Kitiara uth Matar i Nagini - Zmowa dziewic.doc

(598 KB) Pobierz

Kitiara uth Matar i Nagini - Zmowa dziewic

 

 

 

Motto:

Baby ain't it somethin'
How we lasted this long
You and me
Provin' everyone wrong
Don't think we'll ever
Get our differences patched
Don't really matter
Cuz we're perfectly matched

I take-2 steps forward
I take-2 steps back
We come together
Cuz opposites attract
And you know-it ain't fiction
Just a natural fact
We come together
Cuz opposites attract
[Paula Abdul, Opposites Attract]


PROLOG

Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ściętymi na króciutko i oczami o tym samym kolorze gramoliła się między przedziałami pociągu do Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo książek. Nigdy wcześniej tyle ze sobą nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry, oczytany i... przebiegły, jak to Ślizgon.
Zawsze miał multum argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostrą, ale kulturalną polemikę.

Rąbnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła.
- Żesz kur*wa, kobieto jak chodzisz?! – rozwścieczony męski głos wyrwał ją z zamyślenia skuteczniej od wywalonej walizki.
- Uspokój się, Draco – odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos. – Pomógłbyś dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów, przecież widzisz, że koleżanka dźwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci.
- Zawsze pełen kurtuazji – z przekąsem odpowiedział pierwszy głos.
Głosy brzmiały dziwnie znajomo i dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała ją wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej metr sześćdziesiąt sześć było niczym przy ich wzroście.

„O żesz kur*wa – pomyślała ujrzawszy ich twarze – Zabini i Malfoy...”
- Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczną torebką.
- Gdzie mam to zanieść? – chłopak popatrzył na nią uważnie, kogoś mu przypominała.
- Do najbliższego pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego uśmiechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłeś przez wakacje?
- O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgającymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do Hermiony. – Coś ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru ciemnego bursztynu igrały iskierki szczerej radości i rozbawienia.

- Granger, kto ci pozwolił ściąć te twoje kłaki? - warknął Draco wpatrując się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubiących u kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały.
- Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i przykro z powodu reakcji blondyna.

Złość była jednak silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w pysk.”
- Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę madame – z kurtuazją otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. –Ładnie ci w krótkich włosach... dopiero teraz widać jaką interesującą masz buzię – puścił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła.
W szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza nią, Ginny, Luną i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu książęcego czystej krwi, ale przede wszystkim właśnie jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedną istotną zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z którym przyjaźnił się już prawie rok.

- Tere-fere, interesująca buzia.. interesujące to może być co innego – skrzywił się Draco.
- Wszystko może być interesujące – filozoficznie odparł Blais.
- Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej a był niebezpiecznym przeciwnikiem.
- Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z dezaprobatą swoją blond głową.
Nowa fryzura w postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgającego do podstawy ramion, nadawała mu wygląd gigantycznego rozrabiaki i uroczego cwaniaka, którym w istocie był.
– Jak cię teraz będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? - Smirk blondyna był wprost powalający. - Za tą krótką szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego spaniela.
- Świnia - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego różdżką - zmiataj stąd natychmiast chamie jeden.
- No niby co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytająco na przyjaciela, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji nad głupota blondyna.
- Sorry, Granger, ale...
- Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdźcie z oczu zanim na was czegoś nie rzucę.

Draco przez chwile przyglądała się tej wszystkowiedzącej gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału który zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do środka zaatakował kolegę.
- I po co mówiłeś jej, ze jest jej ładna, przecież ona wie to doskonale. Casanova od siedmiu boleści się znalazł.
Brunet przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roześmiał.
- Czyżbyś był zazdrosny?
- Niby o nią? Weź bo cie śmiechem zabije. Po prostu lubiłem ta jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda.
No cóż z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim w stu procentach.

***

Hermiona była wściekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny Weasley, warknęła tylko.
- Cześć, Gin. Siadaj i bądź cicho bo mam zły dzien.
- Cześć, w porządku – Virginia wyglądała na opaloną i zadowoloną z życia. – Masz okres?
- To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod nosem.
- Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę.
- Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osiągnęło już gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać?
- Spoko – niziutka gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza tym liczyła na to, że złość Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym dniem.

***

Drugi tydzień września obfitował w wiele nowości, a to powstanie nowego koło gry w wisielca rozbieranego <oczywiście nauczyciele nic o tym nie wiedzieli> wyłącznie dla klas szóstych i siódmych.
Severus S. w całej swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze nie pamiętał tak wielkich tłumów jak w piątkowe popołudnie pod jego klasa. Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie domu węża przybili na drzwiach d jego pracowni plakat informujący o tym, że w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt zaprosić <za drobna opłatą na jedzenie i picie składana u Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjną w Lochu ósmym.

Zabini z ciekawością obserwował kłębiący się tłum, czół, że zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jakiś karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde czy ci gówniarze nie mają czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich, przecież ją zaraz ktoś rozdepcze.
Blais jak przystało na dobrego samarytanina podszedł pod drzwi złapał dzieciaka za kołnierz i nie przejmując się tym, że ten się wyrywa odciągnął go na bok.

Kiedy doszedł do ściany wypuścił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewczynka o długach rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w warkocz i z mnóstwem piegów na twarzy. Opalona była na złoty brąz. Wyglądała słodko i kogoś mu przypominała, ale nie miał czasu zastanawiać się kogo.
- Posłuchaj maluchu to jest zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy pobawić, jak będziesz starsza to zgłoś się do mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej gorycz porażki.
- Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła choćbyś był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka jakby coś trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu świata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę ponabijać a później wpuścić na imprezę... za darmo.
- Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba skurczyłaś... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sześćdziesiąt... - Zabini uśmiechnął się wprost uroczo.

Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła przytyków do swojego wzrostu.
- Mam w dupie tą waszą imprezę w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na nią iść... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się wypchaj przerośnięty badylu!
- Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutką dziewczyną. - Jesteś całkiem apetycznym maleństwem i ślicznie pachniesz... Tylko powiedz... mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawioną i uśmiech tak bezczelny (według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i wściekła się jeszcze bardziej.
- Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzieścia osób. - Jesteś mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej.

Zabini stał i śmiał się rubasznie przez dobrą minutę.
- Ale żeś teatr odwalił, Blais – Draco też nie wyrobił ze śmiechu. Stał bardzo blisko i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie rośnie... Już wiem całą energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak negatywną energią, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Dracze zarżał z radości nad własnym dowcipem.
- Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno są zdrowi psychicznie? – spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!).
- Nie – radośnie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Coś ci nie pasuje?
- Co do ciebie to nie miałem wątpliwości... próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne.
Zabini wyjął fajki i bezczelnie zajarał na środku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane brakiem karności zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego wzrostu (194 cm), który wybijał się ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie cztery centymetry niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem w szkole, a Severus Snape był z nim równy.

I właśnie wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się w oczy, oczywiście oprócz tłumu kłębiących się dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisającym z lewego kącika ust.
- Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz?
- Panie profesorze - odparł chłopak z największą powagą - ja nie pale... ja się delektuję.
- A czy ty nie wiesz, że delektować można się jedynie na błoniach, Zabini?
- Zanim dojdę do wyjścia, skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir.
- Zabini, masz zdrowie jak pociągowy koń i dobrze o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymując uśmiech. Każdy inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak uroczą i naturalną elegancją, i kurtuazją, że nauczyciele go lubili, zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu.
- Ależ panie profesorze ja tylko tak dobrze wyglądam, tak naprawdę to ledwo zipie, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach?
- No w takim razie - Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz ty mróweczko, to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to pozwolić i z przykrością msze odebrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla Domu.
- Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymują, poprawiają mi humor i pozwalają zapomnieć o słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odejść parę metrów dalej bo zabiłby śmiechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla.
Dziki był jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał i miał silny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na czele ze Snapem.
- Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej.

- Oczywiście sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilości punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne.
- Zabini, ty mnie kurde ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze śmiechu wysprzątacie bez pomocy magii loch ósmy.
- Ależ panie profesorze z moim wątłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygraną. - Nie ma pan litości dla tak pokrzywdzonego przez los...
- Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne zajęcia.
- Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie.
Severus spojrzał na kłębiąca się młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę chłopaków.
- Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłeś tu ten plakat. W takim razie, to ty zrobisz coś z tym, żeby oni wszyscy w ciągu minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?!

Malfoy westchnął, przewrócił oczami i wrzasnął do zebranych:
- Cisza motłochu!! Smoku ma głos!
- Skromniś – syknął mu do ucha Blais.
- Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce iść na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!!
Tak naprawdę Blais nie był żadnym pogromcą dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sobą jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyjątkową dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by ją marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tknął Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własną ręką.
Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesiąc”, jak określił to Dracze.

Stojąca w tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo głośno:
- Pewnie to ty byś chciał być tym pogromcą, co, Malfoy? – wywołując salwy śmiechu wśród zebranych.
- Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodząc do dziewczyny i obdarzając ja swoim najładniejszym smirkiem.
Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać.
- Jasne Malfoy... chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło którego zaczął kłębić się już tłumik.

- Do zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda?
- Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka.
Był niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysoką inteligencję, w którą ani na moment nie wątpił. Dlatego gdy mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, puścił szybkie oko do Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kładąc nacisk na każde słowo.
- Zapłaciła dwadzieścia galeonów jakieś pięć minut temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinniśmy iść na Transmutację.
- A tak właśnie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na szczęście nie usłyszała rozmowy chłopaków.

- O! Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco uśmiechnął się do bruneta. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę gości. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła?
- Dziś wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku.
- Z moich?! - zaperzył się Draco.
- Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Zabini miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo
- Zwłaszcza jak przyjdą Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej Granger też.
- Oni nie idą. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem. – Blais uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie.
- Myślisz, że ona mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj uśmiechnęli się do siebie bardzo triumfalnie.
Impreza zapowiadała się ciekawie...

 

 

 

SKROMNE PARTY

Wieczorem Ginny przyszła do dormitorium Hermiony.
- Zabini to dekiel – zaczęła.
- Tak? Ja uważam, że jest bardzo inteligentny... A co się stało?- Spytała krótkowłosa dziewczyna.
- Najpierw powiedział, że dzieci nie wpuszczają na imprezę i że skurczyłam się przez wakacje – Granger musiała się odwrócić, żeby nie urazić Virgini szerokim uśmiechem. Wiedziała, że jej przyjaciółka ma kompleksy na punkcie swojego wzrostu, który czynił z niej doskonałą Szukającą, ale także doskonały powód do kpin dla tak wysokich facetów jak Zabini, Malfoy, Harry czy Ron.
- A potem – w oczach rudowłosej zalśniły łzy – jak już mnie poznał i powiedział, że się skurczyłam, to matoł jeden powiedział, że poniżej metra sześćdziesięciu na imprezę nie wpuszczają.
Hermiona musiała udawać, że kaszle, bo ją rozbawił ten tekst.
- Mam 158 centymetrów! Świnia! - Ginny się nakręciła i prawie krzyczała. – A potem robił aluzje, że chce mnie całować po tyłku i... z przodu też! – Kłamała jak najęta - w końcu sama go podpuściła.
- Wiesz, on jest przystojny, jest dżentelmenem, nie wiem, czemu to cię tak zezłościło, Ginny.. – powiedziała łagodnie Hermiona. – On chyba cię lubi.
- Jasne!! Ja jego też, jak chol*era!! Powiedziałam, że mam w du*pie tą imprezę, nie zapłaciłam i nie idziemy. Masz – Virginia oddała, Hermionie dziesięć galeonów.
Przez chwilę Granger stała jak skamieniała zastanawiając się nad dziwaczną sytuacją. Ale, że była mądra odrzekła spokojnie.
- Zatrzymaj, ja zapłaciłam za nas obie. – powiedziała Hermiona.
- JA NIE IDĘ!!
- Idziesz, będzie fajnie – Granger pogłaskała przyjaciółkę po głowie. – Jemu było przykro, że cię tak potraktował – skłamała i zanotowała w pamięci, że musi pogadać z Zabinim o incydencie z galeonami.

***

W sobotę rano, Hermiona dorwała Blaisa w bibliotece. Siedział w tych swoich okularkach w srebrnej oprawie, które dodawały mu zarówno inteligencji, jak i uroku, i coś pisał. Nosił je tylko do czytania i pisania, i chociaż, jego wada wzroku była minimalna, zakładał je, bo robiły dobre wrażenie na płci przeciwnej.

- Blais możesz mi coś wyjaśnić - powiedziała Hermiona siadając koło chłopaka - jak to jest, że Ginny próbowała mi oddać pieniądze, które podobno ty miałeś dostać?
- Skleroza - odpowiedział chłopak bez mrugnięcia okiem - musiała zapomnieć.
- Jasne a krowy latać umieją - dziewczyna zaczęła grzebać w swojej przepastnej torbie w poszukiwaniu pieniędzy, ale nie zdążyła ich podąć gdyż Zabini złapał ją za nadgarstek - nawet o ty nie myśl.
- Przecież wszyscy płacą - Hermiona była zbyt dumna by zgodzić się na coś takiego.
- Nie prawda - Blais potrafił kłamać równie dobrze, co Malfoy - osoby towarzyszące nie płacą.
- Ta jasne, ja towarzysze Ginny a ona mi. Weź przestań zaraz ci zapłacę.
- Nie - jego głos był niczym skała - Obie towarzyszycie mi... Tylko lepiej żeby Weasley o tym nie wiedziała, jest chyba na mnie troszkę uczulona.
- Ta, ociupinkę – Hermiona badawczo popatrzyła na Ślizgona, ale nie komentowała jego zachowania.
- No właśnie, ociupinkę - uśmiechnął się i szybko zwiał z biblioteki zanim dziewczyna zdążyła mu wcisnąć pieniądze.
***

Ginny patrzyła na swoje odbicie w łazience dziewcząt niedaleko lochu numer osiem. Miała na sobie proste czarne dżinsy biodrówki i czarną, obcisłą bluzeczkę, kończącą się nad pępkiem, który ładnie podkreślał mały, jędrny biust w kształcie jabłuszek. Rudowłosa skrzywiła się lekko, złożyła ręce na piersi i tupnęła nóżką w bucie na dziesięciocentymetrowym obcasie. (Hermiona założyła tylko czterocentymetrowy, co pozwoliło Virgini być prawie równą z przyjaciółką wyższą od niej normalnie o dwanaście centymetrów).
- Spoko, spoko, spodobasz się Zabiniemu – zażartowała rozbawiona panna Granger. – Tylko się nie zabij na tych szczudłach...
- O moje szczudła to ty się nie martw, a tak przy okazji słodko wyglądasz - zwróciła się do Hermiony, uśmiechając się jadowicie. Zupełnie nie jak na gryfonkę przystało – dodała. - Na pewno spodobasz się Malfoy’owi.
Obie dziewczyny zmierzyły się wściekłymi spojrzeniami by po chwili roześmiać się głośno.

- Złośliwa, ruda jędza – powiedziała rozweselona Hermiona i poprawiła lateksowe ramiączko stanika. Miała trochę większe piersi od przyjaciółki i niestety nie mogła sobie pozwolić na rezygnację z tej części bielizny. Ubrana była w niebieski top z jednym odkrytym ramieniem i czarne, skórzane biodrówki. Popatrzyła z lekką dezaprobatą na srebrne kółeczko tkwiące w pępku Ginny i delikatny tatuaż na lewym ramieniu niższej gryfonki, przedstawiający małą różę.
Jednak, co do tatuażu, Hermiona czuła coś w rodzaju zazdrości i postanowiła walnąć sobie smoka, żeby być lepszą od przyjaciółki. Na kolczyk by się nie odważyła. To nie było w jej stylu, tak samo jak imprezy w lochach, ale człowiek w pewnym momencie musi się odprężyć i trochę pobawić, nawet ona była tego zdania.
- No dobra Gin, idziemy i pamiętaj, że w odróżnieniu od braci masz słabą głowę - Hermiona nie byłaby sobą, gdyby nie nawiązała do wypadku z wakacji, kiedy to jedyna dziewczyna w rodzinie Weasley’ów upiła się zaledwie jedną butelką czerwonego wina.
Ginny spiorunowała koleżankę wściekłym spojrzeniem, nie mogła się pogodzić z tym, że Hermiona nigdy w życiu się nie spiła.

Kiedy już miały wychodzić z łazienki z jednej z kabin wyszła Pansy Parkinson. Miała na sobie króciutką zieloną koszulką, pod którą kołysały się ogromne (powiększone odpowiednim zaklęciem) piersi i bardzo krótką, czarną spódnicę a na długich (i niestety zgrabnych i naturalnych) nogach pantofle na płaskim obcasie. Panna Parkinson mogła się, bowiem poszczycić wzrostem 180 centymetrów. Zmierzyła obydwie dziewczyny pogardliwym spojrzeniem.
- O rany... rudowłosa zdzira i szlama ze szczotą na głowie. Kto was tu wpuścił?
- Blais Zabini, wywłoko ze sztucznym biustem – spokojnie odpowiedziała Hermiona.
- Ubrała się jak kur*wiszon a mnie nazywa zdzirą... – Virginia posłała. Pansy sardoniczny uśmiech i wzruszyła ramionami.
- Lepiej uważaj, z kim zaczynasz, bo możesz pożałować mała gówniaro - Pansy w bojowej postawie podeszła do Ginny. Zawsze miała ochotę wytargać tą małą wiewiórę za jej rudą czupryną, a teraz była ku temu odpowiednia okazja, w końcu Granger i Weasley były na jej terenie i ona miała przewagę. Niestety niektóre marzenia muszą pozostać niezrealizowane. W momencie, gdy zbliżała się do gryfonki drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich Blaise.
- Dziewczyny jak się cieszę, że was właśnie znalazłem - powiedział uśmiechając się porozumiewawczo do Hermiony.
- Blaise, co one tu robią? - Pansy od razu zaatakowała chłopaka. - Podobno na tę imprezę miały przyjść osoby z wyższej sfery, a nie...
- No i właśnie, dlatego zastanawialiśmy się ze Smokiem, czy ciebie też zaprosić Pensiku... zwłaszcza ja - rzucił Blais z zabójczym smirkiem na ustach.
- Och, Blais... zawsze miałeś takie pokręcone poczucie humoru – zaszczebiotała Parkinson i uwiesiła się na ramieniu wysokiego bruneta, który opierał się o framugę drzwi.
Zabini wywrócił oczami i delikatnie się odsunął a Ginny zmierzyła Pansy takim spojrzeniem, jakby Ślizgonka była czymś wybitnie obrzydliwym.
- Idź na imprezę, zaraz przyjdę – młodzieniec uśmiechnął się czarująco do ufarbowanej na wściekły fiolet dziewczyny i rzucił Hermionie porozumiewawcze spojrzenie, pod tytułem „co za ograniczona istota.”
Hermiona tylko uśmiechnęła się do kolegi i ruszyła za Virginią, która nie zamierzała marnować czasu na rozmowy z tym "deklem" jak to zawsze pieszczotliwie określała Zabiniego.
- Hej ruda, gdzie tak pędzisz? - zapytał się Draco łapiąc dziewczynę za ramie i wciągając ją do korytarzowej wnęki. - Mam do ciebie tak jakby, prośbę - powiedział posyłając jej szelmowski uśmiech - pomóż, mi błagam.
- Co kombinujesz i co ja z tego będę miała? – spytała szybko i rzeczowo, konkretna, wychowana z facetami Virginia.
- Zatańcz teraz ze mną, bo nie mogę się odpędzić od Pansy... z tego będziesz miała po prostu świetną zabawę... wszyscy mówią, że bardzo dobrze prowadzę – uśmiechnął się szeroko. - A po drugie, zrób coś, żeby zatańczyła ze mną szczota... dam Ci za to dziesięć galeonów.
- Zapomnij, Malfoy ona ma taką samą ochotę zatańczyć z tobą, jak ja z Zabinim... ale wiesz chyba mam pomysł jak rozwiązać twój pensikowaty problem - dodała ze złośliwym uśmiechem.
- Niby jak Weasley?
- Ogłoś, ze jesteś gejem, słoneczko - powiedziała panna Weasley i wyrwała się z jego uścisku.
- Poczekaj! – Krzyknął za nią blondyn. – Nie bądź taka. Dobra sam sobie z Granger poradzę, ale z Pansy mi pomóż. Dam ci dwadzieścia galeonów. Błagam!! – w oczach Ślizgona czaiła się gigantyczna desperacja.
- Malfoy, ja twojej forsy nie potrzebuje...ale...
- Gadaj, czego chcesz, ty mała...
- Taktyka na pierwszy mecz w sezonie, albo, radź sobie sam.
- O rzesz! Chyba cię pogięło! Zażądaj czegoś w ramach rozsądku, kobieto!
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin