Orlando - Przebudzenie.rtf

(293 KB) Pobierz

Przebudzenie

 

Autor: Orlando

Para: SS/HP

Gatunek: nie mam pojęcia

Zakończone: Nie

Ostrzeżenie: w późniejszych rozdziałach łagodne i ostre sceny erotyczne, wulgaryzmy

Beta: Jest i dzielnie robi porządek w interpunkcji.

Kanon: Staram się, ale różnie to wychodzi.

Opis: Rzecz dzieje się kilka lat po śmierci Voldermorta. Snape przeżył, a Potter jest już dorosły i pragnie niemożliwego.

 

Uwaga: tekst nieskończony.

http://www.yaoifan.fora.pl/fan-fiction,2/przebudzenie-ss-hp-nz,612-60.html

http://yaoi.pl/teksty/viewstory.php?sid=1934&warning=5

 

 

Prolog

 

Otworzył oczy i przez kilka chwil nie wiedział gdzie i kiedy jest, ani nawet jak się nazywa. Świadomość wracała powoli a wraz z nią ból - tak fizyczny, (który nie stanowił już problemu, gdyż umiał go kontrolować) jak i metafizyczny. To rozdarcie duszy, które nie pozwalało mu ani żyć ani umrzeć, i sprawiało, że wirował niczym zeschły liść na wietrze sprzecznych uczuć. A wszystkie gwałtowne i obezwładniające. Ile to już lat tak tańczył w przedsionku obłędu? Martwy, udający żywego - cóż za ironia. Dla niego tylko ból był prawdziwy. Wypełniał każdy jego oddech i nawet w snach nie mógł się od niego uwolnić.

A teraz ten stary „przyjaciel” przyprowadził ze sobą pamięć - klucz do człowieka. Klucz obrócił się i wiedział już, że nazywa się Severus Snape. Pamiętał wszystko. Jak zawsze.

Ponownie był zaufanym sługą Czarnego Pana. Znów okazano mu wyjątkową łaskę i względy budzące zawiść „przyjaciół”. Ostatecznie, Czarny Pan zawsze wysoko go cenił. Kiedyś nawet stwierdził, że jako jedyny dorównuje mu inteligencją. Jakimż szczęściem napełniły go te słowa.

A on go zdradził. Dwa razy.

Właściwie od samego początku wiedział, że plan, który opracowali wspólnie z Dumbledorem, czyni go samobójcą. Ale czego się nie robi dla wyższych celów, dla... Cóż, za bzdury! Wcale nie był taki odważny i skory do poświecenia własnego życia, dla bandy zachłannych i próżnych głupców. Nie miał jednak wyjścia. Ktoś to musiał zrobić i tak się nieszczęśliwie złożyło, że on był najlepszym i jedynym kandydatem. I udało mu się! Czarny Pan uwierzył w śmierć Dumbledore’a, ergo sądził, iż Harry Potter został sam na polu walki i czuł się już zwycięzcą. Gdy nie było Dumbledora, reszta się nie liczyła, a takie myślenie generuje błędy.

Udało mu się nawet - do dziś nie wie jak - przekonać Czarnego Pana, że gdy uciekał z Hogwartu, szczeniak był zbyt dobrze chroniony i nie mógł go ani zabić, ani tym bardziej porwać.

W ten sposób - bez stale matkującego mu dyrektora - Potter musiał nareszcie dorosnąć. I trzeba przyznać, że spisał się nadspodziewanie dobrze. Odnalazł i zniszczył - oczywiście przy dużej pomocy jego wskazówek - pozostałe horkruksy. Nareszcie przestał być szukającym przygód gówniarzem i zaczął z rozwagą podejmować decyzje - lepiej późno niż wcale. A przede wszystkim, udało mu się utrzymać w ludziach wiarę w zwycięstwo i w świat bez V... Czarnego Pana.

Pech chciał, że przed finałową rozgrywką Czarny Pan dowiedział się, iż Dumbledore żyje. Ale wtedy było już za późno. I dla niego i dla Czarnego Pana. Jako, że tłumaczenie, iż widocznie pomylił zaklęcia nie miało większego sensu, na zarzuty odpowiadał milczeniem. Był gotowy, w końcu od lat czekał na tę chwilę. Dzień, w którym prawda odsłoni swe oblicze. Nie był ani zaskoczony, ani przestraszony. Prowadził tę grę już tak długo, walcząc z własnymi słabościami i pragnieniami, że niemal udało mu się zapomnieć jak smakuje lęk. Za to bardzo dobrze poznał ból, samotność i poczucie beznadziejności.

Zrozumiawszy jego zdradę Czarny Pan postanowił wyświadczyć mu zaszczyt i zabić osobiście, ale najpierw chciał się z nim „odrobinę pobawić”. Czyż mogło być inaczej. Miał pożałować dnia, w którym się urodził, a tak się składało, że miał w tym sporą praktykę. W końcu od kiedy skończył sześć lat żałował, że matka się go nie pozbyła.

Tu nastąpił ból, przejmujący do szpiku kości, szarpiący wnętrzności i rwący nerwy, a później... ciemność.

Czyżby jacyś kretyni postanowili się zdekonspirować i uratowali go? Dlaczego on całe życie musi pracować z głupcami?

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło od chwili gdy stracił przytomność, ale był pewny, że przelicznik będzie obejmował tygodnie. W końcu przyjął na siebie tyle złych zaklęć, że to właściwie niewyobrażalne, iż wciąż żyje. Zwłaszcza, że pragnął śmierci!

Jednakże, niezależnie od wszystkiego, nareszcie spłacił swój dług. Po tylu latach, nadszedł dzień, gdy może spojrzeć w twarz drugiemu człowiekowi, bez tego przygniatającego, palącego jak ogień poczucia winy.

Ale na wszystkie plagi egipskie po cóż go ratowali? Dlaczego nie pozwolili mu tam po prostu zdechnąć? Tak bardzo pragnął tych zimnych, czułych objęć śmierci. Spokoju i ciszy, jakie ofiarowuje swym kochankom. Po prostu już nie być! Cóż za rozkosz.

Nie wiedział, kto wyświadczył mu tę niedźwiedzią przysługę, ale już wyobrażał sobie jak mu za to podziękuje - cień złego uśmiechu przemknął przez wąskie wargi.

W tym samym momencie, nowa fala bólu wybuchła w samym środku głowy, pozbawiając go na kilkanaście sekund oddechu. Powieki zasłoniły czarne, puste oczy a dłonie z okrutną siłą zacisnęły się na prześcieradle. Ale twarz i usta nawet nie drgnęły. Niema maska.

Zanim udało mu się zapanować nad ciałem i rozluźnić nieco obcęgi zaciskające się na głowie, usłyszał kroki. Wyraźnie zmierzały w stronę jego pokoju a echo słów przybierało na sile, wraz ze zmniejszającym się dystansem.

Natychmiast doszedł do wniosku, że nie ma w tej chwili (ani w żadnej innej) ochoty na odwiedziny i postanowił udawać, ze śpi. W miarę zbliżania się, głosy cichły aż wreszcie zamarły zupełnie i nie udało mu się ustalić, jakim to „troskliwym przyjaciołom” zachciało się składać mu wizyty. Kroki dotarły w końcu do drzwi i zatrzymały się. Snape wyraźnie wyczuł moment wahania. Klamka cicho zgrzytnęła i drzwi otworzyły się.

‘Och nie! - nie widział ich, ale wiedział na pewno, że to oni. Po prostu wyczuwał ich moc. Po tylu latach? Nieważne. Istotniejszą kwestią było pytanie: po co tu przyszli? Tacy dobrzy, tacy troskliwi, zapewne przybyli, by podzielić się radością płynącą z osiągniętego zwycięstwa i odzyskanej wolności. Zapytać o samopoczucie, obiecać, że już wszystko będzie dobrze (jakby cokolwiek od nich zależało) a może i wetrzeć mu w tyłek maść na odparzenia.

Przez chwilę stali cicho, zapewne przyglądając mu się. Na Merlina, jak on musi wyglądać? Nigdy zbytnio nie przejmował się swoją powierzchownością. W końcu, gdy jesteś brzydki, nie wiele z tym możesz zrobić, a po jakimś czasie przyzwyczajasz się i przestaje to mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Lub udajesz, że tak jest. On poszedł dalej, zaczął znajdować przyjemność w pogłębianiu swojej odpychającej aparycji i wzbudzaniu negatywnych emocji.

Jednakże, wziąwszy pod uwagę przeżycia ostatnich kilkunastu godzin, jakich był świadomy, oraz czas spędzony w szpitalu, był więcej niż pewien, że osiągnął nowy poziom szpetoty i zaniedbania.

Cisza przedłużała się. Słyszał ich oddechy, najlżejsze poruszenia, niemal czuł jak ich oczy błądzą po jego „doczesnych szczątkach” - cóż za adekwatne określenie!

- Wiadomo już, czy z tego wyjdzie? - szepnął Potter, ale głucha cisza, jaka ich otaczała, sprawiła, że jego głos zabrzmiał niezwykle donośnie. Snape niemal drgnął. Na szczęście - niemal.

- Nie - Dumbledore także szeptał - ale nie traćmy nadziei. To wielki czarodziej i silny mężczyzna. Skoro udało mu się przeżyć, to myślę, że powinien się obudzić.

- Mam nadzieje... Muszę z nim porozmawiać... podziękować...

- Tak, czeka go wiele poważnych i szczerych rozmów, których tak bardzo nie lubi.

Snape dosłownie słyszał jak Dumbledore uśmiecha się, wypowiadając te słowa.

- Cóż, będzie musiał nad tym popracować. Ale teraz, chodźmy. Niech odpoczywa. W tej chwili nie możemy zrobić dla niego nic więcej.

Drzwi zamknęły się cicho.

Gdy znów został sam, Snape zaczął analizować podsłuchaną rozmowę. O czym niby miał z nimi rozmawiać? Z jakiego powodu? Dumbledore na pewno już wszystko wyjaśnił, zarówno Potterowi jak i szanownemu Ministerstwu Matołów. A on nie zamierza imbecylom powtarzać tego samego drugi raz. Nie chcę także żadnych przeprosin, podziękowań, pytań czy wyjaśnień. Więcej - nie chcę ich wszystkich już nawet pamiętać. Co prawda, może to być trudne, gdy ma się wykupioną dożywotnią prenumeratę „Proroka codziennego”, ale przecież zawsze można ją komuś odstąpić. Lub częściej palić w kominku.

Dziś świat już go nie interesuje. Może się zawalić a on dołoży wszelkich starań, by tego nawet nie zauważyć.

Jest jeszcze Dumbledore. Cóż, z nim chyba będzie musiał pogadać. Ale... nie teraz. Od dziś nie istnieją już sprawy nie cierpiące zwłoki!

Pulsowanie w skroniach nasiliło się i świadomość ubrana w woal bólu zaczęła go powoli opuszczać.

***

Gdy ocknął się ponownie, wokół panowały ciemności, przełamywane jedynie nikłym światłem małej lampki. Nie podnosząc głowy, powoli rozejrzał się po pokoju. Leżał w niewielkim, skromnie umeblowanym pomieszczeniu z dużym oknem, przez które zerkała pyzata morda księżyca.

‘Noc szalonych zabaw, co Lupin?’ - pomyślał rozkoszując się goryczą każdego słowa.

Był sam. Dzięki Ci opatrzności! Chciał pomyśleć i zastanowić się nad przyszłością - jak on nienawidził tego słowa. Ale jeśli już musiał żyć, powinien zdecydować, co dalej? Zwłaszcza, że za horyzontem dnia dzisiejszego, była tylko pustka.

Przez ostatnie 20 lat żył wyłącznie myślą o spłaceniu długu, jaki zaciągnął u Pottera i zmazaniu win przeszłości. Dumbledore twierdził, iż ten przejaw sumienia świadczy o jego człowieczeństwie i dobroci, ale on sam gardził sobą z tego powodu. To była słabość, a on obiecał sobie już nigdy nie być słabym! I w ten sposób trwał w zawieszeniu, dokładnie na granicy pomiędzy dobrem a złem. Kolejna pętla zaciskająca się na jego szyi, i sprawiająca, że to, co normalne było absolutnie poza jego zasięgiem. W każdym bądź razie był to cel, do którego dążył, który dawał mu siłę by znów wstać z łóżka, by stanąć do walki. A teraz go utracił. Świadomość tego faktu nasiliła ból niezmiennie otulający jego ciało i duszę.

Nie miał już NIC!

Niech no tylko ten szlachetny obrońca życia trafi w jego ręce? Już on zadba o to by odechciało mu się bawić w bohatera.

Ale co dalej? Nie mógł wrócić do Hogwartu. Nie mógł, ani nie chciał. Nie oszukujmy się, był najgorszym nauczycielem, jakiego można sobie wyobrazić. Zamiast rozbudzać ciekawość i pasję, przerażał, obrażał i niewybrednie żartował. Aby zdać u niego egzamin trzeba było się napracować, ale ile tej wiedzy zostawało w tych tępych łbach?

Większość ludzi z łatwością zasypuje popiołami niepamięci to, o czym pragnie zapomnieć. Ich pamięć bez trudu wymazuje złe chwile i słowa, zostawiając tylko to, co dobre i miłe. Jakże im zazdrościł tej sztuki. On nie zapominał nigdy! To było jego przekleństwo.

Zresztą, nie miał wystarczających pokładów cierpliwości, by nauczać. By próbować wbić cokolwiek do głowy tym kretynom, którym trudność sprawiało zapamiętanie najprostszej formuły, którzy zawsze wszystko robili w odwrotnej kolejności i zazwyczaj coś tłukli lub topili kawałek podłogi. On po prostu... nie lubił dzieci.

Ból w skroniach wzmocnił się i z niezwykłą siłą zawładnął jego ciałem. Chyba decyzje odnośnie przyszłości podejmie nieco później... cóż, w końcu teraz będzie miał dużo wolnego czasu. Bardzo dużo.

***

Kolejny powrót do świata żywych. Tym razem, ból jest tylko ledwie zauważalnym echem, pulsującym cichutko pod skórą. Otworzył oczy i ... natychmiast je zamknął, gdyż światło odbijające się od białego sufitu zraniło boleśnie jego oczy. W końcu tyle lat żył w ciemnościach. Spróbował jeszcze raz, ale źrenice nie były wstanie znieść takiej dawki światła.

- Nareszcie się obudziłeś - cichy głos Dumbledora sprawił, że niemal spadł z łóżka.

‘O kurwa!!!’

- Poczekaj chwilę, zasłonię okna. Przez jakiś czas możesz mieć problemy ze wzrokiem. Zwłaszcza, ze zbyt dużym natężeniem światła. Ale nie martw się, Septimus twierdzi, że w ciągu miesiąca objawy te powinny ustąpić. Już możesz otworzyć oczy.

Powieki podnosił tak wolno, jak to było tylko możliwe, ale w końcu musiał spojrzeć w jasne, błękitne oczy patrzące wesoło znad połówek okularów. Zdecydowanie nie był gotowy na to spotkanie.

Ale Dumbledore jak zwykle nie zostawił mu wyboru.

- Naprawdę, już zacząłem się o Ciebie bać. Spałeś bez przerwy przez prawie cztery miesiące.

- Postanowiłem trochę odespać. - jego własny głos brzmiał dziwnie głucho i obco - Sam wiesz najlepiej, jak deficytowym towarem był dla mnie sen.

- To prawda. Ale udało nam się! Zwyciężyliśmy Severusie!

Dlaczego ludzie komunikują rzeczy oczywiste, jakby objawiali wielką tajemnicę życia? Przecież to jasne, że jeśli wciąż oddycha i ma wszystkie członki, Czarny Pan musiał zginąć.

- Brak mi słów, by wyrazić wdzięczność dla twojego poświęcenia i odwagi.

‘Zaczyna się’ Pozwolił by grymas bólu wykrzywił jego twarz.

- Źle się czujesz? Podać Ci coś?

- Poradzę sobie. Oszczędź mi tylko tego patosu. Obaj wiemy jak było.

- Obaj wiemy, co cię skłoniło do tego, by wybrać właśnie tę a nie drugą stronę barykady. Ale reszta? To już tylko i wyłącznie twoja wolna wola i zasługa.

Lekkie skrzywienie warg.

- Dobrze, porozmawiamy o tym innym razem. Gdy będziesz w lepszym nastroju. Rozumiem, więc, że w najbliższym czasie nie zechcesz udzielić wywiadu „Prorokowi Codziennemu”

- Ja? Niby, dlaczego miałbym to zrobić?

Dumbledore uśmiechnął się i pomimo, iż był to serdeczny gest, Snape poczuł jak nieprzyjemny dreszcz przebiega jego ciało.

- No wiesz, cały czarodziejski świat marzy by usłyszeć twoją historię.

- Moją historię? O czym ty mówisz?

- Gdy leżałeś nieprzytomny, opowiedzieliśmy o twoim niemałym udziale w wygraniu tej strasznej wojny i jesteś teraz bohaterem. Zapewniam cię, że gdy tylko stąd wyjdziesz nie opędzisz się od dziennikarzy i zaproszeń na bankiety, wydawane na twoją cześć. A zapewne i ciepła posadka w Ministerstwie Magii nie ominie cię.

Dziennikarze? Bankiety? Posadka? Cóż za koszmar! Usta Snape wykrzywił drwiący uśmiech. O ironio, matko życia! Jeszcze rok temu zabiłby, aby być sławnym, podziwianym, nareszcie docenionym. A dziś? Pusty śmiech. Tak, zdecydowanie miał rację ten, kto ostrzegał, że należy uważać, czego się pragnie. Można to otrzymać.

- Obawiam się, że nie dam im tej satysfakcji.

- Tak samo mówił Harry. Lecz niestety nie był w stanie ani normalnie żyć, ani pracować. Tłumy wielbicieli wystawały (nawiasem mówiąc wciąż tam są) pod jego domem, przeszkadzały mu w pracy, obserwowały każdy jego krok. Innymi słowy, zero prywatności. Nie mógł nawet iść do toalety, żeby nie napisali o tym w którejś gazecie. W końcu Harry poddał się i postanowił wyjechać do czasu aż wszystko ucichanie.

- Biedny Potter! Nie sądzę jednak, bym ja miał podobne problemy.

- I tu się mylisz. Wiele się zmieniło gdy „odsypiałeś”. Są obecnie w Anglii dwa miejsca które każdy czarodziej odwiedzić musi. Jedno z nich to dom Harrego, dawna rezydencja Black’ów, a drugie... to twój dom.

- Mój?... Ależ nikt nie wie gdzie mieszkam!

- Tak się składa, że twój adres jest w każdym magicznym przewodniku po Anglii.

- Co?!?

- Przykro mi. Jeśli po tej całej aferze z Voldermortem planowałeś spokojne życie, to możesz to osiągnąć tylko na dwa sposoby. Wyjechać jak Harry, co wiąże się z nieustannymi przeprowadzkami, lub powrócić do Hogwartu. Tak, wiem, od lat wmawiasz sobie, że nie znosisz nauczania, ale ja zawsze odnosiłem wrażenie, że sprawia ci to niejaką przyjemność. Tak więc masz do wyboru życie na świeczniku, wygnanie lub role nauczyciela. Przynajmniej dopóki upojone radością tłumy, odrobinę nie ochłoną. Rok lub dwa na pewno wytrzymasz a później... zrobisz, co zechcesz.

- Dumbledore, prędzej zabiję któregoś z tych pismaków i wyląduję w Azkabanie, niż wrócę do nauczania - cichy głos Snape brzmi niemal jak syk.

- Rozumiem.

‘Dlaczego do cholery Dumbledore się uśmiecha?’

- W takim razie poudawaj jeszcze trochę, że jesteś nieprzytomny i przygotuj się na to całe szaleństwo jakie niesie ze sobą sława. Gdy usłyszą, że odzyskałeś przytomność, nie sądzę by udało nam się zapewnić ci prywatność.

Snape posłał mu jedno ze swych „złych” spojrzeń. Dumbledore powinien paść martwy. Powinien!

- Tak... Chyba ci jeszcze nie mówiłem, że co jakiś czas, pomimo naszych zabezpieczeń udaje się komuś dostać do szpitala i na drugi dzień ukazuje się twoje zdjęcie w „Proroku codziennym”? Dowód, że żyjesz i nadal jesteś nieprzytomny.

‘Jak ja go nienawidzę. Jak ja nienawidzę „Proroka codziennego”, mojego życia i świata w ogóle. Ot, i cała moja wolna wola. A najgorsze jest to, że nawet nie pamiętam chwili, w której stałem się marionetką. Kukłą, której każdym krokiem kieruje ktoś inny. Kiedy dokonałem tego wyboru, który zamknął mnie w klatce mojego życia?’

- Czeka na ciebie stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, Severusie. Oczywiście jeśli wolisz wrócić do eliksirów...

‘I jak z niej uciec?’

 

 

1

 

Hogwart jest prastarą warownią, usytuowaną w niedostępnej górskiej dolinie. Wybudowany został przeszło tysiąc lat temu a mistrzostwu ówczesnych budowniczych trudno dziś dorównać. Jednym z przejawów ich geniuszu są „kominy świetlne”, za sprawą których, nawet do najodleglejszych lochów, dociera światło dzienne. Dzięki temu świt zwiastuje radość nowego dnia wszystkim mieszkańcom zamku.

Kończył się już sierpień i słońce z coraz większym trudem odsuwało kotary nocy. A gdy mu się to udało, wciąż pełne letniej radości, każdą szczeliną przenikało do zamku, by ogrzać stare mury i młode kości.

Wykazując się całą niesubordynacją na jaką było je stać, pierwsze słoneczne promienie wdarły się do komnat Snape’a i zastały jego ciało siedzące nieruchomo na zimnej, kamiennej posadzce przed wygasłym kominkiem. On sam był gdzieś daleko.

Po godzinie, gdy pokój napełnił się już łagodnym światłem poranka, sztywno wyprostowane ciało nadal pozostawało w bezruchu, nieświadome zachodzących wokół zmian.

Nagle rozkrzyczał się budzik obwieszczając początek dnia dla Severusa Snape'a, ponownie Mistrza Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Mężczyzna powoli otworzył oczy, po czym, nie zadając sobie trudu uciszenia zegarka, wstał i udał się do łazienki.

Odkąd skończyła się wojna, Snape przestał oczekiwać i pragnąć czegokolwiek. Może jeszcze tylko życzyłby sobie szybkiej śmierci, niestety osoba na którą liczył najbardziej, zawiodła go. Życie odmówiło mu i tej łaski, a czas stał się pasmem wschodów i zachodów słońca rozdzielających bliźniacze godziny.

I tak, poniedziałek nie różnił się niczym od wtorku, wtorek od środy, a środa od piątku. Korowód takich samych dni osiągał rangę tygodnia, następnie miesiąca, a w końcu roku.

Rzeczy i wydarzenia zacierały się, traciły na znaczeniu, by wreszcie przywdziać niewidzialność obojętności.

Chyba już cztery lata unosił się w tej próżni, w tej dziwnej nieobecności kojącej jego duszę. Chociaż, czy na pewno? Może to był tylko rok? A może sześć? Daty od dawna nie miały odbicia w rzeczywistości.

Wszystkie obowiązki zawodowe wymagały od niego tylko odrobiny rutynowych działań, które jego ciało mogło wykonywać nawet bez udziału woli. Ponad to Snape nie robił nic! Potrafił godzinami siedzieć nieruchomo niczym skała i w zależności od pory roku wpatrywać się, niewidzącym wzrokiem w płomienie na kominku lub fale rozbijające się o brzegi jeziora.

Nic go nie interesowało. Nie czytał gazet, nie oglądał meczy, nie był już nawet opiekunem Slytherinu.

Tylko w czasie lekcji powracał „stary” Snape, ale nawet on nie czerpał już radości z posiadanej władzy. Wymagał ciszy, całkowitego podporządkowania, uwagi i wiedzy. A gdy zajęcia kończyły się, gdy zrobił już wszystko, co miał do zrobienia jako nauczyciel, ponownie pogrążał się w wewnętrznej ciszy. W swoim oczekiwaniu na Wielkiego Imperatora Porcji Lodów.

Czekał już bardzo długo. Czasami zdawało mu się, że całą wieczność, ale był cierpliwy. W końcu całe jego życie nie było niczym innym jak ciągłym oczekiwaniem i zgodą na utratę. Chociaż nie, do tego ostatniego doszedł, dopiero gdy uwolnił się od wszelkich pragnień. Gdy spłacił swój dług. Tak, teraz już mógł tracić! Szkoda tylko, że życie pozbawiło go wszystkiego, zanim dorósł do tej decyzji.

Dyrektor, inni nauczyciele (choć nie wszyscy zasługują na to miano) oraz uczniowie, milcząco zaakceptowali nowy „image” Mistrza Eliksirów. Nie, żeby kiedykolwiek był duszą towarzystwa. Nie przeszkadzali mu więc i mógł do woli pogrążać się w niebycie.

Jedynym zgrzytem był fakt, iż dyrektor uparł się, że musi chodzić na posiłki do Wielkiej Sali. Nie był to najszczęśliwszy pomysł, zwłaszcza, że pod czujnym spojrzeniem niebieskich oczu, ciężko przeżuwać „trociny”. Ale przynajmniej Dumbledor odpuścił mu wakacyjne wizyty w domu. Chociaż nie, należałoby raczej powiedzieć „budynku który jest jego własnością”. Chyba nigdy nie nazwał tego miejsca domem? Najsilniejsza nić przywiązania wytworzyła się pomiędzy nim a Hogwartem, ale nawet ona traciła na znaczeniu.

I w ten oto sposób, od nieoznaczonego czasu, Severus Snape trwał obojętny na chłód zimy i upalność lata. Z właściwą sobie konsekwencją pozwalał rzeczywistości przeciekać przez swoje szeroko rozstawione, długie palce.

A czarny anioł miłosierdzia wciąż miał do niego nie po drodze.

Pewnie nie bawi go taka wizyta, gdy „petent” go oczekuje.

***

Snape podążał do gabinetu dyrektora.

Nie zastanawiał się, dlaczego został wezwany, na tydzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego.

Stanął przed gargulcem strzegącym gabinetu Szefa Szefów i przez kilka sekund przetrząsał pamięć w poszukiwaniu hasła. Błahostki, na które ostatnio w ogóle nie zwracał uwagi.

- Lukrowane pierniczki?

Wymawiając kolejne słodkie hasło Dumbledora, nie odczuł niesmaku. Jak to możliwe? Był już jednak na tym etapie zobojętnienia, kiedy nawet własne, nietypowe reakcje przestają niepokoić.

- Severusie, tak się cieszę, że znalazłeś dla mnie chwilkę - sędziwy czarodziej rozpromienił się na jego widok i podniósł z za biurka.

Snape czuł, że powinien powiedzieć coś w rodzaju „Tak, rzeczywiście ostatnio mam tyle pracy, że ledwie starcza mi czasu na wypicie kawy”, ale nie chciało mu się otwierać ust. Bo i po co? Kiwnął więc tylko głową i usiadł w miękkim fotelu, pozwalając sobie doświadczyć przyjemności, jaką oferował mebel.

- Herbaty? Mam nowy gatunek Earl Gray’a, ze skórką pomarańczową - spytał Dumbledor towarzyskim tonem, nalewając napar do filiżanek. Snape nie zadał sobie trudu, aby choć skinąć głową.

- Doskonale smakuje z tymi maślanymi herbatnikami. Spróbujesz? - i spodek z filiżanką i ciastkami znalazł się w rękach Snape.

Dyrektor usiadł, spojrzał przenikliwie na Mistrza Eliksirów i na jego pogodnym obliczu zagościła troska. Nie spytał jednak: jak się czujesz? lub: czy wszystko w porządku? Ostatnie miesiące nauczyły go, że to bezsensowne zabiegi.

Snape, czując na sobie przenikliwe spojrzenie, niemal bez udziału świadomości uniósł filiżankę do ust i wziął kilka łyków. Odstawił naczynie, lecz nie wyraził żadnej opinii na temat smaku i aromatu jego zawartości. Nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie tego zrobić, gdyż równie dobrze mógł pić szampana lub wodę z kałuży.

Bez specjalnego wysiłku, przez dłuższy czas utrzymywał kontakt wzrokowy z parą błękitnych oczu, które zdawały się przenikać jego duszę. Dawno temu, w takich sytuacjach, zawsze odwracał wzrok. Zbyt wielkie poczucie winy i zbyt wiele tajemnic krył w sobie. Dziś mógłby cieszyć się tym małym zwycięstwem, tyle tylko, że nie miało już ono żadnego znaczenia.

Dumbledor westchnął ciężko, przerywając ten dziwny pojedynek.

- Poprosiłem cię do siebie, gdyż chciałbym omówić z tobą kwestie posady nauczyciela obrony przed czarną magią.

Pauza.

Ani jeden mięsień nie drgnął na twarzy Snape.

- Niestety znów mamy wolny etat. Sądziłem, że po definitywnej śmierci Voldermorta, klątwa zostanie zdjęta, ale zdaje się, że to nie takie proste.

Cisza.

Brak jakichkolwiek reakcji.

- W każdym razie, jeśli wciąż nie jesteś nią zainteresowany …

Przerwa.

‘Czy On mnie słucha?’

- W tym roku Harry Potter złożył swoje CV i pomyślałem, że to odpowiedni kandydat.

Oczekiwanie.

‘Gdyby choć mrugnął, wiedziałbym na pewno, że nie mówię sam do siebie.’.

- Chłopak wielokrotnie wykazał się wiedzą i umiejętnościami. Ostatnie lata spędził pracując jako auror, kwalifikacje ma więc odpowiednie.

Pustka.

‘Czy on w ogóle oddycha? ‘

- A poza tym, może w końcu Harry przełamałby tę niefortunną tradycję corocznej zmiany nauczyciela OPCM. Co o tym sądzisz?

Pytanie Dambledor’a zawisło między nimi, lecz odpowiedziało mu tylko milczenie. Snape siedział nieruchomo jak woskowa figura. Nawet nie mrugał, a jego klatka piersiowa zdawała się nie poruszać. Patrzył niewidzącym wzrokiem, poprzez dyrektora. Jednym słowem - enigma.

Gdy siwowłosy czarodziej zaczął się niepokoić i otwierał usta, aby jednak spytać Snape, czy dobrze się czuje, młodszy mężczyzna uniósł ponownie filiżankę do ust, opróżnił ją i powiedział.

- Ma Pan całkowitą rację dyrektorze. To doskonały pomysł.

Jego głos pozbawiony był choćby szczypty ironii lub cynizmu. Szczerze powiedziawszy, był wyprany z jakichkolwiek uczuć. Dumbledor poczekał jeszcze chwilę licząc na jakiś komentarz czy docinek, a nie doczekawszy się go, westchną ciężko (ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej).

- W takim razie, jeszcze dziś napiszę do Pana Pottera, że go oczekujemy. Jesteś pewien Severusie, że nie masz nic przeciwko?

Pytanie to spowodowało wreszcie reakcję. Jednakże nie taką jakiej oczekiwał starszy czarodziej, gdyż na twarzy Snape zagościł cień cienia zdumienia.

- Nie, czemu miałbym mieć coś przeciwko?

- Tak tylko pytam. Chciałbym, abyś czuł się w Hogwarcie jak najlepiej.

- Tak właśnie się czuję.

I zanim dyrektor zdążył skomentować to jego nagłe „ożywienie” Snape spytał.

- To już wszystko?

Cóż, to pytanie definitywnie kończyło rozmowę, zanim tak naprawdę się zaczęła. Ech!

- Tak, dziękuję Severusie.

Snape wstał powoli.

- Ja również - powiedział ponownie beznamiętnym tonem, odstawił filiżankę na brzeg biurka i skinąwszy lekko głową, wyszedł.

- I co ja mam z nim zrobić? - spytał Dumbledor ścian. A jako, że nie pośpieszyły z żadną sensowną radą, dodał - Brakuje mi już pomysłów.

***

Jak to miał ostatnio w zwyczaju, po obiedzie Snape poszedł na spacer. Gdy człowiek nie przyrządza żadnych super niebezpiecznych i skomplikowanych eliksirów, lub gdy nie planuje intryg, okazuje się, że zostaje mu dużo czasu na tego typu próżniactwo. Nogi same zaniosły go nad jezioro, gdzie usiadł na swoim zwykłym miejscu i znieruchomiał. Mógł tak siedzieć godzinami, bez względu na porę roku, pogodę i temperaturę. Absolutny bezruch i spokój. Umysł wolny od wszelkich myśli, skupiony jedynie na wewnętrznej ciszy.

Dziś niestety, ten przyjemny stan, co jakiś czas przerywały niepokorne myśli, które nic sobie nie robiły z jego medytacji i chciały być za wszelką cenę „pomyślane”.

Harry Potter będzie nowym nauczycielem OPCM.

Snape, gdzieś w najgłębszych pokładach siebie czuł, że powinno go to obchodzić. Że powinien być oburzony decyzją dyrektora. Że należałoby stanowczo powiedzieć NIE lub chociaż dać wyraz swemu niezadowoleniu. Ale nie mógł doszukać się w sobie takich emocji. Fakt, że ta lub inna osoba obejmie stanowisko nauczyciela OPCM, był mu całkowicie obojętny. A ta obojętność nie niepokoiła...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin