Bajka o kotku ze schroniska.doc

(32 KB) Pobierz
Baśniowy świat czy utracony raj – fantazja czy kerygmat w „Opowieściach z Narnii” Clive’a Staplesa Lewisa

                                  Bajka o kotku ze schroniska

 

   Był sobie mały kotek, który mieszkał w schronisku dla zwierząt. Nie wiadomo dokładnie skąd się tam wziął, może ktoś go przywiózł i tam zostawił, a może znaleziono go na ulicy. Ale to nie jest istotne. W schronisku nie było mu źle: miał zawsze miseczkę pełną jedzenia, ciepłe, suche posłanie, towarzystwo innych kotów, ale tak naprawdę kotek, tak jak inne zwierzęta ze schroniska bardzo tęsknił za swoim własnym domem i za kimś kto go pokocha. Kiedy ktoś przychodził i oglądał zwierzątka, nasz kotek mruczał przymilnie i prężył grzbiet, ale jakoś nikt się nim do tej pory nie zainteresował.

    Pewnego dnia przyjechała do schroniska bardzo elegancka pani. Przeczytała w gazecie o takiej akcji opieki nad bezdomnymi zwierzętami, bardzo się wzruszyła ich losem i postanowiła wziąć do domu takie biedactwo. Długo zastanawiała się, czy to ma być kotek, czy piesek, ale w końcu uznała, że kotek jest mniejszy i będzie bardziej pasował do wystroju wnętrza jej domu.

-         Czy macie tutaj tylko to biedne, wychudzone stworzenie?- zapytała wskazując na naszego kotka.

    Okazało się, że w tej chwili był tylko on, więc pani nie miała wyboru. Kazała wsadzić go do pudełka, żeby nie zabrudził samochodu i pojechali.

   Pani mieszkała w pięknej, dużej willi na przedmieściu. Wokół domu rosły wysokie, zielone świerki, przystrzyżone bukszpany i tuje, a przed samym domem było małe „oczko wodne” z fikuśną fontanną.

    W środku domu też wszystko było bardzo ładne i szykowne. Nasz onieśmielony kotek przyglądał się wypucowanym meblom, puszystym dywanom i kolorowym obrazom na ścianach. Tymczasem pani poszła do łazienki przygotować dla kotka kuwetę z piaskiem.

-         Tylko mi tu nie narozrabiaj! – pokiwała mu groźnie palcem i

postanowiła - Od dziś będziesz się nazywał Persjusz.

    Persjusz wcale nie miał zamiaru rozrabiać w nowym domu, ale przed samym noskiem zaczęła mu przelatywać jakaś muszka. Najpierw nie zwracał na nią uwagi, ale ten owad był strasznie natrętny i nie dawał Persjuszowi spokoju. Kotek kłapnął kilka razy ząbkami, chciał pokazać, że nie jest zainteresowany zabawą. Mucha jednak wcale nie miała zamiaru ustąpić, krążyła wokół kotka tak długo, aż ten rzucił się za nią w pogoń. Najpierw między krzesłami, potem pod stołem, za fotelem. Potem usiadła na kanapie – Persjusz za nią. Mucha na półkę z książkami – Persjusz podążył jej śladem, coraz bardziej zadowolony z zabawy. W końcu mucha usiadła na firance i patrzyła z góry, jakby miała zamiar powiedzieć tryumfalnie:

-         A widzisz, i tak mnie nie złapiesz!

-         Zaraz zobaczymy...- mruknął rozzłoszczony kotek i hyc, za muchą, na firankę.

    Rozległ się trzask rozrywanego materiału i nasz nieszczęsny Persjusz wraz z kawałkiem oderwanej firanki wylądował na podłodze. W tej chwili do pokoju weszła pani z miseczką mleczka. Zobaczyła co się stało, wrzasnęła dziko, rzuciła miseczkę na podłogę i zaczęła krzyczeć:

-         Ty wstrętny, dziki kocie, nie masz pojęcia jak się zachować w przyzwoitym domu! Natychmiast wracasz tam, skąd przyjechałeś!

   Złapała biednego kotka za futerko na karku, wrzuciła z powrotem do pudełka i odwiozła do schroniska. Nieszczęsne zwierzątko wróciło do swojej klatki, swego posłania i swojej miseczki. I znowu z nadzieją czekał i wypatrywał kogoś, kto będzie go kochał nawet wtedy, gdy coś narozrabia.

    Mijał dzień za dniem, ale nikt taki się nie zjawiał.

    W którąś słoneczną sobotę do schroniska przyjechali rodzice z córeczką, która właśnie obchodziła ósme urodziny. Dziewczynka zamiast prezentu chciała dostać małego kotka. I chociaż rodzice starali się jej wytłumaczyć, że lepszym prezentem byłoby pluszowe zwierzątko, solenizantka nawet nie chciała o tym słyszeć.

-         Każde dziecko u mnie w klasie ma jakiegoś zwierzaczka, tylko ja nie... Mówiliście, że będę mogła wybrać sobie na urodziny to, o czym marzę. A ja marzę o kotku. – tupnęła nóżką i rodzice musieli się poddać.

    Chociaż wtedy w schronisku były jeszcze dwa inne, tylko nieco starsze koty, dziewczynka bez namysłu wskazała naszego kotka:

-         O, ten jest taki słodziutki. Nazwę go Mikuś.

     I w ten oto sposób nasz kotek znalazł się  w niewielkim mieszkanku na drugim piętrze wieżowca, gdzie mieszkała dziewczynka wraz z rodzicami. Zamieszkał w pokoju dziewczynki, która jak się okazało miała na imię Asia. Spał w wiklinowym koszyczku obok łóżeczka Asi i już wydawało się, że wreszcie znalazł to, o czym marzył. Asia z początku bardzo troszczyła się o swego nowego przyjaciela, karmiła go, sprzątała po nim, głaskała i pieściła. Z każdym dniem jednak robiła to z mniejszą radością i zaangażowaniem, coraz częściej wolała spędzać czas na podwórku z koleżankami, a o sprzątaniu po Mikusiu rodzice musieli jej przypominać. W końcu zupełnie straciła ochotę na opiekę nad kotkiem i wszystkie obowiązki spadły na mamę, która wcale nie była z tego powodu zadowolona. Kiedy skończył się rok szkolny, Asia wyjechała na kolonie, a rodzice podjęli decyzję: Mikuś musi wrócić do schroniska, bo oni nie mają czasu zajmować się zwierzakiem. Po raz kolejny nasz kotek wrócił do swojej klatki, swego posłania i swojej starej miseczki w schronisku. Ale tym razem było mu jeszcze trudniej i ciężko na serduszku, niż za pierwszym razem, bo bardzo pokochał swoją małą właścicielkę i jej rodzinę. Zresztą był już teraz o wiele starszym kotkiem, niż wtedy, gdy Asia wzięła go do siebie. Siedział biedaczek i wpatrywał się przed siebie, wciąż nie tracąc nadziei, że dziewczynka  po niego wróci.

   Ale niestety, Asia chyba szybko zapomniała o swoim Mikusiu, bo już więcej jej nie zobaczył.

    Pewnego deszczowego dnia w schronisku pojawił się pan, który zbierał złom. Właśnie składał na swój stary, koślawy wózek metalowe, niepotrzebne już w schronisku pręty, gdy zobaczył w jednej z klatek bardzo smutnego kotka. Wyglądał tak żałośnie, że panu, że pan natychmiast przerwał swą pracę i poszedł do właściciela schroniska. Za chwilę mógł już zabrać kotka ze sobą.

-         Chodź, mój nowy druhu! – powiedział radośnie sadzając kotka na wózku pośród metalowych prętów. – Nie obiecuję ci miłego, przytulnego domku, ale na pewno będę cię kochał całym sercem.

    Kotek zamieszkał ze swym nowym opiekunem w starym baraku, w którym było bardzo biednie, ale czuł się tak szczęśliwy jak nigdy dotąd. Chociaż czasami obaj nie mieli co włożyć do ust i zadowalali się skórkami suchego chleba, nie narzekali. Obaj zyskali coś znacznie ważniejszego – żaden z nich nie był już samotny, bo mieli siebie. A kiedy pan brał swego kocurka na kolana, ten mruczał mu z miłością najpiękniejsze kocie mruczanki.

 

 

Elżbieta Janikowska

   

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin