na dziewiętnaście.
Szczupły, wysoki, o aryjskich, błękitnych oczach i prostych, jasnych włosach. Wyglądał dokładnie jak jego matka. Nie było żadnego
fizycznego podobieństwa między nim a ojcem lub tą dziwką Lucky, jego siostrą.
Otworzył drzwi łazienki i wszedł do pokoju. Chłopak założył już brudne dżinsy i koszulkę i stał tyłem .wyglądając przez okno.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin