Szmaragdowa.doc

(62 KB) Pobierz
Diamentowa kula

 

 

Szmaragdowa kula

 

 

W Krainie Radości zawsze świeciło słońce. Nie znaczy to, że deszcz nigdy tu nie padał. Owszem, inaczej nie byłoby tam tylu pięknych kwiatów, cudownych krzewów o zniewalającym zapachu i wysokich, smukłych drzew. Ale kiedy pojawiał się , spadał z nieba tak nagle i szybko, że mieszkańcy Krainy Radości ledwie go zauważali. A potem pojawiała się barwna, świetlista tęcza. To był niesamowity widok, nawet ludzie, którzy od zawsze tam mieszkali za każdym razem oglądali ją z zachwytem.

Krainą Radości sprawiedliwie i mądrze rządzili król Juliusz i królowa Julianna. Mieli oni syna – jedynaka, któremu dali wymyślne imię Domicjusz. Królowa uznała, że ktoś, kto nosi tak niezwykłe imię też musi być niezwykły. Jak na razie niezwykłość Domicjusza przejawiała się głównie w jego niemal dziewczęcej urodzie i niesamowitej radości życia. Cieszyło go wszystko, na co patrzył, każda chwila, którą przeżył, toteż każdy, kto choć raz miał możliwość z nim zamienić słowo widział w nim wspaniałego młodzieńca.

Król i królowa bardzo lubili smakowite dania, więc w ich pałacu nie mogło zabraknąć doskonałej kucharki. Taka właśnie była Marianna, która od wielu lat gotowała królewskiej parze i ich synkowi znakomite, najbardziej wymyślne dania. Mieszkała z tyłu pałacu, w pokojach dla służby razem ze swą córką – śliczną Lilianką, która gdy tylko ukończyła piętnaście lat została pokojówką. Codziennie musiała zwiedzić wszystkie pałacowe komnaty, sprawdzić, czy jest w nich porządek, zmienić kwiaty w wazonach, przewietrzyć. Czasami udawało jej się zrobić to do południa, a wtedy miała już do wieczora czas tylko dla siebie. Uwielbiała wtedy siadać w ogrodach pałacowych na białej ławeczce pod krzakiem jaśminu i czytać książki, których nie brakowało w królewskiej bibliotece. Lilianka była prawie w wieku Domicjusza, no może troszeczkę tylko młodsza i oboje bardzo lubili prowadzić ze sobą długie rozmowy o przeczytanych księgach. Chociaż książę bardzo się starał, nigdy nie udało mu się przeczytać więcej książek niż Lilianka i nie potrafił niestety tak pięknie i z zapałem o nich opowiadać. Ale Domicjusz wcale się tym nie martwił, bowiem uwielbiał słuchać opowieści Lilianki. Patrzył wtedy na nią, jak na jakiś piękny obraz i chłonął każde jej słowo.

Krainę Radości śmiało można było nazwać krajem „miodem i mlekiem płynącym”. Ludzie nigdy na nic nie narzekali, zawsze serdeczni do siebie, z radością i wielka gościnnością witający podróżnych, gotowi pośpieszyć z pomocą każdemu, kto tylko jej potrzebuje. I nawet, kiedy coś  nie układało się po ich myśli, uśmiechali się i mówili:

- Co tam, nic nie szkodzi, że dziś mi się nie udało, jutro będzie lepiej…

I zabierali się do przerwanego zajęcia, choćby było najbardziej nużące albo nieciekawe.

Wspaniale jest mieszkać w takiej krainie, nieprawdaż?

Ale tak to już jest na tym świecie, że kiedy ludzie czują się zbyt szczęśliwi i beztroscy, złe moce robią wszystko, aby to szczęście i radość zmącić. Tak też było i w przypadku naszej Krainy Radości. Tak naprawdę nie wiadomo, komu zależało na tym, aby zgnębić mieszkańców krainy i odebrać im radość życia – czy była to sprawka jakiejś wrednej wiedźmy czy samolubnego czarodzieja. Dość, że pewnego razu deszcz, który rozpadał się i miał trwać zaledwie parę chwil, nie przestawał siąpić przez cały dzień, potem kolejny, i jeszcze jeden… Wszystko wokół zrobiło się szare i bure, słońce nie mogło przebić się przez gęstą zasłonę chmur, a ludzie zupełnie stracili dobry humor i radość życia. Przemykali się cichaczem, tak aby nie spotkać na swej drodze sąsiadów, a kiedy już się na kogoś natknęli, burczeli coś pod nosem i podążali dalej. Już nie uśmiechali się do siebie tak, jak dawniej, nie pozdrawiali się serdecznie, z opuszczonymi głowami kryli się w swoich chatach.

Nawet król i królowa, którzy do tej pory nigdy się  nie kłócili, zaczęli pokrzykiwać na siebie, obrażać się o byłe co, a zdarzyło się pewnego wieczora,   nie chcieli razem zasiąść do kolacji. I książę Domicjusz stracił swój młodzieńczy urok i radość życia. Ciągle narzekał, niecierpliwił się, dokuczał służbie, a najbardziej swojej dotychczasowej przyjaciółce – Liliance.

- Znowu nie zmieniłaś kwiatów w wazonie w mojej komnacie! – burczał niezadowolony – Te, które tam tkwią śmierdzą już jak stare kalosze!

- W bibliotece jest tyle kurzu na książkach! – pokrzykiwał innym razem – Czy ty tego nie widzisz?!

- Nie rozumiem, dlaczego ciągle przesiadujesz na ławce pod jaśminem i zamiast pracować ślęczysz nad tymi książkami? – wzruszał gniewnie ramionami – Czyżby moi rodzice płacili ci za to?

Lilianka bardzo ubolewała nad ta przemianą księcia, ale widząc, co się wokoło dzieje nie gniewała się na niego, że jest dla niej taki niemiły. Okazało się, że tylko ona i jej matka nie uległy złym czarom, które spadły na Krainę Radości wraz z nieszczęsnym deszczem. Może dlatego, że ich serca były tak wielkie i wspaniałe, że mogły pomieścić w sobie dobro całego świata.

Czekała cierpliwie aż książę stanie się taki jak dawniej: miły, dobry, sympatyczny, tęskniła za chwilami wspólnych długich rozmów, ale nic nie zapowiadało końca kłopotów mieszkańców Krainy Radości. Wprost przeciwnie, podczas posiedzenia Najwyższej Rady Królestwa ministrowie zażądali zmiany nazwy królestwa z Krainy Radości na Krainę Pochmurnych Chwil. Król wprawdzie nie chciał dokonywać takich zmian, ale wobec większości głosów swych ministrów musiał wyrazić na to zgodę.

Kiedy Kraina Radości została nazwana Krainą Pochmurnych Chwil stała się jeszcze bardziej ponura i smutna.

Król Juliusz i królowa Julianna zamykali się w swych komnatach, pogrążeni w zamyśleniu nad przyszłymi losami swego państwa i chociaż bardzo chcieli coś zmienić, nic nie przychodziło im do głowy. Pojawiali się podczas wspólnych posiłków w królewskiej jadalni jeszcze bardziej źli i obrażeni na cały świat i siebie nawzajem.

Czas mijał, a w królestwie nadal panowała szarość i nikt nie miał pojęcia jak temu zaradzić. Zresztą tak naprawdę mieszkańcy nie zastanawiali się nad tym, wszechobecny smutek tak mocno wdarł się w serca i dusze, że traktowali obecny stan rzeczy jako coś zupełnie naturalnego.

Tylko Lilianka i jej matka bardzo ubolewały nad tym, co się stało i nie było dnia, żeby nie zastanawiały się, jak temu zaradzić. Wieczorami, kiedy strudzone całodzienną pracą siadały przy kominku w kuchni, wspominały stare, dobre czasy i ogarniała je wielka tęsknota i łzy mimo woli same płynęły z oczu. Lilianka przeglądała setki książek, szukając w nich rady i ratunku dla swego ukochanego królestwa.

Pewnego ranka przybiegła do kuchni z wypiekami na twarzy. Marianna zajęta smażeniem kotlecików krzątała się bez ustanku od stołu do pieca i niemal nie zwróciła uwagi na wtargnięcie córki.

- Mamo, posłuchaj! – krzyczała Lilianka, ledwie łapiąc oddech – Przeczytałam w mądrej księdze, że zaginioną radość może zwrócić tylko szmaragdowa kula!

Marianna przewracała właśnie słabo wypieczony kotlecik na drugą stronę i bała się, żeby nie zniszczyć jego chrupiącej skórki, więc mruknęła tylko:

- Uhm… To dobrze, dobrze… A gdzie ją można znaleźć?

Lilianka wzruszyła ramionami:

- Tego nie napisali… Ale skoro wiemy, co może uratować nasze królestwo, to już jest coś…

Pech chciał, że rozmowę Lilianki z matką usłyszał kamerdyner, który właśnie przechodził obok kuchni. Wiadomość przekazał garderobianej, a ta z kolei pochwaliła się ogrodnikowi, a on nie omieszkał powiadomić o tym księcia Domicjusza, kiedy zmieniał na świeże kwiaty w największym z pałacowych wazonów. Książę usłyszawszy tę niezwykłą wiadomość, zmarszczył czoło i natychmiast udał się do komnaty swoich rodziców.

- Ta mała pokojówka, Lilianka, chwali się, że wie, jak przywrócić radość naszemu królestwu! – zakomunikował królowi i królowej.

- No, no – cmoknął król – A to ciekawe! A  w jaki sposób, jeśli można wiedzieć?

- Prawdopodobnie wszystko może zmienić jakaś szmaragdowa kula, czy coś w tym rodzaju… - zawahał się Domicjusz.

Królowa klasnęła w dłonie:

- Wezwać tu do mnie natychmiast tę małą!

Nie minęła chwila, a przed królową stała zmieszana, przestraszona Lilianka, ocierając fartuszkiem mokre jeszcze ręce. Nie wiedziała, po co została wezwana, ale podejrzewała, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Ukłoniła się nisko przed królewską parą, skinęła głową na widok księcia i cierpliwie czekała, aż królowa powie jej o co chodzi.

- Słyszałam, że masz pomysł na to, jak przywrócić naszemu królestwu radość i szczęście? – zapytała, a raczej stwierdziła Julianna, strzepując ze swej złocistej sukni niewidzialny pyłek.

Lilianka popatrzyła z przerażeniem na władczynię:

- Ale ja… zająknęła się.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie opowiadałaś o zaczarowanej kuli, która ma niesamowita moc?- oburzyła się królowa.

- Tak, ale ja tylko o tym czytałam. – zgodziła się Lilianka.

- No właśnie. – już nieco spokojniej zgodziła się królowa – Więc nie pozostaje ci nic innego, jak natychmiast wyruszyć po tę kule i bez niej nie waż się pokazywać z powrotem!

Lilianka rozpłakała się:

- Królowo, nie bądź tak okrutna! Nie wiem jak wygląda ta kula, ani gdzie jej szukać! Choćbym przeszła cały świat wzdłuż i wszerz mogę nigdy jej nie odnaleźć!

Julianna nie chciała dalej słuchać biednej małej pokojówki:

- Wydałam rozkaz, moje dziecko, a ty niezwłocznie masz go wykonać. Dostaniesz posiłek na drogę i ciepłe ubranie. To wszystko, możesz odejść.

Kiedy Lilianka wychodziła z królewskiej komnaty przez łzy dostrzegła w oczach księcia Domicjusza błysk triumfu, ale doskonale wiedziała, że tak chłopak nie jest tym księciem, jakiego znała i z którym spędziła wspaniałe chwile na długich rozmowach i wspólnych zabawach, a przynajmniej jego serce zostało odmienione przez zły czar.

Marianna załamała ręce z rozpaczy, gdy dowiedziała się o rozkazie królowej. Czy mało było nieszczęść w ostatnich dniach, mało smutku, rozpaczy, teraz miała jeszcze stracić jedyną ukochaną córkę. Niemal na kolanach błagała królewska parę o uchylenie rozkazu, potem prosiła, żeby mogła wyruszyć razem z Lilianką na poszukiwanie tajemniczej kuli, ale król i królowa nawet słyszeć o tym nie chcieli.

- Królowa nie cofa swych rozkazów! – pokiwał głową król Julian.

- A kto nam będzie gotował i piekł wyborne ciasta, kiedy ty będziesz włóczyć się po świecie? – dodała królowa Julianna.

Nie było innej rady – Lilianka musiała wyruszyć w świat w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej szmaragdowej kuli. Matka, co chwila szlochając pakowała córce tobołek z jedzeniem. Nagle zatrzymała się, jakby coś ważnego sobie przypomniała klasnęła w dłonie i wykrzyknęła:

- Już wiem! Wiem, co powinnaś zrobić, córeczko. Kiedy byłam jeszcze dzieckiem moja babcia opowiadała mi, ze jeśli ktoś ma kłopoty, z którymi nie jest sobie w stanie poradzić, powinien natychmiast udać się nad Okrągłe Jezioro i poprosić o pomoc Łabędzią Wróżkę!

W oczach Lilinaki zabłysły jasne ogniki i zaciekawieniem zapytała:

- Ale jak odnajdę tę Łabędzią Wróżkę? Gdzie mam jej szukać?

Marianna otarła łzy, chwyciła córkę za ręce i usiadły razem na zydelku przy kominku.

- Z opowiadań babci pamiętam, że nikt nie zna drogi do Łabędziej Wróżki, ale każdy, kto potrzebuje pomocy i wejdzie do lasu, na pewno do niej trafi. Różne cudne rzeczy opowiadają o Okrągłym Jeziorze. Podobno jest tak cudne, że kto raz je ujrzy nie zapomni tego piękna do końca życia. Tak samo zresztą jak Łabędzie Wróżka – żadne słowa nie są w stanie opisać jej uroku i czaru. A najważniejsze – nigdy nikomu nie odmówiła pomocy.

Tak więc, mimo dramatycznej sytuacji, Lilianka wyruszyła w drogę pełna nadziei. Wierzyła, że odnajdzie Łabędzią Wróżkę, a ta wskaże jej miejsce, w którym znajduje się szmaragdowa kula. Na dodatek Marianna doszła do wniosku, że bezpieczniej niż samotnej, młodej dziewczynie podróżować jest samotnemu, młodemu chłopaczkowi, dlatego niezwłocznie obcięła córce jej długie, złociste włosy, twarz umazała pyłem z dziedzińca, aby nie było widać jej delikatnych rysów, przyodziała w strój młodego parobka i pobłogosławiła na drogę.

Lilianka wyruszyła z domu z samego rana, kiedy dzień się budził, a powietrze było rześkie i chłodne, w sam raz na długą wędrówkę. Szybko minęła pola pszenicy, soczystozielone łąki. Słońce było już wysoko kiedy dotarła do brzeziny. Dróżka prowadziła stąd w głąb lasu, drzewa rzucały upragniony cień, ale promienie słoneczne przedzierały się przez gałęzie i niczym tęczowe zajączki przeskakiwały z listka na listek. Dziewczyna z zachwytem wsłuchiwała się w głosy dobiegające z lasu. Miała wrażenie, że ścieżka woła ją: „Chodź, szybciutko, podążaj moim śladem, nie zwlekaj…” W pewnej chwili wydawało, że słyszy cichutki śmiech, dobiegający z samego wierzchołka smukłej sosny, ale kiedy popatrzyła w górę nie dostrzegła nic więcej oprócz małego, kolorowego ptaszka, niecierpliwie machającego skrzydełkami. Wiatr zakołysał mocniej sosną, a ptaszek zerwał się i zniknął gdzieś w głębi lasu.

Lilianka pokręciła głową z lekkim westchnieniem i podążyła za nim leśną ścieżyną. Chociaż nie była w lesie pierwszy raz, ale tego dnia wszystko zdawało się jakieś inne, zupełnie jakby ktoś wypowiedział magiczne zaklęcie i lada chwila wszystkie drzewa miały ożyć i ruszyć w radosny pląs. Zaledwie Lilianka tylko weszła i obejrzała za siebie nie widziała już ani brzezinki, ani zielonych łąk ani nawet sosny, na której siedział śmieszny ptaszek. Otaczały ją dorodne dęby, rozłożyste świerki, nogi oplatały szeleszczące paprocie. Dziewczyna starała się nie okazywać lęku i śmiało kroczyć przed siebie, ale każda spadająca szyszka, każdy trzask gałązki sprawiał, że jej serce biło jak oszalałe. Postanowiła dodać sobie otuchy i cicho podśpiewywała piosenkę, której nauczył się od swojej mamy:

„ Tam gdzie zachodzi słonko,

Tam gdzie srebrzysta rzeka –

Tam moje przeznaczenie –

miłość na mnie czeka.”

 

Wydawało się, ze dróżka sama prowadzi Liliankę we właściwym kierunku, bo dziewczyna ani przez chwilę nie zastanawiała się, w którą stronę ma iść. Chyba minęło popołudnie, kiedy między drzewami zaczęło coś błyskać, zupełnie jakby rozsypano tam gwiazdy. Lilianka trochę zdziwiona, a trochę przestraszona zatrzymała się na chwilę, ale nie mogła się już cofnąć. Powolutku zaczęła się zbliżać do tych niesamowitych błyskających punktów i za chwilę z ulgą stwierdziła, ze to tylko promienie słońca odbijają się w tafli poszukiwanego przez nią Okrągłego Jeziora i wyglądają jak tysiące lustrzanych zajączków. Jezioro leciutko falowało, tuż przy jego brzegach siedziały dumne, wspaniałe łabędzie. Kilka z nich niczym szpaler wojska otaczało ogromny płaski kamień. Siedziała na nim piękna kobieta, z długimi i białymi jak śnieg włosami. Kiedy Lilianka podeszła bliżej usłyszała, że nieznajoma śpiewa, tak cudnie i błogo, że mimo strachu i zmęczenia serce dziewczynki ogarnęła taka błogość i spokój, jak nigdy dotąd. Kobieta śpiewała w jakimś dziwnym, niezrozumiałym języku, ale to musiała być niezwykle rzewna i cudna pieśń.

Kiedy Lilianka podeszła na tyle blisko, że została zauważona przez kobietę, śpiew ucichł, słychać było tylko szum liści i jeziora. Łabędzie wyprostowały swe smukłe szyje i ostrzegawczo zasyczały, ale siedząca na kamieniu uniosła w górę rękę i natychmiast się uspokoiły. Piękna pani popatrzyła na Liliankę swymi błękitnymi jak otchłań jeziora oczyma, a onieśmielona dziewczyna zapytała cicho:

- Czy to Ty, o pani, jesteś Wróżką Łabędzi?

Kobieta nic nie odrzekła, tylko potakująco skinęła głową i spojrzała na dziewczynkę tak ciepło i przyjaźnie, że Lilianka opowiedziała jej natychmiast co ją trapi, opowiadała o nieszczęśliwej Krainie Radości, która stała się straszliwie smutna i nieszczęśliwa, o zadaniu, które otrzymała do wykonania, o swoim lęku i niepewności, czy uda się jej spełnić żądanie królowej, a co chwila z jej oczu spływały gorzkie łzy, które szybciutko ocierała rękawem.

- Nie martw się, Lilianko, twoje czyste serce zaprowadzi cię do szmaragdowej kuli…- odezwała się dźwięcznym głosem Wróżka Łabędzi, kiedy dziewczyna skończyła swą opowieść.

Lilianka spojrzała ze zdumieniem na swój chłopięcy strój i zapytała:

- Skąd wiesz, o Pani, jak mam na imię?

Wróżka uśmiechnęła się tajemniczo:

- My wróżki wiemy o wiele więcej, niż śmiertelnicy…

Potem wyszeptała jakieś czarodziejskie zaklęcie, a największy z łabędzi podpłynął w jej stronę, wyrwał sobie dziobem z boku jedno pióro i podał swej pani. Wróżka uśmiechnęła się do Lilianki:

- Weź to pióro, a ono wskaże ci drogę, którą masz podążać, aby odnaleźć szmaragdową kulę. Kiedy będziesz zmierzała we właściwym kierunku, pióro zachowa swój śnieżnobiały kolor, ale kiedy tylko zboczysz z drogi natychmiast zrobi się szare jak popiół.

Dziewczyna delikatnie ujęła pióro w dłonie, jakby trzymała w nich drogocenny skarb.

- Ale skąd będę wiedziała czego mam szukać? Gdzie tak naprawdę jest ta nieszczęsna kula? – pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Zaufaj swemu sercu i mojemu podarunkowi – odparła tajemniczo wróżka – Kiedy tam dotrzesz, będziesz pewna, że to jest dokładnie to miejsce, którego szukasz.

Lilianka pięknie pokłoniła się Wróżce Łabędzi, podziękowała za prezent i dobre rady i udała się w dalszą drogę. Ruszyła w głąb lasu, a pióro lśniło taką śnieżną bielą, iż nie miała wątpliwości, że zmierza we właściwym kierunku.

7

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin