Smok Maurycy chce poznać świat.doc

(30 KB) Pobierz
Smok Maurycy chce poznać świat

                        Smok Maurycy chce poznać świat

 

- Mamo, jaki jest świat? – zapytał smok Maurycy.

Mama smoczych gotowała właśnie zupkę ze smoczego ziela. Przerwała więc mieszanie wielką łyżką w wielkim garnku i zmarszczyła brwi.

- Świat jest ogromny i straszny! Wszędzie czyhają złe stwory, które chcą cię złapać i pożreć! Tak, tak, świat jest bardzo niebezpieczny…Pamiętaj, Maurycy, nie oddalaj się nigdy od naszej smoczej jaskini, bo to może się źle skończyć.

Ale Maurycego niezbyt zadowoliła odpowiedź mamy. Czy świat naprawdę jest taki okropny i straszny. Na wszelki wypadek postanowił zapytać jeszcze o to tatusia.

- Tatusiu, jaki jest świat? – podbiegł do taty smoka, który właśnie przyniósł mamie smoczycy kolejny kosz smoczego ziela.

- Hm… - zamyślił się tata smok – świat niewątpliwie jest piękny, a poza tym można w nim spotkać prawdziwych przyjaciół. Przekonasz się o tym, kiedy będziesz trochę straszy..

Ale Maurycy wcale nie chciał czekać, kiedy będzie starszy. Zmartwił się odpowiedzią taty, bo do tej pory był święcie przekonany, że jego rodzice nigdy nie kłamią. Ale skoro teraz oboje mówią zupełnie coś innego, to z pewnością oznacza, ż jedno z nich nie mówi prawdy. Tylko kto: tatuś czy mamusia?

Nasz dzielny smok postanowił sam przekonać się, jaki naprawdę jest świat. Po obiedzie, kiedy mama smoczyca czytała głośno jego młodszej siostrzyczce Malwince ulubioną bajkę, Maurycy cichutko wymknął się ze smoczej jaskini i powędrował przed siebie. Szedł długo prze gęsty las, aż wreszcie wyszedł na polanę, a stamtąd na ogromna, zieloną łączkę. Hen, daleko ujrzał śmieszne, małe grzybki, z czerwonymi kapeluszami, z których unosiły się wąskie wstążeczki dymu. Postanowił sprawdzić, co to takiego i nie namyślając się ani chwili pobiegł w tamtą stronę. Chociaż Maurycy był jeszcze młodym i stosunkowo niewielkim smokiem, kiedy biegł, ziemia drżała pod jego smoczymi łapami, tak, że mogło się wydawać, iż to trzęsienie ziemi. Kiedy Maurycy zbliżał się do tajemniczych grzybków, te stawały się coraz większe i większe, aż wreszcie nasz smok stwierdził, że to wcale nie są grzybki, tylko domki, wcale zresztą niepodobne do dobrze mu znanej smoczej jaskini. Z domków wybiegali przerażeni ludzie, niektórzy chcieli uciekać do lasu, inni rozglądali się dookoła, wypatrując, skąd się biorą te drgania ziemi. Nagle ktoś wskazał na Maurycego i krzyknął:

- Ludzie, toż to smok, łapcie widły i kije!

I zanim Maurycy zorientował się o co chodzi, otoczyła go gromada rozwścieczonych wieśniaków, uzbrojonych w kije, widły, grabie. Pokrzykiwali groźnie, próbowali podejść do niego jeszcze bliżej i z pewnością nie byli przyjaźnie nastawieni.

- Ojej! – pomyślał przerażony Maurycy – Mamusia miała rację! Świat jest groźny i niebezpieczny!

- Leć do góry! – usłyszał nagle nad głową cieniutki głosik – Masz przecież skrzydła…

Maurycy spojrzał w górę – tuż nad nim trzepotał skrzydełkami mały, szary wróbelek.

- No, nie zwlekaj, oni są tuż, tuż… - przynaglał ptaszek.

Maurycy wprawdzie nigdy nie próbował latać, nawet mu do głowy nie przyszło, że mógłby to robić, ale teraz nie było ani chwili do stracenia. Zmrużył oczy, zacisnął swoje smocze łapki i spróbował pomachać skrzydłami, które tkwiły gdzieś tam na plecach, choć wcale ich nie widział. Udało się! Na oczach zdziwionych, choć nadal rozzłoszczonych wieśniaków Maurycy uniósł się w powietrze i poszybował wraz z wróbelkiem przed siebie.

- Świetnie! – cieszył się ptaszek – Doskonale ci idzie! Latasz prawie tak dobrze jak my, ptaki…

Unosili się nad łąkami, polami lasami, Maurycy próbował nawet wykręcić w powietrzu coś w rodzaju pirueta. Świat  z góry wyglądał zupełnie inaczej.

- Tata miał rację… - westchnął smok – świat jest piękny…

Po chwili jednak dodał:

- Ale jest też ogromny, tak jak mówiła mama…

Może szybowaliby jeszcze dłużej, gdyby wróbelek nie zauważył błękitnej tafli stawu, a Maurycemu nie chciało się tak straszliwie pić. Wylądowali więc na łączce i rzucili się w kierunku wody. Wróbelek delikatnie nabierał do dziobka małe łyczki, a Maurycy łapczywie pił wielkimi haustami. Kiedy mieli już pełne brzuszki ułożyli się wygodnie na trawie i obserwowali płynące po niebie obłoczki. Słońce chyliło się już ku zachodowi, niedługo nastać miał wieczór. Maurycy zmartwił się:

- Ojej, zupełnie straciłem poczucie czasu! I na dodatek nie wiem, jak wrócić do domu…

- A od czego ma się przyjaciół!? – zatrzepotał skrzydełkami wróbelek – Powiedz  mi, gdzie mieszkasz, a natychmiast zabiorę cię tam. Znam tu dookoła każdy kątek…

Maurycy opowiedział wróbelkowi o swojej smoczej jaskini. Okazało się, że ptaszek doskonale zna to miejsce. Nie zdążyło się jeszcze ściemnić, a nasz smok był już w domu.

Co tam się działo!!! Mama zdenerwowana biegała wokół jaskini nawołując:

- Maurycy, gdzie jesteś, Maurycy?!

Tata zaglądał we wszystkie najmniejsze zakamarki, w które nasz smok na pewno by się nie wcisnął. Ale nie zaszkodzi sprawdzić. Kiedy zobaczyli zbliżającego się Maurycego, rzucili się w jego stronę. Mama płakała z radości, tata burczał pod nosem, że zaraz złoi synkowi skórę. Ostatecznie skończyło się na zakazie opuszczania jaskini przez najbliższy tydzień.

Maurycy nie protestował, rodzice mieli rację. To był głupi pomysł, żeby tak sobie pójść przed siebie nie mówiąc nic nikomu.

Wieczorem smok miał bardzo dużo do opowiadania siostrzyczce, która okazała się wspaniałym słuchaczem.

- Wiesz, Malwinko… - westchnął rozmarzony – Już wiem jaki naprawdę jest świat. Jest ogromny, skrywa mnóstwo niebezpieczeństw, ale jest piękny i można tam spotkać prawdziwego przyjaciela. Kiedy trochę podrośniesz, sama się o tym przekonasz….

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin