Bunsch Karol - Powieści piastowskie 05 - Bezkrólewie.rtf

(1407 KB) Pobierz

KAROL BUNSCH

BEZKRÓLEWIE


Przyjaciołom i towarzyszom młodości

Sierżantowi „Mariankowi" Dr Marii Łada-Sobolewskiej

Generałowi Broni Zygmuntowi Berlingowi

oraz pamięci

Kaprala Juliusza Kostgsza

Dra Bolesława Czuchajowskiego

Dra Euaeniusza Klassa-Brunickiet>o

Dra Kazimierza Jelonka

poświęca Autor


Rycheza patrzyła na pochyloną głowę Kazimierza; jasne włosy jeszcze nie zakryły na niej mnisiej tonsury. W glosie królowej brzmiało zniecierpliwienie, gdy zwracając się do syna rzekła:

  Nie   przeto,   nie  szczędząc   zasobów,  uprosiłam   Ojca Świętego o dyspensę od ślubów, byś nadal żył jakoby w eramie. Czas, byś się ruszył po kraju, ludziom przypomniał, a sam nawykł do takowego żywota, jaki ci przeznaczony.

  Rodzic nie takowy żywot mi przeznaczył — powiedział Kazimierz w zamyśleniu, ale Rycheza rzuciła ze złością:

  By  niewzdanemu  zapewnić dziedzictwo,  które  tobie
z urodzenia przynależy!

  Rodzicowi ślubiłem, że o właść walczyć nie będę —
stanowczo powiedział Kazimierz, ale królowa odparła:

  Nie ty będziesz walczył. Ni Kościół nie uzna pokrzyw-
nika, ni wielmoże przywódcy buntowników. A choćby z ich
pomocą sięgnął po właść, nigdy cesarz nie zgodzi się, by
wróg naszego narodu dzierżył polskie lenno, tobie przyrze­
czone.

  Wybaczcie,  matko  — cicho  powiedział Kazimierz  —
jednego z nim jeśmy narodu. A to wiem, że przeto rodzic
jego następcą swym ustanowił, bo ufał, że on wydoli wro­
gom, których mu ostawił. Nie będę jednym więcej, zadość
było nieszczęść z rozdrwania.

Królowa żachnęła się gniewnie, nie chciała jednak zdra-

 


dzić synowi, że nie poniecha próby pozbycia się współza­wodnika. Powtórzyła tylko:

              Nie ty będziesz walczył. Wrogów ma nie jeno tych,
których mu rodzic ostawił. Własnych się dorobił ów mężo-
bójca, którzy pomsty szukać będą za krewniaków "i swoja­
ków.

Kazimierz westchnął:

Tedy zasię wojna  domowa!  Bolko nie  jest  sam, nic
jeno prosty lud ma za sobą. Z wielmożów i rycerstwa takoż
wielu zechce uszanować wolę mego rodzica, pierwsi Awdań-
ce, którzy mu druhami byli od pacholęcych lat.

Niczyja tu wola kromie cesarskiej — rzekła Rycheza
marszcząc brwi.

Kazimierz milczał. Wiedział, ile zabiegów i krwi koszto­wała niezależność od cesarstwa. Walka o nią skróciła życie Mieszka. Nie chciał powiedzieć matce, że nie przyłoży ręki, a nawet imienia, by sprzeniewierzyć się dziełu przodków.

Rycheza również umilkła. Gdy tak czy inaczej usunie Bolka, Kazimierz nie będzie miał wyboru, a może i lepiej, by do czasu pozostał na uboczu. Na cesarską pomoc na ra­zie liczyć nie można, siły, jakie Konrad zebrał, potrzebne mu przeciw czeskiemu Oldrzychowi, a już czeka go wypra­wa do Rzymu, by poprzeć rozpustnego młokosa, którego pod imieniem Benedykta IX osadził na papieskim tronie. Ojciec papieża, Alberich, wszechwładny konsul Rzymu, zmarł, jawna wyprzedaż przez Benedykta wszelkich godno­ści i urzędów kościelnych wywołała wrzenie, któremu przy­wodził Aribert, arcybiskup Mediolanu. Zanosiło się na schi-zmę i Konrad nierychło będzie mógł zająć się sprawami polskimi. Lepiej przedwcześnie nie przeć do walki, a tym­czasem gromadzić zasoby i skarbie sobie ludzi. Poparcia duchowieństwa, zwłaszcza wyższego, Rycheza była pewna, wątpliwy był jedynie sam arcybiskup Bożęta. Pod pozorem słabości nie przybył na pogrzeb Mieszka, Rycheza podejrze­wała jednak, że nie chciał żadnego z królewskich synów ogłosić następcą, nie zamierzając po żadnej stanąć stronie.

Na razie starczyło królowej, że metropolita powagi swego urzędu nie położył na szali Bolka, co mogło i wśród ducho­wieństwa wywołać rozdwojenie. Wiedziała, że Bożęta już za życia króla starł się z Bolkiem i tylko dzięki wstawien­nictwu palatyna Michała Adwańca poniechał obłożenia kró­lewicza klątwą. Nie wątpiła jednak, że Bolko, nikogo już nie czując nad sobą, znowu zadrze z metropolitą, doprowa­dzając do otwartego zerwania. Wówczas Bożęta nie będzie miał wyboru, brak uznanego władcy jest groźny zarówno dla państwa, jak i dla Kościoła, będzie zmuszony stanąć po stronie Kazimierza.

Tego właśnie obawiał się palatyn Michał Awdaniec. Do­piero zaświtała nadzieja, że po wygnaniu Dietricha i śmierci Ottona kraj ponownie zjednoczony w ręku Mieszka okrzep­nie w ładzie i dawno nie zaznanym spokoju. Wczesna, cie­pła i pogodna wiosna obiecywała urodzaj, podsuszyła drogi, ruszył się handel, wpływy z ceł, mostowego i targowego za­silą wyczerpany skarb, pozwolą odbudować stałą drużynę, Czesi zagrożeni przez cesarza, kijowski Jarosław w wojnie z Pieczyngami, spokój ze strony sąsiadów stwarza sposob­ność umocnienia granic. Po raz pierwszy od dnia, w którym Mieszko objął władzę, zdała się zapowiadać jaśniejsza przy­szłość. Śmierć jego kładła się na niej cieniem, uzyskane przez Rychezę zwolnienie Kazimierza od ślubów było wy­zwaniem do walki.

Palatyn wychował się w walce. Wraz z bratem Skarb­kiem jako wyrostki brali w niej udział, gdy Chrobry po wy­gnaniu macochy i przyrodnich braci odbierał Czechom Kra­ków. Cały dziewięcioletni okres panowania Mieszka upły­nął im w walce przeciw jego zdradzieckim braciom i na­prowadzanym przez nich postronnym wrogom Śmierć Mie­szka nie tylko jemu nie pozwoliła zebrać plonu krwawego trudu, ale groziła jego zniszczeniem, a dla braci Awdań-ców oznaczała znowu walkę. Zajęci nią od pierwszej mło­dości późno założyli rodziny, nierychło wyręczy ich następ-

ne pokolenie,  a  męski  wiek ich chylił się  już  ku  staro­ści.

Bracia jechali pogrążeni w myślach. Ród ich los swój związał z losami kraju, wraz z nim doszedł do szczytu po­wodzenia, a po dwakroć już przeżył upadek. Przedwczesna śmierć Mieszka znowu groziła upadkiem kraju i rodu.

              Nieszczęsny   człek!   —   westchnął   Michał.   Mimo   że Mieszko  często  zapadał  na  zdrowiu,  palatyn  żegnając  go przed wyjazdem do domu na dawno zasłużony wypoczynek
nie przeczuwał, że nie ujrzy go więcej, choćby martwego.Biskup poznański Paulinus nie czekał z pogrzebem nawet na przybycie Bolka   Co prawda ciepła pora nie pozwalała
zwlekać  z  tym  zbyi   długo,  ale  nietrudno było odgadnąć w tym rękę Rychezy:  Bolko jako pierworodny i następca zmarłego króla wziąłby  w uroczystościach pierwszy krok
przed Kazimierzem, zaznaczając wobec zgromadzonych tłu­mów swoje prawa.

O tym myślał Skarbek; powiedział z pewnym zniecierpli­wieniem:

  Nic już po tym Mieszkowi, że nad nim lutać będziem. Postanowić trzeba, co poczynać. Prawiłeś: wygnać Rychezc.Wiem ci ja,.zali nie lepiej mieć ją na oku? Sam że tak mnie­
małeś.

  W kraju jeno zaczynem jest rozdwojenia — odparł Mi­
chał — od Konrada zasię nierychło poparcie może zyskać,
skoro indziej  pilniejsze cesarzowi sprawy. Nam pilniejsze
arcybiskupa nakłonić, by następstwo Bolka ogłosił, bo ani
chybi, gdyby sam się o to upomniał, jeno nowa zadra by
powstała.   Bożęta   popędliwy   jest,   Bolko   zasię   zuchwały
i samowolny. Z nim takoż pogadać trzeba, niechajby zro­
zumiał, że zadra z metropolitą to woda na młyn wrogów.

 

Iście tak, jeno karno go szukać? — powiedział Skar­
bek, a Michał odparł:

Miał być na Mazowszu, potem zasiej u Wiślan, O zgo­
nie rodzica musi już mieć wiadomość, tedy wracał będzie
bez zwłoki.

Wracał będzie, jeno kędy, a gadać z nim trzeba, za­
nim zjedzie do Poznania.

Będzie spieszył, tedy pojedzie gościńcem. Z Krakowa
albo na Wrocław, albo na Kalisz. Tedy ty czekaj na niego
u dziewierza w Śremie, ja zasię pojadę do Gniezna z Bożętą
się rozmówić i tam będę czekać na Bolka lubo na wieść.
Jeśli wydolę zaladzić sprawę z metropolitą i Bolkiem, zjazd
zwołać należy.

Wydolisz lubo nie, trzeba zjazd zwołać. Przynajmniej
dowiemy się, kto z Bolkiem, a kto przeciw.

Umilkli i zamyślili się. Pogodny dzień wiosenny miał się ku schyłkowi, od zachodu pociągnął chłodniejszy powiew, droga od pasma jezior odbiegła ku rzece. Popędzili zziajane konie, by za dnia jeszcze przeprawić się przez Wartę i przed zamknięciem bram wjechać do grodu w Śremie. Zmrok już zapadał, gdy dotarli do rzeki, przeprawili się w bród i zdą­żyli w porę. Michał zamierzał tylko przenocować i o świcie ruszyć dalej, by w ciągu dnia dotrzeć do Gniezna. Toteż spożywszy wieczerzę udał się na spoczynek, podczas gdy Skarbek z grododzierżcą a dziewierzem swym Dobiesławem Ostoją diugo w noc omawiał położenie, jakie powstało po śmierci króla, powodując niepewność i niepokój. Dowie­dziawszy się, że Skarbek zamierza w Śremie czekać na Bo­lesława, na wypadek gdyby z Krakowa wracał przez Wro­cław, Dobiesław powiedział z westchnieniem:

              Siedź, póki wola, ale tak mniemam, że Bolko raniej
pojedzie do Gniezna, by się rozmówić z arcybiskupem, tedy
przez Kalisz. Daj Bóg, by Michał nadążył, nim się spotkają,
i przekonał Bożętę, że nie pora z Bolkiem siQ swarzyć. Praw­
da, że Bolko sam na poły jakoby- poganin i z prostym lu­
dem trzyma, ale też lud ma za sobą.  Z wielmożów zasię
wielu ma przeciw, a z duchowieństwa bodaj wszytkich. Ale
nie Chrobry on, by siłą poskromić pogaństwo, i pilniejsze są
sprawy. Stary Mieszko cały poganin był, a chrześcijaństwo
wprowadził, bo rozumiał, że potrzebne. Dojrzeje Bolko, i on
to zrozumie, ale przymuszać się nie zwoli nikomu.

 


              I3aj to Bóg — przywtórzył Skarbek! — Państwo bez

głowy ostać się nie może, a Bolko lepszy niźli Kazimierz, bo to pewne, że wojownik z niego przedni. Godów mu do­piero dwadzieście, tedy nie dziw, że doświadczenia i umiaru mu nie dostaje, ale zawżdy do rządów zdatniejszy niźli Ka­zimierz, jeno na księgach chowany a macierzy uległy, która by tu niemiecki ład zaprowadzić rada z niemiecką pomocą Nienajrzy ' jej prosty naród wraz z jej włodarzami i ka­płanami.

Tedy  wygnać  Rychezę,  nie  będzie   jej   rządów,  sam
zasię Kazimierz o właść upominać się nie będzie — powie­
dział Dobiesław, ale Skarbek odparł:

Rozważaliśmy to. O właść się nie upomni, ale o uczy­
nioną macierzy ujmę. A nie braknie takich, którzy ze stra­
chu przed Bolkiem potukać 2 go będą przeciw niemu.

Tedy wygnać i jego — popędliwie rzekł Dobiesław —
nie będzie kogo potukać. A ostawić Rychezę, to wojna do­
mowa lub   gorzej, choćby   trucizną   zechce Bolka   usunąć.
Pono już raz zbirów na niego nasłała, jeno obrotniejszy był
od nich.

Jeno podeźrzenie było — odparł Skarbek — to pewne
natomiast, że go nienajrzy, a on wzajem i łacniej by ogień
z wodą pogodzić.

Tedy na co czekać? Lepiej, by Rychezy tu nie było,
zanim zjedzie Bolko, boby się bez krwie nie obeszło. Jak
go znamy, skory do ubijstwa, a nawet rodzicowi nie zwykł
był ustępować.

Możeś i praw — powiedział Skarbek w zamyśleniu. —
Tedy bez zwłoki działać trzeba, bo przyjazdu Bolka każde­
go czasu można się spodziewać. Jeno zali Rycheza ustąpi,
bo bojaźna nie jest ani nieprzezorna, Bolko zasię nie zwykł
się liczyć z siłami...

Tedy ostań tu — przerwał Dobiesław — i gdyby Bolko



1              nienajrzy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin