Kaye Marilyn - Replika 03 - Następna Amy.rtf

(696 KB) Pobierz

Kaye Marilyn

 

 

Następna Amy

 

 

Replika 03

 

 

 

Dla mojej sojuszniczki i przyjaciółki, Samanthy Wylde Lang


NOTATKA OD DYREKTORA

WEDŁUG NAJŚWIEŻSZYCH DANYCH, ISTNIEJĄ TRZY OBIEKTY MO­GĄCE STANOWIĆ PRZEDMIOT ZAINTERESOWANIA ORGANIZACJI. SUGERUJE SIĘ, BY KOMITET ŚLEDCZY ZREZYGNOWAŁ Z KONCEN­TROWANIA UWAGI TYLKO NA JEDNYM Z NICH I ROZWAŻYŁ MOŻ­LIWOŚĆ UZYSKANIA RÓWNIE WARTOŚCIOWEGO MATERIAŁU Z IN­NYCH ŹRÓDEŁ. W DĄŻENIU DO OSTATECZNEGO CELU NALEŻY WZIĄĆ POD UWAGĘ WSZYSTKIE MOŻLIWE KIERUNKI DZIAŁANIA. W ZWIĄZKU Z TYM ZALECA SIE, ABY ORGANIZACJA POSZERZYŁA ZAKRES SWOJEJ AKTYWNOŚCI.


rozdział pierwszy

 

N

a korytarzach gimnazjum w Parkside panował ogłuszający hałas. Rozbrzmiewał dzwonek kończący ostatnią lekcję, uczniowie krzyczeli, drzwi szafek zamykały się z trzaskiem, a trzysta par nóg pędziło do wyjścia. Mimo to Amy Cand-ler usłyszała głos Tashy Morgan, wołającej ją z drugiego końca korytarza, i podniosła głowę. Choć stała dość daleko, wyraźnie widziała jej mi­nę. Tasha była czymś mocno podekscytowana.

-             Co się dzieje? Nie wybierasz się na gimnas­tykę? - spytała Amy, gdy przyjaciółka podeszła do niej na tyle blisko, by ją słyszeć.

-             Wybieram się, wybieram - odparła Tasha, ale

9


Amy od razu domyśliła się, że to nie zajęcia z gim­nastyki są przyczyną entuzjazmu przyjaciółki. - Mu­siałam się z tobą spotkać przed wyjściem. Zgadnij, co się stało.

Amy przewróciła oczami. Po co ludzie mówią takie rzeczy jak „zgadnij, co się stało", kiedy jasne jest, że rozmówca nie ma pojęcia, o co chodzi? Owszem, była obdarzona niezwykłymi zdolnościami, ale czytanie w myślach do nich nie należało. Mimo to postanowiła spróbować odgadnąć, w czym rzecz.

-              Biust ci znowu urósł.

Tym razem to Tasha przewróciła oczami.

-             Nie.

-             No dobrze, co się więc stało?

-             Będę dziennikarką. Amy uniosła brwi.

-              W „Snooze"? - Miała na myśli gazetkę szkolną,
wychodzącą co tydzień. Nie potrafiła zrozumieć,
dlaczego Tasha tak bardzo cieszy się z tego, że
będzie w niej pracować. Każdy mógł pisać artykuły
dla „Snooze", ale nikt nie chciał tego robić. Była to
nąjnudniejsza gazeta na świecie.

-              Nie! W „Journal"!
Amy była pod wrażeniem.

-              W „Journal"? Chodzi o to pismo, które nam
przynoszą do domu? No, no! To prawdziwa gazeta.

Tasha radośnie skinęła głową.

-              Jestem nową korespondentką z Parkside. No,
właściwie to nie ty Je nową, co pierwszą w historii.
Gazeta od niedawna prowadzi program współpracy

10


/ wszystkimi szkołami w okolicy. W każdej z nich redakcja ma jednego korespondenta. Pani od an­gielskiego zaproponowała, żebym przejęła tę rolę w Parkside.

-              Super - powiedziała Amy. - To wspaniale, Ta­
sha. moje gratulacje. - Wiedziała, że to dla przyjació-
Iki wielka sprawa, i uściskałaby ją, gdyby nie był to
laki obciach. Czegoś takiego po prostu nie robiło się
na zatłoczonym korytarzu. Amy właściwie nie ob­
chodziło to, jak ją widzą inni, ale wolała, by nie
/wracali na nią zbyt wielkiej uwagi. - O czym
napiszesz do gazety?

Tasha nieco zmarkotniała.

-              Nie wiem. Najtrudniej będzie znaleźć jakiś
interesujący temat.

,,- Zaczynają się zapisy do grupy tanecznej, Mog­łabyś o tym napisać.

-             Mogłabym - powiedziała Tasha bez entuzjaz­mu. - Ale takimi rzeczami będą się zajmować kore­spondenci z innych szkół. Ja chcę znaleźć coś innego, coś, co zrobi wrażenie.

-             Mogłabyś przeprowadzić wywiad z nowym nauczycielem wuefu - zasugerowała Amy. - Zdaje dię, że był członkiem olimpijskiej drużyny lekkoat­letycznej.

-             Taa, chyba ze sto lat temu i przewrócił się na pierwszym okrążeniu. Dlatego teraz uczy wuefu. -Tasha przechyliła głowę na bok. - Ale wywiad... to nie jest zły pomysł. Gdybym znalazła kogoś naprawdę interesującego, kogoś innego, kogoś, kto nie jest taki

11


jak wszyscy... - Z miną niewiniątka wbiła wzrok w sufit.

Amy podejrzliwie zmrużyła oczy.

-             Kogo masz na myśli?

-             Och, na przykład dwunastoletnią dziewczynę obdarzoną wyjątkowymi mocami. Dziewczynę, która niedawno dowiedziała się, że jest... - Tasha zniżyła głos - ...ludzkim klonem. Mogłabym ją zapytać o to, czym różni się od innych, co myśli o sobie samej. To dopiero byłby wywiad.

-             Może - przyznała Amy. - Ale mnie by się nie spodobał. - Słowa Tashy nie wzbudziły jej niepokoju. Wiedziała, że może ufać przyjaciółce.

-             Żartuję. Nie musisz się martwić, nikomu nie zdradzę twojego sekretu.

-             Wiem. Dlatego ci o wszystkim powiedziałam.

-             I na mnie powinnaś była poprzestać - stwier­dziła Tasha. - Ciągle nie rozumiem, czemu Erie musi znać twoją tajemnicę. W dodatku to jemu pierwszemu ją wyjawiłaś! Nie do wiary, że mogłaś zrobić coś takiego.

-             Nie przejmuj się tym - rzuciła wesoło Amy. Zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka nie jest za­dowolona z tego, że jej brat wie o wszystkim, ale cóż mogła na to poradzić. Poza tym przecież Tasha wiedziała, dlaczego to Erie pierwszy poznał tę tajem­nicę. - Na litość boską, Tasha, gonił mnie jakiś oprych. Groziło nam niebezpieczeństwo! Nie mogłam kazać Ericowi uciekać i nie powiedzieć mu, dlaczego ma to zrobić.

12


-              No cóż, może i masz rację - przyznała niechęt­
nie Tasha. - Po prostu znalazł się w niewłaściwym
miejscu. Wcale nie zamierzałaś jemu pierwszemu
u wszystkim powiedzieć.

-              Oczywiście, że nie - zapewniła ją Amy.
Prawdę mówiąc, nie miała nic przeciwko temu,

/e starszy bratTashy poznał jej tajemnicę. Od dawna skrycie się w nim kochała, a ostatnimi czasy za­czynało jej się wydawać, że z wzajemnością. Często towarzyszył jej i Tashy w drodze do szkoły. Po lekcjach zwykle przychodził porozmawiać z Amy i, jeśli akurat nie miał treningu koszykówki albo lekko­atletyki, razem wracali do domu. Tego dnia jednak się nie pojawił.

-             A gdzie on właściwie jest? - spytała, starając się nie sprawiać wrażenia za bardzo tym zainte­resowanej.

-             Siedzi w kozie - odparła Tasha. - Rano spóźnił się na lekcje.

-             Ach, rzeczywiście. - Amy pamiętała rozczaro­wanie, jakiego doznała, gdy Erie nie szedł z nimi do szkoły.

Tasha tymczasem nie była zadowolona z tego, że brat zaczął częściej niż kiedyś przebywać w ich towarzystwie.

-              Dzięki temu wreszcie miałyśmy trochę czasu
dla siebie - powiedziała znacząco. Po chwili strzeliła
palcami. - Przypomniało mi się, czego dotyczyła ta
reklama w telewizji. Chodziło o sok pomarańczowy
Sunshine.

13


-             O czym ty mówisz?

-             O reklamie, w której występuje dziewczyna wyglądająca dokładnie tak jak ty. Pokazali ją w czasie wiadomości o szóstej na Kanale Czwartym.

-             Daj spokój. - Amy jęknęła. Od pewnego czasu przyjaciółka wszędzie widziała jej sobowtóry. Ostat­nim była dziewczyna na niewyraźnym zdjęciu w ga­zecie, przedstawiającym zwycięzców konkursu na­ukowego; oprócz pici i długości włosów, nie miała z Amy żadnych wspólnych cech.

-             Mówię serio, obejrzyj dzisiaj wiadomości, może puszczą tę samą reklamę. Słowo honoru, ta dziew­czyna mogłaby być następną...

-             Ciii - syknęła Amy. Nadchodziła Jeanine Bry-ant.

-             Tasha! -krzyknęła Jeanine. -Pospieszsię,moja mama czeka pod szkołą. - Dziewczynki razem cho­dziły na gimnastykę i ich matki uzgodniły, że na zmianę będą je podwozić na zajęcia. Tasha nie była z tego zadowolona. Podobniejak Amy, nie przepadała za Jeanine.

Gdy ta zauważyła, że z Tashą jest Amy, od razu przestało jej się spieszyć.

-             Czy dostałaś już swoje wypracowanie z angiel­skiego? - spytała ją.

-             Oczywiście -odparła Amy. -Tak jak wszyscy. Uprzedzając twoje pytanie, tak, dostałam piątkę. Pewnie ty też.

-             Mmhm. Ale ciekawa jestem, czy coś napisała na twojej pracy -odezwała się Jeanine jakby nigdy nic.

14


-              Coś w stylu „bardzo dobrze"?

Jeanine wykrzywiła usta w irytującym, triumfal­nym uśmiechu.

-              Na mojej napisała „doskonale". Chodź, Tasha.

Tasha spojrzała na Amy i lekko wzruszyła ra­mionami, po czym pobiegła za Jeanine w stronę wyjścia. Amy odprowadziła je wzrokiem. Wcale nie miała ochoty im towarzyszyć, mimo to czuła się w pewnym sensie osamotniona. Jeszcze przed kilkoma miesiącami ona też chodziła na gimnas­tykę. Nagle jednak ujawniły się jej niezwykłe zdol­ności. Okazało się, że bez żadnego przygotowania potrafi wykonywać skomplikowane ewolucje na równoważni i trapezie. A to był dopiero począ­tek...

Trener Persky był pod tak dużym wrażeniem jej umiejętności, że zaproponował, by wzięła udział w zawodach na szczeblu krajowym. Mama Amy nie zgodziła się na to - wieści o niesamowitych zdol­nościach córki tak mocno ją przeraziły, że kazała jej natychmiast zrezygnować z gimnastyki. Sława mog­łaby córce tylko zaszkodzić.

Tłum na korytarzu wyraźnie się przerzedził. Amy nie miała już w szkole nic do roboty, ale nie spieszyło się jej do domu. Odwróciła się i ruszyła w stronę sekretariatu. Nigdy jeszcze nie siedziała w kozie, ale wiedziała, że nieszczęśnicy, których to spotkało, musieli wpisać się na listę w gabinecie dyrektora, po czym trafiali do kafeterii, spełniającej funkcję więzienia dla uczniów. Przed wyjściem musieli pod-

15


pisać listę po raz drugi. Amy miała nadzieję, że Erie dostał minimalny wymiar kary - dwadzieścia minut.

Przystanęła pod drzwiami gabinetu dyrektora. Sekretarka była zaabsorbowana układaniem na biur­ku jakichś niebieskich papierów. Po chwili Amy wypatrzyła to, czego szukała: tabliczkę z listą uczniów siedzących w kozie. Nie była ona zbyt długa. Amy stanęła na palcach, ukradkiem zajrzała do gabinetu i utkwiła wzrok w liście. Było na niej nazwisko Erica. Jeszcze siedział.

Już miała sobie pójść, kiedy sekretarka zwróciła się twarzą do kserokopiarki. Wcisnęła guzik urucha...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin