Chmielewska Joanna - Autobiografia 1 - Dziecinstwo.pdf

(1221 KB) Pobierz
Chmielewska Joanna - Autobiografia 01 - Dzieciñstwo.rtf
JOANNA CHMIELEWSKA
AUTOBIOGRAFIA
tom I
Dzieci ń stwo
1
Postanowiłam napisać autobiografię .
Zdaję sobie sprawę, Ŝe autobiografię naleŜy pisać przed samą śmiercią, ale skąd, na litość
boską, mam wiedzieć, kiedy umrę? Egzystencja, jaką wiodę obecnie, bardzo energicznie pcha mnie w
kierunku grobu, i to róŜnymi drogami. Rozmaite inne osoby, w mojej sytuacji, mieszkały w willach,
względnie wygodnych apartamentach z domkiem letniskowym na Mazurach czy gdzieś tam, moŜe nad
Lemanem, ale to przecieŜ nie ja! JuŜ w odległym dzieciństwie Cyganka przepowiedziała mi, Ŝe nigdy
nie będę bogata, i ta klątwa spełnia się skrupulatnie, Ŝeby ją piorun strzelił. Pomijając obowiązki
rodzinne, nie ulega kwestii, Ŝe dobiją mnie schody, na wszelki wypadek zatem wolę załatwić rzecz juŜ
teraz .
Zasadnicze przyczyny tej krew w Ŝyłach mroŜącej decyzji są dwie .
Primo: pytania p.t. Czytelników, docierające do mnie ustnie i na piśmie w ilościach
przekraczających ludzką miarę, w związku z czym, nie widząc innego wyjścia, zamierzam
odpowiedzieć na nie hurtem .
Secundo: nie daj BoŜe, po opuszczeniu przeze mnie tego padołu, komuś mogłoby wpaść do
głowy napisanie mojej biografii i na tamtym świecie dowiedziałabym się, co autor myślał, od czego
mógłby mnie szlag trafić .
Autobiografia będzie uczciwa. Mogę sobie na to pozwolić z tej racji, Ŝe nie mam za sobą
przestępstw, które naleŜy ukryć po wieki wieków, amen. Kompromitacji owszem, dosyć duŜo, ale i
tak nie stanowią one tajemnicy, więc co mi zaleŜy. Zamierzam napisać samą prawdę, całą prawdę i
tylko prawdę, chociaŜ wiem doskonale, Ŝe i tak mi nikt nie uwierzy. Jeśli z konieczności będę musiała
coś zełgać, względnie pominąć, uprzedzę o tym jak człowiek, a nie jak świnia .
Konieczność zełgania moŜe się pojawić w wypadku, jeśli tak zwane osoby towarzyszące
jeszcze Ŝyją i brakuje im nieco poczucia humoru. Do sądu mnie wprawdzie nie zaskarŜą, ale mogą
zatruć Ŝycie. Takich osób towarzyszących, ogólnie biorąc, jest dosyć duŜo, nie chowałam się bowiem
na pustyni, ani teŜ w dzikiej puszczy, tylko między ludźmi i wszyscy wiedzą, co to znaczy. Gdyby
ktoś zdecydował się wytoczyć mi sprawę sądową, byłabym zachwycona, ale nadziei na to wielkich nie
mam, bo wrogowie nie zrobią mi tej przyjemności, a przyjaciele zapewne nie znajdą powodu. Chała
zatem i na dodatkowe atrakcje nie ma co liczyć. ChociaŜ, czy ja wiem, moŜe… ?
No dobrze, o rany, zaraz zacznę, uwaŜam jednak, Ŝe tych wstępnych wyjaśnień powinnam
udzielić. Ostrzegam, Ŝe utwór będzie ponury. TakŜe niemoralny pod nietypowymi względami. DuŜa
część społeczeństwa przestanie ze mną rozmawiać, wola boska. Szczerze mówiąc, najbardziej się boję
własnych dzieci…
Faktem jest, Ŝe moja prababcia uciekła od swojej ciotki, hrabiny Ledóchowskiej. w celu
poślubienia mojego pradziadka, wywodzącego się z gorszej sfery. Sama nazywała się Szpitalewska.
Podobno, informacje te nie zostały przeze mnie sprawdzone, istniały trzy siostry, po męŜach
Szpitalewska, Ledóchowska i Chmielewska, i od córki Szpitalewskiej w prostej linii pochodzę .
2
Podobno ktoś się wywodził z Ukrainy, ale nie udało mi się dotychczas stwierdzić, kto,
prababcia czy pradziadek. MoŜe obydwoje, ale to chyba niemoŜliwe, bo pradziadek rzeczywiście miał
po przodkach posiadłość w Tończy, raczej od Ukrainy odległej, więc moŜe prababcia. Czarna była, to
nie ulega wątpliwości, miała krucze włosy i czarne oczy, z pokolenia na pokolenie przechodzące aŜ do
mojej starszej wnuczki. Heleny Kurcewiczówny pod innymi względami nie przypominała, wzrostem
się od niej róŜniła i posturą, aczkolwiek takŜe była urodziwa. Jednostki, które znały ją osobiście,
prababcię, nie Helenę, twierdzą, iŜ miała mnóstwo uroku, wdzięku, bystrości i poczucia humoru. Nikt
nie neguje, jakoby miała równieŜ zły charakter i moŜliwe, Ŝe tę ostatnią cechę po niej właśnie
odziedziczyłam .
Z drugiej znów strony pradziadek nazywał się Wojtyra, Banderę to jakoby nieco przypomina,
zaznaczam, Ŝe wyłącznie brzmieniem, więc juŜ w końcu sama nie wiem. Szpitalewski na Ukrainie, a
Wojtyra na Mazowszu…? Coś mi nie gra .
Wracając do prababci, cała historia, opisana w Studniach przodków, jest prawdziwa. Nie,
przepraszam, nie cała, Ŝadnych spadków nie było, a jeśli były, ja nic o tym nie wiem. Natomiast
istotnie, jeśli moŜna wierzyć opowieściom rodzinnym, zaślubiona pradziadkowi prababcia obraziła się
śmiertelnie na widok posiadłości i odpracowała drugą ucieczkę. z domu męŜa do domu mamusi, bo
nowe włości nie przypadły jej do gustu. Mamusia prababci była twarda, chyba te wszystkie baby w
mojej rodzinie od pokoleń miały zły charakter, i rzeczywiście odwiozła ją do Tończy z powrotem,
rzekłszy owe pamiętne słowa: „Jakeś z nim uciekła, to teraz z nim Ŝyj!” Podobno odwiozła ją karetą,
ale za to głowy nie dam. Pewne jest, Ŝe nie pojazdem mechanicznym .
Dalszy ciąg był juŜ oglądany przez naocznych świadków, moją babkę, moją matkę i moje
ciotki. Prababcia, w ramach buntu, gospodarstwa domowego nie tknęła, zajęła się ogrodem i miała do
niego szczęśliwą rękę, po tym ogrodzie zaś naprawdę chodziła w czarnej powłóczystej sukni, z
białymi mankietami i białym kołnierzykiem, oraz w białych rękawiczkach. Rosło jej wszystko jak
dŜungla po deszczu i faktem jest, Ŝe ogrodnik ksiąŜąt Radziwiłłów błagał ją o flance, szczepy i
nasiona, bardzo moŜliwe, Ŝe istotnie klęcząc w pobliŜu studni. Z gruszy, przez prababcię
wyhodowanej, w czasach współczesnych przeszczepionej na działkę pracowniczą w Warszawie,
osobiście spoŜywałam owoce i raz w Ŝyciu jeszcze chciałabym zjeść taką gruszkę. JuŜ ją diabli wzięli,
więc nie ma o czym mówić .
Dzieci prababcia urodziła czternaścioro, z czego wyŜyło dziewięć sztuk. Szczegółów zejścia
pozostałych potomków nie znam i zapewne nigdy nie poznam, ale czasy śmiertelności niemowląt
sprzyjały, więc nie ma w tym nic dziwnego. Wśród dziewięciorga Ŝywych, synów ocalało siedmiu, a
córek dwie. RóŜnica wieku, siłą rzeczy, istniała pomiędzy nimi znaczna i spowodowało to potęŜny
melanŜ rodzinny. Najmłodszy syn prababci był tylko o sześć lat starszy od jej najstarszej wnuczki, w
następnym pokoleniu zaś najstarsza prawnuczka urodziła się zaledwie rok po którejś kolejnej
wnuczce. Mój syn jest o sześć lat starszy od swojej ciotecznej ciotki. Najstarszą prawnuczką byłam ja,
a znacznie młodszych ode mnie wnuków pojawiło się w ogóle zatrzęsienie, ale nie będę się ich
3
czepiać .
Jak na uczucia, jakie podobno prababcia Ŝywiła do pradziadka, ilość dzieci wydaje się
zdumiewająca, ale moŜe te uczucia Ŝywiła niekonsekwentnie. Do końca Ŝycia nie przebaczyła mu
oszustwa. Kiedy uciekała od ciotki-hrabiny, bez wątpienia gorąco do tego nakłaniana, zapewnił ją
jakoby, iŜ zmian materialnych nie dozna, stanie się panią zasobnej posiadłości i co najmniej dworu,
jeśli nie pałacu, rzeczywistość zaś Ŝywy kłam jego słowom zadała. Dóbr konno objeŜdŜać nie było
potrzeby, bez trudu dawały się obejść na piechotę, moŜe nawet kulejąc, budowla mieszkalna zaś
składała się z izb czterech, trzech pokoi i jednej kuchni. MoŜliwe w dodatku, Ŝe jeden pokój był
zwyczajnym alkierzem, a wszystko razem na miano pałacu nie zasługiwało w najmniejszym stopniu .
Prababcia, przy licznych zaletach, musiała być zawzięta, bo w chwili śmierci pradziadka dała
wyraz niezadowoleniu. Ogłosiła mianowicie pogląd, iŜ przedwczesne opuszczanie przezeń tego
padołu jest karą boską za to, Ŝe ją tak oszukał, przy czym ogłosiła to w słowach, których elementarny
takt nie pozwala mi powtórzyć. Nie było mnie przy tym zresztą i moŜe rodzina coś przekręciła .
Wszystkie dzieci prababci pozawierały związki małŜeńskie, w stanie bezŜennym nie pozostało
Ŝadne, z domu rodzinnego zaś wynosiły się sukcesywnie, zdobywając rozmaite zawody. Kiedy
wyniosła się starsza z dwóch córek, pojęcia nie mam. obiło mi się tylko o uszy, Ŝe pracowała w
Warszawie w aptece. Była to moja babcia. W tej Warszawie teŜ chyba poznała Franciszka
Knopackiego, mojego dziadka .
Knopaccy wywodzili się z Woli Szydłowieckiej i tkwią tam nadal. Na gospodarstwie pozostał
brat mojego dziadka, dziadek zaś w bardzo młodym wieku przeniósł się do miasta i oŜenił z babcią.
Był człowiekiem anielskiego serca i łagodnego charakteru, babcia zatem, nieodrodna ‘Córka swojej
matki, mogła mu ciosać kołki na głowie w ilościach dowolnych. Zamieszkali na Młynarskiej, ale
czasy to były dość skomplikowane, dziadek wdał się w ruchy wyzwoleńcze, kamieni z łódzkiego
bruku wprawdzie nie wyrywał, władzom carskim jednakŜe zdołał się narazić, po czym za karę został
zesłany do zaboru austriackiego, dokąd babcia za nim pojechała. Szczęście, Ŝe nie na Sybir. Na Sybir
udała się jej młodsza siostra .
Była to historia wspominana i opowiadana w rodzinie przez całe lata. W ostatniej chwili
babcia dowiedziała się, Ŝe po schodach idą właśnie carscy Ŝandarmi, a dziadek juŜ siedzi. Nic nie
zdąŜyła zrobić, ale zachowała przytomność umysłu. Okazując władzy wielką uprzejmość, podsunęła
stołek pod tyłek kapitanowi, czy teŜ sierŜantowi, szarŜa faceta jakoś zawsze była pomijana, moŜe nosił
po prostu miano przodownika, sierŜant-kapitan-przodownik był gruby i nieruchawy, chętnie usiadł i ze
stołka kierował rewizją, babcia zaś modliła się gorączkowo, Ŝeby nie wpadło mu do łba przesunąć ów
stołek na inne miejsce. CięŜar mebla zainteresowałby go bez wątpienia. Stołek miał podnoszony blat,
wewnątrz głęboką skrytkę, a w skrytce znajdowała się cała broń, przechowywana przez dziadka.
Modlitwy zostały wysłuchane, sierŜant-kapitan-przodownik całą rewizję przesiedział, nie wykazując
Ŝadnych głupich chęci, nigdzie więcej nic nie było, dziadka zatem zesłano nie na Sybir, tylko do
Trzebini. W tej Trzebini w dwa miesiące później urodziła się moja matka .
4
Zesłanie trwało krótko, po dwóch latach mogli juŜ chyba wrócić, bo druga córka babci,
Lucyna, urodziła się w Warszawie. Dziadek musiał znajdować się na wolności i przy jej boku, bo
słyszałem mnóstwo gadania, jak to babcia we wszystkich istotnych chwilach Ŝyciowych rozpoczynała
pranie, po czym dziadek to pranie wykańczał, ona bowiem leŜała w połogu. Nie wykańczał go
przecieŜ w tiurmie. Faktem jest, Ŝe moja babcia do prania Ŝywiła nieopanowaną namiętność i faktem
jest, Ŝe przy praniu zastała ją pierwsza wojna światowa, druga wojna światowa i powstanie
warszawskie .
Razem wziąwszy, babcia urodziła czworo dzieci, trzy córki i syna, ale syn zmarł w
niemowlęctwie, czego odŜałować nie mogła, bo z całej siły, z całej duszy i z całego serca chciała mieć
chłopca. Trzy córki to była moja matka i dwie ciotki, Lucyna i Teresa. Przyczyniały jej zgryzot i
zatruwały Ŝycie, o czym posiadam juŜ informacje dokładniejsze .
Babcia była jednostką ogromnie czynną i ruchliwą, pełną energii, w domu kamieniem nie
siedziała, wychodziła, robiła zakupy, spotykała się z ludźmi, moŜliwe, Ŝe sytuacja Ŝyciowa zmuszała
ją do zwiększonej aktywności. Po powrocie zastawała sceny krew w Ŝyłach mroŜące. Raz znalazła
najstarszą córkę w pokoju z woreczkiem mąki, z którego dziecko wydobywało biały pył garściami,
siało z zapałem wokół siebie i mówiło: „Sip, sip, sip!” Raz, wchodząc na podwórze, ujrzała tę Ŝe
córkę, siedzącą na oknie z nogami przewieszonymi na zewnątrz, a okno znajdowało się na czwartym
piętrze. W pięćdziesiąt lat później jeszcze babci brakowało tchu, kiedy mi o tym opowiadała. Na
palcach, skradając się pod murem, Ŝeby broń BoŜe dziecko jej nie zobaczyło, przeszła do klatki
schodowej, siła nadziemska wniosła ją na czwarte piętro, drzwi otwierała bezszelestnie, przez
mieszkanie przepłynęła prawie nie oddychając, wciąŜ w obawie, Ŝe bachor usłyszy, odwróci się,
uczyni nieostroŜny ruch i poleci na dół. Dotarła do córeczki, złapała ją, wciągnęła do mieszkania i-
sprawiła jej rzetelne lanie. Raz zastała swoją starszą córkę, jak łyŜką próbowała wydłubać oczy córce
średniej i teŜ jej ten widok nie zachwycił. Wnioskując z opowiadań, z początku najgorsza była moja
matka, potem jednak młodsze siostry równieŜ zaczęły wykazywać inicjatywę .
Wszystkie trzy juŜ były na świecie, kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, dziadek
poszedł w sołdaty, a babcia usiłowała jakoś potomstwo wyŜywić. Jeździła po prowiant na wieś i
przywoziła produkty bezcenne. Wykorzystując jej nieobecność, córki dokonały transakcji wymiennej,
mianowicie oddały sąsiadce dwa kilo słoniny za dwa kilo cebuli, a inicjatorką tego handlu podobno
była Lucyna. Lucyna teŜ uszczęśliwiła babcię komunikatem specjalnym .
Piętro niŜej mieszkała baba, która gromadziła obierki od kartofli w sobie znanych celach.
MoŜe miała zaprzyjaźnioną krowę. O magazynie Ŝywnościowym rychło zwiedziały się karaluchy, a
babcia maniacko nie znosiła insektów i pilnowała higieny. Sąsiadka po długim czasie wygarnęła swoje
zapasy i Ŝyjątka rozlazły się po budynku. Trzeba trafu, Ŝe u babci akurat byli goście, rodzina i osoby
obce, średnia córka wkroczyła do pokoju w środku przyjęcia i rzekła głośno i z zachwytem :
- Mamusiu! Jakie zatrzęsienie karaluchów w kuchni !
Lanie dostała moja matka, bo, jako najstarsza, obowiązana była pilnować siostrzyczki, Ŝeby
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin