Cartland Barbara - Cud w Meksyku.pdf

(637 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cartland Barbara - Cud w Meksyku.doc
CARTLAND BARBARA
CUD W MEKSYKU
Od Autorki
Pod względem geograficznym Meksyk należy do wyjątkowych
krajów. Posiada niebotyczne góry, rozległe, wysoko położone
płaskowyże i zielone, porośnięte lasami doliny. Temperatura w
Meksyku jak i krajobraz są bardzo zróżnicowane. Opady w niektórych
regionach kraju ograniczają się zaledwie do kilku kropli w ciągu roku,
dochodząc jednocześnie na południu w rejonie doliny rzeki Grijawa
aż do szesnastu stóp.
Historia Meksyku to dwadzieścia wieków najazdów, okupacji i
rewolucji. Po inwazji Hiszpanów język hiszpański stał się w Meksyku
językiem urzędowym, chociaż angielski jest tu również popularny. W
niektórych bardziej odległych rejonach kraju tubylcy posługują się
językami dawnych Indian.
Quetzalcóatl — bóg życia, deszczu i gwiazdy porannej — zawsze
odgrywał wielką rolę w życiu mieszkańców Meksyku. Ku jego czci
wznoszono miasta, a ceremonia ślubna opisywana przeze mnie w tej
powieści wciąż jest żywa wśród jego wyznawców.
Benito Juarez — Indianin z plemienia Zapoteków, ukończył
szkołę przyklasztorną i dostąpił najwyższych zaszczytów w państwie.
Dwukrotnie był prezydentem Meksyku; przez pewien czas przebywał
na emigracji w Nowym Orleanie; ku jego czci wzniesiono wiele
pomników. Był wielkim człowiekiem znanym z ogromnej prawości,
wzniosłych ideałów i dążenia do przeobrażania Meksyku w kraj
bogaty i niezależny. Zainicjowany przez niego ruch reformatorski
doprowadził do konfiskaty dóbr kościelnych, ustanowienia
państwowego nadzoru nad oświatą i wychowaniem oraz
proklamowania swobód religijnych, co w praktyce oznaczało rozdział
Kościoła od państwa.
Proces wprowadzania wszystkich tych zmian trwał wiele lat, ale
zapoczątkował go Juarez, ów wykształcony w szkole przyklasztornej
indiański intelektualista, który przyczynił się do rozbudzenia i
utrwalenia świadomości narodowej mieszkańców Meksyku.
Rozdział 1
ROK 1889
— Jeśli mnie nie poślubisz, zabiję się! — dramatycznie zawołał
młody mężczyzna, po czym przeszedłszy przez pokój, zatrzymał się
przy oknie wychodzącym na Piątą Aleję.
Siedząca na sofie Orina Vandeholt zesztywniała.
— Zlituj się, Clint. Jak możesz mówić takie bzdury! — odezwała
się.
— To wcale nie są bzdury — z uporem powtórzył mężczyzna. —
Od miesięcy kocham się w tobie i nie ma dnia, żebym setki razy nie
błagał cię, abyś wyszła za mnie. Jednak dłużej tego nie zniosę.
Zabrzmiało to tak patetycznie, że Orina gwałtownie wstała.
— Nie mam zamiaru tego słuchać — oświadczyła.
— Błagam, zostań! Kocham cię! Kocham! Nie mogę żyć bez
ciebie!
Spojrzała na niego uważnie. Musiała przyznać, że prezentował się
znakomicie. Było w nim jednak coś, czego nie cierpiała — jakaś
słabość, jakiś zastanawiający brak równowagi. Prawdę mówiąc nie
znosiła większości mężczyzn. W ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy
bezustannie narzucali się jej ze swoimi względami, Orina nabrała do
nich ogromnego dystansu i bardzo krytycznie się do nich odnosiła.
Gdy rzucali swe serca do jej stóp, podświadomie wyczuwała coś
fałszywego, chociaż tak do końca nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Na
samo wspomnienie ich umizgów wzdrygała się z obrzydzenia.
Niedawno opuściła mury szkolne, otrzymawszy staranne
wychowanie, o które dbały całe zastępy angielskich guwernantek i
nauczycieli. Jej wiedza o mężczyznach była więc praktycznie żadna, a
o życiu wielkich sfer niewiele większa.
Jej matka, lady Muriel Loth — córka hrabiego Kinloth —
zakochała się w pewnym Amerykaninie już podczas swego
pierwszego londyńskiego sezonu. Ani ojcu, ani matce lady Muriel
nigdy by nie przyszło do głowy, że któraś z ich córek mogłaby uznać
przybysza zza oceanu za właściwego kandydata na męża.
W rzeczywistości Dale Vandeholt tolerowany był w Anglii z
prostego powodu: posiadał ogromny majątek, a do tego wyjątkową
inteligencję. Swoich rozmówców, których bez problemu znajdował
również wśród arystokracji, intrygował oryginalnymi rozwiązaniami
technicznymi na statkach i kolei. Nawet książę Walii nie krył swego
zainteresowania jego pomysłami.
Tak więc Vandeholt uważany był w Londynie za ciekawego i
bardzo przystojnego młodego człowieka. Mimo to angielskim
rodzicom nawet przez myśl nie przeszło, że ten cudzoziemiec mógłby
sięgnąć po rękę którejś z ich córek. Natomiast lady Muriel od
pierwszej chwili, gdy tylko ujrzała młodego Vandeholta, stwierdziła,
iż w niczym nie przypomina on mężczyzn, którzy zostali jej
przedstawieni.
Ojciec Muriel z okazji prezentacji córki na dworze królewskim
wydał wielki bal. Od tego czasu dziewczyna miewała same sukcesy i
nie było domu, do którego by jej nie zapraszano. Kiedy więc ta bardzo
piękna, delikatna młoda kobieta nieoczekiwanie poinformowała, że
pragnie poślubić Dale'a Vandeholta, cała jej rodzina wprost osłupiała
ze zdumienia. Niezrażona tym Muriel nie dopuszczała nawet myśli o
wyrzeczeniu się ukochanego.
Ojciec Muriel na wiadomość o decyzji córki rzucał na nią gromy,
a matka wylała sporo łez. Wszyscy starali się wyperswadować
dziewczynie niefortunny związek, czyniąc przy tym złośliwe uwagi
pod adresem jej wybrańca. Jednak Muriel nie zamierzała ustąpić.
Oświadczyła nawet, iż ucieknie z domu, jeśli ojciec nie wyrazi zgody
na jej małżeństwo. Groźba ta w tym przypadku oznaczała coś więcej
niż tylko wyprawę do Gretna Green* czy innego zakątka na wyspach
brytyjskich. To byłaby ucieczka przez Atlantyk!
W końcu hrabia skapitulował, chociaż jeszcze w drodze do
kościoła Św. Jerzego przy Hannover Square, w którym miała się
odbyć ceremonia zaślubin, usiłował wpłynąć na zmianę decyzji córki.
Wkrótce po ślubie młoda para wyjechała do Nowego Jorku. Jakby na
przekór wyrażanym przez rodzinę Muriel obawom, związek okazał się
wyjątkowo szczęśliwy.
Dale Vandeholt był człowiekiem o wiele bardziej cywilizowanym, niż
Anglicy mogli przypuszczać. Jego dziad wyemigrował kiedyś z
Holandii i osiadł na stałe w Ameryce. Matka była Węgierką o wielkiej
urodzie i znakomitym wychowaniu, ojciec ambasadorem Węgier w
Stanach Zjednoczonych.
* Gretna Green — miejscowość, gdzie bez zwykłych formalności
udzielano ślubu (przyp. tłum.).
Zgłoś jeśli naruszono regulamin