Junosza płakał - wspomnienia.pdf

(93 KB) Pobierz
323946654 UNPDF
Junosza płakał...
Pewnego razu, gdy i ja przyszedłem wcześniej — w teatrze cicho było i bezludnie —
usłyszałem z jego garderoby dźwięki muzyki. Po chwili na pół rozebrany zapukał do
mnie, kiwnął na mnie palcem i powiedział: „chodź". Poszedłem. Usadził mnie na
krześle i nakazał: „słuchaj". Z patefonu rozlegały się dźwięki przedśmiertnej arii Don
Kichota. Junosza siedział z twarzą w dłoniach i tylko szeptał od czasu do czasu: o sku...
Z oczu ciekły mu najprawdziwsze łzy, które ukradkiem wycierał palcem. Nigdy nie
zapomnę tego widoku. Pierwszy i jedyny raz widziałem tego stuprocentowego
mężczyznę wzruszonego i nie mogącego ukryć wzruszenia. Kto go znał, temu zapewne
trudno będzie w to uwierzyć. A jednak to prawda: Junosza płakał... Nie był zimnym
cynikiem bez czci i wiary, za jakiego lubił uchodzić. Pod pokrywką męskiej dumy,
twardości i opanowania ukrywał się człowiek wrażliwy, delikatny i, podejrzewam, że w
gruncie rzeczy — nieszczęśliwy.
Wspomnienia Jana Ciecierskiego
(fragment książki „Mistrzowie i koledzy”)
Dawaj, Brydziu, dupkę
czyli anegdota o stosunku do krytyki
Mawiał, że nic sobie nie robi z publiczności: Z nią jest tak jak z kobietą: im więcej ją
lekceważysz, tym wyżej cię ceni. Ale to nie była pełna prawda. Liczył się z
publicznością i liczył się z krytyką. Pamiętam, jak po niedobrych recenzjach z Kaliguli
zupełnie stracił serce do tej roli, nad którą tyle się napracował i którą tak sobie cenił.
Wbrew swej początkowej opinii zaczął mówić, że to bzdura, grafomania i że zagrać
tego z sensem w ogóle nie można . Była to oczywista samoobrona zranionej ambicji.
Zniechęcał się łatwo do roli, jeśli nie osiągnął prasowego sukcesu.
Recenzje z Kupca weneckiego , choć nie były ogólnie złe, nie podkreślały jednak
specjalnie jego naprawdę mozolnie wypracowanej kreacji i nie podnosiły jej do rzędu
najdoskonalszych dzieł, stworzonych w tej roli przez aktorów świata. A przecież ten
wspaniały artysta miał prawo liczyć na taki sukces. Toteż odczuł recenzje o sobie jako
klęskę. Konsekwencją (jak zwykle u niego) było robienie kawałów i rozśmieszanie
kolegów na scenie. Gdy zabierał się do słynnego wycinania Antoniowi, Brydzińskiemu,
funta mięsa z ciała, korzystając z tego, że dyskretny reżyser zakrył go od widowni
będącymi na scenie aktorami (byłem tam i ja), Stępowski „wecował" na dłoni nóż jak
brzytwę, dogadując jednocześnie: „no, dawaj, Brydziu, dupkę, to wytnę ci kawałeczek".
Oczywiście było to mówione w ten sposób, żeby słyszał Brydziński i my, a nie słyszała
widownia. My — to głupstwo, bo staliśmy tyłem, ale Brydziński miał bardzo
eksponowaną sytuację, a był to śmieszek nie lada Na kilku spektaklach widzieliśmy, jak
mężnie walczy z paroksyzmem śmiechu, robiąc nieoczekiwane pauzeczki i gryząc
wargi. Tylko niewidoczne dla widowni wstrząsy brzucha wskazywały na to, ze pan
Wojciech „w środku" się zaśmiewa. Po kilku takich wyczynach Junoszy Brydziński
poprosił nas, żebyśmy w tym momencie odsłaniali Szajloka, wówczas dowcipniś nie
będzie mógł robić swoich kawałów.
Kto mieczem wojuje…
czyli Junosza i kobiety
Kobiety obdarzał szczególnym zainteresowaniem o zabarwieniu nieco sportowym.
Myślę, że (nie tylko zresztą z tego względu) zasługiwał na miano raczej współczesnego
Don Juana niż dziwkarza, za jakiego go powszechnie uważano. Wiele kobiet przez
niego cierpiało, mówiliśmy często, że zgodnie z przysłowiem: kto mieczem wojuje —
od miecza ginie, Stępowski zginie przez kobietę. Tak się też i stało.
Na długo przed śmiercią musiał już obawiać się czegoś. Dowodem tego było ostatnie
moje z nim spotkanie. Na jakiś miesiąc przed swoją tragedią przyszedł do mnie do
restauracji, w której pełniłem funkcję barmana. Było pusto — gości jeszcze nie było.
Zaproponował, żebyśmy się czegoś napili. Siedliśmy przy stoliku. Zaczął mi
opowiadać, jakie to krzywdzące plotki krążą o jego żonie, która jest niewinna,
przeciwnie, robi wiele dobrego. Wysłuchałem go. Wypiliśmy. Poszedł. Zastanawiam
się do dzisiaj, po co mi to mówił i dlaczego właśnie mnie? Może myślał, że jestem kimś
wpływowym w ruchu podziemnym? — tak niewiele ludzie wtedy wiedzieli o sobie...
Czy istotnie wierzył w to, co mówił? Nie wiem.
Junosza płakał...
czyli anegdota o zamiłowaniu do muzyki
W rozmowach lubił przedstawiać się za cynika, którego nie tylko publiczność, ale i sam
teatr niewiele obchodzi. Mówił mi, że aktorstwo to nie jest zawód dla mężczyzny, że
tylko opera ma jeszcze jakiś sens i tylko śpiewakiem jeszcze być warto. Wielbił
wielkich śpiewaków, a w szczególności Szalapina. Miał zwyczaj bardzo wcześnie
przychodzić do teatru przed przedstawieniem. Grywał sobie jego płyty w garderobie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin