Claudia Gray - Wieczna Noc [ rozdział 2].pdf

(110 KB) Pobierz
297970836 UNPDF
Rozdział 2
Wciąż jeszcze lekko drżąc od przypływu adrenaliny, wspinałam się po
spiralnych schodach, aż dotarłam do mieszkania na szczycie wieży. Tym razem nie
starałam się zachowywać cicho. Zsunęłam z ramienia torbę i rzuciłam ją na sofę.
Zdjęłam kilka liści, które jeszcze miałam we włosach.
- Bianca? - Mama wyszła z sypialni, zawiązując pasek od szlafroka. Uśmiechnęła
się do mnie półprzytomnie. - Byłaś tak wcześnie na spacerze, kochanie?
- Taaak. - Nie było sensu dramatyzować. Tata pojawił się po chwili. Objął mamę
od tyłu.
- Nie mogę uwierzyć, że nasza mała dziewczynka w Akademii Wiecznej Nocy.
- To wszystko dzieje się tak szybko - westchnęła mama. - Im jesteśmy starsi, tym
szybciej.
- Wiem. - Pokiwał głową.
Jęknęłam. Mówili tak cały czas i mogliśmy robić zakłady o to, kiedy mnie to
zirytuje. Ale oni tylko się uśmiechnęli.
„Wyglądają tak młodo, a już są rodzicami". W moim rodzinnym miasteczku
wszyscy tak o nich mówili. Nie dodawali jednak, że byli również zbyt piękni.
Włosy mamy miały kolor karmelu. Ojca byty rude, ale tak ciemne, że wydawały się
niemal czarne. On był średniego wzrostu, silny i muskularny; ona - drobna pod
każdym względem. Miała spokojną twarz w kształcie owalnej kamei. A tata - miał
kwadratową szczękę i nos, który przeżył niejedną bójkę w swoim życiu. A ja? Ja
miałam rude włosy, które wyglądały po prostu na rude, i skórę tak jasną, że
wydawała się prawie ziemista. Moje geny zawiodły na całej linii. Rodzice
powtarzali, że się zmienię, kiedy dorosnę, ale czy mogłam im wierzyć?
- Zróbmy śniadanie - powiedziała mama, idąc do kuchni. - A może już coś jadłaś?
- Nie, jeszcze nie. - Zdałam sobie sprawę, że od wczoraj niczego nie miałam w
ustach. Poczułam, jak burczy mi w brzuchu.
Gdyby Lucas mnie nie zatrzymał, teraz błąkałabym się po lesie, głodna jak wilk.
Mając przed sobą długą drogę do Riverton. No i tyle wyszło z moich planów.
Nagle przypomniało mi się, jak ja i Lucas przewróciliśmy się na trawę i liście.
Wtedy byłam przerażona, a teraz to wspomnienie przyprawiło mnie o dreszcz, ale
zupełnie innego rodzaju.
- Bianco - głos taty zabrzmiał surowo i spojrzałam na niego z poczuciem winy.
Czy wiedział, gdzie błądzą moje myśli? Natychmiast zdałam sobie sprawę, że to
niemożliwe. Usiadł obok mnie z poważną miną.
Nie jesteś tym zachwycona, ale Wieczna Noc jest dla ciebie ważna.
To był ten rodzaj przemowy, jakie ciągle słyszałam w dzieciństwie za każdym
razem, kiedy nie chciałam przyjąć paskudnego lekarstwa.
- Nie rozmawiajmy o tym w tej chwili.
- Adrianie, daj jej spokój. - Mama podała mi szklankę i wróciła do kuchni, gdzie
coś skwierczało na patetni. - Poza tym jeśli się nie pospieszymy, spóźnimy się na
zebranie.
Spojrzał na zegar i jęknął.
- Dlaczego zebrania muszą odbywać się tak wcześnie? Przecież nikt o zdrowych
zmysłach nie zwleka się z łóżka o tej porze.
- Wiem - mruknęła mama. No cóż, moi rodzice nie należeli do rannych ptaszków.
Mimo to byli nauczycielami już od wielu lat, i codziennie zmagali się ze
wstawaniem.
Kiedy jadłam śniadanie, oni szykowali się do wyjścia. Rzucili nawet kilka
dowcipów, które miały podnieść mnie na duchu. W końcu zostałam sama. Byłam z
tego powodu bardzo zadowolona. Jeszcze długo siedziałam przy stole, patrząc, jak
wskazówki zegara nieubłaganie się przesuwają. Chyba udawałam, że dopóki nie
skończę śniadania, nie będę musiała spotkać wszystkich tych nowych ludzi.
Świadomość, że Lucas też tam będzie - przyjazna twarz - cóż, to trochę
pomagało. Ale niewiele.
W końcu, kiedy nie mogłam już tego dłużej odkładać, poszłam do swojego
pokoju i przebrałam się w mundurek. Nienawidziłam takich strojów - nigdy
wcześniej nie musiałam nosić czegoś podobnego - ale najgorsze było to, że powrót
do sypialni przypomniał mi dziwny koszmar nocy.
Wykrochmalona biała koszula.
Kolce, które drapały mnie, raniły. Zmuszały, żebym zawróciła.
Czerwona plisowana spódniczka.
Płatki kwiatu, które zwijały się i czerniały, jak pod wpływem ognia.
Szary sweter z herbem Wiecznej Nocy.
Okej, może to dobry moment, żeby pożegnać się z ponurymi myślami? Właśnie
teraz.
Postanowiłam zachowywać się jak normalna nastolatka, przynajmniej przez
resztę dnia w szkole. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Mundurek nie
wyglądał tak źle, ale nie był też piękny. Związałam włosy w koński ogon. Wyjęłam
z nich gałązkę, którą przeoczyłam wcześniej, i uznałam, że prezentuję się całkiem
znośnie.
Gargulec wciąż się na mnie gapił. Pewnie się zastanawiał, jak można wyglądać
tak idiotycznie. A może kpił z mojej niedoszłej ucieczki? W każdym razie nie będę
dłużej patrzeć na jego paskudną kamienną gębę. Skrzyżowałam ręce na piersi i
wyszłam z mojego pokoju - ostatni raz. Odtąd nie był już moim pokojem.
Mieszkałam tu przez ostatni miesiąc, dlatego zdążyłam obejrzeć całą szkołę:
hol, klasy na piętrze i dwie potężne wieże. W północnej mieszkali chłopcy i część
nauczycieli, było tam też kilka zakurzonych pomieszczeń, w których dogorywały
stare papiery. Południowa wieża mieściła pokoje dla dziewcząt oraz reszty
nauczycieli, wśród nich byli moi rodzice. Nad wielkim holem znajdowały się sale
wykładowe i biblioteka, wieczną Noc wielokrotnie przebudowywano i
powiększano, więc jego poszczególne części różniły się stylem. Niektóre nawet
wydawały się nie pasować do pozostałych. Były tam kręte korytarze, które
prowadziły donikąd. Z mojego pokoju na wieży mogłam się przyjrzeć dachom.
Widziałam patchwork łuków i dachówek różnych kształtów i kolorów. Nauczyłam
się poruszać po szkole - tylko w ten sposób mogłam się przygotować na to, co
mnie czekało.
Schodziłam dalej. Nieważne, ile razy przebywałam tę drogę, zawsze wydawało
mi się, że za chwilę się potknę na nierównych schodach i runę na sam dół.
Co za głupota, powiedziałam sobie, przejmować się koszmarami o schnących
kwiatach albo spadaniem ze schodów. Teraz czekało na mnie coś znacznie bardziej
przerażającego.
Wyszłam z klatki schodowej do wielkiego holu. Dziś rano, kiedy panowała tu
zupełna cisza, kojarzył się z katedrą. Teraz było tu pełno ludzi i zgiełk. Mimo to
wydawało mi się, że każdy mój krok odbija się echem po pomieszczeniu; dziesiątki
twarzy natychmiast zwróciły się w moją stronę. Każdy zdawał się gapić na intruza.
Równie dobrze mogłabym sobie powiesić na szyi neon z napisem NOWA.
Wszyscy uczniowie stali w grupkach zbyt ciasnych, by ktoś mógł się przez nie
przecisnąć. Ich oczy wydawały się mroczne i nieprzyjazne, kiedy mierzyli mnie
wzrokiem. Zupełnie jakby wyczuwali mój strach. Dla mnie wszyscy wyglądali tak
samo - nie w jakiś oczywisty sposób, lecz z powodu wszechobecnej doskonałości.
Dziewczyny miały lśniące włosy - czy to spadające kaskadą na ramiona, czy spięte
w schludny, ciasny kok. Chłopcy byli pewni siebie i uśmiechnięci, ale ich twarze
przypominały maski. Wszyscy włożyli mundurki - swetry, marynarki, spódnice i
spodnie we wszystkich dozwolonych kolorach: szare, czerwone, czarne. Każdy na
piersi miał herb z krukami. Biła od nich wyższość i pogarda
Czułam, jak robi mi się coraz zimniej, gdy stałam tak na skraju sali, przestępując z
nogi na nogę.
Nikt nie powiedział nawet „cześć".
Po chwili znowu rozległ się szmer głosów. Najwyraźniej niezgrabne nowe
dziewczyny nie były warte więcej niż kilku sekund zainteresowania. Moje policzki
płonęły ze wstydu. Widocznie zrobiłam coś nie tak, choć nie miałam najmniejszego
pojęcia, co. A może oni także wyczuli, że tu nie pasuję?
Gdzie jest Lucas? Wyciągałam szyję, wypatrując go w tłumie. Wydawało mi się,
że potrafiłabym zmierzyć się z tym wszystkim, gdyby był przy mnie. Może głupio
myśleć tak o chłopaku, którego ledwo znałam, ale nie przejmowałam się tym.
Lucas musiał tu być, ale ja nie mogłam go znaleźć. Między tymi wszystkimi ludźmi
czułam się przeraźliwie samotna. Przemykając na przeciwległy koniec
pomieszczenia, zauważyłam, że jeszcze kilku uczniów jest w tej samej sytuacji - a w
każdym razie też byli nowi. Jakiś chłopak o włosach koloru piasku, opalony na
brąz, miał tak wymięty mundurek, jakby w nim spał. Ale tutaj za swobodny strój
nie dostawało się dodatkowych punktów. Włożył hawajską koszulę pod sweter, a
jego szeroki uśmiech sprawiał rozpaczliwe wrażenie. Jedna z dziewczyn miała
czarne włosy obcięte bardzo krótko. Nie była to jednak urocza fryzura, wyglądało
to tak, jak gdyby miała przypadkowe spotkanie z brzytwą. Mundurek, o dwa
numery za duży, wisiał na niej jak na wieszaku. Tłum rozstępował się przed nią,
kiedy przechodziła. Równie dobrze mogłaby być niewidzialna; jeszcze przed
pierwszą lekcją została naznaczona jako ktoś, kto się nie liczy.
Skąd mogłam to wiedzieć? Ponieważ to samo spotkało mnie. Wyrzucono
mnie na margines; byłam onieśmielona zgiełkiem, przytłoczona przez kamienne
mury i tak zagubiona, że bardziej już nie można.
- Uwaga! - rozległ się dźwięczny głos i natychmiast zapadła cisza.
Wszyscy równocześnie odwrócili głowy w stronę podium, na którym stała
dyrektorka, pani Bethany.
Była wysoką kobietą, a gęste czarne włosy upinała na czubku głowy. Typowa
wiktoriańska dama. Nie potrafiłam odgadnąć jej wieku. Bluzkę obszytą koronką
spięła pod szyją złotą szpilką. Miała ostre rysy twarzy, ale była piękna. Poznałam ją,
kiedy moi rodzice wprowadzali się do mieszkania na wieży. Wtedy trochę mnie
wystraszyła, ale wytłumaczyłam sobie, iż to dlatego, że pierwszy raz ją widziałam.
Teraz, jeśli to w ogóle możliwe, wyglądała jeszcze bardziej imponująco. W
jednej chwili bez najmniejszego wysiłku zapanowała nad salą pełną ludzi - tych
samych, którzy w solidarnym porozumieniu odsunęli się ode mnie, zanim zdążyłam
cokolwiek powiedzieć - po raz pierwszy do mnie dotarło, że pani Bethany ma
władzę. Nie tylko taką, jaką daje jej funkcja dyrektorki, ale prawdziwą władzę, która
wynika z jej charakteru.
- Witajcie w Wiecznej Nocy. - Uniosła ręce. Paznokcie miała długie i
przezroczyste. - Niektórzy z was byli z nami już wcześniej. Inni od lat słyszeli o
naszej szkole, choćby od swoich rodziców, i zastanawiali się, czy kiedykolwiek
przekroczą te mury. W tym roku mamy kilka nowych osób. Sądzimy, że najwyższy
czas, by nasi uczniowie poznawali innych rówieśników, co lepiej przygotuje ich do
żyda w świecie na zewnątrz. Możecie się wiele nauczyć od siebie i mam nadzieję, że
będziecie się traktować z szacunkiem.
Równie dobrze mogłaby namalować sprayem wielki napis: „Niektórzy z was
tutaj nie pasują". Zapewne dlatego znalazł się surfer i dziewczyna o krótkich
włosach; oni nie byli „prawdziwymi" uczniami Wiecznej Nocy. Mieli tylko pomóc
pozostałym zdobyć nowe doświadczenie.
Ja nie byłam częścią tej nowej polityki. Gdyby nie moi rodzice, nie byłoby
mnie tutaj. Innymi słowy, nie należałam nawet do tej garstki wyrzutków.
- Nie będziemy traktować was jak dzieci. - Panna Bethany nie patrzyła na nas;
spoglądała ponad naszymi głowami, gdzieś w przestrzeń, a jednak widziała
wszystko. - Chcemy, żebyście wydorośleli w naszej szkole, przystosowali się do
życia w XXI wieku, i właśnie takiego zachowania będziemy od was wymagać. To
nie znaczy, że w Wiecznej Nocy nie ma żadnych reguł. Jesteśmy zdania, że należy
utrzymywać ścisłą dyscyplinę. Wiele się od was oczekuje.
Nie powiedziała, jakie będą konsekwencje nieprzestrzegania zasad, ale czułam,
że areszt byłby dopiero początkiem.
Miałam spocone dłonie, policzki mnie piekły i zapewne rzucały się w oczy
niczym czerwona płachta na byka. Obiecałam sobie, że będę silna i nie wpadnę w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin