Sodalicja Dobrego Łotra.txt

(9 KB) Pobierz
Sodalicja Dobrego �otra
Bogdan Nowak 


--------------------------------------------------------------------------------

Pi�tek. Godzina dziewi�ta. Kaplica Zak�adu Karnego w Goleniowie zape�niona skazanymi z bardzo wysokimi wyrokami. Mo�e pomie�-ci� tylko 50 os�b. Inni, ch�tni spotkania z Leszkiem Podoleckim, b�d� doprowadzeni ze swoich cel w sobot�. Brat Leszek - jak cz�sto nazywaj� go wi�niowie, cieszy si� tu ogromn� popularno�ci�, a nawet autorytetem, pomimo �e m�wi na tematy niepopularne na dzisiejsze czasy. 

Za kratami czuj� g��d dobrego s�owa 

M�wi do p� setki recydywist�w o Bogu, pot�dze modlitwy, kulcie Jezusa Mi�osiernego, o tym, �e pomimo i� w oczach ludzkich s� gro�nymi przest�pcami - Chrystus ich kocha, w�a�nie dlatego, �e s� s�abymi i opuszczonymi przez najbli�sz� rodzin�. W oczach niekt�rych spostrzegam �zy wzruszenia. Na o�tarzu le�y Pismo �wi�te, z kt�rego cz�sto Podolecki cytuje s�owa i potem je komentuje. Dwugodzinne spotkanie, zorganizowane przez tw�rc� Sodalicji Dobrego �otra, ko�czy si� wsp�ln� modlitw�. Ta z kolei przejmuje mnie pot�g� m�skich g�os�w i zawart� w niej pro�b� o odmian� ich �ycia. Potem otrzymuj� czasopismo "Dobry �otr" - jeden egzemplarz na cel�. Nie ma ju� czasu na indywidualne rozmowy, bo Leszek Podolecki spieszy na podobne spotkanie modlitewne z "bra�mi za murami" (jak ich popularnie okre�la si� w terminologii chrze�cija�skiej) - w nowogardzkim wi�zieniu. 

Na pojedyncze rozmowy ze skazanymi aposto� wi�ni�w przyjedzie w poniedzia�ek. Cz�stokro� s� to wyznania z ca�ego �ycia, bo nikt nigdzie nie chcia� ich wys�ucha� i tak przez d�ugie lata brn�li w swojej przest�pczej drodze. 

Pytam niekt�rych czy ta forma spot-ka� z takim przyjacielem wi�ni�w zadowala ich. S� nimi zachwyceni, bo wreszcie kto� traktuje ich po ludzku; m�wi im, �e s� Dzie�mi Bo�ymi, �e maj� jeszcze szans� powrotu na szcz�liw� drog� �ycia na wolno�ci. Jeden z d�ugoletnich recydywist�w powiedzia� mi: 

- Z niecierpliwo�ci� czekam na pi�tkowe spotkanie Sodalicji Dobrego �otra, bo tylko podczas tych dw�ch godzin czuj� si� w wi�ziennej niewoli cz�owiekiem wolnym. Brat Leszek kocha nas tak, jak swoj� najbli�sz� rodzin�. Inny podpowiada, trzymaj�c w r�ku r�aniec: - Dzi�ki Sodalicji Dobrego �otra �atwiej nam znosi� ci�ar odosobnienia i wraca� do godno�ci chrze�cijanina. 

Sodalicja Dobrego �otra dzia�a w ramach Instytutu Charytatywnego im. �wi�tego Brata Alberta w �winouj�ciu, powo�anego przed 11 laty przez wspomnianego Leszka Podoleckiego. 

Coraz wi�cej przychodzi na spotkania Sodalicji 

W wi�zieniach Pomorza Zachodniego s�u�y "dobrym �otrom" czyli tym, kt�rzy chc� zmieni� swoje �ycie, niezale�nie od pos�ugi kapelan�w wi�ziennych. Nie jest jednak tajemnic�, �e na spotkania �wieckiego przyjaciela skazanych przychodzi znacznie wi�cej os�b ni� na wi�zienne Msze �wi�te. Jest to najlepszy dow�d, �e ta forma wychowywania wi�ni�w jest bardo potrzebna. Z niej te� jest zadowolony dyrektor zak�adu karnego. 

To w�a�nie Sodalicja Dobrego �otra organizuje autokarowe pielgrzymki do naszych sanktuari�w maryjnych ( m.in. do Lichenia i do Cz�stochowy), w kt�rych skazani po raz pierwszy w �yciu doznaj� pozytywnych przemian wewn�trznych. 

Dzi�ki systematycznej edukacji skazanych przez Sodalicj� uda�o si� recydywistom zmniejszy� kar� wi�zienia o kilka lat np. Waldkowi, kt�ry przesiedzia� ju� osiemna�cie lat "za kratkami" - wyszed� na wolno�� cztery i p� roku wcze�niej; Edkowi ze Szczecina, kt�ry by� w zak�adach karnych prawie dwadzie�cia lat - trzy lata wcze�niej wyszed� z wi�ziennej celi; natomiast Kazik Paw�owski, kt�ry kilkana�cie lat sp�dzi� w niewoli wi�ziennej, pi�� lat temu zosta� u�askawiony przez Prezydenta RP. Ale na rzecz Sodalicji pracuje omal od pocz�tku istnienia tej formy pomocy wi�niom. 

Kazimierz Paw�owski dzi� ewangelizuje innych 

Ostatnio na warszawskim spotkaniu Bractwa Wi�ziennego otrzyma� legitymacj� Wsp�lnoty Ewangelizator�w �wieckich, kt�ra upowa�nia go do wej�cia na teren wszystkich wi�zie� w Polsce, by skazanym ukaza� w�a�ciw� drog� do nawr�cenia si� i czynienia wszystkim dobra. To w�a�nie Paw�owski, autor autobiograficznej ksi��ki "Wiara i �ycie nie tylko w obrazach" jest pomys�odawc� i konsekwentnym realizatorem zamienienia wi�-ziennej �wietlicy w kaplic� z pi�knymi obrazami religijnymi, namalowanymi przez jego goleniowskich wsp�wi�ni�w. 

Kazik - jeszcze niedawno z�odziej i alkoholik, w celi wi�ziennej odkry� swoje talenty artys-tyczne: sztuk� malowania i tworzenia wierszy. Jeden z nich po�wi�ci� swojej, nie�yj�cej ju�, matce: 

Mateczko - zb��dzi�em - wiem, 
�e ludzi krzywdzi�em 
swoim grzesznym bytem. 
Za�lepiony widmem �wiata 
czyni�em co z�e jest 
w oczach Twoich Panie - Bo�e. 
W Pogoni za szmalem - brn��em 
w alkoholowym zwidzie z�a 
Nie widz�c Boga - Ciebie Matko wcale, 
a Ty nad moim �yciem 
bolej�ca i cierpi�ca znosi�a� 
duszy i serca cierpienia. 
To ja Rzymianom wyda�em 
Syna Twego a Pana Naszego 
Jezusa Chrystusa 
To ja - pych� szydzi�em z Niego. 
Biczowa�em - pija�stwem 
Cierniem koronowa�em 
k�ami�c i kradn�c woko�o. 
To ja moich grzech�w brzemi� 
na�o�y�em Krzy�em - na barki Jego. 
To ja - nie bacz�c na Jego cierpienie 
i Tw�j b�l Matko - Matek Kr�lowo 
przybi�em Go do Krzy�a - 
i wtedy p�acz�c zrozumia�em 
"Oto Matka Twoja 
Oto Syn Tw�j". 

Oni ju� nie wracaj� na drog� przest�pstwa, bo ich postawa �yciowa zosta�a w�a�ciwie uformowana przez wspomnian� Sodalicj�. Nie wracaj� wi�c do zak�adu karnego. 

Leszek Podolecki - przyjacielem aresztowanych i wi�ni�w 

Leszek Podolecki to cz�owiek wielkiej charyzmy, umiej�cy dotrze� do najg��bszych stref ich dusz ludzi odrzuconych. 

- Do swoich braci wi�ziennych zawsze zwracam si� po imieniu, nawet zdrobniale: Rysiu, Kaziu, Jasiu - oznajmia mi ten �wiecki ewangelizator wi�ni�w, bezdomnych i opuszczonych - To bardzo wa�ne. M�wi� do nich, �e s� wspaniali i dobrzy. I to jest prawda, bo oni s� dobrzy, tylko trzeba to dobro z nich wydoby�. Podkre�lam to z ca�ym przekonaniem, �e B�g ich naprawd� kocha. Ukazuj� im Boga kochaj�cego, a nie karz�cego. To cz�owiek doprowadza si� do nieszcz��, nie Pan B�g, kt�ry jest sam� Mi�o�ci�. 

Charakterystyczny jest �yciorys typowego wi�nia: jak by� dzieckiem, to rodzice wysy�ali go, by krad�. Je�li nic nie ukrad�, to ba� si� wraca� do domu, by go rodzice nie pobili. Wszyscy nazywali go z�odziejem pocz�wszy od rodzic�w, s�siad�w i nauczycieli, a sko�czywszy na policjancie, ksi�dzu i wi�ziennym wychowawcy. Nikt, na tej d�ugoletniej drodze przysz�ego wi�nia, nie okaza� mu mi�o�ci. Taki m�ody cz�owiek dochodzi� nawet do dramatycznego stwierdzenia: B�g mnie stworzy� tylko po to, bym krad�. On nie widzia� w tym nic z�ego, �e krad�. Nieraz Podolecki pyta swoich wi�ziennych s�uchaczy: Czy pami�tasz Jarku, jak ojciec wzi�� ci� na kolana, poszed� z tob� na spacer, poca�owa� ci�? Oni na og� wybuchaj� �miechem: 

Matka mnie nie poca�owa�a, a c� dopiero ojciec... Wszystkie pozytywne cechy skazanych zosta�y zabite na etapie dzieci�stwa, natomiast �wiczone by�y wy��cznie cechy negatywne, jak z�o, agresja, brutalno��, alkoholizm... Dobre warto�ci przez ca�e �ycie wi�nia pragn� wydoby� si� na zewn�trz. Musi im kto� w tym dopom�c. Robi to z du�ym po�wi�ceniem Sodalicja Dobrego �otra. 

Kiedy m�wi� do niego imiennie, �e jest wspania�y i dobry, to siedz�cy obok niego grypsuj�cy recydywista, nawet ze wzruszenia nieraz zap�acze, co w subkulturze wi�ziennej jest wielkim skandalem - podkre�la Leszek Podolecki, kt�ry reprezentowa� Polsk� na �wiatowym Kongresie Bractwa Wi�ziennego w USA. 

Na Jasnej G�rze z�o�y� �luby po�wi�cenia si� odrzuconym 

Leszek Podolecki, ponad 50-letni mieszkaniec �winouj�-cia, szcz�liwy m�� od �wier� wieku (�ona Anna bardzo zaanga�owana w to niezwyk�e s�u�enie bezdomnym, alkoholikom i wi�niom) i ojciec trojga dzieci przypomina sobie moment swej �yciowej decyzji, kt�ra ca�kowicie zmieni�a jego dotychczasowe �ycie: 

- Jako kolejarz cz�sto podr�owa�em poci�giem do Cz�stochowy, przynajmniej raz w miesi�cu by�em na Jasnej G�rze. W roku 1990 jad�c poci�giem co� mnie ol�ni�o, by swoje dalsze �ycie ofiarowa� ludziom niepotrzebnym, bezdomnym i odrzuconym przez spo�ecze�stwo. By� to chyba znak z nieba, �e mam zrezygnowa� z wygodnej i zys-kownej pracy (by�em przedstawicielem PKP na promach ��cz�cych Polsk� ze Szwecj�) i po�wi�ci� si� bli�nim, o kt�rych wszyscy zapomnieli. Przed Cudownym Obrazem Matki Boskiej Cz�stochowskiej z�o�y�em �lubowanie, �e chc� s�u�y� najbiedniejszym. 

- Czy nie ba� si� Pan, �e mo�e tych �lub�w nie spe�ni�? 

- Ba�em si�, tym bardziej, �e w tym zakresie nie mia�em �adnych do�wiadcze�. Z Jasnej G�ry wr�ci�em do �winouj�cia wr�cz duchowo zdruzgotany, czy podo�am spe�ni� swoje prywatne �luby. Tego pami�tnego wieczoru z nikim nie chcia�em rozmawia�, nawet z �on� i c�rk�. By�em jednak przekonany, �e Matka Bo�a nie opu�ci mnie, skoro chc� dobrze s�u�y� Bogu i ludziom. Tego samego wieczoru mia�em od znajomej wa�ny, opatrzno�ciowy telefon - przyszed� do niej brat J�zef, tercjarz, tak jak ja. Bardzo prosi�a, bym przyszed� na spotkanie z tym maryjnym cz�owiekiem. Poszed�em. Wyzna� mi, �e pomaga Misjonarkom Mi�o�ci Matki Teresy z Kalkuty w prowadzeniu przytulis-ka dla bezdomnych. Ja mu za� opowiedzia�em o swoim jasnog�rskim przyrzeczeniu. Pomy�la�em sobie: ten cz�owiek spad� mi chyba z nieba, by mi pom�c rozpocz�� prac� w�r�d najbiedniejszych. 

- Niew�tpliwie brat J�zef wprowadzi� Pana w trudn� prac� Misjonarek Mi�o�ci? 

- Oczywi�cie. Nast�pnego dnia pojecha�em z nim do szczeci�skiego przytuliska dla bezdomnych, gdzie pod kierownictwem Misjonarek Mi�o�ci przeszed�em niezwykle trudn� praktyk� sprz�tania, zmywania, pomagania w kuchni...To by�o doskona�ym przygotowaniem do powo�ania Instytutu Charytatywnego, kt�ry istnieje ju� tyle lat i przygarn�� w swoje go�cinne mury tysi�ce bezdomnych, ekswi�ni�w, samotnych i opuszczonych przez wszystkich. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin