Rozdzial 6.pdf

(363 KB) Pobierz
324509881 UNPDF
Zoey.Redbird
Beta: mika2100
324509881.001.png
Prolog
– Bella, wstawaj! Ile razy mam powtarzać, że mam już serdecznie dosyć twojej arogancji?
Chce cię widzieć za trzy minuty na dole ubraną, zrozumiano?! – I tak każdego ranka od trzech
lat słyszę. Ja już tak nie mogę. Co ja mu takiego zrobiłam? Za co on mnie tak bardzo
nienawidzi? W ogóle nie powinnam się urodzić. Byłoby o wiele prościej. Szkoda tylko, że
moje usilne próby, aby zrealizować ten plan kończą się zawsze tak samo: kolejna falą
niekończącego się bólu. Nie tyle fizycznego co psychicznego.
Ale jednak. No cóż, muszę wstać. Inaczej znowu dostanę w twarz, a poprzedni ślad jeszcze
nie zniknął z mojego policzka. Poszłam do łazienki biorąc szybki prysznic. Dziękuję
kolesiowi, który stworzył takie coś. Szybki strumień gorącej wody to jedyny sposób, żeby dać
ulgę zbolałym mięśniom. Chciałabym tu zostać trochę dłużej, ale nie mogę. Czeka mnie
kolejny dzień, który nie wiem jak mam przeżyć. Wychodząc spod prysznica usłyszałam kroki
na schodach. O nie, idzie tu Charlie, mój tata. Człowiek, którego nienawidzę odkąd
pamiętam, od chwili, gdy tu przyjechałam. Wyszłam szybko z łazienki i uciekłam do pokoju.
Oczywiście nawet nie zapukał wchodząc i od drzwi słyszałam jaki jest wściekły nie wiadomo
na co.
– Bella, do jasnej cholery! Mówiłem ci, że chcę cię widzieć na dole za trzy minuty! A minęło
piętnaście. Za jakie grzechy ty się tak zachowujesz? Mam cię serdecznie dosyć smarkulo, co
Ty sobie wyobrażasz? Że może ja mam ci śniadanie zrobić?! – I wtedy znowu to zrobił.
Podszedł do mnie szybko. Nawet nie zdążyłam zareagować. Chwycił mnie za moje
kasztanowe włosy i szarpnął do tyłu. Oczy zalały mi się łzami, ale nic nie powiedziałam. W
spokoju czekałam, aż skończy mnie okładać pięściami i da mi spokój. Reagowałam tak od
jakiegoś roku. Jego tyrad nie było sensu przekrzykiwać. Szkoda tylko, że za każdym razem,
gdy mną szarpał przypominał mi się tamten przeklęty wieczór.
Gdy skończył, wyszedł z pokoju trzaskając przy tym drzwiami. Po chwili usłyszałam, jak
zabiera kluczki od swojego radiowozu i jedzie do pracy. Komiczne, nieprawdaż? Gliniarz,
który sam bije swoje dziecko. Absurd. Szkoda, że prawdziwy. Poczułam, jak po twarzy
spływają mi krople krwi. Eh… I co ja mam zrobić? Jak mam iść do szkoły w takim stanie?
Dobrze, że dużo ludzi nie zwraca na mnie zupełnej uwagi. Robię za cień, nikt mnie nie zna, ja
nikogo też nie i taki układ mi pasuje. Poniekąd mam święty spokój, ale takie ślady zauważy
każdy. Nawet ciapowaty Mike. Co ja mam robić?
Oparłam się o łóżko i zaczęłam płakać, nie mogąc powstrzymać łez. Dlaczego ja żyje?
Przecież to nie ma sensu. Wtedy zauważyłam na stole dwie żyletki – ostatnie, jakie mi
zostały. Resztę zabrał mi ojciec. Lecz te jakoś dziwnym trafem pominął. Uśmiechnęłam się w
duchu i sięgnęłam po jedną z nich. Podciągnęłam rękawy bluzki. Spojrzałam ostatni raz na
moje ręce, które i tak wyglądały jak szachownica pozostawiając jedynie wolne miejsce przy
nadgarstku, gdzie kiedyś również widniała wyraźna kreska. Czas, żeby znowu tam zawitała.
Tym razem jednak tak, żebym potem nie musiała na nią patrzeć…
Rozdział 1
BELLA
Rozkoszne fale bólu rozeszły się po moim ciele. Po chwili odpłynęłam. Było cudownie. Tak
błogo, bez żadnych uczuć, oprócz tego jednego – spokoju. Chcę już tak zostać. Miałam
wrażenie, że dostałam skrzydeł. Leciałam nad wodą, nad pięknym krajobrazem. Widziałam
wszystko. To było piękne. Czułam ten zapach: pól, łąki, lasu, skoszonej trawy. Czułam to, co
kochałam. Naturę. Nawet słonce zaczęło mi się podobać, choć za życia tak go nienawidziłam.
Teraz zupełnie mi nie przeszkadza. Leciałam nad taflą wody widząc swoje cudowne,
nieskazitelne odbicie. Wyglądałam jak elf. To było niezwykłe. Nagle ktoś mnie zawołał. Nie
wiedziałam skąd dochodzi ten głos. Wylądowałam na trawie rozglądając się. Nagle z lasu
wyszła jakaś postać. Nie mogłam jej ujrzeć, była otoczona tak ostrym i nieprzenikliwym
blaskiem. Była z jednej strony zachwycająca, a z drugiej aż przerażająca. Zbliżyła się do
mnie. Wtedy ją poznałam. To była moja mama. Wyglądała cudownie ze skrzydłami. Zupełnie
jak ja. Jak elf, ale tak jakby przezroczysty. Chciałam do niej podbiec jak najszybciej, ale
gestem ręki pokazała, że mam się zatrzymać. Wtedy się odezwała:
– Bello, córeczko. Nie możesz tu zostać, jeszcze nie czas. Musisz wrócić tam i dokończyć to,
czego jeszcze nie zaczęłaś.
– Mamo, ale ja nie chce tam wracać – powiedziałam przez łzy. – Nie mogę, nie chcę. Tu jest
tak cudownie. Mamusiu, tęsknię za tobą.
– Wiem – mówiąc to obróciła twarz tak, żebym nie widziała jej spojrzenia. – Ale kochanie,
musisz mnie zrozumieć. Masz na ziemi coś do dokończenia, chociaż o tym nie wiesz.
– Ale co… Ja tam nie chce wracać, tam nie ma nic, co trzymałoby mnie przy życiu. Ale skąd
ty to możesz wiedzieć, skoro jesteś w tak cudownej rzeczywistości. Ty nic nie rozumiesz! –
Wykrzyknęłam i zaczęłam bardziej płakać. – Nic nie czujesz, nawet nie wiesz, jak wyglądam
teraz naprawdę, bo skąd możesz to wiedzieć.
– Oj, kochanie. Wiem, co tam się dzieje i uwierz mi, że nic nie trwa wiecznie. Nie roztrząsaj
tego, idź dalej. Musisz to zrobić. Posłuchaj mnie Bello. Proszę, posłuchaj.
Podniosłam na nią wzrok. Widziałam jak przez mgłę, ale ona mówiła dalej.
– W rzeczywistości czeka cię coś bardzo ważnego. Musisz tam wrócić. Ja mogę ci tylko
pomóc w ten sposób. Przykro mi.
Zaczęła się robić coraz jaśniejsza. Zaczęłam krzyczeć, żeby nie odchodziła, ale ona już nie
słuchała. Dodała tylko na koniec:
-Bello… Bądź dzielna – I zniknęła.
A ja położyłam się na trawie i nie wiedziałam co robić. Znowu, po raz kolejny nie wiedziałam
co robić, jak żyć, czy w ogóle żyć, a jeśli tak to jak się stąd wydostać. Nagle poczułam
ogromny ból w klatce piersiowej. Nie wiedziałam co się dzieje. Zacisnęłam mocno powieki
słysząc jakieś odległe głosy, pikanie, sygnał jak u karetki. Nie chciałam otwierać oczu.
Czułam coraz bardziej, jak mnie wszystko boli: ręce, serce, wszelkie wnętrzności, głowa. Ale
co się dzieje? Nic nie rozumiałam, przed oczami zobaczyłam blask i twarz mamy. Coś do
mnie mówiła, ale co? Zrozumiałam tylko:
– Bello, nie walcz. Poddaj się i bądź dzielna.
O co jej chodziło? Jak mam się poddać, a jednocześnie być dzielną? Ja nigdy nie byłam
odważna, nie potrafię przecież. I znowu to szarpnięcie, jakby mnie ktoś od środka okładał
pięściami. Usłyszałam ten głos, bardzo dobrze mi znany:
– Jest! Udało się, serce zaczęło pracować – tak, to on. Wszędzie poznam ten głos, za dużo
razy go słyszałam, żeby się teraz mylić. Dr. Cullen, to na pewno on. Ale jeśli go słyszę to
znaczy, że mnie uratowali. Nie, proszę. Dlaczego? Ja nie chce żyć, nie mogę. Nie zdołałam
się ruszyć ani otworzyć oczu, ale słyszałam ich głosy. Co oni mówią?
– To dobrze Carlisle, ale co teraz? Dzwonimy do jej ojca? Wiesz, jak on się wścieknie. To już
drugi raz w tym roku. Tak w ogóle ten, kto ją znalazł ocalił jej życie. Jeszcze kilka minut, a
byłoby po sprawie i nikt by jej nie uratował.
– Nie. Nie dzwonimy do niego na razie. Muszę coś wymyślić. Po tym, jak ona wygląda mam
wrażenie, że albo wdała się w jakąś bijatykę rano, albo Charlie ja nieźle sprał. Z resztą, to nie
pierwszy raz. Tylko szkoda, że nikt nie ma na to dowodów, a ona nam raczej w tej kwestii nie
pomoże. Nie wkopie własnego ojca. A co do tego, kto ją znalazł to nie mam pojęcia.
Zgłoszenie było szybkie i nikt się nie przedstawił. Ta dziewczyna ma naprawdę ciężkie życie.
– Oj tak… Żal mi jej, naprawdę.
Nagle umilkli. Nic więcej nie usłyszałam. Poczułam tylko, jak spadam w dół. Nic więcej.
Widziałam czarną dziurę i tylko co jakiś czas migały mi sceny z całego mojego
dotychczasowego życia. Bolało mnie wszystko. Nie było kończyny, która nie
promieniowałaby przerażającym bólem. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale wiedziałam, że jak
tylko z tego stanu wyjdę to wpadnę w coś o wiele gorszego.
Po pewnym czasie znowu zaczęłam słyszeć dźwięki z otaczającego mnie świata. Szkoda
tylko, że była to tylko i wyłącznie pikająca aparatura i w oddali czyjś bardzo miarowy
oddech. Chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam. Wtedy usłyszałam rozmowę.
– Leah, moja droga. Proszę, posiedź chwilę u panny Swan. Nie może być sama, nie wiadomo
kiedy się obudzi, ale może będzie próbowała dokończyć to, co zaczęła, a tego nie chcemy.
– Dobrze doktorze, ile to słoneczko już śpi? Nikt jej do tej pory nie odwiedził? To straszne, że
chciała sobie zrobić taka krzywdę.
– Tak wiem, moja droga, ale to nie pierwsza jej próba odebrania sobie tego, co najcenniejsze.
Niestety nikt jej chyba nie umie albo nie chce pomóc. Proszę cię, posiedź z nią.
– Tak, już do niej idę. – I zaczęła wchodzić do pokoju, bo usłyszałam skrzypnięcie drzwi. –
Doktorze, nie odpowiedział pan na moje pierwsze pytanie. Ile ona już tak śpi?
– To raczej śpiączka niż sen. Tak, jakby znajdowała się w jakimś martwym punkcie pomiędzy
dwoma światami. I jest w takim stanie od prawie tygodnia. Nie wiemy, jak ją z tego
wyciągnąć.
– To przykre.
– Wiem, moja droga. Muszę iść na obchód. Jak tylko skończę to wejdę do niej.
Eh… I znowu nastała cisza. Tylko dźwięk tych przeklętych maszyn, tej chorej aparatury. Ja
chce stąd wyjść jak najdalej. Ale nie mogę, nie mam jak. Przecież oprócz bólu nie czuję nic.
Tak, jakbym w ogóle nie miała kończyn. Ja już tak nie chce. Mamo przepraszam, ale ja nie
chce żyć. Nie tak, nie teraz. W ogóle nie chcę.
Narastająca we mnie panika odebrała mi wszelkie resztki sił. Wpadłam znowu do tej dziury,
jak w książce „Alicja w krainie czarów” tylko, że ona mogła wyjść gdziekolwiek wyjść, a ja
nawet nie wiem, gdzie jestem. Jakby ktoś ciągle ciągnął mnie w nie tę stronę, co trzeba. Może
to jednak jest mój koniec. Ten koniec. Może nareszcie się uwolnię.
Z tych cudownych rozmyślań wyrwał mnie kobiecy głos krzyczący coś tak szybko i dla mnie
przynajmniej niezrozumiale:
– Doktorze, doktorze Cullen! Ona się budzi! Poruszyła ręką i oczami tak, jakby chciała się
obudzić – czy ona mówi o mnie? Przecież ja nie ruszyłam ręką, a tym bardziej nie
powiekami.
– Oh… Leah, to cudowna wiadomość, zaraz przyjdę!
Wtedy poczułam rękę na ramieniu i czyjś głos:
– Bello, kochaniutka. Budzimy się, wstawaj śpiochu – był to tak czuły i cudowny głos,
jakbym słyszała babcię, moją kochaną babcię. Ale to nie ona mogła być, przecież ona nie
żyje. Chciało mi się płakać. Dlaczego tych, których tak bardzo kocham nie ma już? I znowu
ten znajomy głos. Tak, to na pewno doktor Cullen.
– Bell, otwórz oczy jeśli mnie słyszysz. Proszę. Wiem, że tak jest.
Ale ja nie chcę. Będziecie mnie zmuszać do rozmów, a ja nie chcę. Zostawcie mnie wszyscy
w spokoju! Tylko tego tak naprawdę chciałam – spokoju. Pragnęłam być sama. Ze sobą,
chciałam nie żyć!
– Bello… Otwórz oczy. – powiedział już trochę mniej miło, ale szybko dodał: – proszę,
chcemy ci pomóc.
Zrobiłam to. Otwarłam oczy zmuszając się do tego. Gdy je tylko lekko rozchyliłam,
oślepiające światło trafiło prosto do mojej gałki ocznej. Spowodowało to tylko kolejną falę
bólu. Dodatkowego i niepotrzebnego cierpienia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin